Strony

środa, 11 listopada 2020

Złoty i wiadomości o mo­netach różnego nazwiska...

Od przeszło stu lat, podstawową jednostką polskiego pieniądza jest złoty. Mógł być Lech, ale jest złoty.

Przez lata, złoty był tylko bytem teoretycznym, jednostą obrachunkową i to nie byle jaką. Od XIV wieku chyba, "czerwony złoty" oznaczał dukata, trzy i pół gramową złotą monetę, która choć bita w przeróżnych zagranicznych mennicach, jako moneta pełnowartościowa, miała obieg i w Polsce. Sejm w roku 1496 ustalił kurs takiego złotego na 30 groszy.
Było tak aż do czasu, kiedy na stary kontynent trafiły tony kruszców przywiezionych zza Atlantyku i dotychczasowy parytet cen złota i srebra musiał ulec zmianie. Tradycję złotego (obrachunkowego) liczonego po trzydzieści groszy utrzymano, ale nazwa się zmieniła na złoty polski (albo floren). Nazwa "czerwony złoty" utrzymała się dla nadal kursujących obcych dukatów i dla wprowadzonych przez Zygmunta Starego dukatów polskich. Oczywiście na żadnej z tych monet nazwy "złoty" nie znajdziemy.

Złoty, jako moneta, ale nadal nie opatrzona tak brzmiącym nominałem, pojawił się za Zygmunta Augusta. Był to "półkopek", na którego awersie umieszczono oznaczenie nominału w formie zapisu cyframi rzymskimi XXX - 30, w domyśle groszy, czyli równowartość złotego. Później, za Jana Kazimierza, w 1663 r. zaczęto bić podwartościowe złotówki, od nazwiska przedsiębiorców menniczych, braci Tymfów (tympfów) zwane tymfami. Tymf zresztą, to spolszczenie niemieckiego nazwiska Timpe lub Tümpe. 

Na nich też nazwy złoty nie ma. Nominał zapisano, jako XXX GRO.POL - trzydzieści groszy polskich. W rzeczywistości, w tymfie srebra było tylko na kilkanaście groszy. 

Nazwa "złoty polski" na monecie pojawia się dopiero w roku 1818. Polski wtedy na mapach świata już nie ma. Na nic powstanie Kościuszki, na nic kampania Napoleona. Podział Polski między trzy cesarstwa przypieczętowany w 1795 r. pozostał i utrwalił się na przeszło stulecie. Ironią losu, dopiero wtedy na monecie pojawia się nazwa naszego pieniądza zapisana w naszym języku. 

Natrafiłem niedawno na bardzo ciekawy tekst. Tekst o przydługim tytule 
Opublikowano go w zeszyckie LXXIX "Biblioteki Warszawskiej" - lipiec 1847. A. Grabowski zebrał w nim informacje o nazwach pieniędzy kursujących w Polsce, na które natrafił w dokumentach z krakowskich archiwów. Znaczną część tekstu zajmują zapisy dotyczące złotego. Kilka fragmentów.

Jak widzimy, obliczenia nie były łatwe - czerwony złoty (dukat) miał wartość 52 groszy polskich, czyli jednego złotego (obrachunkowego) i 22 groszy. Dla wygody ludności często publikowano tablice ewaluacyjne ułatwiające przeliczenia, ale bardzo często oficjalne kursy monet różnych nominałów budziły sprzeciw. Grabowski natrafił na taki przykład z XVIII w. 

Oprócz wzmianek o złotym polskim, w tekście Grabowskiego pojawiają się też inne nominały i ich nazwy. Najciekawsze są te potocznie używane, ludowe. Kilka przykładów.
Babkami naywano, jak z tego wynika, monety o nominale niższym od szeląga. W grę wchodzą więc tylko denary i ternary. 
"Babka" - ternar z mennicy poznańskiej.

W czasie studiów (pod koniec lat 70-tych XX w.) często jeździłem pociągami na trasie Katowice - Bielsko-Biała i dalej, przez Żywiec do Zwardonia. Kolejarze jadący do pracy albo z pracy wracający namiętnie grywali w karty. Na odcinku Katowice - Tychy w skata, dalej na południe, w "zechcyka", czyli "sześćdziesiąt sześć". Na pieniądze, rzecz jasna. I co mnie zawsze dziwiło, podstawową stawką był zwykle "ceski" (czeski), czyli...

Wiedziony ciekawością, zapytałem kiedyś, dlaczego tak mówią na polską dziesięciogroszówkę. Jedynym wytłumaczeniem, jakiego się doczekałem, było, że "Tak dziadek mówi na te grosze, bo przypominają mu austriackie dziesięciohalerzówki Franciszka Józefa". 

Na koniec jeszcze jedna ludowa nazwa.
Dudki, dutki, dutchen - zawsze myślałem, że chodzi o trojaki, a tu okazuje się, że w początku XIX w. tak mówiono o sześciu groszach. Przypuszczam nieśmiało, ale to tylko takie moje niejasne wrażenie, skojarzenie, że w rzeczywistości chodziło wtedy o austriackie sześciokrajcarówki, a nie o sześć groszy. Jak by nie było, w tej chwili dla mieszkańców Podhala i okolic, dutki to po prostu pieniądze. Jakie by nie były, byle tylko cepry je przywieźli i zostawili. Im więcej, tym lepiej.

Czego sobie i Wam życzę, bo choć pieniądze szczęścia nie dają, to ułatwiają życie. 

Czasem. 

2 komentarze:

  1. Mam hipotezę, że 6 groszowy dutek mógł wziąć się z podwójnych cen w monecie srebrnej i w miedzianej. Aggio na boratynki bardzo szybko doszło do 100% i na tej wysokości się zatrzymało, więc 3 srebrne grosze = 6 miedzianych.

    Pozdrawiam - DzikiZdeb

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grabowski pisał o czasach dla siebie nieodległych. Boratynki w końcu kursowały (razem z miedziakami A3S) aż do reform Poniatowskiego. Może więc hipoteza o uwzględnieniu zaktualizowanego kursu grosza rachowanego w szelągach ma sens.

      Powodzenia w Nowym Roku
      Jurek

      Usuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.