Strony

wtorek, 30 października 2012

Węgierska miedź

Smolník, Szomolnok, Schmöllnitz, Semelnech - małe miasteczko na Słowacji, liczące ciut ponad tysiąc mieszkańców. Kilkaset lat temu, razem z innymi ośrodkami górniczymi "górnych Węgier" zaopatrywało w miedź znaczną część Europy.
Już w początku XIV wieku cesarz Karol Robert Andegaweński (teść Elżbiety Łokietkówny) nadał Smolnikowi  status wolnego miasta górniczego. Przez pewien czas działała w Smolniku mennica królewska.
Bogate złoża miedzi były łakomym kąskiem, zwłaszcza że ruda zawierała znaczący procent srebra. Skusił się na nie przedstawiciel bogatego węgierskiego rodu Jan Thurzo. Wykształcony na włoskich uniwersytetach w Wenecji i Padwie, opanował umiejętność oddzielania srebra z rud miedzi.
Jako że rodzinny interes obejmował nadzór nad kopalniami rud ołowiu, srebra, złota i miedzi w Olkuszu, Kutnej Horze i Górach Złotych, Thurzo miał nieograniczony dostęp do ołowiu - metalu niezbędnego do odciągania srebra z rud miedzi. W 1469 r. założył hutę miedzi i srebra w Mogile pod Krakowem (po II Wojnie Światowej powstała tam Nowa Huta). Poprzez małżeństwo syna, Jan Turzo związał się z rodziną Fuggerów. Z końcem XV w. Turzonowie i Fuggerowie utworzyli "Ungarischer Handel", która opanowała prawie cały europejski handel miedzią.
Pod koniec XVII wieku smolnickie kopalnie i huty zaczęły przechodzić pod zarząd państwa - cesarstwa austrowęgierskiego. W mieście powstała szkoła (późniejsza akademia)  górnicza. Od połowy XVIII w., przez całe stulecie Smolnik był siedzibą urzędu i sądu górniczego, którym podlegały nawet kopalnie miedzi z terenów dzisiejszej Rumunii.
Właśnie w połowie XVIII w. (1759) ustalono w Wiedniu, że monety o nominałach poniżej grosza będą bite wyłącznie w miedzi. Bańska Bystrzyca i Smolnik dostarczały surowca w wystarczającej ilości, nadwyżki eksportowano.
Wkrótce, w roku 1772, by uniknąć kosztów transportu, rozpoczęto w Smolniku bicie miedzianych monet - najpierw krajcarów i poltur. Później bito tu również wyższe nominały - aż do 30 krajcarów. Monety ze smolnickiej mennicy oznaczano literą S.

30 krajcarów z roku 1807 wybite w Smolniku.
Moneta ma 38 mm średnicy!

Pochwalę się jeszcze jednym miedziakiem, ze względu na stan zachowania. Duże austriackie miedziaki z początku XIX w. najczęściej wyglądają, jak pokazana wyżej 30-krajcarówka.
6 krajcarów 1807.
To też spory krążek - 32 mm średnicy.

Takie sześciokrajcarówki przebijano w 1813 r. w Zamościu na oblężnicze sześciogroszówki. Przeznaczono na to 1330 monet z magistrackiej kasy.

W roku 1813 w Smolniku wydarzyła się katastrofa. Po uszkodzeniu zapory większość kopalń została zalana wodą ze sztucznego jeziora. To zapoczątkowało upadek. Wydobywano coraz mniej miedzi, w roku 1817 wybito ostatnie monety o nominałach 1/4 1/2 i 1 krajcar (z datą 1816!). 31 grudnia 1828 mennicę zlikwidowano. 

W przewodnikach turystycznych próżno szukać informacji o miedzianej mennicy w Smolniku. Podobno nie ma już po niej śladu. Mimo to w przyszłym roku wybiorę się tam na wycieczkę. Zwłaszcza, że po drodze można zahaczyć o Starą Lubownię (Lubowl). To bardzo interesujące miejsce.
Dlaczego? Poczekajcie kilka dni.







niedziela, 28 października 2012

Zima?!?

Budzę się rano, a tu biało.

Krótki spacer potwierdził - to nie złudzenie. Spadł śnieg.
Na dłuższe spacery jakoś mi ochota przeszła, więc...

do pracy.

