Sprzedałem dziś ostatni egzemplarz ostatniego drukowanego katalogu.
Jeżeli zdecyduję się na dodruk - informacja pojawi się oczywiście na tym blogu.
P.S.
Mam jeszcze trzy egzemplarze tomu drugiego z małym defektem - introligatornia wkleiła zawartość w okładkę do góry nogami. Po otwarciu tytułowej strony okładki ukazuje się ostatnia strona katalogu, na dodatek odwrócona.
Cena okazyjna 25 zł (w tym koszt przesyłki).
Kto pierwszy, ten lepszy.
Strony
▼
czwartek, 20 września 2012
środa, 19 września 2012
Słoń, a sprawa polska.
Na wystawie mijanej niedawno księgarni zauważyłem kątem oka okładkę z obrazem znanym wszystkim chyba kolekcjonerom monet.
Pan Dariusz Krupa, projektant okładki dodał co nieco do "Poborcy podatków" Marinusa van Reimersvale'a, w tym i mały polski akcent.
Wszedłem do księgarni, poprosiłem o pokazanie książki i zabrałem się za jej przeglądanie. Pisałem kiedyś o moim prywatnym szybkim sposobie kwalifikowania książek do zakupu.
Tym razem trafiłem na takie zdania:
Książka została w księgarni ale jakoś nie dawała mi spokoju. W końcu kupiłem na Allegro oszczędzając całe 90 groszy.
Teraz sobie czytam. Powoli, bo to nie czytadło do wanny. Czytam i ciekawych rzeczy się dowiaduję. Na przykład, że Polska, to nie pępek świata. Zwykle patrzymy na historię naszego mennictwa w oderwaniu od reszty świata. Fakt, pamiętamy, że przed groszami Kazimierza Wielkiego były grosze praskie, że półtoraki Zygmunta III dziwnie przypominają niezliczone niemieckie grosze, które zresztą bywają przez niedoświadczonych kolekcjonerów przypisywane naszemu królowi. Natomiast świadomość, że szelągi Jana Kazimierza wymyślone przez Boratiniego nie były europejskim precedensem nie jest już tak powszechna.
Polskiego czytelnika książki T. J. Sargenta i F. R. Veldego może zdziwić, że naszemu mennictwu poświęcono w niej kilka niewielkich fragmentów, a przedstawiona w niej teoria opisująca zasady tworzenia systemów monetarnych opiera się na badaniu zjawisk z pieniężnych rynków Francji, Anglii, Hiszpanii, Włoch, Niemiec. To nie wszystko!
W literaturze dotyczącej technicznych aspektów numizmatyki, w momencie gdy mowa o wprowadzeniu do użytku pras walcowych, przywoływana jest postać Hansa Stippelta (Hanusza Sztypla), któremu przypisuje się ten wynalazek. Bracia Goeblowie w spółce ze Stippeltem dostali w roku 1584 królewski patent na tłoczenie monet prasą walcową, ale w rzeczywistości był to pomysł o kilkadziesiąt lat wcześniejszy. Jak się z mojej nowej książki dowiedziałem, pierwszą działającą prasę walcową uruchomiono w Zurychu (Emil Hahn "Jakob Stampfer, Goldschmied, Medailleur und Stempelschneider von Zurich"). Później wynalazek trafił do Francji, a dopiero w następnych latach na ziemie niemieckie.
Przyznać się muszę, że czytając "Wielki problem drobniaków" największą uwagę przykładam do powiązań teorii ekonomicznych z rozwojem technik menniczych. Ciekawe spostrzeżenie autorów dotyczy na przykład ochrony przed fałszowaniem monet jako czynnika motywującego postęp techniczny. By zapobiec obcinaniu i opiłowywaniu monet (zwłaszcza złotych i grubych srebrnych) zaczęto tłoczyć ozdoby i napisy na rancie.
Wielkim utrudnieniem dla fałszerzy stało się wprowadzenie maszyn redukcyjnych do produkcji najpierw stempli, a później matryc do stempli. Konsekwencją była znakomita powtarzalność rysunku monet nawet w emisjach wielkonakładowych. Postawiło to fałszerzy przed dwiema możliwościami. Albo stosować niskowydajne technologie (np. odlew) albo inwestować w kosztowne urządzenia, które trudno ukryć przed aparatem ścigania (a kary były okrutne).
