Strony

niedziela, 19 maja 2019

Przeczytałem, zobaczyłem, wysłuchałem...

Na początek cytat (Gazeta.pl/next):
Belgia wycofuje drobne monety, zaokrągla ceny. Od grudnia sprzedawcy będą obowiązkowo uśredniać kwoty do 5 centów przy płatności gotówką. To kolejny kraj, który decyduje się na rezygnację z groszy. Także w Polsce, zdaniem ekspertów, należałoby to rozważyć.
Co tu rozważać? Kalkulator i wszystko jasne. Nie wierzę też w przywiązanie Polaków do groszy. Codziennie prawie jestem świadkiem lekceważenia, jeśli nie pogardy, do najniższych nominałów monet. Pieniądze wydawane na zakup jedno- i dwugroszówek od mennicy, niezależnie od tego, która to mennica, można wydać lepiej i z większym pożytkiem dla wszystkich. I nie jest żadnym pocieszeniem, że w USA stale bije się miliardy jednocentówek. Ich bardziej na to stać, a u nas obieg gotówkowy zanika.

Teraz trochę o zastosowaniach fizyki w numizmatyce.
Fizyka opisuje i próbuje wyjaśniać świat. Czasem lepiej, czasem gorzej. Prawa fizyki wykorzystywano (i wykorzystuje się nadal) do badania stopów na monety, do konstruowania narzędzi i maszyn do produkcji monet i do badania monet. Ta ostatnia dziedzina, to oczywiście i narzędzia proste, od wieków znane, jak szkła powiększające, mikroskopy, wagi, suwmiarki itp. ale też coraz bardziej wyrafinowane urządzenia wykorzystujące nowsze odkrycia fizyków. Podczas krakowskiej edycji Toruńskich Warsztatów Numizmatyki Antycznej mieliśmy możliwość sprawdzenia w działaniu urządzeń Laboratorium Analiz i Nieniszczących Badań Obiektów Zabytkowych LANBOZ. Między innymi spektroskopu umożliwiającego bezinwazyjne badanie składu monety. Wielkie zasługi dla numizmatyki ma Fraunhofer-Gesellschaft zur Förderung der angewandten Forschung e.V., czyi w skrócie Towarzystwo Fraunhofera. Nazwa pochodzi oczywiście od nazwiska fizyka i astronoma Josepha von Fraunhofera. Towarzystwo, zgodnie z nazwą, zajmuje się wspieraniem badań stosowanych, czyli dążeniem do praktycznego wykorzystywania wyników badań podstawowych. Na stronie towarzystwa pojawiła się niedawno, w dziale wiadomości dla mediów, notatka zatytułowana "Facial recognition for coins". Tytuł zaskakujący w pierwszej chwili, bo cóż wspólnego ma rozpoznawanie twarzy z monetami. Lektura i zdjęcia rozwiewają wątpliwości. W jednej z wielu placówek badawczych Towarzystwa opracowano (skonstruowano i oprogramowano) urządzenie do skanowania monet, pozwalające na digitalizację zbiorów numizmatycznych. Niby nic nowego, bo gabinety numizmatyczne, firmy aukcyjne i kolekcjonerzy na całym świecie od dawna fotografują monety i tworzą archiwa zdjęć. Urządzenie, o którym mowa, to krok dalej. Oprócz zdjęcia w świetle widzialnym, na obraz monety składa się również warstwa z trójwymiarowym odwzorowaniem powierzchni. Trochę przypomina to zdjęcia terenu w technologi LIDAR - kto nie wie o co chodzi, niech zajrzy np. na Geoportal. W rezultacie dostajemy obraz, na którym widać więcej, niż na monecie, a to po pierwsze umożliwia dokładniejszą identyfikację mniej czytelnych monet, po drugie umożliwia stwierdzenie identyczności monety - na przykład upewnienie się czy moneta wypożyczona z kolekcji na wystawę i moneta zwrócona po zakończeniu wystawy, to ta sama moneta i czy nie została w jakiś sposób uszkodzona, po trzecie umożliwia precyzyjną analizę stempli menniczych. Takie połączenie wykorzystania fizyki i informatyki daje świetne perspektywy badaczom numizmatyki, szczególnie antycznej i średniowiecznej.

