Każdą monetę można jednoznacznie opisać - znamy emitenta, nominał, rok, w którym ją wybito. Zbiór tych cech określa typ monety (czasem używa się słowa rodzaj). Przez wiele stuleci monety i narzędzia do ich produkcji wykonywano ręcznie, nic więc dziwnego, że monety tego samego typu mocno się między sobą różnią - na przykład znakiem mennicy, znakiem podskarbiego, istotnymi szczegółami rysunku, różą treścią legendy. Takie różnice są podstawą do wyodrębniania odmian w ramach danego typu (rodzaju) monety.
W ramach wybranej odmiany też można zauważyć jeszcze pewne szczegóły, które sprawiają, że monety różnią się między sobą. Często spotyka się na przykład tzw. warianty interpunkcyjne - monety różnią się kształtem i rozmieszczeniem przerywników legendy.
Współczesna technologia produkcji monet sprawia, że wszystkie egzemplarze wybranego rodzaju monety z pozoru są identyczne, nawet jeśli wybito ich kilkaset milionów. Rzeczywistość jest jednak nieco inna ze względów technologicznych. W największym uproszczeniu proces produkcji monet w XIX i większej części XX wieku przebiegał tak:
1.
Na podstawie projektu rysunkowego wykonuje się pozytywowy model monety - w glinie, gipsie, plastelinie lub innym tworzywie. To, co na monecie ma być wypukłe, jest wypukłe i na modelu. Napisy można czytać normalnie, a nie w odbiciu lustrzanym.
Model awersu pięciozłotówki z rybakiem.
2.
Z modelu wykonuje się odlew, który jest odwrotnością modelu, czyli jego negatywem. Odlew wykonuje się z materiału, który po stwardnieniu można cyzelować, czyli poprawiać szczegóły rysunku przy pomocy specjalnych rylców i skalpeli, a także wygładzać płaskie powierzchnie.
3.
Z poprawionego odlewu negatywowego wykonuje się kolejny odlew - pozytywowy. Ten odlew wykonuje się z metalu lub tworzywa odpornego na uszkodzenia i zniekształcenia. I ten model poddaje się cyzelowaniu.
4.
Kiedy trwały model jest już gotowy, w ruch idzie maszyna redukcyjna - urządzenie oparte na znanym od wieków przyrządzie rysunkowym zwanym pantografem. Kiedy jednym z ostrzy pantografu obrysowuje się wybrany wzór (litera, rysunek), jego drugie ostrze kreśli ten sam wzór w skali ustalonej przez stosunek odległości ostrzy od osi obrotu. Pantografem można wzór powiększać albo zmniejszać. Maszyna redukcyjna odtwarza wzór przestrzenny, "na wyjściu" pojawia się nie rysunek, a płaskorzeźba. Ważne jest, aby wiernie przenieść wszystkie istotne szczegóły projektu monety. Przy okazji gubią się szczegóły nieistotne - drobne nierówności, których nie sposób uniknąć przy ręcznej pracy nad modelem, mającym przecież 30 do 45 centymetrów średnicy. Powstający w maszynie półfabrykat też jest pozytywowym wizerunkiem monety. Proces redukcji modelu może mieć kilka etapów. Dla osiągnięcia wymaganej precyzji rysunku o zaplanowanych wymiarach - to po pierwsze. Po drugie, dla wyeliminowania wspomnianych już drobnych odchyłek kształtu od ideału.
5.
Po zakończeniu tej operacji mamy pozytywowy model monety w skali 1:1 nazwany patrycą. Amerykanie nazywają to narzędzie mennicze "master hub", w polskiej terminologii używa się też nazwy "prototyp". Patryca jest metalowym walcem, zwężającym się z jednej strony do średnicy zaplanowanej dla monety.
Prototyp próbnej dwuzłotówki z 1927 r.
6.
Patryca z rysunkiem monety zostaje utwardzona i umieszczona w prasie (np. hydraulicznej) naprzeciw podobnego pręta z gładką powierzchnią czołową - przyszłej matrycy. Pod naciskiem kilkuset ton, relief patrycy jest wtłaczany w matrycę - negatywową oczywiście. Przenoszenie wzoru monety na matrycę też odbywa się wieloetapowo. Po każdym etapie (mogą być dwa, albo więcej) matryca jest zmiękczana (odpuszczana) termicznie. Po zmiękczeniu matrycy, patryca ponownie jest w niej odciskana, dzięki czemu uzyskuje się dokładne odwzorowanie najmniejszych detali rysunku monety. Tak powstaje matryca I, czyli po amerykańsku "master die". Zazwyczaj z patrycy wykonuje się jedną albo dwie matryce I.
