Strony

wtorek, 11 października 2016

Jeden obraz wart więcej niż tysiąc słów.

Zwiedzającwe wrześniu (któryż to już raz) muzeum Czapskich, podziwiałem starodruki pokazane na czasowej wystawie "De re nummaria"
i ozdabiające je rysunki medali i monet.
Przez stulecia rysunek był jedynym sposobem odwzorowania monety do publikacji. Do niedawna wszystkie katalogi (może poza aukcyjnymi) zawierały wyłącznie rysunki, a nie fotografie numizmatów, mimo, że techniki fotograficzne rozpowszechniły się już około połowy XIX wieku.
Ciekawostka - mam wielotomową encyklopedię Brockhausa z przełomu XIX/XX wieku - hasło fotografia jest w niej ilustrowane rysunkami.

Dzisiaj, w dobie skanerów i aparatów cyfrowych nic nie stoi na przeszkodzie, by każdy kolekcjoner mógł utrwalać i publikować obiekty ze swojego zbioru.
Dawniej musiał polegać na swojej lub cudzej umiejętności rysowania; Czapski miał skarb - cierpliwą i nadzwyczaj dokładną małżonkę.
Posługiwano się też techniką ołówkowych wcierek. Monetę przykrywano cienkim, ale mocnym papierem, który pocierano ołówkiem. Jako dziecko też próbowałem się tak bawić. Jeśli robić to dokładnie, efekty pracy są zaskakująco dobre. Wiele dziewiętnastowiecznych publikacji numizmatycznych jest ilustrowanych w ten sposób.
Wcierka kwartnika (półgrosza) Kazimierza Wielkiego 
z pracy Franciszka Piekosińskiego "O monecie i stopie menniczej w Polsce w XIV i XV w."

Inną wczesną, polską techniką uzyskiwania wizerunków numizmatów jest bartynotypia. Jej nazwa pochodzi od znakomitego numizmatyka, Władysława Bartynowskiego (1832-1918). Nie będę się tu o Nim rozpisywał - nie mógłbym wiele dodać do tego, co w Przeglądzie Numizmatycznym 4/2012 napisał Rafał Janke. Krótki tylko cytat z tego artykułu opisujący technikę bartynotypii:
Wymyślił technikę nazwana od jego nazwiska „bartynotypią”. Rozgrzana masa dentystyczna jest miękka i podatna na formowanie, stąd też łatwo przyjmowała odcisk monety, a gdy wystygła robi się twarda jak kamień. Nakładając na wytworzone stemple farbę drukarską i po podłożeniu pod prasę drukarską, odzwierciedlano bardzo dokładnie wizerunek numizmatów. Odbicie dawało jasne litery i ciemne tło, relief monety czy tez medalu był cieniowany.

Bartynotypia powstała w celu ułatwienia pracy nad katalogiem kolekcji hrabiego Andrzeja Potockiego. Część obejmującą monety piastowskie ilustrują wcierki ołówkowe (grafitowe), pozostałe monety zreprodukowano techniką Bartynowskiego.

Kupiłem niedawno kilka bartynotypów. Między nimi jeden, który świetnie pokazuje precyzję tej techniki.
Litery E.C. oznaczają, że to medal z kolekcji Czapskiego. Potwierdza to punca hrabiego nabita w odcinku awersu, obok podpisu medaliera, Gotfryda Majnerta, ojca Józefa, który zszedł na złą drogę.
Popatrzcie na powiększony fragment
i w negatywie
Wcale to nie gorsze od zdjęć niektórych aukcyjnych sprzedawców. Jednak do współczesnych lustrzanek tej techniki pewnie by nie należało stosować, ale to już nie moje zmartwienie.

Mimo rozwoju fotografii, względnie niedawno, bo w roku 1958, Edward Soczewiński opublikował w Wiadomościach Numizmatycznych opis nowej metody reprodukowania monet (WN rok II zeszyt 4 strona 54-55). Niezłe kuriozum. Oddaję głos autorowi.
Sporządzamy odcisk monety w przezroczystej masie plastycznej i umieszczamy go w powiększalniku zamiast filmu-negatywu. Odbitki wykonujemy na twardym papierze fotograficznym. Jako masy plastycznej można używać pleksiglasu...
Na gładką płytkę pleksiglasu grubości 4 mm kładzie się rozgrzaną płytkę pleksiglasu o grubości 0,8 - 2 mm (zależnie od głębokości reliefu monety) a następnie monetę, którą przykrywa się płytką 4 mm i ściska razem za pomocą prasy ręcznej z siłą około 50 kg.

Dalej autor wymienia zalety swojej metody, między innymi brak konieczności użycia aparatu fotograficznego i skomplikowanego oświetlenia oraz możliwość ponownego wykorzystania pleksiglasowej "kliszy" po jej podgrzaniu.
Przyznaje też, że metoda ma wady: uzyskany obraz bardziej przypomina rysunek, niż fotografię; metoda nie nadaje się do reprodukowania źle zachowanych, wytartych  monet.
I pokazuje reprodukcję monety uzyskaną swoją metodą.
Wydaje mi się , że metoda Bartynowskiego dawała lepsze rezultaty. Nawet, jeśli reprodukowano monetę w nieciekawym stanie zachowania.
Bartynotyp grosza Augusta III z roku 1755 z kontrmarką MS. 
Nie wiadomo, w czyjej kolekcji była ta moneta.

Mam podobną monetę
a teraz dodatkowo namacalny dowód na to, że monety z kontrmarkami od dawna interesowały kolekcjonerów i trafiały do kolekcji.

PS
Bezskutecznie poszukuję informacji, czy, a jeśli tak to gdzie i kiedy pojawił się na rynku kwartnik Kazimierza Wielkiego, taki, jak pokazany na drugim zdjęciu w tym wpisie. Prawdopodobnie wcierka Piekosińskiego była wzorem rysunku zamieszczonego w czterotomowym katalogu E. Kopickiego (nr 338). Nigdy jednak nie widziałem zdjęcia takiej odmiany tej monety. Pomożecie?


3 komentarze:

  1. Kwartniki Kazimierza Wlk. z "małym królem w otoku" trudno spotkać. Najbardziej podobny pojawił się całkiem niedawno, bo w lipcu tego roku (Allegro 6339880954). Trochę mniej podobne na 13,50,61 aukcjach WCN. Jeszcze mniej podobny (wariant z literami P-R zamiast rozet) na aukcji Allegro 4867436903.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten lipcowy najbardziej zbliżony, ale przy nogach króla są kropki, a nie kółka, jak u Piekosińskiego i Kopickiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest też kilka innych różnic, np. w rysunku orła. Początkowo myślałem, że te kropki to "zapchane" kółka, co się często zdarza w tym ornamencie. Ale ma Pan racje, to kropki - chyba punca, która wykonała ozdobniki na końcach skrzydła orła.

    OdpowiedzUsuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.