Napisałem kilka "kartek" poświęconych miedziakom A3S i w pewnym momencie ugrzęzłem. W poszukiwaniu odpowiedzi na kluczowe w tym momencie pytanie udałem się do biblioteki.
Jak to zwykle bywa, odpowiedzi nie znalazłem, za to pojawiły się nowe pytania.
Znalazłem mianowicie coś takiego:
To fragment strony z książki z 1904 r. F. Freiherr von Schrötter, Das preußische Münzwesen im 18. Jahrhundert, II. Die Münzen aus der Zeit des Königs Friedrich II. des Großen.
Autor przypisał grosze 1758 działalności Fryderyka i określił miejsce ich bicia na Drezno lub Lipsk (załącznik). Pan Profesor Paszkiewicz sugerował niedawno w katalogu 50 aukcji WCN, że grosze te wybito prawdopodobnie na Spiszu, co zgadza się z bardzo ciekawym tekstem Konopczyńskiego z "Ekonomisty" z roku 1910. Schrötter wymienia 4 warianty interpunkcyjne tego rocznika, co może oznaczać stosunkowo dużą produkcję, a to z kolei może jednak wskazywać na dobrze zorganizowaną mennicę. Na dodatek dołożył informację, że w muzeach przechowywane są dwa stemple tej monety. W królewskim munzkabinecie w Berlinie i w muzeum miasta Torunia. Może więc jednak to produkcja pruska?
O ile mi wiadomo, zbiory toruńskie uległy rozproszeniu. Napisałem wiec do Berlina, prosząc o informację czy nadal mają w muzeum stempel, o którym pisze Schrötter i czy z jego wyglądu można coś wnioskować na temat miejsca jego powstania. Ciekawe, czy i co odpowiedzą.

A swoją drogą chyba podpowiem redakcji Przeglądu Numizmatycznego, żeby podjęli akcję zewidencjonowania i pokazania stempli menniczych przechowywanych w polskich placówkach naukowych i muzealnych, podobnie do trwającej już kilka lat kwerendy polskich monet złotych.

Poszukując dalej odpowiedzi na pytanie, o którym wspomniałem na wstępie, znów wyciągnąłem na światło dzienne (jeszcze) moje zapasy. I znów - "sami nie wiecie, co posiadacie" - odpowiedź wyskoczyła, jak diabeł z pudełka (szczegóły
niebawem), ale (zawsze to ale!) stwierdziłem, że tych zapasów zrobiło się zbyt wiele. Cóż, trzeba zacząć to sprzedawać.

Żyłka awanturnicza spowodowała, że zamiast wystawić monety na Allegro, Kiermaszu czy innym eBayu postanowiłem przetestować możliwości Tictail. Zapraszam więc do kliknięcia w "SPRZEDAM" w menu u góry strony.


niedziela, 21 października 2012

Dlaczego Facebook mnie nie kusi.


Regularnie odbieram emaile z pytaniem „Czy jest Pan na Facebooku?”.
Regularnie odpowiadam krótkim „Nie”. I na tym się kończy.
Wczoraj pierwszy raz w odpowiedzi na moje „Nie” padło pytanie „Dlaczego?”. Spróbuję tu na nie odpowiedzieć.

Tu, na blogu możecie przeczytać: „W internecie jestem "od zawsze", zazwyczaj występuję pod nickiem "Monety" co wystarczająco wyraźnie określa moje zainteresowania.”. „Jestem w internecie” - to w moim przypadku tylko skrót myślowy. Powinienem raczej napisać „korzystam z internetu”.
Bardziej korzystam, niż jestem, bo od zawsze internet był (i nadal jest) środkiem (narzędziem), a nie celem. Jest środkiem komunikacji – przez internet kontaktuje się z rodziną, z przyjaciółmi, znajomymi i nieznajomymi, ale przede wszystkim jest dla mnie internet BIBLIOTEKĄ. Tę funkcję sieci wykorzystuję na dwa sposoby – czytam, słucham i oglądam to, co stworzyli inni, ale też udostępniam to, co sam tworzę.
Porządne biblioteki nie są jedynie miejscem przechowywania i udostępniania. W porządnych bibliotekach odbywają się koncerty, spotkania z twórcami, wystawy. Internet jest taką właśnie biblioteką i korzystanie z niej sprawia mi wiele radości i satysfakcji.