Autorzy książki są wysoko cenionymi ekonomistami. Ich publikacja to przede wszystkim przedstawienie i uzasadnienie teorii ekonomicznej, ale myślę, że kolekcjonerzy monet też mogą wiele skorzystać na jej lekturze. Ja znalazłem wiele interesujących i pomocnych informacji.
Mniej interesującej lektury przyniósł mi Przegląd Numizmatyczny 3/2012. Przykuły moją uwagę dwa tylko teksty.
Pierwszy opisuje sposób przeliczania i porównywania prób metali wyrażonych w różny sposób (w systemie metrycznym, karatowym, łutowym i rosyjskim). To może zaciekawić wielu kolekcjonerów i ułatwić im czytanie katalogów i opracowań numizmatycznych. Dla mnie, fizyka z wykształcenia, to rzeczy oczywiste.
Drugi, to mała notatka o odkryciu nowej odmiany gdańskiego szeląga Zygmunta Starego z odwróconą kolejnością liter w inicjale mincmistrza Macieja Schillinga. Nie pasjonuję się tym okresem naszego mennictwa więc pojawienie się nowej odmiany nie wzbudziło we mnie szczególnych emocji. Ucieszyłem się jednak, bo tekścik ten jest świetnym argumentem na rzecz zwolenników poświęcenia uwagi MONECIE, a nie jej STANOWI ZACHOWANIA.
Jestem pewien, że żaden z miłośników "trumienek", MS-ek i mr Sheldona nie poświęcił by tej monecie ani sekundy, bo cóż może być interesującego w takim dziurawym "ogryzku". Okazuje się, że ten "ogryzek" to jednak coś bardzo ciekawego i że wszystko zależy od tego kto i na co patrzy.
Oglądajcie monety dokładnie. Wszystkie.
Pan Dariusz Krupa, projektant okładki dodał co nieco do "Poborcy podatków" Marinusa van Reimersvale'a, w tym i mały polski akcent.
Wszedłem do księgarni, poprosiłem o pokazanie książki i zabrałem się za jej przeglądanie. Pisałem kiedyś o moim prywatnym szybkim sposobie kwalifikowania książek do zakupu.
Tym razem trafiłem na takie zdania:
"Przyznanie, że istnieje pewien składnik wartości pieniądza wynikający z kosztów bicia monety, tworzy rysę w doktrynie, że monety są tylko kawałkami metalu".Może ciekawe, ale nie pasjonujące i na dodatek pisane nie przez historyków, a przez ekonomistów.
"Czy władca może zmieniać obowiązujące jednostki rozliczeniowe?"
"Przez dwadzieścia lat poprzedzających inflację, w Saksonii produkowano 400 tysięcy florenów rocznie".
Książka została w księgarni ale jakoś nie dawała mi spokoju. W końcu kupiłem na Allegro oszczędzając całe 90 groszy.
Teraz sobie czytam. Powoli, bo to nie czytadło do wanny. Czytam i ciekawych rzeczy się dowiaduję. Na przykład, że Polska, to nie pępek świata. Zwykle patrzymy na historię naszego mennictwa w oderwaniu od reszty świata. Fakt, pamiętamy, że przed groszami Kazimierza Wielkiego były grosze praskie, że półtoraki Zygmunta III dziwnie przypominają niezliczone niemieckie grosze, które zresztą bywają przez niedoświadczonych kolekcjonerów przypisywane naszemu królowi. Natomiast świadomość, że szelągi Jana Kazimierza wymyślone przez Boratiniego nie były europejskim precedensem nie jest już tak powszechna.
Polskiego czytelnika książki T. J. Sargenta i F. R. Veldego może zdziwić, że naszemu mennictwu poświęcono w niej kilka niewielkich fragmentów, a przedstawiona w niej teoria opisująca zasady tworzenia systemów monetarnych opiera się na badaniu zjawisk z pieniężnych rynków Francji, Anglii, Hiszpanii, Włoch, Niemiec. To nie wszystko!
