Z przyzwyczajenia (kto bogatemu zabroni!?) kupiłem Przegląd Numizmatyczny 2/2013.
Szybko mi się przeczytał.
Zatrzymam go na półce ze względu na kontynuację katalogu groszy Zygmunta III - w najnowszym odcinku mennica lubelska.
Z tą szybkością czytania, to nie do końca prawda. Jeden z artykułów przeczytałem w czasie weekendu czterokrotnie, a dzisiaj zawziąłem się i zrobiłem to raz jeszcze. Chodzi o tekst zatytułowany "Legalność obrotu monetami błędnie wybitymi" sygnowany przez dwóch prawników,Panów Potulskiego i Skelnika.
Zaczyna się tak:
Nie mam wykształcenia prawniczego, jestem zaledwie prostym magistrem fizyki, ale jakie takie pojęcie na temat logiki mam.
Jaka logika wiąże "monety błędnie wybite" (które skrótowo określa się mianem destruktów) z pieniądzem fałszywym dalibóg nie wiem.
Czy prasa mennicza z chwilą wystąpienia awarii zaczyna tłoczyć fałszywe monety?
Problemy związane z handlem "destruktami", a nawet ich posiadaniem mogą mieć (i mają) jedynie osoby, które skusiły się na "monety wybite z krążków innego niż ustawowy metalu". O porannych wizytach agentów CBŚ można było poczytać na cafe Allegro. O ile inne typy destruktów powstają przypadkowo na skutek nieuchronnych, losowych awarii wyposażenia mennicy i mogą w legalny sposób mennicę opuścić i trafić na rynek, o tyle odbitki w niewłaściwych metalach praktycznie nie mają prawa po pierwsze powstać, po drugie znaleźć się poza drzwiami mennicy. Jeśli mennicę opuściły, musiało się to stać z naruszeniem prawa. I tym służby mogły i powinny się zainteresować.
Jednak nawet w tych przypadkach stosowanie paragrafów odnoszących się do fałszowania pieniędzy i wprowadzania tych fałszerstw do obiegu uważam za nieporozumienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.