Strony

niedziela, 11 marca 2018

Zagadka techniczna

Popatrzcie uważnie na te cztery monety.
Łączy je na pewno technika, której użyto do ich wykonania - wszystkie wytłoczono na prasie śrubowej (balansjerce). Opis działania tego urządzenia ładnie opisał Walery Kostrzębski w pracy Błędne drogi w zbieraniu numizmatów polskich opublikowanej w Wiadomościach Numizmatyczno-Archeologicznych w latach 1896-1897. Ukazała się ona także w 1896 roku jako osobna odbitka (dostępna w FBC):
Do tego sposobu bicia służyła szruba mennicza, nadzwyczaj prostej konstrukcyi. W ramie prostokątnej żelaznej bardzo grubej i stojącej pionowo, był zrobiony u góry otwór okrągły, szeroki i gwintowany, w który wchodziła odpowiedniej wielkości szruba tak długa, by prawie dotykała podstawy ramy prostokątnej. Do wierzohołka takiej szruby, czyli do jej łba, był przymocowany graby drąg żelazny w połowie swej długości, tak, że z obu stron wystawał do dwu i więcej łokci. Po końcach drąga były obsadzone duże kule i taki drąg nazywano balansem. Za popchnięciem balansu w kierunku obrotowym szruba z nim złączona wkręcała się nadzwyczaj łatwo i szybko w otwór gwintowany i swym końcem dolnym z nadzwyczajną siłą uderzała o przedmiot położony na ramie dolnej. Ruch balansu tak był zastosowany, że dostatecznem było, by zrobił ćwierć obrotu kołowego, a już koniec szruby dochodził do podstawy ramy. Jeśli więc do końca szruby był przymocowany stempel górny monety, a na podstawie ramy umieszczony stempel dolny i na nim położona blaszka pieniężna, wtedy szruba przez obrót balansu, uderzając na blaszkę, wybijała na niej stemple. Do całej tej czynności potrzeba było trzech ludzi, jeden do nakładania blaszek pieniężnych na stempel dolny, a dwóch do obrotu balansu. Obrót balansu odbywał się w ten sposób, że do końców przymocowywano sznury, które dwaj ludzie stojący naprzeciw siebie pociągali jednocześnie ku sobie, przez co balans zrobił właściwy ruch, a szruba uderzywszy o blaszkę pieniężną, wskutek reakcyi uderzenia sama się odkręcała a z nią i balans wracał do pierwotnego położenia. Szybkość w wybijaniu monet zależała od tych dwóch ludzi, pociągających balans. Nierównie trudniejsze było zadanie robotnika a raczej mincarza, podkładającego blaszki, którą to czynność uskuteczniał pierwotnie ręcznie, a dopiero z postępem czasu wymyślono rodzaj nożyc, które podkładacz trzymając w prawej ręce, podsuwał blaszki do wybicia i zarazem wybite spychał. W lewej zaś ręce trzymał rodzaj noża z miękkiej stali, w tym celu, że jeżeli po zepchnięciu monety nabitej nie zdołał nałożyć drugiej blaszki, podkładał ów nóż, przez co stemple nie uderzały o siebie i nie psuły się.
Łączy te monety jeszcze bliskie sąsiedztwo czasowe. Wbrew pozorom najstarszą od najmłodszej dzieli nie lat dwanaście, a co najwyżej dziesięć. Oba grosze Augusta III wybito po zajęciu saskich mennic przez Prusy. Ten z datą 1755 może nawet później, niż datowany na 1758!

Jakiej jeszcze cechy wspólnej możemy się dopatrzeć? Zobaczcie.
Czy to przypadek, że na monetach wybitych co prawda tą samą techniką, ale w różnych mennicach, na obrzeżach widoczne są bardzo podobnie wyglądające uszkodzenia? 
Przypuszczam, że to nie przypadek, ale nie starcza mi wyobraźni by powiązać opis Kostrzębskiego z uszkodzeniami widocznymi na monetach. 
Może ktoś z Was ma jakieś pomysły, albo informacje na ten temat?

4 komentarze:

  1. Jaka straszna cisza !

    OdpowiedzUsuń
  2. Mało prawdopodobna teoria bo nie wiem nic o mennictwie tego okresu i nie widziałem stempli: krążki użyte do bicia miały wcześniej nabite obrzeże. Stemple miały wypukłą ramkę która powodowała koliste wgniecenie na monecie.

    Taki strzał w ciemno.

    Pozdrawiam,
    PW

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dotąd, nikt nie przedstawił logicznego wytłumaczenia uszkodzeń widocznych na pokazanych monetach. Ja też nie znam przyczyny ich powstania. Zagadka czeka na wyjaśnienie.

    OdpowiedzUsuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.