W literaturze dotyczącej technicznych aspektów numizmatyki, w momencie gdy mowa o wprowadzeniu do użytku pras walcowych, przywoływana jest postać Hansa Stippelta (Hanusza Sztypla), któremu przypisuje się ten wynalazek. Bracia Goeblowie w spółce ze Stippeltem dostali w roku 1584 królewski patent na tłoczenie monet prasą walcową, ale w rzeczywistości był to pomysł o kilkadziesiąt lat wcześniejszy. Jak się z mojej nowej książki dowiedziałem, pierwszą działającą prasę walcową uruchomiono w Zurychu (Emil Hahn "Jakob Stampfer, Goldschmied, Medailleur und Stempelschneider von Zurich"). Później wynalazek trafił do Francji, a dopiero w następnych latach na ziemie niemieckie.
Przyznać się muszę, że czytając "Wielki problem drobniaków" największą uwagę przykładam do powiązań teorii ekonomicznych z rozwojem technik menniczych. Ciekawe spostrzeżenie autorów dotyczy na przykład ochrony przed fałszowaniem monet jako czynnika motywującego postęp techniczny. By zapobiec obcinaniu i opiłowywaniu monet (zwłaszcza złotych i grubych srebrnych) zaczęto tłoczyć ozdoby i napisy na rancie.
Wielkim utrudnieniem dla fałszerzy stało się wprowadzenie maszyn redukcyjnych do produkcji najpierw stempli, a później matryc do stempli. Konsekwencją była znakomita powtarzalność rysunku monet nawet w emisjach wielkonakładowych. Postawiło to fałszerzy przed dwiema możliwościami. Albo stosować niskowydajne technologie (np. odlew) albo inwestować w kosztowne urządzenia, które trudno ukryć przed aparatem ścigania (a kary były okrutne).
Autorzy książki są wysoko cenionymi ekonomistami. Ich publikacja to przede wszystkim przedstawienie i uzasadnienie teorii ekonomicznej, ale myślę, że kolekcjonerzy monet też mogą wiele skorzystać na jej lekturze. Ja znalazłem wiele interesujących i pomocnych informacji.
Mniej interesującej lektury przyniósł mi Przegląd Numizmatyczny 3/2012. Przykuły moją uwagę dwa tylko teksty.
Pierwszy opisuje sposób przeliczania i porównywania prób metali wyrażonych w różny sposób (w systemie metrycznym, karatowym, łutowym i rosyjskim). To może zaciekawić wielu kolekcjonerów i ułatwić im czytanie katalogów i opracowań numizmatycznych. Dla mnie, fizyka z wykształcenia, to rzeczy oczywiste.
Drugi, to mała notatka o odkryciu nowej odmiany gdańskiego szeląga Zygmunta Starego z odwróconą kolejnością liter w inicjale mincmistrza Macieja Schillinga. Nie pasjonuję się tym okresem naszego mennictwa więc pojawienie się nowej odmiany nie wzbudziło we mnie szczególnych emocji. Ucieszyłem się jednak, bo tekścik ten jest świetnym argumentem na rzecz zwolenników poświęcenia uwagi MONECIE, a nie jej STANOWI ZACHOWANIA.
Jestem pewien, że żaden z miłośników "trumienek", MS-ek i mr Sheldona nie poświęcił by tej monecie ani sekundy, bo cóż może być interesującego w takim dziurawym "ogryzku". Okazuje się, że ten "ogryzek" to jednak coś bardzo ciekawego i że wszystko zależy od tego kto i na co patrzy.
Oglądajcie monety dokładnie. Wszystkie.
niedziela, 16 września 2012
O czytaniu ze zrozumieniem.
Podobno 15 procent polskich piętnastolatków nie umie czytać ze zrozumieniem. Taki wniosek wyciągnięto z badań PISA. Podobno powinniśmy się cieszyć, bo w całej Unii Europejskiej odsetek ten sięga 20 procent. Co piąty młody człowiek kończący kształcenie na poziomie gimnazjalnym nie zrozumie wiadomości w gazecie (o ile po nią sięgnie), będzie uruchamiał urządzenia na chybił-trafił, bo nie zrozumie instrukcji obsługi (o ile po nią sięgnie), nie odróżni prawdy od zmyśleń, reklamy od recenzji.
Pani minister edukacji broni polskiego szkolnictwa twierdząc, że w Amber Gold oszczędności ulokowali ludzie, którzy nie dostąpili szczęścia pobierania nauki w gimnazjum i że na początku tego stulecia było gorzej bo aż 24 procent 15-latków nie umiało czytać ze zrozumieniem.
