Strony

niedziela, 27 sierpnia 2017

Cicer cum caule albo groch z kapustą czyli o wszystkim i niczym

Tytuł ukradziony/zapożyczony* od Juliana Tuwima. Gdzieś w piwnicy powinno jeszcze leżeć kilka numerów "Problemów" z lat pięćdziesiątych XX w. z krótkimi tekstami Tuwima, który kolekcjonował fantastyczne ciekawostki z dawnej prasy (i nie tylko).
Składniki dzisiejszej mieszanki, to przede wszystkim internetowe wiadomości, na które zwróciłem ostatnio uwagę i ciekawe fragmenty przeczytanej niedawno książki.

Od niej właśnie zacznę. "Księga złoczyńców żywieckich" (Akta sądu koniecznego gajonego żywieckiego z lat 1589-1762). Nie doszedłem do tego, co oznacza "sąd konieczny" - na podstawie zawartości przypuszczam, że chodzi o posiedzenia sądu w sprawach, w których zapadały wyroki śmierci. "Sądy gajone" to posiedzenia sądowe odpowiednio inaugurowane tradycyjnymi formułami z zachowaniem wymaganego rytuału.
Zapisy w księdze też są częściowo sformalizowane. Zwykle na początku pojawia się formuła "... przed trapieniem, przy trapieniu i po trapieniu jaśnie, jawnie a wyraźnie zeznał, że...", a na końcu "co wszystko nieodmiennie twierdził do ostatniego punktu żywota swego i krwią to swoją zapieczętował, a z tym poszedł na sąd Boży". Trapienie, to oczywiście tortury, uznawane wtedy za niezawodny środek nakłaniania podejrzanych do szczerych zeznań. Za co na śmierć skazywano? Głównie za rabunki (słynni beskidzcy zbójnicy), za morderstwa ale również za pospolite kradzieże, za cudzołóstwo, za kazirodztwo, za "poróbstwo z klaczą" (winowajca żywcem na stosie spalony, klacz też). Wyroki wykonywano różnie - przez powieszenie, ścięcie, spalenie, ćwiartowanie, wbijanie na pal... To wszystko oczywiście publicznie.
W protokołach tyczących rabunków i kradzieży często mowa o pieniądzach. Niejaki Kuba Cyganik z Kocania, regularny rozbójnik na przykład przyznał, że z pieniędzy zrabowanych u wójta łokciańskiego dostało mu się "piętnaście złotych czeskich białych" (rok 1623). Inny zbójnik zeznał: "Działu wzięliśmy po półdziewiętu złotych". Półdziewięta, półtrzecia, półpięta  - takie liczebniki często pojawiają się w zeznaniach. Co oznaczają? Tak, jak półtora (półwtora) to jeden i pół, półdziewięta oznacza osiem i pół, a półtrzecia dwa i pół.
Wojciech Tetlak w roku 1619 zeznał, że ze wspólnikami zamordował dwóch kupców, a w ich rzeczach "było między pieniądzmi ze sześć dudławych malućkich, jakoby złotych". Dudławych, czyli przedziurawionych. Czyżby jakieś tureckie złoto?
W 1616 Samuel Chrapkowski z Gierałtowic, specjalizujący się w kradzieży bydła i sprzedawaniu zdjętych z niego skór, pracując u niejakiej Chyłkowej w Cieszynie, ukradł jej (oprócz pierścienia, płótna i oczywiście czterech krów) "taler, dukat i złotych dwadzieścia".
Takich wzmianek o różnych kwotach i różnych gatunkach pieniądza jest w "Księdze złoczyńców" więcej. Warto by dokładnie je przeanalizować.
Jest też kilka wzmianek o ukrywaniu łupów. Zadziwiająco często okazywało się, że zrabowane i ukryte dobra niszczały. Jakby rabusie nie wiedzieli, co z nimi zrobić. Z drugiej strony, jeżeli łupem był ser zabrany pasterzom, to co mieli z nim zrobić? Ile można było zjeść, zjedli, resztę chowali gdzieś w krzakach.
Ale są też zeznania poruszające wyobraźnię. "Wyznał tenże Mathusz, że za dział swój od Janka Chabki ze Sląska wziął złotych piętnaście. W Parszywcze złotych dwadzieścia schowanych pod jaworem pochyłem pod Soliskiem w wierch potoczka, skrzyżalom przyłożone." Nic, tylko do Praszywki jechać i pod Soliskiem szukać nad potoczkiem...

