Google Website Translator Gadget

środa, 11 lipca 2012

Karol Plage

Karol Henryk Plage (08.10.1857 – 10.02.1927)
  • Monety bite w miedzi za panowania Stanisława Augusta, Warszawa 1897
  • Monnaies Frappées Pour Le Royaume de Pologne en 1815 a 1864 et Monnaies Frappées a Cracovie en 1835, Kraków 1902
  • Monety Bite dla Prowinyi Polskich, przez Austryę i Prusy oraz Monety Wolnego Miasta Gdańska, Księstwa Warszawskiego i w Oblężeniu Zamościa, Kraków 1906
  • Okres Stanisława Augusta w historyi numizmatyki polskiej, Kraków 1913
Wszystkie doczekały się reprintów (najstarsza z książek najpóźniej) i to nie z powodów, powiedzmy , estetycznych, a z przyczyny ich szczegółowości i dokładności.

Nikt nie jest doskonały, więc i Plagemu zdarzyło się kilka pomyłek. Największa, dotycząca błędnego podziału części miedzianych monet S. A. Poniatowskiego między mennice krakowską i warszawską. Pierwsze sprostowanie pojawiło się już w roku 1898 - Wiadomości Numizmatyczno-Archeologiczne nr 1 (35), str. 393-394.
Definitywne, jak się zdaje, rozwiązanie zagadki przedstawił R. Janke w Biuletynie Numizmatycznym 4 (336) z roku 2004.

Mimo wszystko. cztery książki Karola Plage, pozostają jednymi z doskonalszych polskich prac numizmatycznych i w dużej mierze zachowują aktualność. Zwłaszcza dla kolekcjonerów odmian i wariantów monet Poniatowskiego i monet porozbiorowych.

Kim był Karol Plage.
Urodził się w warszawskiej rodzinie protestanckiej. Był synem urzędnika kolejowego Bogumiła Plage i Henryki z Boroszewskich.
Z wykształcenia inżynierem (ukończył studia techniczne), pracował na kolei. Niektóre źródła podają, że był urzędnikiem telegrafu.
Z zamiłowania był kolekcjonerem monet w pełni zasługującym na miano numizmatyka. Numizmatyka stała się Jego głównym zajęciem po przejściu na emeryturę. Katalogował polskie monety w Ermitażu, zajmował się kolekcją księcia Białozielskiego-Białozierskiego.
Plage był jednym z dobrodziejów Muzeum Narodowego w Krakowie, któremu w 1902 r. podarował kilkadziesiąt monet ze swojej kolekcji.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i po uruchomieniu w Warszawie nowej mennicy, jej dyrektor, Jan Aleksandrowicz (sam z resztą aktywny kolekcjoner) reaktywował kolekcję numizmatyczną. Plage został pierwszym kustoszem tego muzeum. Funkcję pełnił w latach 1925-1926. W roku odejścia Plegego z muzeum zbiory Mennicy liczyły 4611 sztuk monet (1007 monet polskich i 3604 monety obce) oraz 318 sztuk medali (187 polskich i 131 obcych).
Po Plagem, kustoszem został Władysław Terlecki.

Karol Plage zmarł rok po odejściu z muzeum mennicy. Został pochowany na Cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie.
(Zdjęcie z Wikimedia Commons – repozytorium wolnych zasobów, autor Mateusz Opasiński)

Do napisania tych kilku zdań o Karolu Plage zainspirował mnie jeden z ostatnich przedurlopowych zakupów. Moneta jeszcze nie dotarła, dysponuję na razie tylko zdjęciem z aukcji.
1 grosz 1836, Plage 244. 
Skan z reprintu Monnaies Frappées Pour Le Royaume de Pologne en 1815 a 1864 et Monnaies Frappées a Cracovie en 1835.

Autor katalogu w opisie monety podkreślił inny układ jagódek w wieńcu niż na pozostałych monetach z tego rocznika, próżno jednak szukać wzmianki o tym, że jest jeszcze jedna istotna różnica. G z szeryfem w GROSZ.
Brak też określenia stopnia rzadkości, ale nie jest to moneta pospolita. Wręcz przeciwnie. Plage umieścił przy niej literkę N, co oznacza nowe bicie. Nowe, czyli jakie?
Po wyjaśnienie zapraszam na jedną z moich stron numizmatycznych.

