Strony

sobota, 13 kwietnia 2019

O trudnych początkach badań nad średniowiecznym mennictwem Polski

Tytuł wpisu, to rozszerzenie tytułu wykładu pana Mateusza Woźniaka - kolejnej odsłony wykładów z cyklu "Numizmatyka, czyli co?" organizowanego przez krakowskie Muzeum Czapskich.
Jak sam prelegent zaznaczył, na tytułowe pytanie "Czy Piast Kołodziej bił monety" nie da się odpowiedzieć. Po pierwsze dlatego, że nie mamy pewności, czy Piast Kołodziej to postać historyczna. Po drugie, bo brak jakichkolwiek świadectw materialnych na istnienie polskiego mennictwa przed Chrobrym. Pomijając całkowicie wątpliwości, czy przed Chrobrym (i jego ojcem) Polska istniała.
Całkiem spore grono ludzi takich wątpliwości nie ma. I to nie od dziś. Jedną z takich osób był Tadeusz Wolański, urodzony jeszcze za panowania Stanisława Augusta, zmarły w 1865. Syn radcy dworu Stanisława Augusta, przy okazji  przyrodnika, alchemika i oczywiście masona.
Wolański uczestniczył w wyprawie Napoleona na Moskwę w 1812 roku (dostał za to Legią Honorową) ale nie poświęcił się karierze wojskowej. Jego pasją stały się badania historyczne i archeologia oraz kolekcjonerstwo.
Zbierał monety i medale, zabytki archeologiczne ale i okazy przyrodnicze - muszle, motyle, ptaki. Może pod wpływem ojca? Oczywiście miał też bogatą bibliotekę.
Jego pasja historyczna była bardzo ściśle ukierunkowana - poświęcił się udowodnianiu, że Słowianie powinni być zaliczani do najpotężniejszych i może nawet najważniejszych cywilizacji starożytności. Do dziś znajduje licznych naśladowców i kontynuatorów. Nie zamierzam ich tu reklamować, bo ich teorie, to łagodnie mówiąc pseudonaukowy bełkot, a czasem czyste oszustwo, jak każde inne ukierunkowane na zysk, nieważne czy w postaci pieniądza, czy "sławy".
Wolański już za życia budził liczne kontrowersje. Gdy europejskie czasopisma naukowe odmawiały publikowania jego dysertacji, Wolański zebrał je i w roku 1845 sam opublikował w Gnieźnie w wydawnictwie Ernesta Günthera - "Tadeusza Wolańskiego listy o starożytnościach słowiańskich: zbiór pierwszy z 143 rycinami na XI tablicach".
Jego najbardziej znane dzieła, zresztą do dziś wznawiane, to dwie części pracy "Tadeusza Wolańskiego odkrycie najdawniejszych pomników narodu polskiego" wydanej w 1843 r. Ciekawi znajdą je w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej.

Wiek dziewiętnasty przyniósł  masę odkryć numizmatycznych. Zastosowanie nowych technologii w rolnictwie, zwłaszcza głębszej orki, spowodowało ujawnienie licznych skarbów monet, w tym tych najstarszych, średniowiecznych. Porozbiorowa moda na zbieranie historycznych pamiątek utraconego państwa obejmowała też numizmatykę, a punktem honoru kolekcjonerów i badaczy było posiadanie jak najstarszych okazów polskich. Na pierwszych tablicach z rysunkami monet w publikacjach numizmatycznych Czackiego, Stronczyńskiego, Lelewela, Stężyńskiego-Bandtkie pełno monet, które poza tym, że znajdowane na polskich ziemiach, z Polską nic wspólnego nie miały. W roli pomników naszego mennictwa występują tam półbrakteaty z Hedeby, czeskie denary Brzetysława, niemieckie brakteaty.
W miarę rozwoju numizmatyki, w tym u zachodnich sąsiadów, poprawiały się możliwości datowania i ustalania atrybucji monet ze skarbów na podstawie składu znalezisk. Część błędów prekursorów naszej numizmatyki została wyeliminowana, ale w bardzo wielu przypadkach wątpliwości dotrwały do naszych czasów. Koronnym przykładem są denary uznawane do niedawna za pierwsze polskie monety, wybite za Mieszka I, które w świetle analiz składu skarbów dokonanych przez prof. Suchodolskiego należy przypisać Mieszkowi Drugiemu.
Nasi poprzednicy sprzed półtora wieku, jak wspomniałem, często albo dawali się nabierać sprytnym fałszerzom, albo nawet sami posuwali się do mistyfikacji. Na rynku pojawiały się fantazyjne okazy przypisywane pierwszym Piastom, albo nawet ich poprzednikom, a oryginalne średniowieczne monety, często źle wybite i słabo zachowane uznawano za  polskie na podstawie błędnie odczytywanych napisów i rysunków. Chciejstwo w czystej postaci!
 Barbarzyńskie naśladownictwa antycznych medalionów z legendami "odczytanymi" przez Wolańskiego, rzekomy dowód na antyczność mennictwa piastowskiego, a nawet polskiego.