Teraz coś prawie z ostatniej chwili.
– NBP, dostrzegając ważne zmiany jakościowe na rynku płatności bezgotówkowych, w tym przejęcie wiodącej roli w tym zakresie przez administrację publiczną i instytucjonalne wsparcie tych prac ze strony podmiotów rynkowych, a jednocześnie uznając potrzebę zachowania zrównoważonego rozwoju instrumentów płatniczych, podjął decyzję o zmniejszeniu swojej aktywności w zakresie Koalicji na Rzecz Obrotu Bezgotówkowego i Mikropłatności, tj. występując formalnie z Koalicji i powracając do roli obserwatora jej prac – piszą służby prasowe NBP.
Cytat ze strony https://www.cashless.pl z felietonu Jacka Uryniuka
Nie wiem, czy przypuszczenia autora dotyczące konfliktu NBP z Ministerstwem Rozwoju (czytaj A. Glapińskiego z M. Morawieckim) są słuszne, ale przynajmniej kolekcjonerzy monet obiegowych zyskali nadzieję, że nadal będą mieli co zbierać. Jak dotąd wszystko wskazuje na to, że z monet, nawet tych o najniższych nominałach nie rezygnujemy. Bardzo jestem ciekaw rezultatów eksperymentu przeprowadzonego przez Kaufland we Wrocławiu podczas niedawnych World Games (taka olimpiada konkurencji nieolimpijskich). Sieć otworzyła sklep w wielkim namiocie, a w nim, dla ułatwienia transakcji wszystkie ceny zaokrąglono do pełnych złotych. Chciałbym poznać wyniki analizy wpływu tego ruchu na wielkość obrotu, czy zyskali klienci, czy sklep.
To, że zmiany w podejściu do pieniądza i do sposobów płatności stale zachodzą, potwierdza analiza rotacji banknotów i monet (częstotliwości powrotu banknotów i monet do NBP). Banknoty "żyją" coraz dłużej, bo coraz więcej transakcji opłacanych jest bezgotówkowo i jest to tendencja stała.
Ciekawie wygląda wykres rotacji monet.
Po początkowym wzroście ich "czasu życia" nastąpił gwałtowny spadek i dopiero od czwartego kwartału 2013 zaczęła się rysować stała tendencja wzrostowa. To może wiązać się z coraz częstszą rezygnacją sklepów z ustalania minimalnej kwoty, poniżej której nie można zapłacić kartą.

Teraz o dwóch ostrzeżeniach kierowanych do turystów.
Pierwsze, trochę bałamutne. Cytaty z portalu radia RMF, ale to samo czytałem i na innych stronach.
Karabinierzy radzą turystom we Włoszech, aby na wakacje zabrali oprócz kremu do opalania także mały magnes. Jak wyjaśniają, uchroni on przed nasilającym się latem procederem wydawania reszty podrabianymi monetami.
...
Magnes przyciąga tylko te oryginalne. Fałszerze nie są w stanie odtworzyć magnetyzmu, który w mennicy otrzymuje się dzięki specjalnej procedurze po to, by możliwa była identyfikacja pieniędzy w automatach
Jeżeli pomocny ma być zwykły magnes, to mówienie o magnetyzmie uzyskiwanym dzięki specjalnej procedurze jest delikatnie mówiąc nieporozumieniem. Sprawa dotyczy monet 1 euro i 2 euro, a więc bimetalicznych, których jeden element wykonywany jest z metalu ferromagnetycznego - żelazo, nikiel albo stop z jego dużą zawartością oraz kobalt. Ten ostatni odpada, bo oficjalne dane tych monet przedstawiają się tak:
2 €
Średnica: 25,75 mm, Masa: 8,50 g
pierścień – miedzionikiel
rdzeń trzywarstwowy – mosiądz niklowy, nikiel, mosiądz niklowy
 
1 €
Średnica: 23,25 mm, masa: 7,50 g
pierścień – mosiądz niklowy
rdzeń trzywarstwowy – miedzionikiel, nikiel, miedzionikiel


Jeśli fałszerze użyli stopów bez zawartości niklu, albo ze zbyt małą jego zawartością, to magnes nie będzie przyciągał ich wyrobów. Wielowarstwowość rdzenia rzeczywiście umożliwia precyzyjną identyfikację tych monet w automatach, które falsyfikatów nie przyjmą, choćby pozytywnie przechodziły próbę z magnesem, natomiast magnes nie uchroni przed falsyfikatami, jeśli tylko fałszerze zastosują ferromagnetyk do ich wykonania.

Ostrzeżenie drugie, jak najbardziej poważne (informacje za Dailymail i The Argus).
Pewien Brytyjczyk podczas urlopu w Turcji znalazł kilkanaście starych monet i postanowił zabrać je ze sobą do domu. Podczas kontroli bagażu na lotnisku monety wypatrzyli tureccy celnicy. Turysta nie zgłosił znaleziska miejscowym  władzom, a celnicy na podstawie sposobu ich ukrycia w bagażu uznali, że to świadomy przemyt przedmiotów objętych zakazem wywozu. Mężczyznę aresztowano, monety mają zbadać specjaliści z muzeum. Jeśli okaże się, że to rzeczywiście zabytkowe monety, a nie podróbki podrzucane naiwnym turystom, to Brytyjczyk za przemyt może trafić do więzienia na dłużej, a podobno tureckie więzienia nie należą do najprzyjemniejszych. 

Na koniec miła dla mnie wiadomość. Ukazał się drugi tegoroczny numer Biuletynu Numizmatycznego, a w nim druga część mojego artykułu o miedziakach Augusta III.