Tej "odmiany" nie umieściłem w moim katalogu. To przecież nie moneta obiegowa, tylko "nowodieł", bękart, jak te wszystkie lustrzanki, lokalne dukaty i inne podobne wynalazki.
Limit w aukcji ustawiłem na średnio wysokim poziomie. Szczerze mówiąc, nie liczyłem na wygraną, ale skoro wygrałem, to przecież jej nie wyrzucę. Jakoś to przeboleję.


środa, 4 lipca 2012

Ale upał!

Przedurlopowe lenistwo pogłębia się. Im wyżej pnie się słupek termometru za oknem, tym trudniej o mobilizację do pracy. Potrzebna jest bardzo, bardzo konkretna motywacja.
Na przykład kalendarz.

Rolnicy to znają. Pewne rzeczy trzeba zrobić w ściśle określonym terminie - nie wcześniej, nie później.

Ciąg dalszy za moment.
Po opublikowaniu poprzedniego wpisu dostałem pokaźną porcję emaili sugerujących przeprofilowanie bloga "Zbierajmy monety". Na przykład na "Jedz smacznie i niezdrowo". Zmiany profilu nie planuję, ale od czasu do czasu jakieś kulinarne wtręty będą się pojawiać.

Ad rem.
Dwa tygodnie po świętym Janie to najwłaściwszy czas na Nocino di Modena.
Przepisów na ten likier jest tyle, ile orzechów na dorodnym drzewie. Mam swój. Wypróbowany.

Bierze się litr spirytusu 95% i 20 do 25 zielonych orzechów włoskich zbieranych między 24 czerwca (dzień św. Jana), a 10 lipca (muszą się łatwo kroić nożem).
Orzechy tniemy na ćwiartki uważając, żeby się przy tym nie upaprać. W najgorszym razie przez kilka dni będziemy mieli brązowe plamy na rękach i na tym wszystkim, na co tryśnie sok z krojonych orzechów.
Pokrojone orzechy zalewamy spirytusem. Dorzucamy ćwierć laski wanilii, ćwierć ćwierci laski cynamonu (nie proszek!) i kilka goździków. Zamykamy szczelnie i ustawiamy w ciepłym, ciemnym miejscu na 40 dni. Zawartość szybko ciemnieje. Co kilka dni trzeba naczyniem potrząsnąć, ale jak się nie potrząsa, to też dobrze wychodzi.

Po 40 dniach odcedzamy orzechy i przyprawy. Ekstrakt zlewamy z powrotem do naczynia.
Do rondelka wsypujemy 80 dkg cukru (a najlepiej pół kilograma i mały słoik miodu).  Wlewamy do tego 0,4 litra wody i mieszając podgrzewamy aż do momentu, kiedy syrop zacznie wrzeć, ale nie gotujemy!. Jak przestygnie, wlewamy do ekstraktu, mieszamy, zamykamy szczelnie i znów odstawiamy w ciemne, ciepłe miejsce.

Cierpliwość ćwiczymy mniej więcej do Bożego Narodzenia. Wtedy zlewany likier do butelek, korkujemy i …

Otwieramy w razie potrzeby, najlepiej w długie, zimowe wieczory, w dobrym towarzystwie. Uwaga, bo to mocne!

Pierwszy etap mam już za sobą. Słój dobrze się prezentuje. Zawartość będzie wykorzystywana między innymi do oblewania przyszłych, udanych zakupów numizmatycznych (które mam nadzieję nastapią).
Na razie udało mi się trafić jednogroszówkę z 1841 r.
Mocno wymęczona, ale to na prawdę rzadki gość na rynku.

Biblioteczka wzbogaciła się o "Numizmatykę sredniowieczną" Stanisława Suchodolskiego. Bardzo to ciekawa pozycja. Dokładniejszą lekturę zostawiam sobie na czas urlopu.

A ten już tuż, tuż.





Printfriendly