Żeby było ciekawiej, przyznać trzeba, że czasem Wolański miał rację. Mówili o tym i M. Woźniak i kilka miesięcy temu, na sesji GNDM S. Suchodolski. Chodzi o monetę, którą dziś uznajemy za najstarszy denar Bolesława Chrobrego.
Okazuje się, że taką monetę Wolański miał w kolekcji. Opublikował jej rysunek, ale jego krytycy uznali, że przypisywanie jej pierwszym Piastom jest błędem. Przez długie lata przyjmowano, że jedyny istniejący okaz tej monety pochodzący ze zbioru Wolańskiego, zaginął, ale to żadna strata dla polskiej numizmatyki. Do lat 90-tych XX w. kiedy to w Rajskowie koło Kalisza znaleziono średniowieczny skarb. Jego część (tylko) trafiła do Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej. Skarb datowano na końcówkę X wieku, a pełnym zaskoczeniem był ujawniony w nim denar znany z publikacji Wolańskiego. Drugi egzemplarz odkryto na Pomorzu w Garsku w roku 1994.

Nie jest łatwo kolekcjonować średniowiecze. Ze względu na koszty (choć nie zawsze, jak zaraz pokażę) i ze względu na trudności z ustaleniem, co właściwie mamy. Już samo ustalenie co przedstawia rysunek monety bywa bardzo trudne. Spróbujcie popatrzeć na brakteaty z którejś z ostatnich aukcji. Nie mniej kłopotów sprawiają legendy - poodwracane litery, czasem czytane zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, czasem odwrotnie... Wykonawcy stempli chyba nie zawsze umieli czytać.
Kupiłem niedawno coś takiego
Za całe 70 PLN (z przesyłką), więc raczej tanio. Oczywiście zaraz zabrałem się za ustalanie co też to może być. Po jednej stronie mamy kapliczkę z ułożonym ukośnie krzyżem w centrum, po drugiej krzyż. Po obu stronach trudno czytelne legendy, a właściwie pseudolegendy, bo żadnego sensu w tych "napisach" nie ma. Sięgnięcie po CNP, dla niezorientowanych Corpus Nummorum Poloniae M. Gumowskiego z 1939 r. oczywiście przyniosło odpowiedź - numer 423 - "denar biskupi z kaplicą", który Gumowski opisał, jako monetę naśladującą niemieckie denary Ottona i Adelajdy napływające do Polski w dużych ilościach od samego początku rządów Bolesława Chrobrego. Uznał więc, że ten typ monet biskupich należy umieścić w latach ok. r. 992, w czasach urzędowania biskupa poznańskiego Ungera (984—1012). Grupę denarów, do której należy moja moneta opisał Gumowski tak:
"Opisana  wyżej  grupa  denarów  różni  się  od  innych  tym,  że  ma już  zdecydowany  rysunek  kapliczki  i  krzyża,  oraz  że  w  środku kapliczki  nosi  krzyżyk  prosty  +,  ukośny  X,  lub  duży  X.  Napisy otokowe  są  tu  jeszcze  bez  znaczenia,  składają  się  bowiem przeważnie z  klinów,  czasem  z  kółek,  a  jeszcze  rzadziej  z  liter. W  literach  powtarzają  się  D i O,  oraz  końcówka  NIE,  wzięta widocznie  z  monet Princes  Polonie.  Denary  tej  grupy  znalazły się  blisko  w  100  naszych wykopaliskach,  z  których najwcześniejsze  są:  Drołtowice,  Gniezno,  Murczyn,  Tylewice etc.,  zakopane  około  r.  1000"
Szczególnie interesujący jest ten fragment o denarach Princes Polonie. To jednak nadinterpretacja. Sprawdziłem jeszcze jedną książkę z mojej biblioteczki - "Katalog średniowiecznych monet niemieckich  w zbiorach Zakłądu Narodowego imienia Ossolińskich" autorstwa Barbary Butent-Stefaniak. I co? Oczywiście moja moneta jest i tu (nr 121), z adnotacją, że to CNP nr 423, ale opisana mniej entuzjastycznie - denar krzyżowy, typ II, 992-1025, mennica Magdeburg. Siłą rzeczy "NIE" widoczne w legendzie z denarami Chrobrego nie ma nic wspólnego. Jakoś to przeżyję. Moneta mi się podoba i w zbiorze zostaje.



PS.
Porządne miasto powinno leżeć nad rzeką, najlepiej dużą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.