Strony

czwartek, 28 grudnia 2017

Nieznana, niepublikowana, nienotowana...

Reklama, jak wiadomo, jest dźwignią handlu. Czy zawsze?
Kiedyś pisałem tujuż o kwantyfikatorach wielkich - „zawsze”, „nigdy”, „wszyscy”, „nikt”, „jest”, „nie jest” itd.
Używanie ich bardzo często doprowadza do sytuacji, w której pewne stwierdzenia, wydało by się bezdyskusyjne, łatwo podważyć.
Pamiętacie ze szkoły, z lekcji (wykładów) matematyki męki dowodzenia twierdzeń? Od aksjomatów – prawd oczywistych i niepodważalnych – należało dojść do zapisu stanowiącego tezę twierdzenia. Zwykle było to trudne, czasem bardzo, bardzo trudne. Tak; udowodnienie czegoś może wymagać dużego wysiłku. Czy jeśli się to uda, jeśli twierdzenie jest prawdziwe, to czy mamy prawo do powiedzenia, że jest prawdziwe „zawsze”?
Tak, ale tylko gdy założenia twierdzenia są odpowiednie. Przykład? Proszę bardzo. „Suma kątów wewnętrznych trójkąta wynosi 180°” - prawdziwe zawsze, czy nie? Na płaszczyźnie – tak, na powierzchni kuli – nie.
Przedstawiając jakąś tezę, albo pokazujemy dowód na jej prawdziwość (przy określonych założeniach), albo prosimy innych, by naszą intuicję, bo nieudowodnione twierdzenie jest tylko intuicją, potwierdzili dowodem. Ponieważ, jak przed momentem napisałem, dowodzenie jest zajęciem trudnym i czasochłonnym, kuszące są próby wykazania nieprawdziwości twierdzenia, przez wskazanie przypadków lub wykonanie doświadczeń niezgodnych z tezą twierdzenia.

Co to ma wspólnego z reklamą, z monetami?
Zaskakująco dużo.
Opisy monet oferowanych do sprzedaży na aukcjach (żywych i wirtualnych), w katalogach ofertowych, w sklepach internetowych kipią zachwytami nad zachwalanym towarem. „Najpiękniejsza”, „najrzadsza”, „nienotowana”, „niepublikowana”, „nieznana” - to tylko pierwsze z brzegu przykłady.

Najpiękniejsza? Pomijając drobnostkę, że nie to piękne, co piękne, tylko co się komuś podoba, czy na pewno można wykluczyć, że ktoś, gdzieś nie ma doskonalszego egzemplarza? A to sprawi, że „najpiekniejsza” będzie kłamstwem.

Najrzadsza? Jeśli istnieją niepodważalne dowody na bardzo ograniczoną wielkość emisji, to można zaryzykować takie określenie. Jeśli dowodów nie ma, to może się okazać, że prawda wygląda inaczej.

Niepublikowana? Nienotowana? Literalnie oznaczało by to, że nikt, nigdy, nigdzie nie opublikował informacji o istnieniu tak reklamowanej monety. Bezpieczniej napisać, że niepublikowana (nienotowana) w katalogach, bo po pierwsze, katalogi stanowią niewielki odsetek publikacji, po drugie zwykle te nowsze powtarzają informacje z tych starszych. A i tak można błąd popełnić, bo na przykład na podstawie tego katalogu


można by napisać „niepublikowana” o jednofenigówce Królestwa Polskiego z roku 1917. Albo ostrożniej, „nienotowana do roku 1965”. Tymczasem okazuje się, że istnienie takiej monety odnotowano w katalogu znacznie wcześniejszym.


Tylko ile osób ma do tego katalogu dostęp?

A ile osób ma dostęp do biuletynu wydawanego przez jakieś lokalne, niewielkie stowarzyszenie kolekcjonerów? A w takich biuletynach pojawiają się od czasu do czasu opisy monet, których właściciele nie znaleźli w dostępnych sobie publikacjach. Bywa, że rzeczywiście są to monety, o których nikt, nigdy, nigdzie nie napisał, tylko jak to sprawdzić, że „nikt, nigdy, nigdzie”. Wskazanie jednej publikacji zadaje kłam twierdzeniu sprzedawcy.

Z tego samego powodu, miałbym opory przed napisaniem o jakiejś monecie, że jest „nieznana”. Bo co to znaczy „nieznana”? To coś więcej, niż niepublikowana, bo można przecież mieć monetę, której inni nie mają (jest im nieznana), ale nie publikować tego faktu. Albo z niechęci ujawniania stanu posiadania, albo z nieświadomości, że posiada się coś wyjątkowego.

Określenie „nienotowana” może też oznaczać, że brak informacji o tym, że taka moneta była kiedykolwiek sprzedawana na aukcji czy pojawiła się w ofercie handlowej. I tu znów pojawia się ryzyko, że nie wiemy o jakiejś aukcji. Czy ktoś jest w stanie policzyć wszystkie aukcje numizmatyczne, które odbyły się w tym roku na całym świecie? Wskazanie jednej transakcji, jednego notowania aukcyjnego, zadaje kłam twierdzeniu sprzedawcy.

