Strony

czwartek, 30 czerwca 2011

Małe radości.

Siła wyższa (prawda, że z wydatną moją pomocą) sprawiła, że ostatnie dwa dni minęły mi na...

Najlepiej opisują to dwa cytaty.

Pierwszy, jest refrenem piosenki "Żyję w kraju" z repertuaru Strachów na Lachy. Jeśli ktoś nie zna, to służę uprzejmą pomocą:

Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chuja
Za moją kasę

Cytat drugi, który przytoczę być może niedokładnie, pochodzi z którejś z książek Antoniego Kroha. Albo z "O Szwejku i o nas" albo ze "Starorzeczy". A brzmi mniej więcej tak:
Oto kolejne zwycięstwo bezlitosnej procedury nad rozumem.

Był wtorek, była środa, a tak jakby ich nie było. Dwa dni bieganiny i tłumaczenia spraw oczywistych osobie, która oczywistości nie dostrzega (albo tylko to udaje), bo procedura "uber alles", więc również "uber" oczywistość.

Było, minęło. I tydzień byłby w plecy, gdyby nie dwa bardzo sympatyczne e-maile.
Pierwsza wiadomość daje szansę na ciekawe działania, druga daje pewność działań innych, nie mniej ciekawych (start na początku września, szczegóły pojawią się równolegle na blogu).
A na zakończenie tygodnia poczta dostarczyła takie paskudztwo.
Kto zgadnie, dlaczego bardzo się z niego ucieszyłem?

niedziela, 26 czerwca 2011

Ale pokraka!

Mam w kolekcji kilka falsyfikatów monet Królestwa Polskiego 1917-1918.
Oczywiście chodzi mi o falsyfikaty na szkodę emitenta. Pomimo krótkiego czasu obiegu tych monet, fałszerze zdążyli wyprodukować i wprowadzić do obiegu niemałą ilość monet o nominałach 10 i 20 fenigów. Oczywiście, najwięcej jest 20-fenigówek.
Wszystkie znane mi egzemplarze, to odlewy w cynku lub niskotopliwych, miękkich stopach.
Przykład:
Cynkowe falsyfikaty monet KP sprzedają się na aukcjach po stosunkowo wysokich cenach. Przyczyną tego, są podawane w niektórych publikacjach wyceny monet opisanych jako odbitki w cynku. Tyle, że wyceny te nie dotyczą falsyfikatów, tylko monet wybitych w Stuttgarckiej mennicy przez pomyłkę (albo też całkiem świadomie, ale w niecnych celach) na cynkowych blankietach.
Myślę, że najwięcej zamieszania wprowadził miesięcznik MünzenRevue i jego bliźniacza mutacja Münzen & Sammeln (obydwa z Gietl Verlag). To w nich znajdują się bałamutne informacje o istnieniu cynkowych 10-fenigówek o średnicy 23 mm i wadze 3,57 grama oraz 20-fenigówkach o (UWAGA, UWAGA!) takiej samej metrologii.
Przypomnę, że normalne dziesięciofenigówki ważą 3,57 grama przy średnicy 21 mm, a dwudziestki 4 gramy przy średnicy 23 mm.
Omyłkowo mogły być użyte jedynie cynkowe blankiety dziesięciofenigówek Rzeszy o parametrach 3,226 grama; 21 mm.
Za możliwe i prawdopodobne uważam więc istnienie cynkowych 10-fenigówek o średnicy 21 mm, ważących mniej, niż 3,3 grama.


MR nie wycenia tych monet, daje tylko informację LP - oznaczającą "cena amatorska".
W Money Trend, podobnym miesięczniku konkurencyjnego wydawnictwa Weege, znajdujemy informację, że cynkowe 10- i 20-fenigówki KP znane są wyłącznie, jako falsyfikaty z epoki. Żadnych wycen nie podaje się. Zajrzałem jeszcze do Die Deutschen Münzen seit 1871 Kurta Jaegera (mam wydanie 15, nie wiem, co napisano w wydaniach nowszych). Znalazłem informację, że istnieją cynkowe 10- i 20-fenigówki bite na "artfremde Ronden", czyli na obcych (niewłaściwych) blankietach. Wyceny brak, interpretacji pochodzenia brak.