Biblioteki (i księgarnie) są różne. Najbardziej lubię te, które pozwalają na swobodny dostęp do półek. Pozwalają na szybkie zorientowanie się, czy treść będzie równie ciekawa, jak tytuł, czy znajdę w niej to, czego szukam i co mi potrzebne. Znam wiele internetowych bibliotek, szczególnie cenię sobie Scribd. To miejsce znacznie ciekawsze od dokumentów Googla. Zaglądam tam ostatnio częściej, szukając materiałów dotyczących polskiego mennictwa Augusta III. Drugą "biblioteką", z którą odświeżyłem znajomość jest Digital Library Numis


Revenons à nos moutons!
Facebook podobno jest „miejscem” do spotkań ze znajomymi i do zawierania nowych znajomości, a także do manifestowania swoich poglądów i podejmowania wspólnych działań. Skoro bloguję, udzielam się na forach i listach dyskusyjnych, to dlaczego nie chcę mieć konta na Facebooku? Powodów widzę kilka.

Po pierwsze, nie znoszę monopoli, a coraz częściej spotykam się z tym, że jedyna droga dostępu do jakichś treści prowadzi przez Facebooka. Gdyby była to tylko jedna z możliwości, nie miał bym zastrzeżeń. 

Po drugie, doba ma tylko 25 godzin, a tydzień tylko 8 dni (albo coś koło tego), a ja pracuję zawodowo, mam rodzinę i staram się pamiętać, że monety, to nie wszystko.

Po trzecie...
Kilka osób przekonywało mnie, że dzięki Facebookowi mój blog, moje strony będą miały więcej odwiedzających. Czy mylę się sądząc, że aby tak było musiał bym w miarę regularnie umieszczać na "fejsie" informacje o nowych treściach umieszczanych w innych miejscach sieci? A mając w pamieci punkt poprzedni...
Google zapytany o „Jerzy Chałupski” w ciągu 0,21 sekund częstuje przeszło dwoma tysiącami odnośników. Nie jestem więc anonimowy, a ten poziom „popularności” wystarczająco dopieszcza moją próżność. Jasne, że nie wszystkie linki od Googla wskazują na mnie (nie każdemu psu Burek, nie każdemu chłopu Jurek). Pojawia się i link do profilu Jerzego Chałupskiego na Facebooku, ale to nie mój profil i niech tak zostanie.

Czy zdarza się Wam, że odkrywacie coś nowego wśród monet, które macie od dawna? Kilka dni temu porządkowałem dublety i przyjrzałem się bliżej takiemu grosikowi.
To dość rzadka odmiana z nietypowym popiersiem opisana przez A. Antczaka w Przeglądzie Numizmatycznym 1/2008. Autor błędnie uznał ją za odmianę nową, wcześniej nieznaną, podczas gdy ten typ awersu jest odnotowany w literaturze. Gumowski opisuje go jako "popiersie z rzemieniami". 
W zbiorze mam egzemplarz lepiej zachowany.
Ponieważ zagrzebałem się ostatnio w prace nad miedziakami A3S, odruchowo porównuję wszystko, co mi w ręce wpadnie z tym, co zdążyłem już odnotować  w tworzonym katalogu. 
Jak widać, na monecie ze zbioru orzeł, jak ten wróbelek z dowcipu, ma jedną nogę "bardziej, niż drugą". 
Przypuszczam, że stempel dubletu powstał wcześniej, niż stempel monety ze zbioru. Punca z orłem uległa w międzyczasie uszkodzeniu, a podczas jego usuwania urwaną nogę dorobiono nieprecyzyjnie. 
Kolejny wniosek - stempel rewersu tej odmiany nie był ryty w całości. Wykonano go używając punc z poszczególnymi fragmentami rysunku - oba orły są jednakowe. Nie zawsze tak było, bo na niektórych szelągach A3S są dwa różne orły i dwie różne pogonie.
I wniosek następny - Jado, nie patrzo.



poniedziałek, 15 października 2012

Tu l'as voulu, George Dandin

Mogłem to przewidzieć!
Wydawało mi się, że fantazyjny limit 111,11 zł, jaki ustawiłem w aukcji Allegro 2704388472 powinien wystarczyć.
W końcu to tylko niecentrycznie wybity i słabo zachowany koronny szeląg "grubasa".  Błąd. Zostałem przelicytowany. Nie wiem, czy po prostu mam rywala w polowaniu na miedź Augusta III, czy też zadziałał mechanizm, który obserwowałem po moich wcześniejszych publikacjach (monety Królestwa Polskiego 1917-1918 albo dziesięciogroszówki 1840). Mówi się trudno, poluje się dalej.


