Strony

niedziela, 25 sierpnia 2013

W życiu trzeba sobie jakoś radzić

powiedział baca zawiązując buta dżdżownicą.
Dowcip choć mierny (dobrze, że lakoniczny) będzie mottem dzisiejszego wpisu.

Jana Kazimierza obrano  królem Rzeczypospolitej 20 listopada 1648 roku po śmierci starszego brata, Władysława. Pierwsze szóstaki z jego portretem wybito w roku 1650. Później nastąpiła przerwa i następne szóstaki króla Jana pojawiły się dopiero w 1656 r. Pierwsze dwa roczniki są rzadkie i ich rewersy nie przypominają tych późniejszych ale portret na awersach jest bezdyskusyjny i niewiele różniący się od portretu z późniejszych szóstaków, na przykład tego:
Szóstak Jana Kazimierza z 1667 r. z mennicy krakowskiej.

Krakowska mennica, która pozostawała zamknięta od roku 1650, została ponownie uruchomiona przez Szwedów w 1656 r. Bito w niej między innymi szóstaki z portretem Jana Kazimierza i legendami w żaden sposób nie wskazującymi na pozostawanie kraju pod szwedzką okupacją. Na dole rewersu umieszczono herb Wieniawa należący do Bogusława Leszczyńskiego, podskarbiego wielkiego koronnego. Gałązka z trójlistkiem i kwiat umieszczone nieco wyżej są znakami mennicy krakowskiej. Jak to się stało, że w tej samej mennicy i w tym samym roczniku wybito tę monetę?
W legendzie jest JOAN CAS czyli Jan Kazimierz ale co z portretem? Tak nagle się król postarzał? Zrezygnował z trefionej peruki? Poddał się operacji plastycznej? To przecież wypisz, wymaluj ojciec nieboszczyk, Zygmunt III Waza!
Nie wiemy dlaczego wykonawca stempla sięgnął po puncę sprzed trzydziestu lat. Czy to był przypadek, czy może zadziałała zasada - w życiu trzeba sobie radzić. Nie było pod ręką puncy z Janem Kazimierzem, zrobienie nowej zajęło by za dużo czasu więc sięgnięto do magazynu. Swoją drogą, po co trzymano tak długo nieaktualne narzędzie mennicze. Czyżby korzystano z niego pokątnie i za  Władysława IV? Tego się pewnie nie dowiemy.

Rytownicy stempli byli dobrymi fachowcami, przynajmniej w większości przypadków. Pamiętali też o konieczności pracy szybkiej i wydajnej. Kiedy jakieś narzędzie ulegało uszkodzeniu albo, jak mówią, diabeł je ogonem nakrył, radzili sobie inaczej używając tego, co było pod ręką.
Bydgoski majster, nie mając pod ręką puncy z gwiazdką, która stanowiła istotny fragment herbu Sas należącego do Mikołaja Daniłowicza
posłużył się puncą z kropką, używaną czasem jako przerywnik legendy.
Poradził sobie, nie wiem tylko, co o tym myślał podskarbi Daniłowicz.

Nie zawsze zastąpienie właściwej puncy jakąś inną było celowe. Czasem dochodziło do zwyczajnych pomyłek.
Na tym trojaku z mennicy krakowskiej dziwnie wygląda ostatnia cyfra rocznika.
Dlaczego zamiast zera użyto puncy z literą G (i to nie tej samej, która jest w dalszej części legendy), a nie posłużono się puncą z literą O? To tłumaczyć można tylko pomyłką.

Czas przejść do zapowiedzianej kilka dni temu niespodzianki.
Grosz Augusta III z mennicy w Gubinie z 1754 r. 

Pod herbami powinna być litera H, znak Fryderyka Ernesta Hertela. Zamiast niej są dwie litery I. Nie wykluczam, że to uszkodzona, pozbawiona poprzeczki litera H, ale oględziny monety pod mikroskopem skłaniają mnie jednak do przyjęcia, że to dwukrotnie odbite I. Skan niestety nie oddaje rzeczywistego wyglądu tego fragmentu monety.  
H się uszkodziło, albo zapodziało, sięgnięto więc po I, którego używano w legendzie awersu. Bo w życiu trzeba sobie radzić, a nie poddawać się bez walki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.