Wysłuchałem w ubiegłym tygodniu wykładu "Sarmaci, rzymskie monety i polscy kolekcjonerzy numizmatów" zaprezentowanego przez kierownika Gabinetu Numizmatycznego MNK, Jarosława Bodzka.

Mowa była o przyczynach włączania pewnych monet rzymskich do kolekcji monet polskich i z Polską związanych. Nie będę teraz streszczał wykładu, bo cztery lata coś już na ten temat na blogu napisałem, i w tym zakresie niczego nowego się nie dowiedziałem. Bohaterkami wykładu były monety Marka Aureliusza i Konstantyna Wielkiego, w których legendach pojawia się odniesienie do Sarmacji. Pan Bodzek przedstawił wszystkie sześć egzemplarzy tych monet, które w swojej kolekcji miał Emeryk Hutten-Czapski i ich pochodzenie. I to była najciekawsza część wykładu. Zwykle nie zastanawiamy się nad tym, jak tych prawie dwieście lat temu tworzył się kolekcjonerski ruch numizmatyczny, jak powstawał rynek numizmatów, a to historia bardzo ciekawa. Pokazująca relacje między kolekcjonerami i wzajemne wpływy na zakres zainteresowań, a także realia "pracy" kolekcjonerów - prowadzenie bogatej korespondencji (i jej archiwizowanie) i prowadzenie rejestrów transakcji.
Na koniec okazało się, że za sprawą wspomnianego wyżej wpisu na moim blogu, byłem jednym z bohaterów wykładu, jako przykład trwania tradycji włączania monet rzymskich o sarmackich konotacjach do zbiorów monet polskich, pomimo utrwalenie się świadomości prawdy, że Sarmaci, to Sarmaci, a Polacy, to Polacy i nie można mówić o sarmackim pochodzeniu naszego narodu. Faktem jest jednak, że sarmatyzm odegrał bardzo ważną rolę w naszej kulturze, sztuce, piśmiennictwie i obyczajowości XVII i XVIII w. i nie można udawać, że takie zjawisko nie istniało. Nie dość, że istniało, to wywarło potężny wpływ na całą naszą późniejszą historię.

Niestety nie będę mógł bezpośrednio uczestniczyć w kolejnej, czwartej już sesji wykładowej przed ósmą aukcją GNDM. Szkoda, bo program jest niezwykle ciekawy.
Na szczęście dobrą tradycją tych sesji wykładowychjest ich nagrywanie i udostępnianie w Internecie. Na pewno znajdę czas na uważne obejrzenie i wysłuchanie wykładów. Szkoda tylko tych kuluarowych spotkań i rozmów przed, w pzerwach i po wykładach. Mówi się trudno. W końcu nie przypuszczam, żeby po tak udanych sesjach poprzednich i świetnie zapowiadającej się sesji następnej, ta tradycja miała by zaniknąć.


Na koniec prośba. Powtórzę tu treść postu Warianty napisu SALUS REIPUBLICAE SUPREMA LEX na rancie Nike , który umieściłem na forum TPZN.
Nike, to pierwsze masowo bite monety II RP z napisem na rancie. Napis „SALUS REIPUBLICAE SUPREMA LEX” - dobro Rzeczpospolitej najwyższym prawem.
Początkowo mennica tłoczyła napis na maszynie, w której krążek pod dużym naciskiem toczono po płaskiej kliszy z wypukłymi literami. Maszyna miała zbyt małą wydajność opracowano więc nowe, wydajniejsze urządzenie, w którym klisza z napisem miała kształt krążka. W momencie, gdy przygotowywałem do druku mój katalog monet II RP miałem niewiele danych o wariantach napisu na rancie. Napisałem wtedy, że:
Na pięciozłotówkach z Nike można zaobserwować różne warianty napisu na rancie. Podstawowe dwa, to
I. przerwa między LEX i SALUS ma 10 milimetrów,
II. przerwa między LEX i SALUS ma 18 milimetrów.
   Istnieją też monety, na których odstęp ten wynosi 8 lub 13 mm. Wariant I znajdujemy na Nike bitych zarówno w Warszawie, jak i w Brukseli. Można z tego wnioskować, że i tu i tam używano krążków z jednego źródła.
Zostałem niedawno zapytany:
Czy istnieją jakieś źródła , które by ten temat zgłębiał ?  Dlaczego mamy różne odległości ? Jaki udział procentowy jest danych monet pod względem wariantów odległości ? Czy charakterystyczne fale, które występują czasami na rantach są powiązane z którymś konkretnie wariantem odstępu ?