Zastanówcie się więc, czy reklama zawsze jest dźwignia handlu?
Zwykle jest, niestety nawet wtedy, gdy nie powinna, bo nie wszyscy zastanawiają się nad znaczeniem tego, co przeczytali. Opis monety, jej zdjęcie w katalogu aukcyjnym, to wszystko jest reklamą i jak w każdej reklamie mamy tu do czynienia z faktami i opiniami. Albo z „faktami” i opiniami, bo „fakty” nie są faktami. Bywa na przykład tak, że w opisie pojawia się numer, pod którym oferowana moneta ma być gdzieś tam skatalogowana, co oczywiście wiąże się z katalogową wyceną, albo przynajmniej z określeniem stopnia rzadkości, jednak po uważnym porównaniu monety z katalogiem okazuje się, że to inny numer, inna wycena, inna rzadkość.

Do zdjęć też trzeba podchodzić z rezerwą. Najświeższy przykład – pewna dwutalarówka, która miała pojawić się w katalogu kolejnej aukcji GNDM, ale niespodziewanie została wycofana przez właściciela, za to pojawiła się na Allegro, ale ze zdjęciami nasuwającymi pewne wątpliwości, co do aktualnego stanu monety.
Fakty, przy odrobinie wysiłku można zweryfikować, opinii nie. Im się wierzy lub nie. Można się rzecz jasna sugerować opiniami sprzedającego, ale zawsze pamiętając, że pojawiły się w opisie w ściśle określonym celu – mają zachęcić do sięgnięcia po portfel.

Na Nowy Rok życzę Wam wszystkim wielu nowych monet w zbiorach, w tym oczywiście i tych najpiękniejszych, nienotowanych i niepublikowanych.
Jednocześnie życzę rozwagi i rozsądku przy czytaniu opisów monet, które kupować będziecie.

Mam też życzenia dla sprzedających – oferujcie nam jak najwięcej monet, w tym i tych najpiękniejszych, nienotowanych i niepublikowanych.
Jednocześnie życzę rozwagi i rozsądku przy tworzeniu opisów monet, które będziecie sprzedawać, bo brak rzetelności spowoduje, że część potencjalnych klientów pójdzie do konkurencji.


P.S.

48 lat temu, 28 grudnia 1969 urodził się Linus Benedict Torvalds – fiński programista, twórca systemu operacyjnego Linux.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Linus_Torvalds

środa, 20 grudnia 2017

Tym razem nie wyszło

Kończąc poprzedni wpis, podzieliłem się nadzieją na włączenie do zbioru bardzo interesującej monety. Szczerze mówiąc, byłem pewien, że będę mógł pochwalić się odkryciem niepublikowanej odmiany trzygroszówki z 1838 roku. 
Przesłanki były mocne, bo sprzedawca rzetelny, a zdjęcie wyraźne. Sami zobaczcie - tak miało być:
a okazało się, że moneta wygląda tak
I z odkrycia nici.
Prosta sprawa - połączono zdjęcia rewersu trojaka i awersu grosza. Gdybym zachował stoicki spokój, a nie ekscytował się przypuszczalnym odkryciem, zwróciłbym uwagę na różnice stanu powierzchni i przed zalicytowaniem zapytał bym sprzedającego, czy to na pewno dwie strony tej samej monety. Nie zapytałem, zalicytowałem, wygrałem i chwilowo moneta jest moja. Chwilowo, bo po krótkiej wymianie e-maili ze sprzedawcą - rzetelnym, przypominam - uzgodniliśmy warunki zwrotu.

Czekam jeszcze na jedną monetę wylicytowaną w tym samym czasie. Ten sam okres, tylko nominał inny. Ona też na zdjęciach wygląda bardzo interesująco. Może tym razem się uda.

Zmiana tematu.
Pozostajemy wprawdzie przy numizmatyce, ale nie będzie mowy o monetach, tylko o uczeniu o nich.
Dzięki niezawodnemu portalowi Academia.edu zapoznałem się z artykułem Aleksandra Bursche i Anny Zapolskiej "Teaching of Numismatics at Polish Universities" opublikowanym w tym roku w materiałach z międzynarodowej konferencji zorganizowanej w maju 2015 w Wiedniu z okazji 50-lecia Instytutu Historii i Pieniądza Uniwersytetu Wiedeńskiego. 
Autorzy szczegółowo, łącznie z podaniem programów nauczania, przedstawili aktualny stan nauczania numizmatyki na polskich uniwersytetach. 
Jeśli jesteście zainteresowani, to możecie studiować numizmatykę na siedmiu uczelniach, w Krakowie, Katowicach, Rzeszowie, Toruniu, Warszawie i Wrocławiu. Miast sześć, ale uczelni siedem, bo w Krakowie można wybrać albo Uniwersytet Jagielloński, albo Uniwersytet Pedagogiczny. 
Na każdej z tych uczelni, a także na innych, tu nie wymienionych, jest oczywiście możliwość pisania prac licencjackich i magisterskich z zakresu numizmatyki w ramach innych studiów (np. na wydziałach historii albo historii sztuki), ale studia numizmatyczne, to coś więcej, niż tylko pisanie tych prac.
Czy bardzo Was zaskoczę, jeśli napiszę, że decydując się na ten kierunek studiów, praktycznie będziecie skazani na zajmowanie się monetami antycznymi? Tylko Uniwersytet Wrocławski oferuje zajęcia poświęcone monetom średniowiecznym i nowożytnym, z tym, że tym ostatnim ograniczonym do Śląska. 
Szkoda, bo polska numizmatyka średniowieczna bynajmniej nie ogranicza się wyłącznie do Śląska. Nowożytna tym bardziej, a ta, jak wszyscy wiemy kryje nie mniej tajemnic, niż numizmatyka antyczna. I to pomimo nieporównanie większej ilości dostępnych dokumentów z epoki. 

