W dzisiejszym stanie PKP oznacza to:
- 10 godzin 33 minuty siedzenia w pociągu w drodze na miejsce,
- 9 godzin pracy,
- 10 godzin 42 minuty siedzenia w pociągu w drodze do domu (10 minut dłużej, bo jazda na południe, czyli pod górkę).
W tzw. międzyczasie jeszcze dwa razy po 7 godzin snu.
Na "zajęcia własne" zostaje dwa razy po pięć godzin późnym popołudniem.
W sumie z życiorysu znikają trzy dni. Cóż, czasem trzeba się poświęcić.
Późne popołudnia - to oznacza, że na żadne wystawy, muzea itp szans nie ma. Ze względu na koincydencję terminów z aukcjami WCN i giełdą Monetarium niewielki sens miały by też wizyty w sklepach numizmatycznych - pro forma wstąpiłem do jednego - przypuszczenia potwierdziły się - nie było z kim rozmawiać, a oferta, jak to mówią "dupy nie urywa".
Chociaż...
Wiało tak, że najmniejsze rozluźnienie, najlżejsze osłabienie uwagi i mogło by urwać.
Podtrzymując ubiegłoroczną tradycję, po pracy ruszyłem w kierunku Targu Rybnego by zweryfikować ofertę kulinarną. Weryfikacja wypadła bardziej, niż pozytywnie. Ryzykowna z nazwy zupa cytrynowo-rybna okazała się znakomita. Sprawdził się też okoń, ale nie taki zwykły ościsty, tylko "Okoń morski z grillowanymi warzywami śródziemnomorskimi i greckim serem halumi podany z ziemniakami gratin". Po takim obiedzie, który niepostrzeżenie przerodził się w kolację (dorsz w ostrym sosie curry z fenkułem) grasujący na starówce przenikliwy, zimny wiatr nie był już tak dokuczliwy.
Tuż przed wyjazdem do Gdańska zdążyłem jeszcze przeczytać na cafe Allegro informację o Przeglądzie Numizmatycznym 1/2012, więc po drodze na przystanek tramwajowy zahaczyłem o Empik, zapewniając sobie lekturę na czas długiej, długiej podróży powrotnej.
- Zestawienie złotych odznaczeń ze zbiorów wrocławskiego Muzeum Sztuki Medalierskiej pominąłem bez żalu.
- Kolejne złoto na stronie następnej - opis złotej odbitki półtoraka elbląskiego 1632.
- Następny artykuł poświęcony gdańskim odważnikom monetarnym przeczytałem uważnie. Autor postawił ciekawą tezę, że niektóre z odważników nie były używane do kontroli wagi "grubych" monet (talary, dukaty) lecz były narzędziem pomagającym w wymianie monet różnych systemów rozliczeniowych - zamiana krzyżackich szelągów na koronne denary i półgrosze.
- Do części katalogowej nie zaglądam od dawna (po co, skoro na przykład od roku 2004 nie aktualizuje się nakładów obiegówek III RP).
- "Gobeliusze, Gdańsk, Malbork, moneta..." - ten ważny tekst Rafał Janke zapowiedział w styczniu (znów na cafe Allegro) podczas dyskusji poświęconej malborskim szóstakom Zygmunta III Wazy. Warto kupić ten numer PN choćby tylko dla tego jednego artykułu. W numerze następnym ma się ukazać ciąg dalszy dotyczący trojaków.
Jak się rzekło, tekst ważny, pokazujący, jak potężnym dziś dysponujemy narzędziem (internet) i jak należy je wykorzystywać do rozwikływania zagadek historii, do których klucze w postaci dokumentów pisanych zniknęły bezpowrotnie. - Katalog monet Białorusi - monety 1 rubel 1996-2011 - dla mnie przejaw zwycięstwa pazerności nad rozumem. Nic to, że Łukaszenka to dyktator, że więźniowie polityczni, że reżim, że tępienie mniejszości polskiej. Ważne, żeby zareklamować towar, na którym można zarobić. Nieważne, że to towar wyprodukowany po to tylko by zarobił na nim reżim (przy okazji reklamując się tu i ówdzie). To już wolę (fakt, trącącą hipokryzją) amerykańską praktykę. Nie lubimy Fidela, ogłaszamy embargo na kubańskie towary i... w stojącym na mojej półce Standard Catalog of World Coins (Krause Publications, rok 1983) monety kubańskie kończą się na roku 1962.
Kubańskie cygara w USA kupić było można, to prawda, ale tylko z przemytu. - Na koniec jeszcze jeden wykaz złotych monet i medali - tym razem ze zbiorów Zamku Królewskiego na Wawelu.
W sumie, jak już napisałem, numer godny polecenia ze względu na treści merytoryczne. Niestety, tradycyjnie już, przy czytaniu nóż się w kieszeni otwiera za sprawą totalnego braku redakcji nadesłanych tekstów. Nie ma prawa do nazywania się redaktorem ktoś, kto ogranicza się do "przypięcia" przysłanego tekstu na "gazetce ściennej". Redaktor ma redagować!
Jadąc do Gdańska kończyłem lekturę Mojego Znaku Jerzego Illga, raz po raz natykając się na akapity tłumaczące, jak ważna dla wydawnictwa jest prowadzona wspólnie z autorem praca nad tekstem. Jak ważna jest poprawność tekstu, oprawa graficzna, formatowanie. Nie wolno wydrukować (nawet gdy autor tak napisał) "... Kacper zajęty był bardziej sprawami związanymi jeszcze z czasów wojny polsko-gdańskiej". Zwłaszcza, że w następnym zdaniu mowa jest o wydarzeniach z roku 1580, czyli mających miejsce po przeszło dwóch latach od "pogodzenia się" Batorego z Gdańskiem (12 grudnia 1576 r.). Nie wolno wydrukować (nawet gdy autor tak napisał) "... mamy dwie ciekawe warianty...". W REDAKCJI musi działać KOREKTA, REDAKTOR ma REDAGOWAĆ publikowane teksty.
Po powrocie zastałem pełną skrzynkę e-maili, kilkadziesiąt stron nowości zasubskrybowanych przez RSS, a wśród nich listę wynikową jubileuszowej aukcji WCN. Chapeau bas!
I zaległości w blogowaniu.
Koniec, uff...