Po przeszło półwieczu kolekcjonowania monet, opublikowaniu kilku artykułów, katalogów specjalistycznych, udziale w sesjach wykładowych organizowanych przez PTN, MNK i domy aukcyjne, doszedłem do wniosku, że standardowe, mainstreamowe podejście do numizmatyki, to tylko jedna z dróg, niekoniecznie najwłaściwsza. Sprawiły to trzy tegoroczne spotkania. Spotkania z trzema kolekcjonerami o łatwo zapadających w pamięć imionach.
Zaczęło się w Krakowie. Pan Sergiusz opowiadał o złotym mennictwie gdańskim "dla początkujących". Oczywiście podkreślał rzadkość i wielką wartość materialną prezentowanych monet, ale nie to było najważniejsze. Najistotniejsze były emocje. Dominował podziw dla umiejętności autorów stempli - umiejętności umieszczenia niezbędnej informacji na małej powierzchni (średnica dukata to coś między współczesną pięćdziesięciogroszówką, a złotówką) w taki sposób, że nie mamy wątpliwości, że mamy do czynienia z dziełem sztuki. Na przykład taki dukat Sobieskiego.
64 i 65 aukcja WCN, 14 maja 2016
Słuchaczom zaproponował pan Sergiusz porównanie z dukatami niderlandzkimi z tego samego okresu.
Nikt nie miał wątpliwości, że to nie ta sama klasa. Gdański medalier bił fryzyjskiego na głowę. Nikt też ze słuchaczy nie miał wątpliwości, że dla prelegenta najważniejsza jest uroda monety - oczywiście kompozycja i precyzja wykonania stempli, ale też jakość bicia i stan zachowania. Do tej pory byłem przekonany, że jak głosi motto mojego bloga "Moneta nie musi być piękna. Moneta musi mieć swoją historię.". Po wykładzie pana Sergiusza zacząłem się zastanawiać, czy nie jest też tak, że swoją historię lepiej opowiadają monety piękne pod każdym względem.
Potem był Toruń.
Nie znalazłem czasu na sprawozdanie z tegorocznych Toruńskich Warsztatów Numizmatyki Antycznej. Byłem tylko w drugim dniu warsztatów. Jak zwykle było świetnie. Ciekawe wykłady wygłaszane przez znakomitych prelegentów
ale dla mnie, jak zwykle, niemniej ważne były spotkania z nowymi i starymi znajomymi. Jednym z nich był pan Barnaba. Znany miłośnik i znawca mennictwa Probusa. Przypuszczam, że wielu z Was wie, że pan Barnaba wkroczył na nową numizmatyczną ścieżkę. Większość Jego probusowego zbioru trafiła do innych kolekcji, w tym do muzeum Czapskich. A co po Probusie? Między innymi monety republikańskiego Rzymu. Pokazał mi pan Barnaba kilka tacek z nowymi nabytkami. Rzeczywiście te republikańskie maleństwa mogą zachwycić. Z reguły mają średnice poniżej 20 mm (jak nasze nowe pięciogroszówki), a ile szczegółów!
Republika Rzymska, M. Opimius 131 pne,
Głowa Romy w hełmie w prawo, pod brodą X, za głową trójnóg, Apollo w bidze w prawo, poniżej M OPEIMI / w odcinku [RO]MA
srebro, 18.0 mm, 3.92 g, WCN - E-aukcja 622, 27 czerwca 2024
I znów, błysk w oku, podziw dla kunsztu mincerza, radość z dotykania monety (żadnych slabów!), świadomość jej związku z wydarzeniami postaciami historycznymi. I jeszcze jedno - zerwanie z nudą schematu małych rzymskich brązów.
I w końcu trzeci kolekcjoner o niebanalnym imieniu - Jeremi.
Zwrócił sie do mnie niedawno z prośbą o pomoc w identyfikacji egzotycznych monet. To było coś takiego.