A jakąż to pokrakę miałem na myśli tytułując dzisiejszy wpis?
Taką oto:

Awers, to zachwycający przykład sztuki prymitywnej. Orzeł, począwszy od imponującego dzioba, po fantazyjnie pokrzywiony ogon, na pewno nie wyszedł spod rylca profesjonalisty z mennicy.
Mimo tego, właściciel monety uznał, że ma skarb i wystawił to cacko na niemieckim eBay z ceną wywoławczą 1990 euro (słownie jeden tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt euro) z takim tytułem:

Königreich Polen 10 Fenigow 1917 FF PROBE ZINK / RRR

i opisem:
KR.Polen 10Fenigow 1917 FF Probe/Zink
>>> Krolestwo Polskie <<<
Material: Zink / Zn  Durchmesser: 21,3mm  Gewicht: 3,6g  glatter Münzrand
die Münze ist unmagnetisch, hat ca 25° Stempeldrehung nach links
diese Probe-Münze ist sehr selten und fast unbekannt!
         ss Erhaltung, ein echtes Liebhaberstück! RRR
Artikelzustand - siehe Bild!
*allg.Versandkosten:
* keine Versankosten! / Kostenlos!
*
* in Deutschland als DHL Paket/versichert!
*
* Weltweit als DHL Paket/versichert!
*
Bei mehreren ersteigerten Artikeln - Versandrabatt, 
evtl. mit weiteren Artikeln!
Viel Spaß beim Bieten!
*
* Privatverkauf, gemäß EU Richtlinien! *

Łaskawca,  oferuje wysyłkę za darmo!
Cóż. Zapłacił bym chętnie za wysyłkę, ale pod warunkiem, że całość kosztów nie przekroczyła by jednego procenta ceny wywoławczej - w końcu to 10 fenigów (a więc rzadszy przykład falsyfikatu KP, niż dość pospolite 20- fenigówki) i na dodatek bardzo ładnie zachowane, że o skręceniu stempli nie wspomnę.
Niestety, sprzedawca nie daje się przekonać. Moneta jest wystawiona już po raz drugi - ciągle za tę samą cenę.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Wpis bez tytułu.

Na początek krótkie uzupełnienie techniczne.
Pisząc niedawno o "duchach" wspomniałem o ciekawej dyskusji na ten temat prowadzonej na cafe Allegro. Jeden z uczestników zacytował nieokreślone amerykańskie źródło "We must remember that the working dies are convex shaped, ...".
Cóż szkodzi sprawdzić.
Wziąłem pięciozłotówkę z rybakiem z 1974 r., nieźle zachowany egzemplarz o wadze 3,51 grama (waga w/g zarządzenia wprowadzającego tę monetę do obiegu powinna wynosić 3,45 g) i zmierzyłem odległość od tła do tła w dwóch punktach.
(awers nałożony na rewers, żeby pokazać jak trudno znaleźć punkty odpowiednie do pomiaru)

Pomiar bliżej środka monety nie ma sensu, bo nie można w tym obszarze znaleźć wolnego tła w przeciwległych punktach. W punkcie A grubość krążka wynosi 2,050 mm, w punkcie B tylko 1,875 mm. Daje to różnicę grubości równą 0,175 mm.
Stwierdzenie, że stemple są wypukłe w środku, w przypadku "rybaków" wydaje się prawdziwe.
Być może jest to zasada uniwersalna i stemple do bicia monet wytwarza się tak, aby w centralnej części były lekko wypukłe.
To tłumaczyło by, dlaczego "duchy" pojawiają się najczęściej w centrum rysunku monety.

