Strony

niedziela, 8 lutego 2015

O kropkach raz jeszcze (pewnie nie ostatni).

O kropkach na monetach można w nieskończoność. Pisałem o nich dziesięć lat temu. Pisałem i na tym blogu. Okazuje się, że zgodnie z "Jado, nie patrzo", trzeba napisać raz jeszcze.

Jest w sieci forum "poszukiwaczy skarbów" http://www.poszukiwanieskarbow.com. Jedno z wielu zresztą, a na tym forum wątek Boratynka dla bardziej wymagających ;-) z kolekcji.
Obserwuję ten wątek od dawna i od czasu do czasu coś też w nim piszę. Na 52 stronie wątku (to  wątek długi!) jeden z forumowiczów podzielił się spostrzeżeniem, że na niektórych boratynkach, na awersie, a konkretnie na twarzy króla zauważyć można kropkę.
zdjęcie z forum, autor rom57

Pojawiło się kilka teorii na ten temat. Część osób stwierdziła, że zauważyła te kropki już wcześniej, ale uznała je za... kolczyk w uchu króla (bo zwykle występują w tym mniej więcej miejscu). Zwykle, ale nie zawsze.

Druga teoria uznaje te kropki za przedstawienie jakiegoś znamienia widocznego na twarzy Jana Kazimierza, podobnie jak było z "myszką" na policzku Stefana Batorego. Tę teorię obalić najłatwiej - na innych nominałach, łącznie z talarami, na których portret zajmuje dużo miejsca i można go dokładniej przedstawić oraz na malowanych portretach Jana Kazimierza, żadnego znamienia nie widać.

Kolejna teoria zakłada, że pojawienie się kropki w tym miejscu jest spowodowane przyczynami technicznymi. Według niej, autor stempla zaznaczał jego środek wbijając ostry trzpień i później pomagając sobie cyrklem mógł precyzyjnie rozmieścić litery legendy. Rzeczywiście, boratynki z kropką na awersie są ładne, ładniejsze od większości pozostałych.
Forumowicze przejrzeli swoje zbiory, umieścili w wątku wiele zdjęć boratynek z kropkami i dzielili się swoimi spostrzeżeniami na ten temat.
Okazało się, że kropki nie zawsze znajdują się w centrum rysunku awersu, a nawet, że pojawiają się na boratynkach niewątpliwie fałszywych.

Kolekcjonerzy specjalizujący się w szelągach Jana Kazimierza zauważyli, że kropki (te centralne) występują na szelągach koronnych i litewskich bitych w Ujazdowie oraz litewskich bitych w Wilnie. W Ujazdowie na rocznikach 1660, 1661, 1663, 1664, 1665, a w Wilnie w latach 1665 i 1666. Skojarzono to z faktem, że po zamknięciu mennicy ujazdowskiej (1 listopada 1665) personel rozproszył się znajdując zatrudnienie w Wilnie i nowej mennicy w Brześciu. Wygląda na to, że rytownik stempli z Ujazdowa wylądował w Wilnie, gdzie kontynuował praktykę posługiwania się cyrklem przy rozplanowywaniu elementów rysunku. Technika ta znana była już w starożytności. Na niektórych dobrze zachowanych monetach widać pozostałości trasowania pomocniczych okręgów.

Oczywiście sprawdziłem od razu, czy w swoim zbiorze mam boratynki z kropkami. Mam, ale na te kropki nie zwróciłem uwagi (jado, nie patrzo, patrzo, a nie widzo). Na przykład:
szeląg litewski 1661, Ujazdów
kropka nie jest w centrum krążka, ale jest w centrum rysunku!

szeląg koronny 1664, Ujazdów

szeląg koronny 1665, Ujazdów

Nie mam na tyle ładnego "kropkowanego" wileńskiego szeląga, by się nim tu pochwalić, ale w omawianym wątku przykładów nie brakuje.

Najpewniej nie należy wiązać tych kropek z jedną tylko osobą. Nie bezpośrednio, ale pośrednio tak. Uważam za bardzo prawdopodobne, że w Ujazdowie pracował doświadczony, nie waham się przed określeniem wybitny, rytownik stempli, który jako taki na pewno szkolił innych. Później albo sam przeniósł się do Wilna albo przeniósł się tam któryś z jego uczniów. Być może uda się kiedyś odgrzebać w archiwach jego imię, przy czym niekoniecznie muszą to być archiwa związane z mennictwem, wiele informacji o mennicach i ich pracownikach znajduje się w aktach sądowych i grodzkich.

A przy okazji.
Miedziane szelągi Jana Kazimierza, od nazwiska ich pomysłodawcy (który ameryki nie odkrył, tylko twórczo rozwinął pomysły z Francji) nazywamy boratynkami. Mianownik liczby mnogiej, to boratynki. A jaki jest mianowkik liczby pojedynczej? Boratynka, czy boratynek?
W potocznym języku dzisiejszych kolekcjonerów i "poszukiwaczy skarbów" najczęściej spotyka się formę żeńską - boratynka. A przecież to szeląg. W literaturze XIX-wiecznej i przedwojennej zazwyczaj czytamy "boratynek" - rodzaj męski. Przyznam, że ta forma bardziej mi odpowiada. Mimo, że boratynek to moneta. Ale w końcu talar to też moneta, a nie mówimy, "ta talara".
Prawie, jak w tym stareńkim dowcipie:
 Kresy Rzeczpospolitej, tuż przed II wojną, małe miasteczko tuż obok wojskowego lotniska polowego. Babcia pokazuje wnuczkowi lecący samolot.
– Patrzaj wnusiu, aeroplana leci.
Przechodzący obok porucznik zatrzymuje się i poprawia
 – Nie mówi się aeroplana tylko aeroplan.
A babcia na to
– Widzisz dziecko, ja już stara i nie te oczy. Pan wojskowy młody, to i z daleka przyrodzenie rozpoznał.
A może to nie dowcip, tylko stenogram?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.