Pomogłem, podsunąłem wędkę w postaci uCoin i Numisty ale na tym się nie skończyło. Po kilku dłuższych rozmowach na temat przechowywania, katalogowania i konserwowania monet pan Jeremi opowiedział mi o swoim powrocie do kolekcjonowania monet. Zaczynał będąc uczniem szkoły podstawowej. Zgromadził typowy dziecięcy zbiorek - głównie rozmaite drobniaki, pamiątki z zagranicznych wakacji krewnych i znajomych. Potem to wszystko poszło w zapomnienie i powróciło po kilkunastu latach przy okazji remontu mieszkania odziedziczonego po dziadkach. Jeremi znalazł tam blaszane pudełko po herbacie z kilogramem mniej więcej monet z całego świata. Zaczął je w wolnych chwilach przeglądać, próbując je zidentyfikować i dowiedzieć się czegoś o ich wartości. Wtedy pierwszy raz do mnie napisał.
Później, jak mi opowiedział, przyłapał się na tym, że porządkowanie dziadkowego "zbioru" sprawiło mu tak wiele radości, że postanowił powrócić do dziecięcego hobby. Pytałem go, czy nie myślał o wyborze jakiegoś wąskiego działu, co pozwoliłoby na budowanie poważnej kolekcji opartej na katalogach. Odciął się od tego bardzo zdecydowanie. Opowiedział mi, że tak wiele radości sprawia mu odkrywanie tajemnic pochodzenia monet z najodleglejszych zakątków świata, że nie zamierza się ograniczać do czegoś jednostajnie nudnego. Tym bardziej, że zauważył, że jego kilkuletni syn coraz bardziej interesuje się nową pasją ojca. Tym bardziej, że w papierach po dziadku znalazł namiar na człowieka, od którego dziadek te monety kupował. Okazało się, że źródło nadal istnieje. Skończyło się (na razie) na zakupie kilku kilogramów drobnych monet z całego świata. Co klika dni dostawałem wiadomości ze zdjęciami i prośbą o pomoc. Wtedy i ja zwróciłem się do Jeremiego z prośbą.
Większość wpisów na blogu z maja i czerwca (wiem, mało ich) to wynik współpracy z Jeremim. Pokazane w nich monety i inne "wynalazki" pochodzą z pudła monet zakupionych przez niego.
W końcu spotkaliśmy się "w realu" bo kilkadziesięt kilometrów, to nie problem. Pojechałem do Jeremiego, przekonałem się, że naprawdę i on i jego syn znajdują wiele radości w "zabawie" monetami. I co najdziwniejsze, sam się przyłapałem, że przeglądanie takiej sterty to duża przyjemność.
A przy okazji można się dużo o świecie dowiedzieć. O geografii, historii, ludziach.
Satysfakcja z posiadania rzadkich i cennych monet i emocje związane z "polowaniem" na nie to nie wszystko. W większości przypadków, o kolekcjonerskim "sukcesie" decyduje grubość portfela. Jeśli ma się odpowiednie środki, to można wziąć dowolny katalog, wybrać z niego jakiś fragment i zgromadzić wszystko. Czy to wystarczy, czy naprawdę daje pełnię satysfakcji?
Ważne, jak ostatnio myślę są inne emocje - zachwyt nad pięknem numizmatów, podziw dla ich twórców, zmaganie się z najróżniejszymi tajemnicami związanymi z monetami i medalami i w końcu rzecz najważniejsza - radość. Kolekcjonowanie monet powinno być radosną zabawą. Jasne, że jej elementem może być coś poważnego. Pamiętam ten dreszczyk, kiedy przy pracy nad katalogami monet Królestwa Polskiego (i 1917-1918 i 1835-1841) dochodziłem do momentu, kiedy klocki układanki zaczynały do siebie pasować i można było logicznie uzasadnić chronologiczną kolejność zidentyfikowanych odmian. Pisanie katalogów, mimo pozorów żmudnej pracy, to była dobra zabawa.
Więc...
Bawmy się zbierając monety!