Ukazał się drugi w tym roku numer Przeglądu Numizmatycznego.
Nie kupiłem. Po raz pierwszy od 1993 roku, nie kupiłem. W jedynym tekście, który zainteresował mnie w tym numerze znów pełno brzydkich błędów edytorskich. Zamiast wydać 14 zł na periodyk, którego redaktorzy niezbyt szanują swoich czytelników, wydałem 13,51 zł (w tym koszty przesyłki) na niewielką monetkę.
Szeląg gdański Kazimierza Jagiellończyka

Nienajlepiej zachowana, to prawda, ale swoje lata ma. Sprzedający nie wiedział co to jest. W tytule aukcji było tylko jedno słowo "MONETA".

Jedni czytelników nie szanują, inni, wręcz przeciwnie.
Warszawskie Centrum Numizmatyczne przebudowało swoją stronę internetową. Nowe "wydanie" jest czytelne, ascetyczne ale estetyczne. Nie ma przerostu formy nad treścią. Firma nadal udostępnia bardzo, bardzo bogate archiwum zdjęć, opisów i wycen monet sprzedanych na swoich aukcjach i w sklepie internetowym.
Nie dość tego! Na stronie udostępniono materiały informacyjne dotyczące polskich monet średniowiecznych. Znakomity materiał. Gorąco polecam.

Strona WCN jest stroną komercyjną prowadzoną przez dużą firmę numizmatyczną. Przykładem znakomitej, niekomercyjnej strony jest "Money for nothing". Rzetelne opisy, dobre zdjęcia, mnóstwo danych i na dodatek miejsce na świetne merytorycznie publikacje kolegów zajmujących się monetami śląskimi i banknotami. Myślę, że Pan Krzysztof znajdzie miejsce i na inne wartościowe publikacje.

środa, 15 czerwca 2011

Chyba się starzeję, albo przyjemności duże i małe.

Mój dziadek twierdził, że im dłużej żyje, tym bardziej podoba mu się świat i tym więcej rzeczy sprawia mu przyjemność. A żył długo.
Urodził się, kiedy jeszcze nie było radia, a telefony nie miały tarczy (ani tym bardziej klawiatury) do wybierania numerów. Kiedy bracia Wright wykonali pierwszy kontrolowany lot swoim samolotem (całe 12 sekund) Dziadek miał już prawie 10 lat. Później obejrzał z bliska dwie wojny światowe, a za pośrednictwem telewizji (którą wynaleziono w tzw. międzyczasie) przyglądał się między innymi temu, jak Neil Armstrong stawiał pierwszy krok na Księżycu.


Chyba się starzeję, bo podobnie jak Dziadek, coraz częściej łapię się na tym, że coś, na co wcześniej uwagi nie zwracałem, co było normalne i oczywiste, teraz wydaje mi się ważne i sprawia mi wiele radości.
Na przykład zieleń liści drzew na tle błękitu nieba. W tym roku znacznie intensywniejsza, niż w ubiegłym (przynajmniej tak mi się wydaje).
A kiedy patrzę na tę zieleń jadąc samochodem do pracy słuchając sobie niedawno kupionej płyty (a właściwie dwóch) "DMB Live at Wrigley Field", to przyjemność się potęguje.
Bardzo żałuję, że przegapiłem kiedyś możliwość wyjazdu na koncert Dave Matthews Band do Berlina. Prawie trzy godziny muzyki i to tej, pisanej przez M. Może następnej europejskiej trasy uda się nie przegapić.

A czy nie jest powodem do radości fakt , że koncert ulubionego zespołu odbywający się za zachodnią granicą nie oznacza żadnych dodatkowych problemów, poza koniecznością odbycia ciut dłuższej podróży, niż do Poznania, czy Warszawy?
Tylko, czy w Europie jest możliwe takie wykonanie "Jimi Thing", jak na Wrigley Field?
Nie wiecie o co chodzi? Poszukajcie nagrania i posłuchajcie - naprawdę warto.