Próbując wydobyć na światło dzienne informacje o miejscach bicia poszczególnych odmian groszy i szelągów A3S dotarłem do wykazu dokumentów przechowywanych w niemieckich archiwach. Pisałem o tym na cafe Allegro. Dziś dotarła do mnie oferta - za wykonanie kopii pięciu najciekawszych (z tytułów sądząc) archiwalnych zapisów archiwum zażyczyło sobie 560,40 euro + 2,50 opłaty stałej + 2,50 euro za nośnik. A cały zlokalizowany zasób archiwalny liczy 26 pozycji! Trochę zainwestuję, ale gdybym chciał ściągnąć całość, to bez separacji od stołu i łoża bym się chyba nie wywinął.

Dla odreagowania i oderwania się od żmudnej (choć wciągającej) pracy nad uporządkowaniem wiadomości i rozwikłaniem kilku osiemnastowiecznych zagadek wybiorę się w najbliższym czasie do Muzeum Śląskiego.
17 października zostanie w nim otwarta wystawa czasowa "Śladami Rzymian po Polsce". Kilka szczegółów na stronie muzeum. Przypuszczam, że na figurkach, ozdobach i naczyniach się nie skończy - monety też powinny się na wystawie pojawić.

Na koniec jeszcze krótka informacja:
W związku z powtarzającymi się pytaniami o legalne sposoby nabycia moich katalogów informuje, że w tej chwili chętnym pozostaje wyłącznie rynek wtórny i...
http://www.poszukiwanieskarbow.com/Forum/viewtopic.php?f=1&t=103593

Powodzenia.

P.S.
17.03.2017 - trochę się pozmieniało - katalogi (wyłącznie w formie cyfrowej) można nabyć tu: http://ebookpoint.pl/autorzy/jerzy-chalupski

niedziela, 7 października 2012

Deszczowa niedziela.

Wczoraj słonecznie, ciepło, pięknie. Dziś od rana paskudna plucha. Zamiast wycieczki w plener, wypad na giełdę kolekcjonerów.

Jak widać, organizatorzy nie są perfekcjonistami, na bilecie (nienumerowanym? sprzedanym bez paragonu z kasy fiskalnej?) dziesięć lat poszło w zapomnienie i zamiast giełdy XIV mamy IV.
Szatni brak, więc ruszam na obchód w lekko skropionej deszczem kurtce. Na szczęście nie ma tłoku.

Stoiska na dwóch poziomach, większość w holu głównym. Postanowiłem skoncentrować się na temacie pochłaniającym ostatnio prawie cały mój "wolny" czas i nie rozpraszać się przeglądaniem wszystkich wystawionych monet.
Miedziaki koronne Augusta III znalazłem na kliku zaledwie stoiskach. W większości w stanach fatalnych - do tego już się przyzwyczaiłem. Mimo to udało mi się nie wrócić z pustymi rękami. Do kolekcji dołączyły dwa szelągi i dwa grosze.

Podczas drugiego kółka między stoiskami przypadkowo rzuciłem okiem na pudło z napisem "wszystkie monety 1 zł", który nie oznaczał niestety, że mogę całe to pudło nabyć za złotówkę. Złotówka za sztukę, bo to ten napis oznaczał, to cena niewygórowana. Zwłaszcza, że nie miałem nawet zamiaru przeglądać zawartości pudła. Jedną ręką sięgnąłem po monetę leżącą na wierzchu, drugą do kieszeni po drobne. Tym sposobem kupiłem...
całkiem zgrabny falsyfikat PRL-owskiej dwudziestozłotówki. Odlewany, a nie bity.

W sumie wyjazd udany. Mam jednak wrażenie (poparte opiniami kilku sprzedających), że organizatorzy powinni następnym razem postarać się o zapewnienie lepszych warunków swoim gościom. Złe oświetlenie, brak bufetu i szatni, to główne powody narzekań.