7.
Analogiczną metodą z matrycy I otrzymuje się matrycę II - tym razem pozytywową. Tu widać pewną nielogiczność polskiej terminologii. Amerykanie nazywają to narzędzie bardziej konsekwentnie - "working hub". Naszym odpowiednikiem powinna być "patryca robocza".
8.
Matrycą II (patrycą roboczą) produkuje się właściwe narzędzia służące do bicia monet, a mianowicie stemple "working dies" - oczywiście są one negatywowe.
Stempel rewersu złotówki z 1929 r.
Z jednej patrycy mamy dwie matryce I, z nich po kilka lub kilkanaście matryc II, a z nich po kilkadziesiąt lub kilkaset stempli. Jeśli stempli ma być więcej, a tak bywa przy wielomilionowych nakładach monet, to możliwe jest wprowadzenie etapów pośrednich (matryca III i IV). Teoretycznie, kiedy wszystko odbywa się idealnie i bez zakłóceń, wszystkie otrzymane stemple powinny być identyczne, ale jak powszechnie wiadomo, praktyka nie zawsze podąża drogą wytyczoną przez teorię. Kiedy tak się dzieje?
Na każdym z etapów oznaczonych (6), (7) i (8) para patryca/matryca albo matryca/stempel trafia pod prasę więcej, niż jeden raz. Wystarczy minimalne wzajemne przesunięcie lub obrót i pewne elementy rysunku ulegają zdwojeniu. Na etapach (6) i (7) kontrola jakości jest tak wnikliwa, że tego typu usterka jest eliminowana. Na etapie wykonywania stempli czasem (bardzo rzadko) stempel ze zdwojonymi fragmentami rysunku trafia do prasy menniczej i są nim bite monety. Powstałe w ten sposób monety za oceanem nazywa się "doubled die".
Część autorów klasyfikuje ten przypadek nie jako wariant stempla, lecz jako destrukt. Klasycznym amerykańskim przykładem takiego błędu jest część jednocentówek z rocznika 1955, a wśród monet polskich, niektóre (bardzo nieliczne) złotówki z roku 1982 i moja ulubienica - 10 - fenigówka Królestwa Polskiego z 1917 r.
Niezwykle rzadko zachodzi potrzeba powtórzenia całego procesu - od etapu (4). W roku 1917 zdarzyło się to w mennicy w Stuttgarcie i doprowadziło do powstania odmiany dziesięciofenigówki Królestwa Polskiego nazywanej "napis blisko rantu" występującej w co najmniej dwóch wariantach.
Po lewej - "napis daleko od rantu", po prawej dwa warianty "napis blisko rantu".
Zdarza się też, że jedno z pośrednich narzędzi, np. matryca II ulega drobnemu uszkodzeniu. Drobnemu na tyle, że nie opłaca się powtarzać całej kosztownej operacji od początku, tylko dokonuje się naprawy narzędzia rzeźbiąc w nim zniszczony detal, czasem różniący się od pierwowzoru.
W przypadku monet obiegowych, z kolejnymi latami emisji zmieniają się jedna, dwie lub trzy cyfry daty. Wydawało by się, że nic prostszego, jak przygotować matrycę I z pustymi miejscami na cyfry daty właśnie i odpowiednie modyfikacje wprowadzać na dalszych etapach. Niestety, a może na szczęście, trwałość narzędzi menniczych (patryc, matryc, stempli) jest ograniczona i ze zmianą rocznika zmienia się patryce. To dzięki temu tak łatwo odróżnia się fałszerstwa pięciogroszówki z 1934 r. od oryginałów. Minimalne różnice w rysunku monet obiegowych poszczególnych roczników wprowadza się też z pełną świadomością - pełnią one rolę znaczników ułatwiających demaskowanie fałszerstw na szkodę emitenta.
Dzisiaj część urządzeń mechanicznych, mennice zastąpiły sprzętem komputerowym. Pantografowe maszyny redukcyjne zostały wyparte przez przez laserowe skanery. Nadal jednak, modele wykonywane są rękami artystów rzeźbiarzy, nadal ręcznie cyzeluje się detale narzędzi menniczych na kolejnych etapach produkcji stempli. Nadal istnieją warunki powodujące, że monety z poszczególnych wielkonakładowych partii mogą się różnić między sobą. Wystarczy, że znak mennicy nie został umieszczony na patrycy, tylko jest dodawany na jednym z późniejszych etapów wytwarzania narzędzi meniczych.
Dwa warianty awersu pięciozłotówki z 1994 r..