A co z naszym ulubionym hobby? Ależ jak najlepiej, Panie i Panowie. Sezon ogórkowy - nie, nie ten w niemieckim, kulinarno-szpitalnym wydaniu - to znakomity czas na łowy. Na początek trafił do mnie taki denarek (albo pieniążek, jak woli prof. Paszkiewicz) Władysława Jagiełły.

Najpierw myślałem, że wbrew opisowi aukcji, to nie Jagiełło, tylko Zygmunt Stary - ta wygięta obręcz korony! Koledzy z cafe Allegro przekonali mnie, że to jednak Jagiełło, odmiana z trzema kółkami. I radość podwójna. Bo nowa moneta w zbiorze, bo jest miejsce, w którym można prosić o pomoc i ją dostać.

I najważniejsze. Jeszcze tylko miesiąc i znów, jak co roku przenosimy się na kilka tygodni w Bory Tucholskie. I jak się tu nie cieszyć.

środa, 8 czerwca 2011

Historie o duchach

Historia pierwsza, czyli pogoń za duchem, który podobno duchem nie jest.

Tym duchem jest 10 groszy z datą 1840 z awersem starego typu (orzeł z przymkniętymi dziobami) i rewersem, na którym laurowy wieniec ma układ jagódek 1-3-3-0 (jak na monetach wcześniejszych roczników), litera G w GROSZY nie ma pionowego szeryfa (wygląda podobnie do C) i najważniejsze - pod cyfrą 4 w dacie nie ma śladów po cyfrze 3.
W moim katalogu monet Królestwa Polskiego z datami 1835-1841umieściłem ją pod pozycją 10 groszy 1840 - a/c
O istnieniu takiego wariantu wiem wyłącznie z cafe Allegro. Pokazano go przy okazji wstępnej prezentacji materiałów, które zebrałem wgryzając się w problem chronologii 10-groszówek z datą 1840, ale jakość zaprezentowanych zdjęć nie daje pewności, że pod czwórką jest całkiem gładko.
Miałem cichutką nadzieję, że moneta wypatrzona na Allegro (aukcja nr 1635431816 zatytułowana "RRRRRR!!! 10 GROSZY 1840 - 3 JAGÓDKI !!! RRRRRRR"), to właśnie ten od dawna poszukiwany duch.
Dziś poczta rozwiała moje nadzieje dostarczając taką monetę:

Bliższe oględziny
i okazuje się, że jednak pod czwórką są resztki trójki. Polowanie trwa...

W związku z tym mam wielką prośbę. Sprawdźcie czy w Waszych zbiorach nie kryje się ten nieuchwytny dotąd duch. Jeżeli go znajdziecie, zróbcie proszę dobre zdjęcie i przyślijcie do mnie. W przeciwnym razie moja wiara w duchy zostanie nadwątlona. W szczególności w tego "ducha" sprzed z górą półtora wieku .


Historia druga, czyli jakie duchy rodzą się w mennicach.

Kolekcjonerzy specjalizujący się w monetach obiegowych PRL z pewnością znają warianty aluminiowych pięciozłotówek z rybakiem, które potocznie  określa się jako "słoneczko".
Pod ramieniem rybaka widoczne są promieniście rozchodzące się linie. 
Skąd się tam wzięły?

Mam na półce książkę Alana Herberta zatytułowaną "Official price guide to mint errors", która jest nie tyle cennikiem, co encyklopedią destruktów numizmatycznych. Bogato ilustrowaną i szczegółowo wyjaśniającą mechanizmy powstawania destruktów.
Znalazłem w niej dwie kategorie usterek bicia, które są przyczyną pojawiania się śladów części rysunku jednej strony monety na jej drugiej stronie.

Kategoria pierwsza, to monety wybite stemplami uszkodzonymi na skutek bezpośredniego zetknięcia (bez krążka menniczego).