Gimnazjalistów spotykam na ulicy, w autobusach, pociągach i zauważam to, co opisał niedawno Krzysztof Varga w artykule "W kraju Morloków" - "przyszłość narodu" (świata, ludzkości?) dzieli się na dwie grupy. Jak zawsze - są ci ładni, czyści, dobrzy i są odrażający, brudni źli. Z rozmów jednych, które słyszę nie podsłuchując, bo o ile oczy mogę zamknąć, to uszu nie, nie wynika, by czytali cokolwiek poza wiadomościami SMS. Oni po prostu są i to że są widać i słychać.
Rozmów tych drugich nie słyszę. Widzę, że rozmawiają, że mówią długimi zdaniami. Widzę też, że jest ich mało. Dlatego często nie rozmawiają, bo nie mają z kim i cóż wtedy robią - czytają.
Morloków jest niestety więcej, niż Elojów.
Mam wrażenie, że wnioski z wyników badań PISA tylko pozornie są optymistyczne, bo gdy popatrzyć na nie przez pryzmat zasady Pareto, okaże się że to tych około 20% obywateli-półanalfabetów będzie miało wpływ na 80% tego, co się na naszą przyszłość złoży.
Co to ma wspólnego na naszym ulubionym hobby? A tyle, że i mnie się zdarza czytać publikacje na tematy numizmatyczne nie do końca rozumiejąc, co czytam.
Próbuję właśnie poskładać w jakąś sensowną całość klocki gromadzone bezładnie od kilku lat. Klockami są miedziane monety koronne Augusta III i wszelkie informacje ich dotyczące. Te informacje to sterta katalogów, ogólnych opracowań dotyczących środkowoeurpejskiego mennictwa nowożytnego, notatki i artykuły z czasopism kolekcjonerskich (i nie tylko).
Autorzy zgodnie powtarzają - brak przesłanek pozwalających na przypisanie szelągów i groszy A3S do poszczególnych mennic. Tylko jeden rocznik wydaje się być pewny - szelągi 1749 wybito w Dreźnie. Kolejne roczniki mają być zagadką.
E. Kopicki w Ilustrowanym skorowidzu pieniędzy polskich pisze co prawda, że szelągi z datami 1750 i 1751 wybito w Gubinie, ale z kolei M. Gumowski w pracy "Gubin i jego mennice" pisze, że organizację mennicy gubińskiej i kierownictwo powierzono baronowi von Stein 13 lipca 1751 r. przekazując mu równocześnie zalecenia, co do stopy menniczej a dopiero 18 listopada 1751 przesłano do Gubina 94 szelągowe stemple mennicze (nie jest jasne czy stemple, czy pary stempli) i polecono, by produkcja ruszyła jak najszybciej. Być może udało się ją uruchomić jeszcze w tym samym roku, ale rocznik 1750, jako produkt mennicy gubińskiej należy wykluczyć.
Czy możliwe jest, by rocznik 1750 wybito w Grünthalu? Tamtejszą mennicę ustanowiono dekretem z dnia 30 lipca 1750 r. W dniu 12 listopada 1750 dyrektor mennicy drezdeńskiej Friedrich Wilhelm ô Feral poinformował, że Saygerhütte Grünthal zamówiła 3 śrubowe prasy mennicze. Dostarczono je w styczniu 1751 r. Nie mogły więc posłużyć do wybicia szelągów z datą 1750.
Z tej chronologii zdarzeń wynika, że szelągi z datą 1750 zostały wybite w Dreźnie.
W ciągu ostatnich dwóch lat czytałem te informacje kilka razy (a i wcześniej też) i jak się okazuje, nie było to czytanie ze zrozumieniem. Dopiero przy dopasowywaniu klocków (lepszą analogią będzie chyba składanie puzzli), to co cały czas miałem przed oczami, jako elementy całkiem osobne, zaczęło składać się w całość.
Z następnymi rocznikami będzie trudniej, bo Gubin i Grünthal pracowały równolegle i brak dostępu do historycznych materiałów źródłowych.