Moje pięciozłotówki z Nike przedstawiają się tak:

1928 - Bruksela
7 mm
9 mm

1928 - Warszawa
9 mm - znak mennicy 1,2 mm od stopy
12 mm - znak mennicy 1,7 mm od stopy
10 mm i 14 mm - znak mennicy 2,1 mm od stopy

1930
13 mm

1931
14 mm

Rocznika 1932 nie mam

Ponieważ nie mam dostępu do dużej ilości tych monet, a zdjęcia i opisy w ofertach aukcyjnych nie niosą potrzebnych informacji, proszę o zmierzenie odległości między LEX, a SALUS (po obwodzie, od prawej krawędzi X do lewej krawędzi S) i podzielenie się wynikami w tym wątku. Może uda się coś ciekawego z tego wywnioskować.
Informacje proszę umieszczać w wątku na forum TPZN, a jeśli ktoś nie chce się tam na rejestrować, proszę kliknąć w odnośnik "Napisz do mnie" i wysłać wiadomość bezpośrednio na moją skrzynkę e-mail.

piątek, 3 maja 2019

Półtorakowa zagadka.

Półtoraki bito w Polsce w latach 1614-1756. Z przerwami, czasem bardzo długimi. Dziś o pierwszym okresie (1614-1627) z naciskiem na lata dwudzieste. Przykład rewersu półtoraka z tego okresu:
Półtoraki bito masowo. Ręcznie, więc stemple zużywały się szybko. Zużyte zastępowano nowymi, wykonywanymi pośpiesznie, siłą rzeczy niezbyt starannie. Równie często zużywać się musiały punce z elementami rysunku stempli, z literami, cyframi, ozdobnikami itd.
Na rewersie mamy zawsze cztery cyfry - dwie ponad jabłkiem królewskim - to dwie cyfry rocznika, dwie w dolnej części jabłka - to teoretyczna wartość monety 1/24 talara. Teoretyczna tylko, bo wartość talara w półtorakach mierzona zawartością czystego srebra wynosiła nie 24 tylko od około 34 w roku 1614 do około 58 w 1625. Może prawdziwe było by to w roku 1600, kiedy Kacper Rytykier  w książeczce "Wizerunk i szacunek mynic wszelakich cudzoziemskich" pisał:
Naprzód to potrzeba wiedzieć, iż niektóre półtoraki Rzeszy, które mają liczbę 24 w jabłku z krzyżem napisaną, mogą bydź bez szkody po półtoru groszy brane: których w Rzeszy Niemieckiey biorą 24 za talar.
ale wtedy jeszcze w Rzeczpospolitej półtoraków nie bito.
Wracamy do zdjęcia rewersu, dokładniej do widocznych na nim cyfr. W tym konkretnym przypadku mamy rocznik 1623 (to coś, przypominające kółeczko, to cyfra 2). Widzimy też, że obydwie dwójki wybito używając tej samej puncy.
Jeszcze dwa przykładowe rewersy.


 Mamy trzy układy cyfr:
2 - x | 24
Z - x | Z4
2 - x | Z4
Być może istnieją półtoraki z  układem 
Z - x | 24
ale ani takiego nie mam, ani nie widziałem.

