Strony

czwartek, 28 września 2017

Na tytuł brakło mi inwencji.

Dzisiaj prawie nic o monetach, więcej  o sprawach okołonumizmatycznych.

Na wstępie, siłą tradycji, informuję o ukazaniu się Przeglądu Numizmatycznego 3/2017.
W numeracji ciągłej 98, więc do zapowiedzianej setki, jako ostatniego drukowanego wydania pozostało niewiele.
Zawartość urozmaicona - od średniowiecza, po próby PRL. Dla mnie najciekawszy, choćby ze względu na zdjęcia, tekst o narzędziach menniczych ze zbiorów wrocławskich i toruńskich.

Z uwagą śledzę umiarkowanie zażarte spory na forach numizmatycznych.

Pierwszy, u przeciwników złomu, to efekt rozmnażania przez podział. Dokładnie już nie wiem, co było na początku (Jajko!), ale chyba wspomniana już na tym blogu dyskusja o losach kolekcji Dattariego. Z jej podziału wyłoniły się wątki o roli muzeów i o potrzebie (albo wręcz przeciwnie) upłynniania muzealnych dubletów na rynku numizmatycznym. Z którego z nich wypączkowała dyskusja   Skarb z Zagórzyna i sprawa Mariana Gumowskiego, nie wiem. Jak by nie było, cały ten łańcuszek wątków dowodzi, że nasze - kolekcjonerów, numizmatyków-amatorów, ale i numizmatyków-profesjonalistów - oczekiwania w stosunku do muzeów, spełniają placówki nieliczne. Nam, amatorom najtrudniej przychodzi zrozumienie zasad rządzących placówkami finansowanymi ze środków publicznych (a więc "z naszych kieszeni"), ich inercja i taka sobie, powiedzmy, wydajność. My rzadko mamy okazję poświęcać naszej pasji 8 godzin każdego roboczego dnia w roku, a mimo to bywamy skuteczniejsi, np. w digitalizowaniu naszych kolekcji.

Drugi, z forum monety.pl rozlał się na jeszcze kilka miejsc w sieci, a dotyczy postaci Gustawa Wilhelma Ludwika Soubise-Bisier. Gabinet Numizmatyczny Damiana Marciniaka prezentując obiekty przygotowane na trzecią aukcję "live" pokazał rzadkie próby monet II Rzeczpospolitej, a wśród nich 10 20 groszy z datą 1924 znaną ze zbiorów MN w Warszawie i z tzw. notatek Bisiera. Pojawiły się głosy, że ta dziesięcidwudziestogroszówka (i ta z muzeum również), to falsyfikaty, a właściwie wyroby fantazyjne, a same notatki Bisiera, to też mistyfikacja mająca dać alibi do naciągania kolekcjonerów na nieistniejące rarytasy.

O ile, co do zarzutów stawianych M. Gumowskiego zdania nie mam - dopuszczam obie narracje, to w sprawie Soubisie-Bisiera nie mam wątpliwości. Miał dostęp do wyrobów mennicy, do których nie wszyscy dostęp mieli, są ślady transakcji z 1936 roku, są relacje spadkobierców, ergo dokument znany jako jego zapiski uważam za autentyczny, jak i za realnie istniejące i o udokumentowanym pochodzeniu uważam monety w tych zapiskach oferowane. Bo zapiski, to w rzeczywistości notatki związane ze sprzedażą tej części jego kolekcji.

A w lektur tych przerwach (z czego to cytacik?), piszę, a ponieważ do pisania potrzebne mi źródła więc znów czytam. Tym razem nie na monitorze, tylko przeglądam przeróżne mniej, lub bardziej zakurzone gazety i książki.
Znajduję w nich oprócz wiadomości potrzebnych mi do pracy również wiadomości dalekie od moich zainteresowań, ale czasem zaskakujące.

Na przykład natrafiłem na coś takiego (periodyk "Izys Polska, czyli dziennik umieiętności, wynalazków, kunsztów i rękodzieł poświęcony kraiowemu przemysłowi tudzież potrzebie wieyskiego i mieyskiego gospodarstwa" http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/116162?tab=1
Cytat z wyboru dokonanego przez Juliana Tuwima do felietonów  w "Problemach")
WYDOBYCIE NIECZYTELNYCH NAPISÓW NA PIENIĄDZACH I MONETACH.
Położyć taką sztukę na gorącym żelazie, a znikły napis zrobi się widzialnym. Miejsca bowiem, na których były litery, są mniej zgniecione od innych; łatwiej się przeto oksydują, tak iż przez tę nierówną oksydację stare litery stają się czytelnymi.
Nie próbowałem (i próbować nie zamierzam), ale jeśli ktoś się odważy, to chętnie zapoznam się z rezultatami.