Pogoda nie rozpieszcza, ale nie można stale siedzieć przed monitorem i grzebać w książkach. Jako, że dziś trzecia niedziela miesiąca, wybrałem się na giełdę staroci do Dąbrowy Górniczej. Nie było łatwo, bo jak się okazało ruch samochodowy w połowie miasta ograniczono ze względu na Mistrzostwa Polski w Maratonie MTB Lang Team. Start imprezy o godz. 10:40 w Parku Hallera spowodował, że giełda organizowana w tym samym miejscu zeszła na drugi plan. Sprzedawców było ze cztery razy mniej, niż zwykle, kupujących też. Mimo to nie wróciłem z pustymi rękami.
Z której mennicy? Co ta literka F oznacza i dlaczego jest odwrócona?
I druga monetka. Również miedziak
Oprócz monet polskich zbieram też, jak kiedyś pisałem, austrowęgierską drobnicę XIX-wieczną. Nie mogłem więc przejść obojętnie obok tego maleństwa - monety z mennicy weneckiej są trochę rzadsze od wiedeńskich i kremnickich i prawie tak rzadkie, jak mediolańskie. Trudniej tylko o monety z Karlsburga, czyli... Kto wie, jak teraz nazywa się to miasto i gdzie leży?
P.S.
Od 29 stycznia 2020 moja książka "Miedziane monety koronne Augusta III" jest dostępna tu:
https://ridero.eu/pl/books/miedziane_monety_koronne_augusta_iii/
Pani minister edukacji broni polskiego szkolnictwa twierdząc, że w Amber Gold oszczędności ulokowali ludzie, którzy nie dostąpili szczęścia pobierania nauki w gimnazjum i że na początku tego stulecia było gorzej bo aż 24 procent 15-latków nie umiało czytać ze zrozumieniem.
Gimnazjalistów spotykam na ulicy, w autobusach, pociągach i zauważam to, co opisał niedawno Krzysztof Varga w artykule "W kraju Morloków" - "przyszłość narodu" (świata, ludzkości?) dzieli się na dwie grupy. Jak zawsze - są ci ładni, czyści, dobrzy i są odrażający, brudni źli. Z rozmów jednych, które słyszę nie podsłuchując, bo o ile oczy mogę zamknąć, to uszu nie, nie wynika, by czytali cokolwiek poza wiadomościami SMS. Oni po prostu są i to że są widać i słychać.
Rozmów tych drugich nie słyszę. Widzę, że rozmawiają, że mówią długimi zdaniami. Widzę też, że jest ich mało. Dlatego często nie rozmawiają, bo nie mają z kim i cóż wtedy robią - czytają.
Morloków jest niestety więcej, niż Elojów.
Mam wrażenie, że wnioski z wyników badań PISA tylko pozornie są optymistyczne, bo gdy popatrzyć na nie przez pryzmat zasady Pareto, okaże się że to tych około 20% obywateli-półanalfabetów będzie miało wpływ na 80% tego, co się na naszą przyszłość złoży.
Co to ma wspólnego na naszym ulubionym hobby? A tyle, że i mnie się zdarza czytać publikacje na tematy numizmatyczne nie do końca rozumiejąc, co czytam.
Próbuję właśnie poskładać w jakąś sensowną całość klocki gromadzone bezładnie od kilku lat. Klockami są miedziane monety koronne Augusta III i wszelkie informacje ich dotyczące. Te informacje to sterta katalogów, ogólnych opracowań dotyczących środkowoeurpejskiego mennictwa nowożytnego, notatki i artykuły z czasopism kolekcjonerskich (i nie tylko).
Autorzy zgodnie powtarzają - brak przesłanek pozwalających na przypisanie szelągów i groszy A3S do poszczególnych mennic. Tylko jeden rocznik wydaje się być pewny - szelągi 1749 wybito w Dreźnie. Kolejne roczniki mają być zagadką.
E. Kopicki w Ilustrowanym skorowidzu pieniędzy polskich pisze co prawda, że szelągi z datami 1750 i 1751 wybito w Gubinie, ale z kolei M. Gumowski w pracy "Gubin i jego mennice" pisze, że organizację mennicy gubińskiej i kierownictwo powierzono baronowi von Stein 13 lipca 1751 r. przekazując mu równocześnie zalecenia, co do stopy menniczej a dopiero 18 listopada 1751 przesłano do Gubina 94 szelągowe stemple mennicze (nie jest jasne czy stemple, czy pary stempli) i polecono, by produkcja ruszyła jak najszybciej. Być może udało się ją uruchomić jeszcze w tym samym roku, ale rocznik 1750, jako produkt mennicy gubińskiej należy wykluczyć.
