Strony

czwartek, 30 września 2010

Z ostatniej chwili, czyli całkiem niezły tydzień.

Zaczęło się od przesyłki z drukarni. Dotarły paczki z dodrukiem pierwszej i drugiej części Specjalizowanego Katalogu Polskich Monet Obiegowych.
Kto zna, wie o co chodzi, kto nie zna - zapraszam!

Następnego dnia dotarła wiadomość z Biblioteki Narodowej - odpowiedź na wniosek o przyznanie puli numerów ISBN. Pozytywna. Oznacza to usunięcie ostatniej przeszkody do wydania trzeciej części Specjalizowanego Katalogu, obejmującej obiegówki PRL. Ponad 350 stron! Tak wygląda okładka:
 
Trzeciego powodu do radości dostarczyła mi Trójka (Polskie Radio Program III), która przywróciła na antenę "W tonacji Trójki". Na dodatek środową audycję, pierwszy raz po długiej, długiej nieobecności poprowadził Piotr Kaczkowski. I to jak poprowadził! Rewelacja.
Nareszcie, między 15:05, a 16:00 zamiast pseudopolitycznego bełkotu produkowanego przez paru pseudodziennikarzy będzie MUZYKA (przez bardzo duże M).

Dobry tydzień!

niedziela, 26 września 2010

Śmieci

Jadąc samochodem słucham zwykle Antyradia. Tak też było i w ostatni czwartek. Późnym popołudniem Przemysław Frankowski dzielił się słuchaczami wrażeniami z pobytu w Szwecji i pierwszą sprawą, na którą zwrócił uwagę była niewyobrażalna czystość otoczenia.  Czyste ulice, pobocza szos, lasy, jeziora...
"Jah Jah" wyraźnie poruszony kontrastem czystego szwedzkiego krajobrazu z naszą popaskudzoną ojczyzną zapytał dramatycznie
- dlaczego u nas tak być nie może?
Fakt, tak czysto u nas nie jest ale to, że nie jest nie oznacza, że być nie może! Może, wystarczy "tylko", żebyśmy przestali śmiecić. Tylko tyle i aż tyle.

Jak do tego doprowadzić, doprawdy nie wiem. Od czasu do czasu odzywa się we mnie upierdliwy pedagog. Zwykle mam takie napady w terenie, na urlopie, na wycieczkach. Nie wytrzymuję widząc "syfiorzy" (jak mówiło się na takie okazy w naszym akademiku) zostawiających puste puszki, butelki, paczki po chrupkach i niedopałki. Zwykle pytam, czy u siebie w domu też zostawiają pety na dywanie, czy po prostu wkopują je pod szafę. Jakieś 30 % łapie od razu. Reszcie trzeba tłumaczyć trzy razy, jak kawały policjantom. Tłumaczę i albo patrzę, jak ludzie powoli, niechętnie sprzątają po sobie, albo łykam gorzki smak porażki, udając, że bluzgi neandertalczyka nie mnie tyczą. Teraz pewnie też tak będzie, ale cóż, trzeba robić swoje, bo jeśli nie my, to kto?...

Jaki to ma związek z naszym wspaniałym hobby? Powoli, powoli dojdziemy i do tego. Najpierw wróćmy do wszechobecnych śmieci i zastanówmy się, dlaczego są wszechobecne.
Mam taką teorię: Polak śmieci, bo życiową misją Polaka jest zarobić za wszelką cenę. Albo przynajmniej zaoszczędzić. Pieniądze (bo za opróżnianie mojego pojemnika na śmieci muszę zapłacić), czas (bo zamiast już lecieć do domu muszę te swoje śmieci pozbierać, siły (wystarczająco się zmęczyłem niosąc pełną zgrzewkę piwa, żeby teraz jeszcze nosić puste puszki). Zarobić/zaoszczędzić (niepotrzebne skreślić) cokolwiek. Uczciwie, albo nieuczciwie. Jeżeli się nie da bez skrzywdzenia kogoś innego, to trudno, trzeba skrzywdzić, bo przecież dzień bez wyrwania czegoś dla siebie jest dniem straconym.