Na inną ciekawostkę natrafiłem w książeczce Stanisława Broniewskiego "Igraszki z czasem czyli minione lata na cenzurowanym". W rozdziale poświęconym między innymi teatrom krakowskim autor opisał proceder, dzięki któremu niemajętni studenci mieli możliwość zapoznawania się z kilkuaktowymi przedstawieniami teatralnymi. Kupowano jeden najtańszy bilet, który kosztował 30 centów (halerzy). Tyle, co trzy obiady w studenckiej garkuchni.  Dalej, słowami S. Broniewskiego
...lojalni obywatele, posiadający legalne bilety, gdy wychodzili z budynku w czasie antraktu, dostawali rodzaj żetonów zwanych "kontramarkami". Akademicy odstępowali sobie wzajemnie owe kontramarki i w ten sposób za jedną wejściówkę każdy oglądał przynajmniej jeden akt, po czym schodzili się razem na Plantach i uzupełniali sobie nawzajem treść akcji. Portierzy wyłapywali często takich gości legitymujących się wypożyczonym żetonem i wyrzucali ich ze słowami "nie zawracaj pan kontramary"...
Kiedy to przeczytałem, przypomniałem sobie, że chyba mam w którejś szufladzie miedziany żeton, który może być taką "kontramarą".

ENTRADA AL TEATRO = WEJŚCIE DO TEATRU
średnica 31 mm, waga 10,2 grama  
Hiszpańską, co prawda, ale może i w Madrycie trzeba było uciekać się do tego sposobu kontrolowania widzów wychodzących na przerwie na świeże powietrze.
Nie zanotowałem kiedy i gdzie ten żeton zdobyłem. Zaciekawił mnie kiedyś widocznie i bardzo dobrze, bo w połączeniu z informacją o zwyczajach krakowskich studentów z końcówki XIX wieku stał się jeszcze bardziej interesujący. 


niedziela, 17 września 2017

Praszka

Od kilkunastu lat w Praszce organizowane są seminaria numizmatyczne. Tegoroczne (wczorajsze) było seminarium czwartym międzynarodowym i jednocześnie trzynastym ogólnopolskim. Zorganizowali je: Muzeum w Praszce, Praszkowskie Towarzystwo Numizmatyczne i redakcja kwartalnika GROSZ. Troszkę enigmatyczny tytuł seminarium - "Reminiscencje numizmatyczne" sprecyzowano w programie. Po przywitaniu gości przez pana Zbigniewa Szczerbika - Dyrektora Muzeum i pana Andrzeja Musiała - Prezesa Praszkowskiego Towarzystwa Numizmatycznego i Redaktora Naczelnego "Grosza" odbyły się dwie sesje referatów. Pierwszą rozpoczął pan Zdzisław Bogus, który żywo i barwnie opowiedział o dewaluacji i inflacji w cesarstwie rzymskim  w III w n.e. Referat ilustrowały nie tylko slajdy - słuchacze mogli obejrzeć związane z tematem monety z kolekcji pana Bogusa.
Pan Andrzej Musiał przedstawił perfidne wykorzystanie niszczonego inflacją polskiego pieniądza do akcji propagandowej podczas plebiscytu na Górnym Śląsku w marcu 1921 roku. W bezpośrednim sąsiedztwie lokali wyborczych rozrzucono duże ilości polskich banknotów zdeprecjonowanych rosnącą inflacją i rozklejono plakaty nawołujące do opowiadania się za przyłączeniem spornych terenów do Niemiec, kraju o stabilnym pieniądzu. Nie minęły dwa lata i w Niemczech wybuchła hiperinflacja, podczas której w październiku 1923 kurs brytyjskiego funta wynosił 122.764.600.000 marek, a miesiąc później marek 20.142.000.000.000
Kolejnym prelegentem był pan Mariusz Kieca, który na podstawie stanu grosza Jana IV z Pernštejna z własnej kolekcji (złocenie, dolutowane uszko), analogicznych groszy odnotowanych w innych zbiorach i w katalogach aukcyjnych oraz szyderczego żetonu antypapieskiego wysnuł przemawiający do wyobraźni wniosek, że kiedyś wszystkie te numizmaty były elementami łańcucha lub innej ozdoby stroju. Być może należącej do samego Jana Bogatego.
Pierwszą sesję referatów zakończył pan Dyrektor Szczerbik, który pochwalił się najnowszymi nabytkami praszkowskiego muzeum.
Mowa oczywiście była o monetach, a konkretnie o monetach zastępczych, bo - o czym zapomniałem na wstępie napisać - to pieniądz zastępczy jest głównym obiektem zainteresowania uczestników seminariów w Praszce.
Po krótkiej przerwie odbyła się druga sesja seminarium. Wyjątkowo przeznaczona nie na referaty, tylko w całości przeznaczona na dyskusję. Rzecz w tym, że organizatorzy postanowili wydać wspólnymi siłami kompendium wiedzy o polskim pieniądzu zastępczym. Podczas dyskusji przedstawiono wstępną wizję - cel publikacji i ogólne propozycje, co do zawartości. Pomijając moje osobiste wątpliwości, czy wszystko to, co uważane jest za pieniądz zastępczy jest w ogóle pieniądzem (czyli środkiem posiadającym moc umarzania zobowiązań), sądzę że takiego kompendium nie da się stworzyć bez dominującej roli redaktora, którego wizji całości muszą podporządkować się autorzy poszczególnych działów publikacji. Niestety mam obawy, że potencjalni autorzy, z których część, jeśli nie wszyscy byli na seminarium obecni, mają własne wizje swojego wkładu w całość, i w efekcie dzieło nie spełni oczekiwań ani pomysłodawców ani odbiorców.
Podczas dyskusji padł bardzo ważny głos dotyczący dotkliwego braku doskwierającego kolekcjonerom i badaczom, braku rzetelnej i na bieżąco aktualizowanej bibliografii publikacji numizmatycznych, zwłaszcza artykułów i notek publikowanych w czasopismach, w tym w lokalnych periodykach wydawanych przez oddziały i koła PTN. Swoją drogą, konieczne jest też chyba uwzględnianie publikacji internetowych , na przykład Gdańskich Zeszytów Numizmatycznych. Propozycja, by bibliografia była jedną z ważniejszych części planowanego wydawnictwa została zaakceptowana, choć zgłoszono zastrzeżenie, że niektóre publikacje zawierają wiadomości zdezaktualizowane albo wprost błędne, w związku z czym należy się zastanowić, czy w bibliografii powinny się pojawić. I znów - uważam, że bibliografia, to bibliografia - jeśli ma być rzetelna, powinna zawierać możliwie wszystko, rolą autorów zaś, jest zwrócenie uwagi na błędy i przedstawienie aktualnego stanu wiedzy.
Po zakończeniu części merytorycznej, przyszła pora na posiłek (nie samymi monetami kolekcjoner żyje) i atrakcje przygotowane przez organizatorów. W programie seminarium zapisano:
godzina 14:30 - wycieczka niespodzianka
Okazało się, że wycieczka miała dwa etapy. Najpierw trafiliśmy do niedawno otwartego muzeum starych samochodów, w którym między innymi podziwialiśmy takie dwa Fordy T.
 
