Strony

czwartek, 12 marca 2015

Chociński Młyn

Wspominałem tu kiedyś, że podczas wakacji zdarza mi się popływać kajakiem. Takim chińskim gumowym dmuchawcem. Kolega sfotografował nasz start do spływu Chociną,
bardzo pokręconą rzeczka wpadającą do jeziora Karsińskiego (Bory Tucholskie oczywiście). Tak wygląda zarejestrowany w tym dniu ślad GPS.
Punktem startowym spływu był Chociński Młyn - wioska biorąca nazwę od młyna na rzece Chocinie. Dziś z młyna niewiele zostało (zdjęcie z 2012 r.)
Kiedy pierwszy raz byłem w tamtych okolicach, na osi było jeszcze koło młyńskie. Podobno jest szansa na rekonstrukcję obiektu. Szkoda, że tak późno, bo kilkanaście lat temu wymagało by to znacznie mniej pracy i pieniędzy.

Wracam do wakacyjnych wspomnień, bo niedawno trafił w moje ręce niewielki zbiór dokumentów zatytułowany "Skargi i okoliczności względem Młyna Chocińskiego 1800 - 1820)".
Część kart zapisano po polsku, część po niemiecku. Niektóre obok tekstu polskiego mają niemieckie tłumaczenie.
Pierwszym i moim zdaniem najciekawszym dokumentem jest kontrakt na roczną dzierżawę młyna na rzece Chocinie zawarty między młynarzem Michałem Ludwikiem Brunem, a Józefem Skórzewskim, właścicielem dóbr w Jemielnie (Gemel). W kontrakcie zawartym na czas roku od Wielkanocy 1800 opisano obowiązki i prawa młynarza. Miał on między innymi dbać o odmierzanie z każdej partii zboża dostarczanej do zmielenia do młyna, dwóch miar ziarna  należnych Skórzewskiemu, jako właścicielowi i jednej miary będącej zapłatą dla młynarza. Ziarno miało być gromadzone w specjalnych skrzyniach, osobnych dla różnych zbóż, i odbierane przez ludzi z dworu raz na trzy lub cztery tygodnie. Młynarz miał ponosić koszty utrzymania pomocnika (młynarczyka), miał uruchomić tartak (piłę) - to wynikało z poprzednich kontraktów, z których się nie wywiązał, utrzymywać ten tartaki oczywiście dostarczać pocięte drewno do Jemielna. Jako że był to młyn wodny oczywistym dla właściciela dóbr było, że młynarz ma dostarczać mu regularnie określoną ilość węgorzy: "... z których według sumienia dawać Panu dziewięć, dziesiąty zaś za jego pilnowanie onemuż należeć będzie".

Młynarz miał dużą swobodę działania i wiele zależało od jego uczciwości. Pozostałe dokumenty, to zbiór zażaleń, zeznań, donosów i opisów konfliktów kolejnych młynarzy z sąsiadami i klientami. Taki smakowity przykład:
Za co żołnierz młynarzową uchwycił?

To skarga młynarza, Dawida Westphala, który przyszedł na miejsce Bruna.
Inny młynarz, Bruhe (chyba, bo nie zawsze jestem w stanie wszystko odcyfrować) zawiódł swojego teścia, cieślę Westfala z Tucholi (czy to krewny młynarza Westphala, nie wiem). Nie dość, że źle traktował jego córkę, a swoją żonę, to jeszcze nie zapłacił teściowi pięćdziesięciu talarów za pomoc w budowie młyna. Nie, żeby nie zapłacił nic. Dał talarów trzydzieści. Prosił cieśla, by Pan wpłynął na młynarza i wymógł jego zgodę z żoną i teściem, żeby nie trzeba było wszczynać procesu, przez który
"... bieda ubogich a niewinnych dzieci pomnożona by została"
Jakie to mogły być talary? Niewątpliwie pruskie, na przykład takie

z portretem młodziutkiego Fryderyka Wilhelma III, który wstąpił na tron w 1797 r. bo Pomorze środkowe przeszło pod pruskie panowanie już podczas pierwszego rozbioru Polski w 1772 r.

Z lektury tych pożółkłych kartek widać, że większość rozliczeń młynarza i z klientami młyna i tartaku oraz właścicielem dóbr odbywała się bez użycia pieniędzy.
Za mielenie ziarna młynarz pobierał opłatę w naturze, w ziarnie lub mące. Tak samo płacił czynsz dzierżawny do dworu.
Na żywą gotówkę, jak można przypuszczać przeznaczano tylko nadwyżkę nad tym, co zużywano na własne potrzeby. Jak niewiele różnił się pod tym względem początek dziewiętnastego wieku od roku powiedzmy 1600, a jak wiele zmieniło się przez następnych dwieście lat.
Ciekawe, czy za kolejne dwa stulecia będą jeszcze w użyciu jakiekolwiek materialne formy pieniądza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.