Automaty mennicze pracują bardzo szybko i mają zabezpieczenia przed biciem monety "na pusto", bez krążka. Jak każde zabezpieczenia i to czasem zawodzi. Stemple zderzają się z sobą i uszkadzają wzajemnie.
To, co na monecie jest wypukłe - na stemplu było wklęsłe. Dlatego właśnie na uszkodzonym rewersie tło awersu odciska się w głąb, i w związku z tym na monecie wybitej uszkodzonym stemplem, na rewersie jest wypukły odcisk tła awersu.
W tym przypadku "duch" przeciwległej strony monety jest zazwyczaj słabo widoczny, ale ma wyraźne ostre krawędzie.
Oczywiście, stemple uszkadzają się wzajemnie i na awersie pojawia się ślad części rysunku rewersu, a na rewersie ujawniają się fragmenty rysunku awersu. Część kolekcjonerów uważa, że opisany mechanizm nie może funkcjonować, a dowodem na to mają być monety, na których "duch" straszy tylko na jednej stronie. Kontrargumenty są następujące.
Po pierwsze, para stempli nie jest parą nierozerwalną. Stemple zużywają się nierównomiernie i często łączy się je z sobą w różnych kombinacjach. W skrajnym przypadku, podczas zderzenia jeden ze stempli może ulec tak silnemu uszkodzeniu, że konieczne jest zastąpienie go innym. W rezultacie tylko jedna strona monety jest bita stemplem z "duchem".
Po drugie, do powstania "ducha" konieczne jest, by naprzeciw linii rysunku znajdowała się wolna od rysunku płaszczyzna. Na pewnych monetach sytuacja taka nie występuje.

Druga kategoria, monety na których nastąpiło przeniesienie części rysunku środkowej partii jednego stempla na drugi za pośrednictwem krążków menniczych.

Zachodzi to, gdy para stempli jest bardzo długo eksploatowana i gdy mamy do czynienia z monetami o dużych średnicach, z mocno wypukłym  rysunkiem jednej strony, najczęściej z portretem panującego. Dobrym przykładem mogą być angielskie pensy.
W tym przypadku "duch" nie ma wyraźnych krawędzi, jest tylko zarysem (duchem właśnie) części rysunku przeciwległej strony monety.

Obydwie wymienione wyżej kategorie destruktów, to monety wybite uszkodzonymi stemplami. Albo część rysunku jednej strony odbiła się bezpośrednio na stronie drugiej, albo odcisnęła się na tej drugiej stronie poprzez kolejno bite monety.

Na cafe Allegro toczy się arcyciekawa dyskusja na temat monet z "duchami". Jej przedmiotem jest trojak Królestwa Polskiego z 1836 r. z wyraźnym zarysem części orła na rewersie. Biorąc głos w tej dyskusji zagłosowałem, że mamy do czynienia z monetą wybitą stemplem uszkodzonym na skutek bezpośredniego zderzenia.
Dwóch dyskutantów, Panowie "ukrywający się" pod nickami mareksiwuch i zdzwl, sugeruje, że w tym przypadku w grę wchodzi jeszcze jeden mechanizm "wywoływania duchów", który może ujawniać się podczas pracy prawidłowych, nieuszkodzonych stempli. Zjawisko to ma polegać na "zassaniu" materiału monety przez głęboki relief.  Nie bardzo sobie to wyobrażam, ale obaj panowie uważają takie zjawisko za możliwe prawdopodobne.
Ja nadal uważam, że trojak Pana Aleksandra wyszedł spod uszkodzonego stempla, podobnie jak moja dziesięciofenigówka,
na której również wyraźnie widać zarys orła z awersu.


Historia trzecia, czyli życie po życiu. 

Zgodnie z zapowiedziami webpark.pl  zakończył świadczenie usług.  Żywot strony http://monety.polskie.webpark.pl dobiegł końca, ale na szczęście istnieje życie po życiu i strona działa nadal, tyle, że pod adresem monety.vitnet.pl - zapraszam do odwiedzin.