Czy możliwe jest, by rocznik 1750 wybito w Grünthalu? Tamtejszą mennicę ustanowiono dekretem z dnia 30 lipca 1750 r. W dniu 12 listopada 1750 dyrektor mennicy drezdeńskiej Friedrich Wilhelm ô Feral poinformował, że Saygerhütte Grünthal zamówiła 3 śrubowe prasy mennicze. Dostarczono je w styczniu 1751 r. Nie mogły więc posłużyć do wybicia szelągów z datą 1750.
Z tej chronologii zdarzeń wynika, że szelągi z datą 1750 zostały wybite w Dreźnie.
W ciągu ostatnich dwóch lat czytałem te informacje kilka razy (a i wcześniej też) i jak się okazuje, nie było to czytanie ze zrozumieniem. Dopiero przy dopasowywaniu klocków (lepszą analogią będzie chyba składanie puzzli), to co cały czas miałem przed oczami, jako elementy całkiem osobne, zaczęło składać się w całość.
Z następnymi rocznikami będzie trudniej, bo Gubin i Grünthal pracowały równolegle i brak dostępu do historycznych materiałów źródłowych.
Pogoda nie rozpieszcza, ale nie można stale siedzieć przed monitorem i grzebać w książkach. Jako, że dziś trzecia niedziela miesiąca, wybrałem się na giełdę staroci do Dąbrowy Górniczej. Nie było łatwo, bo jak się okazało ruch samochodowy w połowie miasta ograniczono ze względu na Mistrzostwa Polski w Maratonie MTB Lang Team. Start imprezy o godz. 10:40 w Parku Hallera spowodował, że giełda organizowana w tym samym miejscu zeszła na drugi plan. Sprzedawców było ze cztery razy mniej, niż zwykle, kupujących też. Mimo to nie wróciłem z pustymi rękami.
Szeląg Augusta III z 1752 r. z odwróconą literą F pod herbami.
Z której mennicy? Co ta literka F oznacza i dlaczego jest odwrócona?
I druga monetka. Również miedziak
Austria 5/10 krajcara z mennicy w Wenecji.
Oprócz monet polskich zbieram też, jak kiedyś pisałem, austrowęgierską drobnicę XIX-wieczną. Nie mogłem więc przejść obojętnie obok tego maleństwa - monety z mennicy weneckiej są trochę rzadsze od wiedeńskich i kremnickich i prawie tak rzadkie, jak mediolańskie. Trudniej tylko o monety z Karlsburga, czyli... Kto wie, jak teraz nazywa się to miasto i gdzie leży?
P.S.
Od 29 stycznia 2020 moja książka "Miedziane monety koronne Augusta III" jest dostępna tu:
https://ridero.eu/pl/books/miedziane_monety_koronne_augusta_iii/
wtorek, 11 września 2012
Wpis jubileuszowy
Dziś drugie urodziny mojego bloga. Obydwaj mamy się całkiem nieźle.
Licznik odstukał właśnie 110110 odwiedziny (ile to będzie w kodzie dwójkowym?). Wszystkim odwiedzającym dziękuję i polecam się wdzięcznej pamięci.
Statystyki po dwóch latach wyglądają ciut lepiej, niż te sprzed roku, choć na przykład nie podwoiłem liczby wpisów. Za to miesięczna liczba wyświetleń prawie się podwoiła i dość regularnie przekracza 6000. Łączna ilość komentarzy przekroczyła 300 (mogło by być lepiej).
Z innych ciekawostek statystycznych: moja ulubiona przeglądarka Opera spadła na czwarte miejsce wyprzedzona przez Chrome; Linuks utrzymał drugą pozycję (za IE), a jego udział wzrósł z 2% do 3% (o całe 50% !!!).
Rok temu napisałem:
"Wakacje wybiły mnie trochę z rytmu. 5 tygodni urlopu to rzecz wspaniała, ale powrót do codziennych obowiązków nie jest łatwy i wymaga trochę czasu. Przed urlopem zacząłem przygotowywać materiały do większego tekstu poświęconego szelągom Augusta III."
