Zacznę od ciekawostki. Mimo, że książka o miedziakach Augusta III już dawno skończona, nadal mam aktywne alerty związane z tym tematem. Niedawno wyskoczył link do katalogu niemieckiej biblioteki cyfrowej. Oczywiście sprawdziłem, co też tam znalazło się ciekawego, powiązanego z miłymi memu sercu miedziakami.
Chodziło o dokument z Sächsisches Staatsarchiv zatytułowany Verordnung über den Ankauf geringhaltiger polnischer Schillinge für die Saigerhütte Grünthal, deren Einschmelzung und Übersendung der Granalien gegen Bezahlung an die Dresdner Münze. Już tłumaczę.
Rozporządzenie w sprawie zakupu drobnych polskich szylingów dla Saigerhütte Grünthal, ich stopienia i przesłania granulatu za opłatą do mennicy w Dreźnie.
Znam tylko tytuł, treści nie, ale z samego tytułu wiele wynika. To rozporządzenie, to niewątpliwy dowód na problemy mennicy w Grunthalu, uruchomionej w 1751 r. w celu produkcji szelągów dla Polski. Mimo tego, że mennica działała przy, było nie było, hucie miedzi, a dokładniej przy przedsiębiorstwie zajmującym się oczyszczaniem rud miedzi, w tym oddzielaniem z nich srebra, mennica miała problemy z brakiem surowca, a nie jego nadmiarem. Trzeba było ściągać miedziaki z Polski w charakterze surowca. Jakie miedziaki? No przecież nie puła Kazimierza wielkiego, tylko szelągi jego prawie, że imiennika. Ciekawe, jaka część boratynek dostąpiła metamorfozy w saskie szelągi.
Jeśli już jesteśmy przy Auguście Trzecim, to nie mógłbym nie wspomnieć o locie trzech monetek tego króla, sprzedanych na 25 aukcji Niemczyka. Taki tercecik. Bardzo ładny grosz z 1753 r. niezły, choć trochę niecentrycznie wytłoczony szeląg gdański i...
szeląg z gubińskiej mennicy, rocznik 1753, pod herbami D przerobione na F. Rzadka rzecz, w moim katalogu nr S.53.F.V.b - najładniejszy egzemplarz z trzech, które znam.
Pozostajemy na 25 aukcji Niemczyka, ale wracamy do wpisu z 19 czerwca. Trzydziesty znany mi egzemplarz feniga z 1917 r. poszedł u Niemczyka za 2500.
Przebicie niecałe 70%. Na pewno ze względu na brzydkie ślady po korzeniach trawy (?) widoczne na całej powierzchni awersu i rewersu, ale też z powodu korekt stopnia rzadkości. A pamiętam transakcje, w których brzydsze egzemplarze sprzedawały się po około 5000 zł, w czasach, kiedy pięć tysięcy to było dużo pieniędzy.
I kolejny temat sprzed 2 tygodni 5 groszy 1840 opisane u Marciniaka, jako hybryda. Okazuje się, że nie takie to rzadkie, tylko trzeba wiedzieć na co patrzeć (bo w numizmatyce, widzisz tyle ile wiesz). Czekam właśnie na monetę, którą kupiłem kilka dni temu. Kiedy przyjdzie, wprowadzę uzupełnienie do katalogu ilustrując je własnym egzemplarzem. Stan z pewnością gorszy, niż na aukcji GNDM, ale moneta w pełni czytelna, po drobnej konserwacji powinna wyglądać całkiem ładnie. Pochwalę się, kiedy dotrze na miejsce.