Strony

sobota, 14 lipca 2018

Odkrycia, publikacje, numizmatyka...

Niby sezon ogórkowy, wakacje i ogólne lenistwo,aż tu nagle...

27 czerwca pan Marcin Żmudzin opublikował na swoim blogu https://spodstempla.pl hipotezę, według której szelągi bez znaków mincerskich z datą 1597, w literaturze przyporządkowane mennicy poznańskiej, wybito w Lublinie. Po niedługiej polemice z Dariuszem Marzętą stanęło na tym, że nie dość, że trudno obronić poznańskie pochodzenie tych szelągów, to wiele wskazuje na to, że i grosz z 1598 roku z popiersiem Zygmunta II na awersie, również należy do produktów lubelskich, a nie poznańskich.
Nie znamy dziś przesłanek, które skłoniły naszych poprzedników do uznania tych monet za wyroby mennicy w Poznaniu. Argumentami za ich lubelskim pochodzeniem są punce użyte do wyrobu stempli i charakterystyczny styl monet.

Dla mnie rewelacja, dowód na użyteczność i wagę pasji kolekcjonerów. Użyteczność nie tylko dla rynku kolekcjonerskiego (choć sprawcą sensacji jest pracownik firmy numizmatycznej), ale przede wszystkim dla nauki. A z tym wiąże się kolejna, niebagatelna sprawa. Część dyskusji poświęconej poznańskiemu/lubelskiemu szelągowi odbyła się na forum TPZN. W jej trakcie pojawiły się wypowiedzi dotyczące publikacji odkrycia.
Fajnie by było, żeby takie odkrycia czy "obrony" odbywały się w czasopismach i artykułach recenzowanych. Forum dziś jest jutro nie ma, stąd pisanie tutaj coraz bardziej uznaję za stratę czasu i parę idącą w gwizdek. Może Pan Marcin będzie miał ochotę przygotować artykuł nt. swojego odkrycia? Zwarte, przemyślanie teksty lepiej się czyta i jakiś ślad po tym zostanie.
Pan Marcin odpowiedział tak
Uważam, że doskonałym przetarciem dla takich tez i formą ich przekazania szerszej publice jest internet - blogi, fora, czasopisma internetowe. Artykuł w BN czy Wiadomościach może stanowić podsumowanie raczej.
na co padła krótka, zdecydowana odpowiedź
Pan już to podsumował, wystarczy przelać na papier. Pana decyzja, ale nie rezygnowałbym.
W sumie racja. Kto natrafił na wskazane blogi i forum i jest tematem zainteresowany, na pewno rzecz zapamiętał, odnotował, może nawet wydrukował kluczowe fragmenty do swojego archiwum, ale czy to wystarczy, żeby rzecz zaistniałą w świecie nauki? Może tak, a może jednak nie. Faktem jest, że  "Forum dziś jest jutro nie ma" przykładem, uporczywie przypominane przeze mnie Cafe Allegro. Druk więc wydaje się konieczny.

Pozwólcie na osobisty wtręt (w końcu to MÓJ blog). Mój podzielony na dwie części artykuł o szelągach i groszach koronnych Augusta III wydrukowano w Biuletynie Numizmatycznym, w pierwszych dwóch numerach z roku 2017. I dobrze, tyle, że pracę nad nim zakończyłem pod koniec roku 2015 i w tym samym roku przekazałem materiał do Redakcji BN. Przez cały rok 2016 działo się niewiele. Korekty autorskie robiłem już na początku 2017. W końcu rzecz wyszła drukiem po prawie dwóch latach od napisania. Siłą rzeczy, w momencie druku, artykuł był częściowo nieaktualny - w międzyczasie dotarłem do nowych monet, informacji; zmieniłem pogląd na pewne sprawy.
Nigdy nie próbowałem publikacji w Wiadomościach Numizmatycznych, ale nie przypuszczam, by w tym przypadku proces publikacji toczył się szybciej.
Co bardzo istotne, oba periodyki publikują prace poddane naukowej recenzji. Artykuł do BN recenzowały trzy osoby. W WN pewnie jest podobnie. To ważne nie tylko dla satysfakcji autora (że jego praca okazała się godna publikacji) ale, co tu dużo mówić, dzięki recenzentom, dzięki ich formalnym i nieformalnym kontaktom rośnie szansa, że praca zostanie szerzej zauważona w środowisku naukowym. 

