Strony

środa, 27 czerwca 2012

Jak żyć...?

Chyba dopadło mnie już przedwakacyjne rozleniwienie. Czerwiec się kończy, a na blogu tylko trzy wpisy. Pora na urlop.

Słuchałem wczoraj Akademii Rozrywki na trójce. Jednym uchem, ale coś tam przez nie wpadło. Na prośbę Artura Andrusa, słuchacze przesyłali swoje propozycje odpowiedzi na pytanie "Jak żyć?"

Zamiast pisać do Andrusa, napiszę tu.

W dobrych bajkach, kiedy już królewicz zbudził pocalunkiem śpiącą królewnę, albo pocałunkiem przywrócił zielonej żabce postać księżniczki, przyszłość rysowała się jasno, a opisuje się ją zwykle frazą: "... i żyli długo i szczęśliwie." To takie proste!

Łatwo powiedzieć, ale jak to zrealizować?

DŁUGO
Czy to od nas zależy, jak długo pożyjemy? Śmiem twierdzić, że w niewielkim stopniu.
Czytałem niedawno reportaz o stulatkach. Nie ma reguły. Piją alkohol, palą tytoń, jedzą tłuste mięso (prawda, z umiarem), dokąd się da unikają lekarzy.
Może więc lepiej się tym nie zamartwiać, bo jak się na coś wpływu nie ma, to lepiej oszczędzać siły na ciekawsze zajecia.

SZCZĘŚLIWIE
Tym razem skłonny jestem twierdzić, że prawie wszystko zależy od nas samych. Z moich obserwacji wynika, że najbardziej nieszczęśliwi są ludzie, którzy sami sobie swoje nieszczęście wmawiają. Nie potrafią cieszyć się życiem, bo oczekują więcej od losu, niż dostają.
A do szczęścia niewiele trzeba. Czasem wystarczy czyjś uśmiech, dobra książka, film, koncert, spacer...
Czasem trzeba popracować. Na przykład tak.

Bierzemy dwa świeże pstrągi, nie za duże, nie za małe. Patroszymy, skrobiemy łuski, płuczemy, suszymy papierowym ręcznikiem, lekko solimy od zewnątrz i w środku (moze być Kucharek albo inna Vegeta). Do środka rybek pakujemy po gałązce świeżej  bazylii, niedużym pasku szynki dojrzewającej i suszone pomidory z oliwy pokrojone w paseczki. Później owijamy każdą rybę paskami tej samej szynki (szwarcwaldzka z Lidla jest w sam raz). Tak opakowane ryby wkładamy do naczynia - może być gęsiarka, zwykły rondel albo płaska miska z żaroodpornego szkła. Polewamy niewielką ilością oliwy i przykrywamy pokrywą albo kawałkiem aluminiowej folii (nie musi to być całkiem szczelne) i wkładamy na 20 minut do piekarnika (170 stopni). Po tym czasie zdejmujemy przykrycie i przyrumieniamy na ostrzejszym ogniu.
Do posiłku siadamy z kimś sympatycznym. Rybki jemy uważając na ości, przegryzając podgrzaną w piekarniku bułką (najlepsza będzie ciabata) i popijając dobrze schłodzonym jasnym piwem. Chwile szczęścia gwarantowane i nie zepsuje ich nawet świadomość, że trzeba będzie później pozmywać naczynia!

Zamiast ziół, pomidorów i szynki można ryby wypchać i obsypać pokrojonymi słodkimi winogronami bez pestek i migdałowymi płatkami. W tym przypadku, od piwa lepsze będzie białe wino (np. jakieś chardonnay).

Szczęściu nie zaszkodzi też jakiś sukces. Dowolny. Mały, duży, własny, kogoś bliskiego, kogoś obcego (czy Małysz albo Radwańska, to obcy?).

Źródłem szczęścia mogą być i porażki (zwłaszcza cudze). Nie ukrywam radości z porażek moich konkurentów na aukcjach. Z drugiej strony, kiedy nie wygram, nie dręczę się, nie powtarzam sobie - trzeba było dać wyższy limit.
Raz na wozie


raz pod wozem.


I bardzo dobrze, bo bezustanne poczucie szczęścia było by nie do zniesienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.