Pierwsze zdanie jest aktualne - niedawno powtórzyłem je prawie dokładnie. Zaplanowany "większy tekst" rozrósł się zdecydowanie - gros wolnego czasu poświęcam teraz stronie "MIEDZIANE MONETY KORONNE KRÓLA AUGUSTA III", która na razie pozostaje w głębokim ukryciu, ale gdzieś pod koniec roku powinna ujrzeć światło dzienne. Nawet, jeśli nie będzie w stu procentach gotowa.
Okazało się, że klucze do zagadek dotyczących miedziaków A3S są bardzo głęboko zagrzebane, a za wytrychy będą musiały służyć analizy porównawcze obydwu nominałów.
Powoli, powoli zaczyna się to klarować. Mam nadzieję, że w 2013 r., kiedy odbędzie się obiecywane otwarcie Europejskiego Centrum Numizmatyki Polskiej w krakowskim Pałacu Czapskich, pojawią się możliwości dodatkowych badań (biblioteka, kwerenda zbioru). Albo moje pomysły okażą się funta kłaków warte, albo zyskam dodatkowe argumenty na ich poparcie. W każdym razie nie będę czekał z upublicznieniem nowej strony na otwarcie ECNP.
Epoka saska wciąga. Gdyby się komuś nudziło, niech sobie poczyta: Przesilenie monetarne w Polsce za Augusta III autorstwa Władysława Konopczyńskiego (kwartalnik Ekonomista, rok 1910, T 1) dostępnym w zasobach Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. To były afery! Co tam jakaś AmberGold!
Sasi, Sasami, a i między nowymi monetami wyskakują ciekawostki. Najpierw napisał o tym do mnie jeden z kolekcjonerów, kilka dni później sam znalazłem taką monetkę. Chodzi o 10 groszy z rocznika 2012. W roku 2010 zaczęły się pojawiać monety obiegowe z lekko poprawionymi rewersami. Dziesięciogroszówkę z 2010 znam z rewersem starym, z 2011 z nowym. Do niedawna miałem najnowszą, z 2012 r. z rewersem nowym i przypuszczałem, że w przeciwieństwie do np. dwudziestogroszówek, na dziesiątkach nie występują oba warianty w jednym roczniku.
Błąd. W roczniku - uwaga, uwaga - 2012 mamy też monety ze starym rewersem.
Czy to oznacza, że w 2011 też tak jest? Nic pewnego, trzeba szukać, szukać, szukać...
piątek, 7 września 2012
Monety opowiadają o...
Dawno, dawno temu, dostałem w
prezencie książeczkę „Monety opowiadają o historii”.
Tłumaczenie z rosyjskiego, autor Fiedorow-Dawydow H.
Dla dziesięciolatka na początku
kolekcjonerskiej ścieżki nie była to lektura porywająca, ale z
czasem zacząłem ją doceniać. Pokazała mi tę druga stronę
kolekcjonerstwa, po której mniej ważne jest ile masz monet, jaka
maja wartość, w jakim są stanie. Nie uświadamiałem sobie
wcześniej, że moneta w mojej dłoni to materialny świadek historii
, od którego można się dowiedzieć mnóstwa ciekawych rzeczy.
Trzeba tylko wiedzieć, jak świadka do opowieści skłonić.
Kupiłem niedawno takiego szeląga.
Zygmunt III Waza, Ryga, rocznik 1598
O czym opowiada ten kawałek metalu?
O królu Zygmuncie III i jego tytułach,
o pięknym mieście Rydze i kluczach w jego herbie, o polskiej
(i europejskiej)ekonomii końca szesnastego wieku i o rozwoju
techniki. Na tej ostatniej opowieści chcę się dziś skoncentrować.
Dlaczego jedna strona monety mieści
się na krążku w całości, a druga nie?
Dlaczego na pustym polu,
poza rysunkiem monety widać jakieś znaczki?
Dlaczego krążek nie
jest okrągły, tylko ma półokrągłe wycięcie na brzegu?
Trzy pytania, jedna odpowiedź – bo
ta moneta nie została wybita, tylko wytłoczona.
Zamiast młotka:
użyto jednego z takich (lub podobnego) urządzeń:
prasy walcowe
Prasy walcowe pojawiły się w mennicach już wcześniej, ale nie używano ich do tłoczenia monet, tylko do przygotowywania blachy, z której wycinano krążki na monety. Zamiast mozolnie rozklepywać blachę na kowadle uzyskując placki o nieregularnym kształcie i nierównej grubości, walcowano pasy blachy do osiągnięcia wymaganej i mniej więcej stałej grubości.