niedziela, 10 grudnia 2017

Numizmatyka w archiwaliach i starych drukach

Zaproszenie dostałem w czerwcu 2017. 
Odpisałem dziękując za zaproszenie i zapewniłem, że chętnie do Krakowa przyjadę. Wiadomość z następnego dnia bardzo mnie zaskoczyła, bo był w niej taki fragment: "Oczywiście z wykładem!".
Po dłuższym zastanowieniu powiedziałem sobie Raz kozie śmierć, wysłałem propozycję tematu, później zgodnie z życzeniem Organizatorów, krótkie streszczenie i czekałem na decyzję, zastanawiając się, czy nie będzie lepiej, jeśli moja propozycja zostanie odrzucona. 
Nie została odrzucona.W listopadzie dostałem program konferencji
https://drive.google.com/open?id=1GNkACHfgxmOitGDgZ_juP5r_cHKdN3p8
i nie powiem, żebym poczuł się komfortowo, widząc nazwiska pozostałych uczestników. Jak tu nie mieć tremy?
7 grudnia dotarłem do głównego gmachu Muzeum Narodowego, zgłosiłem się w punkcie rejestracji uczestników, odebrałem plakietkę uczestnika
usiadłem w fotelu i czekałem na pierwszy referat, przyglądając się przybywającym słuchaczom. Może lepiej by było, gdybym tego nie robił, albo gdybym nie rozpoznawał nikogo, bo trema rosła praktycznie z każdą wchodzącą do sali osobą. Pocieszało mnie tylko, że następnego dnia, mój referat będzie pierwszym, na dodatek o "nieludzko wczesnej godzinie" - tak godzinę rozpoczęcia konferencji określił pan Lech Kokociński - założyciel i pierwszy prezes PTN. Może nie wszyscy przyjdą?

Czytając program konferencji, zaznaczyłem sobie referaty, których chciałem wysłuchać. Planowałem, że z pozostałych zrezygnuję, a czas wykorzystam na zwiedzanie muzeum - jedyny polski obraz Leonarda widziałem ostatnio ze trzydzieści lat temu (teraz wisi piętro wyżej sali "U Samurajów", w której była konferencja). Rocznicowa wystawa dzieł Stanisława Wyspiańskiego, to też wydarzenie, którego nie powinno się lekceważyć. 
Dobrze, że program drugiego dnia konferencji kończył się przed czternastą, bo z moich czwartkowych planów zwiedzania muzeum nie zostało nic. Referaty były bardzo interesujące, jeśli nie z powodu samej tematyki, to dla możliwości poznania warsztatu profesjonalistów - numizmatyków, muzealników, archiwistów.

Po ostatnim czwartkowym referacie, Organizatorzy przygotowali niespodziankę - zostaliśmy zaproszeni "do Czapskich" na skromny poczęstunek i zwiedzanie ekspozycji. Dzięki temu nadrobiłem zaległości i obejrzałem czasową wystawę "Moneta & Imperium".
Najwyższy czas, bo wystawa kończy się niebawem, a monety piękne.
Przyszedł czas próby, piątkowy poranek. Dojechałem punktualnie i z niepokojem obserwowałem zapełniającą się salę. Moje nadzieje z poprzedniego dnia spełzły na niczym.
Podobno było nieźle. Zmieściłem się w wyznaczonym czasie, ale nie powiedziałem wszystkiego, co powiedzieć chciałem. Już poprzedniego dnia wiedziałem, że zamiast trzech podtematów, powinienem był się skoncentrować na jednym tylko. Byłby wtedy czas na i na szczegóły, i na przedstawienie wyników mojej pracy i na opis zamierzeń na przyszłość.
Następnym razem będzie lepiej (o ile następny raz będzie). 
W ramach odstresowania zrealizowałem wcześniejsze plany odwiedzając Damę i podziwiając dzieła Wyspiańskiego, wśród nich znajdując obraz (szkic?), żywcem przypominający jagiellońskie denarki.

P.S.
Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to pod koniec przyszłego tygodnia pochwalę się nowymi w moim zbiorze, bardzo szczególnymi monetami. Trzymajcie kciuki.