Edit: 03-10-2012.Niestety, nasza osiedlowa płotka (sieć VITNET) została wchłonięta przez rekina. Początkowe zapewnienia o utrzymaniu hostowanych stron okazały się nieprawdziwe - strona monety.vitnet.pl odeszła do krainy wiecznych łowów, a wraz z nią liczne zdjęcia, które były podlinkowane do dyskusji na forach i do innych moich stron. W miarę możliwości postaram się to naprawić.

Dodatkowo część zawartości po drobnych przeróbkach kosmetyczno - aktualizacyjnych przeniosłem na bloga, na którym właśnie  gościcie.

czwartek, 2 czerwca 2011

Znów zaczyna być ciekawie.

Na początek króciutka relacja z Krakowa.
31 maja w Muzeum Narodowym odbyło się kolejne spotkanie w ramach projektu Europejskie Centrum Numizmatyki Polskiej w Muzeum Narodowym w Krakowie. Pan Mateusz Woźniak wygłosił ciekawy wykład "Czy moneta jest dziełem sztuki?", ale wielu interesujących rzeczy słuchacze dowiedzieli się również ze wstępu do spotkania.
Obejrzeliśmy dwa krótkie filmy pokazujące prace renowacyjne i konstrukcyjne prowadzone w pałacyku Czapskich i wysłuchaliśmy informacji o planowanych formach działalności E.C.N.P., które powinno zacząć działać w roku 2013 w Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego. Oprócz możliwości podziwiania znakomitej kolekcji monet, medali i banknotów polskich uzyskamy również dostęp do bogatej biblioteki i pomoc w prowadzeniu własnych badań numizmatycznych. Czekajmy cierpliwie.

Teraz kolej na nowości z warszawskiej mennicy.
Jak już wspominałem, w ubiegłym i bieżącym roku bardzo opornie idzie mi dodawanie do kolekcji nowych monet obiegowych. Podobne sygnały otrzymuję i od innych kolekcjonerów. Niewielka ilość nowych monet trafiających w nasze ręce oznacza niewielką ilość materiału porównawczego - podstawowego czynnika umożliwiającego znajdowanie odmian i wariantów stempli. Mimo to pojawiły się nowe odkrycia.
Na forum TPZN Kolega petrus10 pokazał dwa warianty rewersu 50-groszówki z datą 2010. Okazuje się, że był to pierwszy zwiastun zmian rewersów obiegówek. Porównanie 10- i 20-groszówek z roczników 2011 i 2010 pokazuje, że odświeżane są rewersy kolejnych nominałów.
Po lewej 10 groszy 2011, po prawej 2010.
Proszę zwrócić uwagę na kształt liter G oraz O, a także na odległość zewnętrznej krawędzi wieńca od obrzeża.

Po lewej 20 groszy 2011, po prawej 2010.
I znów uwagę zwracają różnice kształtu liter G oraz O.

Na cafe Allegro również pojawiła się ciekawa informacja.  _DMP_ pokazał, że istnieją dwa warianty rewersu pięciozłotówek 2010 różniące się odległością napisu ZŁOTYCH od obrzeża.

To, co do tej pory zaobserwowali kolekcjonerzy oznacza, że mamy właśnie bardzo interesujący okres przejściowy. Wiemy, że rozpoczął się on już w roku ubiegłym (50 groszy i 5 złotych), ale nie wiemy, czy oprócz tych nominałów, zmiany nie zostały wprowadzone i na innych monetach.
Widzimy też, że zmieniono rewersy monet z rocznika 2011, ale nie mamy pewności, czy z tą datą nie zostały wybite monety ze starymi rewersami.
Jest więc czego szukać.

P.S.
Czy to nie dziwne, że po 200 niemal latach znów powraca kwestia kształtu litery G w GROSZY?