Tłoczenie monet stało się możliwe po opanowaniu wytwarzania przekładni zębatych na tyle dokładnych, by możliwe było uzyskanie dobrej synchronizacji obrotowego ruchu dwóch walców kręcących się w przeciwnych kierunkach.
Pewnie ktoś zauważył, że podczas
walcowania blach, na ich powierzchni odbijają się wypukłości i
wgłębienia istniejące na walcach. Od takiego spostrzeżenia już
tylko krok do tłoczenia monet walcami. Tylko ta synchronizacja.
Nawet dziś rachunek kół zębatych nie jest prostą zabawą, a
przecież trzeba jeszcze teoretyczne obliczenia zrealizować w
praktyce. W XVI wieku nie było numerycznie sterowanych obrabiarek.
Przy tłoczeniu mojego szeląga, prasa
się troszkę rozjechała – awers i rewers nie znalazły się na
blasze idealnie naprzeciwko siebie.
Blachy po przejściu przez prasę
wyglądały tak:
fragment paska z ryskimi szelągami królowej Krystyny
pochodzący z fałszerskiej mennicy w Suczawie
Teraz należało wyciąć monety.
Robiono to ręcznie przy pomocy wycinaka i młotka. Trzeba było
ułożyć blachę z odciskami monet na płaskiej powierzchni i
uderzyć. Ułożyć, ale nie byle jak! To, że prasy nie były
idealne i że awers i rewers nie zawsze idealnie się pokrywały nie
było niespodzianką. Którą stronę można było „okaleczyć”?
No jasne, że nie awers, na którym był inicjał i tytuł (a czasem
i portret) króla. Dlatego to strona z herbem miasta (rewers)
wychodzi częściowo poza krążek.
A że w pośpiechu (plany i normy
trzeba było wykonywać od zawsze) czasem wycinak zahaczał o rysunek
kolejnej monety, która z tego powodu nie była już idealnie
okrągła.
Na rewersie, poza rysunkiem monety
widać wypukłe kropki. Oznacza to, że na walcu były wgłębienia.
Skąd się tam wzięły? Z pewnością nie są to przypadkowe
skaleczenia. Przypuszcza się, że w walcach robiono wgłębienia,
aby zapobiec ślizganiu się blachy między walcami w chwili jej
wkładania. Dzięki temu walce „zabierały” blachę, jak
wyżymaczka mokrą ścierkę.
pomiędzy negatywami monet widoczne wgłębienia
Na zdjęciach nie widać jeszcze jednej
charakterystycznej cechy monet tłoczonych walcami. Siłą rzeczy
takie monety maja stały układ osi awersu i rewersu. Przy ręcznym
biciu młotem otrzymywano monety (np. boratynki) o bardzo rożnych
kątach obrotu awers/rewers. Na mojej monecie awers i rewers mają
górę w tym samym miejscu, zupełnie jak bilon, którym się dziś w
Polsce posługujemy. Wiedząc o tym, zauważa się, że niedobicia (a
raczej niedotłoczenia) są dokładnie naprzeciwko siebie. Można z
tego wnioskować, że osie walców nie były idealnie równoległe
(albo walce nie były walcami, tylko miały kształt lekko
stożkowaty).
układ stempli na rozwinięciu powierzchni walca
Czy to wszystko?
O nie!
Można na przykład zauważyć, że do wykonania obydwu walców: ze stemplami awersów i ze stemplami rewersów użyto tego samego zestawu punc z literami
Litera G
po lewej z awersu, po prawej z rewersu
Moja nowa moneta opowiada jeszcze wiele innych historii. Jej średnica, to tylko 18 mm, a waga 1,39 grama. Jak te parametry mają się do obowiązującej wówczas stopy menniczej?Gdyby mieć dostęp do większej ilości szelągów ryskich z 1598 r. można by się pokusić o ustalenie ilości stempli znajdujących się na walcu, a także ilu par walców użyto w tym roku i przy okazji oszacować nakład rocznika.
Gdyby mieć dostęp do większej ilości szelągów ryskich z sąsiednich roczników, można by ustalić, czy tych samych walców używano przez kilka lat.
I tak dalej, i tak dalej...
Monety opowiadają. Warto ich posłuchać.