* niepotrzebne skreślić

czwartek, 24 sierpnia 2017

Człuchów

Urlop za nami. Pogoda nie rozpieszczała, a w pewnym momencie po prostu zaatakowała. Nas oszczędziło, ale tuż, tuż było źle. O tak - zdjęcia z sobotniego przedpołudnia (12 sierpnia):
 
Piątkowe Szanty w Charzykowych w porę przerwano. Na szczęście, a może raczej dzięki zdrowemu rozsądkowi ludzi, nikt chyba nie zdecydował się na wyjazd samochodem przed końcem burzy. Gdyby było inaczej, ofiar mogło być znacznie więcej.
Ponieważ lasy w okolicy w znacznej części wyglądają tak, jak na zdjęciach, ogłoszono zakaz wstępu do nich. Nieliczni grzybiarze-ryzykanci lekceważąc zakaz narażają nie tylko zdrowie i życie, ale też portfele, bo służby leśne patrolują teren i grożą wysokimi mandatami. Musi nam w tym roku wystarczyć to, co nazbieraliśmy przed 11 sierpnia.
Do lasu nie można więc trzeba było zająć się czymś innym. Dawno nie byliśmy w Człuchowie - postanowiłem sprawdzić, co się tam zmieniło. Zamkowa wieża nadal góruje nad miasteczkiem.
To jedyny zachowany fragment krzyżackiego zamku. Widoczny po prawej fragment zabudowań to kościół ewangelicki wybudowany w latach 1826-1828 na fundamentach dawnej zamkowej kaplicy. Na fundamentach, bo zamek rozebrano pod koniec XVIII wieku. Potrzebne były cegły do odbudowy miasta spalonego w pożarach w 1786 i 1793 roku.
Od kilku lat archeolodzy odsłaniają fundamenty ukryte w ziemi od dwustu lat.
Oprócz murów, ziemia oddaje liczne drobne zabytki ruchome - fragmenty ceramiki, naczyń i oczywiście to, co nas najbardziej interesuje, czyli monety. Co ciekawsze wydobyte artefakty wyeksponowano w muzeum znajdującym się w murach wspomnianego wyżej kościoła. Na wystawie są też eksponaty przeniesione z dawnej siedziby muzeum przy alei Wojska Polskiego.
Pierwsza sala, do której weszliśmy po kupieniu biletów
 
i pierwsze zaskoczenie. W wydzielonej części wyświetlany jest dziesięciominutowy film o historii miasta, zamku i prowadzonych wykopaliskach. Ciekawy, nie przegadany. Wielu zwiedzających siada, ogląda i słucha od początku do końca (film wyświetlany jest w pętli).
Drugie zaskoczenie przyniosła pierwsza gablota, zaraz przy wejściu.
Przeczytałem i nie mogłem uwierzyć - w gablocie wyeksponowano skarb - niewielki, ale skarb - znaleziony dwa tygodnie przed naszą wizytą w muzeum!!! Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak błyskawicznym i dobrym udostępnieniem znaleziska. Zadziwiający kontrast ze stanem rzeczy opisywanym na przykład w tym wątku na forum TPZN http://forum.tpzn.pl/index.php/topic,11428.0.html
A to niektóre monety z tego skarbu:
 
 
 
 I na deser, jeszcze dwie monety znalezione "kilka dni po odkryciu skarbu".
Prace w tym miejscu trwają więc być może coś jeszcze wypłynie spod ziemi. Warto podkreślić, że wszystkie te niedawno wykopane monety wyeksponowano w sposób pozwalający na oglądanie obu stron. Problemów z identyfikacją nie było, bo wszystkie są bardzo dobrze zachowane.
Na wystawie monet jest znacznie więcej. Są monety znalezione podczas odsłaniania piwnic
i kilka skarbów znalezionych wcześniej w okolicach Człuchowa.
Grzymisław, gmina Debrzno:
 
Mosiny (depozyt z muzeum w Koszalinie):
 
Garsk (depozyt z muzeum w Słupsku).
 
Biały Bór (depozyt z muzeum w Słupsku).
 
Uff. Dużo tego, jak na niewielkie muzeum regionalne. Szkoda, że wzrok już nie ten i dokładne oglądanie malutkich monet w szklanych gablotach wymagało wiele wysiłku (o częstych zmianach okularów nie wspominając).

W porównaniu ze stanem sprzed kilkunastu lat (teraz żałuję, że tak długo nie zaglądałem do Człuchowa) zmieniło się też otoczenie zamku. W uporządkowanym parku w obrębie murów ustawiono repliki maszyn oblężniczych: katapulty, taranu i miotacza ciężkich oszczepów (bricoli)
 
Mam nadzieję, że wystarczająco Was zachęciłem do odwiedzenia Człuchowa. Ja tam w przyszłym roku na pewno wrócę.

P.S.
Nic nie wspomniałem o niesamowitym widoku z wieży. Teraz mogą go podziwiać nawet osoby, dla których wędrówka wąskimi krętymi schodkami ukrytymi w murze była zadaniem ponad siły- w wieży zamontowano windę.