Oprócz nich były samochody nowsze, w tym i takie, którymi sami kiedyś jeździliśmy. Na przykład Fiat 126P - nie tak dawno temu mój pierwszy samochód, a dziś - pojazd zabytkowy z żółtymi tablicami rejestracyjnymi.
Drugim etapem była wioska Grębień. Nie tyle sama wioska, co stojący w niej drewniany kościółek. Na zewnątrz co najmniej niepozorny
ale za to wewnątrz - rewelacja!
 
 
 
 
 
Jeśli wcześniej nie kliknęliście w link przy nazwie wioski, przewińcie stronę i przeczytajcie notkę z Wikipedii.
Tej klasy obiekt w Czechach, Niemczech, Francji, gdziekolwiek w cywilizowanym świecie byłby reklamowany czymś więcej, niż niewielkim, brązowym drogowskazem z napisem "Kościół Świętej Trójcy". Z ręką na sercu przyznaję, że gdybym jechał tamtędy, nawet mając mnóstwo czasu i brak sprecyzowanych planów podróży, nie skręcił bym w wąską drogę wskazywaną przez taki drogowskaz. A gdybym nawet skręcił, to po przejechaniu tych zaledwie kilkuset metrów, najprawdopodobniej i tak bym niczego nie obejrzał i nawet niespecjalnie bym tego żałował, bo nie wiedział bym, czego obejrzeć nie mogłem. Przy kościółku brak jakichkolwiek tablic informujących o jego historii, o polichromiach, wyposażeniu ani o tym kiedy można zwiedzić wnętrze i gdzie szukać osoby, która by otworzyła drzwi. Jest tylko niewielka tabliczka z informacją o przeprowadzonej konserwacji (ze środków unijnych).

Choć zakończone wczoraj seminarium było już trzynastym, choć do Praszki nie mam zbyt daleko, bo tylko nieco ponad 100 kilometrów, było to moje pierwsze praszkowskie seminarium numizmatyczne. Powód wcześniejszego braku zainteresowania tymi seminariami jest prosty. Pieniądz zastępczy, a już papierowy pieniądz zastępczy, to jak to się mówi, nie moja bajka. W tym roku wybrałem się tam jednak bo chciałem się spotkać z pewnym kolekcjonerem mocno zaangażowanym w organizację seminariów w muzeum w Praszce, a z którym łączy mnie wspólne zainteresowanie kontrmarkami, które zmieniały wycofane z obiegu monety państwowe w pieniądz majątkowy (dominialny). Obejrzałem wspaniały zbiór kontrasygnowanych monet, w większości miedziaków Augusta III, bo to one głównie przeszły tę transformację po roku 1765. W moim zbiorze, jak mogłem się przekonać, brak jeszcze bardzo wielu typów kontrmarek spotykanych na szelągach i groszach Augusta III, ale i ja też mam okazy, do których mój rozmówca nie dotarł (czy nie macie wrażenia, że kolekcjonerzy są strasznie próżni?).

Nie obiecuję sobie, że w przyszłym roku też do Praszki jesienią pojadę. Wszystko zależy od programu, od zaplanowanych referatów. Obiecuję sobie natomiast, że jeśli tylko czas nie będzie mnie jakoś bardzo naglił, to będę się starał zaglądać w ciekawe miejsca wskazywane przez nawet najbardziej niepozorne drogowskazy. Co zobaczę, to moje.