Jadąc samochodem słucham zwykle Antyradia. Tak też było i w ostatni czwartek. Późnym popołudniem Przemysław Frankowski dzielił się słuchaczami wrażeniami z pobytu w Szwecji i pierwszą sprawą, na którą zwrócił uwagę była niewyobrażalna czystość otoczenia. Czyste ulice, pobocza szos, lasy, jeziora...
"Jah Jah" wyraźnie poruszony kontrastem czystego szwedzkiego krajobrazu z naszą popaskudzoną ojczyzną zapytał dramatycznie
-
dlaczego u nas tak być nie może?
Fakt, tak czysto u nas nie jest ale to, że nie jest nie oznacza, że być nie może! Może, wystarczy "tylko", żebyśmy przestali śmiecić. Tylko tyle i aż tyle.
Jak do tego doprowadzić, doprawdy nie wiem. Od czasu do czasu odzywa się we mnie upierdliwy pedagog. Zwykle mam takie napady w terenie, na urlopie, na wycieczkach. Nie wytrzymuję widząc "syfiorzy" (jak mówiło się na takie okazy w naszym akademiku) zostawiających puste puszki, butelki, paczki po chrupkach i niedopałki. Zwykle pytam, czy u siebie w domu też zostawiają pety na dywanie, czy po prostu wkopują je pod szafę. Jakieś 30 % łapie od razu. Reszcie trzeba tłumaczyć trzy razy, jak kawały policjantom. Tłumaczę i albo patrzę, jak ludzie powoli, niechętnie sprzątają po sobie, albo łykam gorzki smak porażki, udając, że bluzgi neandertalczyka nie mnie tyczą. Teraz pewnie też tak będzie, ale cóż, trzeba robić swoje, bo jeśli nie my, to kto?...
Jaki to ma związek z naszym wspaniałym hobby? Powoli, powoli dojdziemy i do tego. Najpierw wróćmy do wszechobecnych śmieci i zastanówmy się, dlaczego są wszechobecne.
Mam taką teorię: Polak śmieci, bo życiową misją Polaka jest zarobić za wszelką cenę. Albo przynajmniej zaoszczędzić. Pieniądze (bo za opróżnianie mojego pojemnika na śmieci muszę zapłacić), czas (bo zamiast już lecieć do domu muszę te swoje śmieci pozbierać, siły (wystarczająco się zmęczyłem niosąc pełną zgrzewkę piwa, żeby teraz jeszcze nosić puste puszki). Zarobić/zaoszczędzić (niepotrzebne skreślić) cokolwiek. Uczciwie, albo nieuczciwie. Jeżeli się nie da bez skrzywdzenia kogoś innego, to trudno, trzeba skrzywdzić, bo przecież dzień bez wyrwania czegoś dla siebie jest dniem straconym.
Teraz nareszcie będzie o monetach. A właściwie nie o monetach, tylko o śmieciach, które je udają. Najgorszym gatunkiem takich śmieci są panoszące się na giełdach i aukcjach "kopie monet". Producenci tego paskudztwa niczym się dla mnie nie różnią od producentów narkotyków albo innych dopalaczy. Ich "rozprowadzacze" nie są nikim innym, jak dilerami. A konsumenci? Toż to najzwyklejsi narkomani! Zadowalają się sztuczną namiastką prawdziwego. Zastanawiałem się zawsze, co kieruje kolekcjonerami kupującymi takie kopie. Awersja do pustych miejsc w klaserze? Chęć zaimponowania? Komu? Tylko laik da się nabrać, a co osiągnę imponując laikowi? Potrzeba samooszukiwania?
|
Śmietnik na Allegro. Jak widać, chętnych nie brakuje. |
Podejrzewam, że większość nabywców tego świństwa to niestety potencjalni oszuści świadomie planujący łowy na jelenia. Potem mamy na Allegro takie typowe aukcje: misternie ułożona kupka monet, typowa masówka, jakieś przedwojenne niklowe grosze, prl-owska drobnica, trochę XIX-wiecznego złomu, na środku tej kupki (albo "sprytnie", z boczku) jakiś rarytasik - Nike 1932, rzadka próba II RP, coś z Gdańska i do tego opis - "spadek po dziadku", "znalezisko ze strychu".
I sukces! Trafił się jeleń, dniówka zaliczona.
A po nas, choćby potop. Cóż z tego, że brud, że za oknem latają foliowe worki, że dzieciaki budują zamki z piasku szpikowane petami, że kolejne osoby rzucają w cholerę całe to kolekcjonerstwo, bo kolejny raz nacięły się na "złoto głupców". My zarobiliśmy.
Ale to na
naszych trawnikach lądują te worki, to
nasze dzieci w tym piachu grzebią i to
nasze dzieci w d...pie mają całe to nasze kolekcjonerstwo, bo za przykładem mamusi i tatusia kombinują jak by tu oszwabić dzieci
naszych sąsiadów.
Dlatego bardzo Was proszę, nie kupujcie "kopii monet", nie fundujcie mercedesów i urlopów na Seszelach dilerom i ich dostawcom. Te pieniądze naprawdę można wydać lepiej.
To nie żadne kopie monet, tylko najzwyklejsze, ordynarne falsyfikaty.
Muzea, kiedy sprzedają kopie najcenniejszych swoich okazów numizmatycznych, oznaczają je wyraźnie, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to nie oryginały. Rzetelni kolekcjonerzy i kupcy numizmatyczni oznaczają falsyfikaty przechodzące przez ich ręce wyraźnymi kontrmarkami z literą F albo je po prostu niszczą. Nierzetelni, skażeni nieprzezwyciężalną "żądzą pieniądza", pchają ten towar na rynek podcinając gałąź, na której siedzą. My siedzimy pod nimi - oberwiemy czy tego chcemy, czy nie. Nie ułatwiajmy im więc tej samobójczej per saldo działalności.