Litera Z w roli cyfry 2 pojawiała się w rocznikach 1614-1618, oczywiście w oznaczeniu nominału. Cyfra 2 wkracza w to miejsce w roku 1618 ale występuje zamiennie z Z do roku 1620, co oznacza, że nie występuje korelacja ze zmianą podskarbiego w roku 1616. Korelacji takiej można doszukiwać się z następną zmianą podskarbiego. W roczniku 1625 na półtorakach z herbem Sas, nominał prawie zawsze występuje w formie 24, na znakomitej większości półtoraków z Półkozicem widzimy Z4. Na nich nominał w formie 24 jest tylko na rzadkich monetach z rocznikiem poprawianym z 24 na 25 i tylko jednym, czy dwóch wariantach z datą zapisaną jako 25 oraz jednym wariancie rocznika 1627. 

Jako pierwsza cyfra oznaczenia rocznika, litera Z jest na części rocznika 1620, później znika i wraca na to miejsce dopiero w roku 1626 ale nie wypiera całkowicie cyfry 2. 

Zastanawiałem się, czy tymi układami cyfr rządził przypadek, czy jakaś nieznana nam reguła. Jeśli pominąć nieliczne wybryki typu błędne przedstawienie rocznika 1621 w formie Z - 1 mamy taki obraz:

rocznik        rok  | nominał
----------------------------------------------------
1620          Z - 0 | Z4 lub 2 - 0 | 24 lub 2 - 0 | Z4
1621          2 - 1 | 24
1622          2 - 2 | 24
1623          2 - 3 | 24
1624          2 - 4 | 24
1625 Sas      2 - 5 | 24 lub 2 - 5 | Z4
1625 Półkozic 2 - 5 | 24 lub 2 - 5 | Z4
1626          2 - 6 | Z4 lub 2 - 6 | Z4 lub Z - 6 | Z4
1627          2 - 7 | 24 lub 2 - 7 | Z4 lub Z - 7 | Z4
Wygląda więc na to, że od pewnego momentu w roku 1620 do pewnego momentu w roku 1625 reguła nie pozwalała na zastępowanie cyfry 2 literą Z. Kolejna reguła weszła w życie w roku 1625 - nominał ponownie zaczęto przedstawiać w formie Z4. Oczywiście w okresach przejściowych występowały odstępstwa od reguł, dzięki czemu mamy kilka wspomnianych wyżej rzadkich wariantów napisowych. Niedawno do mojego zbioru trafił półtorak będący dowodem na istnienie tej właśnie reguły, która musiała być w jakiś bardzo wyraźny sposób nakazana, a jej przestrzeganie kontrolowane i to na tyle mocno, że mniej istotna stała się oczywista reguła pragmatyczna. Jeśli na stemplu ma kilka razy wystąpić ten sam znak, litera albo cyfra, to nabija się ją na stempel tym samym narzędziem. Dlatego na pierwszym zdjęciu w tym wpisie obydwie dwójki są identyczne (choć do dwójki mało podobne). Identyczne są też litery Z na zdjęciu drugim.
Oto moneta, o której wspomniałem.
Zobaczcie, jak wygląda "dwójka" w nominale.
Punca z literą Z zużyła się albo gdzieś zapodziała, pręgarnia czekała na stemple, trzeba było sobie jakoś radzić. Najprościej było by nabić na stemplu puncę z cyfrą 2 użytą do zapisania rocznika, ale nakaz, to nakaz. Na monecie ma być Z4, to będzie. Nabite przy pomocy jakichś dwu niekompletnych punc, ale będzie Z4, a nie 24.
Mała ciekawostka, a cieszy. Jeszcze bardziej ucieszył by mnie półtorak z tego rocznika, który został wybity stemplami wykonanymi przez rytownika, który pragmatyzm cenił wyżej, niż jakieś tam odgórne nakazy. Niestety, nie trafiłem na razie na półtoraka z datą 2 - 4 lub Z - 4 i nominałem 24. Najważniejsze, że wiem, czego szukać.