Wróćmy do sprawy lubelskości monet dotychczas uznawanych za poznańskie. Mamy rok 2018. Jeżeli nic się nie zmieniło, to artykuł na ich temat wyjdzie drukiem w roku 2020. No i dobrze. Mimo wszystko postarał bym się o taką publikację. W sumie cała praca, łącznie z częściową kwerendą archiwów, została wykonana. Teraz tylko siąść i zebrać wszystko razem, uporządkować i już. Tyle, że podobno mamy wiek dwudziesty pierwszy, światem rządzi informacja, a ta zyskała nieporównanie więcej sposobów na docieranie do odbiorców. Prawda, Internet to bagno, ale taką samą prawdą jest, że to bagno tylko dla tych, którzy lubią się taplać w błocie. Dla reszty, Internet, to niemal nieskończenie wielka biblioteka. Prawda, że i ta biblioteka może spłonąć, ale jeśli nie nastąpi jakiś armagedon energetyczny, to pożar nie obejmie całości (vide biblioteka aleksandryjska). Przetrwają "książki" zachowane lokalnie. Sam mam tego całkiem sporo. Te najcenniejsze (dla mnie oczywiście) "książki" z internetowej biblioteki, mam w postaci wydruków. Zanik zasilania ich nie unicestwi ani nie uniemożliwi korzystania z nich. Niby wszystko wydaje się proste i każdy może sobie stworzyć takie prywatne archiwa, czy to cyfrowe, czy papierowe, ale między może stworzyć, a stworzy jest ocean przeszkód - od braku czasu zaczynając, na lenistwie (motorze wszelkiego postępu) kończąc. Na pewno łatwiej jest zarchiwizować (niezależnie od technologii) gotowy, skończony artykuł, niż wielostronicowy wątek z internetowego forum, zwykle pełen dygresji, niepotrzebnych, niemerytorycznych uwag, a czasem i jakichś osobistych sporów i pretensji. Jest lekarstwo na tę chorobę, i to nie jedno. Mam na myśli portale typu Academia.edu.
Jak dotąd umieściłem tam (za zgodą redakcji BN) pliki pdf z moimi wcześniej opublikowanymi artykułami, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by publikacja na tym portalu była jedyną formą publikacji. System nadawania etykiet (tagów) artykułom umożliwia umieszczanie tekstów na konkretnych "półkach", ułatwiając dotarcie do nich osobom zainteresowanym daną tematyką.
Myślę, że ten sposób dystrybucji publikacji naukowych, to przyszłość i konieczność. Oczywiście Academia.edu, to tylko przykład. Są w Internecie podobne miejsca, na części z nich obowiązuje solidny system recenzencki, więc publikacja na nich nie jest w niczym gorsza od publikacji drukiem. Na dodatek, dość łatwo wyjść poza lokalne podwórko - wystarczy tłumaczenie tekstu na któryś z powszechniej stosowany język.

Na koniec świeża informacja z kronik policyjnych. Napawająca nadzieją, że handel bezczelnymi podróbkami zostanie choć trochę ograniczony.
Informacja ze strony policji dolnośląskiej.
Funkcjonariusze Wydziału dw. z Cyberprzestępczością Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, w wyniku realizacji sprawy operacyjnej, współpracując z funkcjonariuszami Wydziału Dochodzeniowo Śledczego Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy, zatrzymali 48 - letniego mieszkańca powiatu świdnickiego, podejrzewanego o puszczanie w obieg, za pośrednictwem Internetu, kopii znaków pieniężnych. Zabezpieczono kopie 32 monet, a także komputer i dysk twardy...
Należy pamiętać, że wszelkie kopie środków płatniczych emitowanych przez Narodowy Bank Polski, a takimi też są monety okolicznościowe, są nielegalne i puszczanie ich w obieg, a tym samym ich posiadanie jest przestępstwem z artykułu 310 Kodeksu Karnego. W przypadku zetknięcia się z tego typu nielegalnym procederem powinniśmy powiadomić Policję lub Prokuraturę.
Chodzi oczywiście o chińskie podróbki zalewające Allegro, OLX i inne miejsca, w których można sprzedawać monety. Mam tylko wątpliwości, czy posiadanie podróbek naprawdę jest tożsame z puszczaniem ich w obieg.
Może kiedyś policja podejmie podobne kroki w stosunku do osób handlujących podróbkami monet, które z obiegu wyszły dziesiątki i setki lat temu. W kodeksie karnym są przecież odpowiednie paragrafy.

Zdjęć monet dziś nie będzie - niewiele ostatnio udaje mi się kupić w internecie. Jutro zajrzę na jedną z giełd staroci - może tam na coś ciekawego trafię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.