Poniewczasie, jak to zwykle bywa, zacząłem żałować, że nie kupiłem nic na stoisku, przy którym spędziłem ładnych kilkanaście minut. Stoisko było skromne - kilka stron z klasera z kieszonkami wypełnionymi głównie monetami antycznymi (polując na XVIII-wieczne miedziaki zwracałem uwagę na wszystkie małe, ciemnobrązowe krążki). Sprzedawcą była pani mówiąca po rosyjsku, a oferowanymi monetami były głównie rzymskie emisje prowincjonalne, część z greckimi legendami. Był dość ładny Probus, dwie monety Aureliana i wiele innych, kŧórych nie oglądałem szczegółowo, bo stoisko było wyjątkowo nędznie oświetlone. Ceny od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych nie odstraszały, ale moja żyłka awanturnicza jakoś nie dała znać o sobie. Teraz trochę tego żałuję.

Wracając do tematu zaprzątającego ostatnio moją uwagę.
Bardzo, bardzo proszę o kontakt właścicieli szelągów Augusta III z literkami O, G, P, L, J. Zaczynam mieć poważne wątpliwości, czy takie monety w ogóle istnieją.

środa, 3 października 2012

Kryzys?

Najpierw, w ramach ogólnej apatii wywołanej powszechnym kryzysem i w związku z brakiem perspektyw dla jakiejkolwiek działalności gospodarczej, moja osiedlowa sieć  komputerowa została wchłonięta przez regionalnego operatora. Może to nie rekin, ale na naszą płotkę wystarczył.

Rezultat? Mam znacznie lepszy transfer za znacząco niższy abonament. Brzmi nieźle, ale "prędkość internetu" to niestety nie jedyna konsekwencja zmiany operatora. Drugą jest odejście w niebyt stron hostowanych na serwerach Vitnetu. Tym samym strona monety.vitnet.pl podzieliła los poprzedniczki (monety.polskie.webpark.pl). Przestały się też na innych moich stronach wyświetlać zdjęcia, które przechowywałem na Vitnecie. Oczywiście mam kopie, więc w miarę odkrywania białych plam na stronach, będę wprowadzać odpowiednie korekty, tak, jak zrobiłem to tutaj.

Później, w obliczu szalejącego kryzysu Antykwariat Numizmatyczny P. Niemczyka zaplanował skromną aukcję. Zaledwie 377 obiektów, wśród których są co prawda perełki typu unikatowy poznański dukat Batorego z 1586 r. (lot 34) czy półportugał Zygmunta III (lot 44) albo 50-dukatowej wagi medal Jana Kazimierza. Kolekcjonerzy bardziej dotknięci kryzysem będą musieli ograniczyć się do denarów Chrobrego, mniej lub bardziej pospolitych talarów i dukatów  albo familijnej dziesięciozłotówki z 1836 r.

W tę samą tendencję wpisuje się katalog 52 aukcji WCN. Nic dziwnego, że na forach numizmatycznych pojawiają się głosy "...ciekawy materiał dla zwykłych zbieraczy...", "...już drugi raz z rzędu brak perełek,które można walnąć na okładkę...". Bo cóż to za rarytasy? Tych pięć denarów Chrobrego? Ledwo 103 monety Zygmunta III, kilkanaście talarów i trzy zaledwie dukaty Stanisława Augusta? Bieda panie.
Swoją drogą, niezwykle jestem ciekaw jakie przebicie osiągnie na przykład taki drobiażdżek, jak poobgryzany szeląg litewski Jana Kazimierza z 1652 r z liczbą 360 pod Pogonią.

Na Allegro też cienko. Jakieś lustrzanki (1 000 000 złotych, Józef Piłsudski - prawie 40 dekagramów złota), dziurawy dukat Zygmunta III, zapuszkowana pięciogroszówka 1934 wyceniona na 32 tysiące złotych. I do tego 69379 innych monet. I są licytujący! Nawet sporo.

To ja już sam nie wiem. Jest ten kryzys, czy go nie ma?

Na wszelki wypadek nie rezygnuję z zakupów (podobno zakupy w kryzysowych czasach są najkorzystniejsze). Dziś przyniosłem z poczty między innymi takie maleństwo.
Trafiłem na nie podczas nieustannego polowania na miedziaki koronne A3S. To co prawda nie szeląg koronny, ale tak ładnego przykładu brockage jeszcze w kolekcji nie miałem. Mechanizm powstawania takich destruktów bardzo ładnie opisano i zilustrowano na forumancientcoins.

A może ktoś z Was pokusi się o rozwiązanie zagadki i spróbuje wydedukować, z której mennicy pochodzi mój nowy nabytek?