Teraz nareszcie będzie o monetach. A właściwie nie o monetach, tylko o śmieciach, które je udają. Najgorszym gatunkiem takich śmieci są panoszące się na giełdach i aukcjach "kopie monet". Producenci tego paskudztwa niczym się dla mnie nie różnią od producentów narkotyków albo innych dopalaczy.  Ich "rozprowadzacze" nie są nikim innym, jak dilerami. A konsumenci? Toż to najzwyklejsi narkomani! Zadowalają się sztuczną namiastką prawdziwego. Zastanawiałem się zawsze, co kieruje kolekcjonerami kupującymi takie kopie. Awersja do pustych miejsc w klaserze? Chęć zaimponowania? Komu? Tylko laik da się nabrać, a co osiągnę imponując laikowi? Potrzeba samooszukiwania?
Śmietnik na Allegro.  Jak widać, chętnych nie brakuje.
Podejrzewam, że większość nabywców tego świństwa to niestety potencjalni oszuści świadomie planujący łowy na jelenia. Potem mamy na Allegro takie typowe aukcje: misternie ułożona kupka monet, typowa masówka, jakieś przedwojenne niklowe grosze, prl-owska drobnica, trochę XIX-wiecznego złomu, na środku tej kupki (albo "sprytnie", z boczku) jakiś rarytasik - Nike 1932, rzadka próba II RP, coś z Gdańska i do tego opis - "spadek po dziadku", "znalezisko ze strychu".
I sukces! Trafił się jeleń, dniówka zaliczona.

A po nas, choćby potop. Cóż z tego, że brud, że za oknem latają foliowe worki, że dzieciaki budują zamki z piasku szpikowane petami, że kolejne osoby rzucają w cholerę całe to kolekcjonerstwo, bo kolejny raz nacięły się na "złoto głupców". My zarobiliśmy.
Ale to na naszych trawnikach lądują te worki, to nasze dzieci w tym piachu grzebią i to nasze dzieci w d...pie mają całe to nasze kolekcjonerstwo, bo za przykładem mamusi i tatusia kombinują jak by tu oszwabić dzieci naszych sąsiadów.

Dlatego bardzo Was proszę, nie kupujcie "kopii monet", nie fundujcie mercedesów i urlopów na Seszelach dilerom i ich dostawcom. Te pieniądze naprawdę można wydać lepiej.

To nie żadne kopie monet, tylko najzwyklejsze, ordynarne falsyfikaty.
Muzea, kiedy sprzedają kopie najcenniejszych swoich okazów numizmatycznych, oznaczają je wyraźnie, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to nie oryginały. Rzetelni kolekcjonerzy i kupcy numizmatyczni oznaczają falsyfikaty przechodzące przez ich ręce wyraźnymi kontrmarkami z literą F albo je po prostu niszczą. Nierzetelni, skażeni nieprzezwyciężalną "żądzą pieniądza", pchają ten towar na rynek podcinając gałąź, na której siedzą. My siedzimy pod nimi - oberwiemy czy tego chcemy, czy nie. Nie ułatwiajmy im więc tej samobójczej per saldo działalności.

wtorek, 21 września 2010

Chronologia 10-groszówek 1840 - uzupełnienie

Dziesięciogroszówki z rocznikiem 1840 kryją wiele tajemnic. Bito je przez całe ćwierćwiecze i wygląd ich w tym czasie podlegał wielu zmianom. Z powodu wojennych zniszczeń, które dotknęły między innymi i nasze archiwa, nie mamy pewności kiedy bito poszczególne odmiany. Próba rozwiązania tej zagadki, którą Andrzej Schmidt opublikował w Wiadomościach Numizmatycznych w roku 1981 od początku budziła moje wątpliwości. Dysponując bogatą kolekcją odmian i wariantów i obserwując częstotliwość pojawiania się ich na rynku wyciągałem odmienne wnioski. Co jakiś czas dzieliłem się nimi z czytelnikami numizmatycznego forum Allegro prezentując nowe nabytki, niekiedy wcześniej nie publikowane albo po prostu mało znane. Tam też podjąłem pierwszą próbę podsumowania tematu. Zachęcany przez kilka osób, opublikowałem swoje wnioski w Biuletynie Numizmatycznym. Po publikacji nie przestałem przyglądać się dziesiątkom z datą 1840, bo paru drobiazgów jeszcze mi w kolekcji brakuje. Nie przestałem i bardzo dobrze, bo...
   
Tuż przed urlopem zalicytowałem w pewnej aukcji na Allegro i wygrałem coś takiego:


Miałem już wcześniej dziesiątkę z kropką po roku, ale dlaczego nie kupić tanio jeszcze jednej? Udało się. Kupiłem. Przyniosłem z poczty, zrobiłem zdjęcia, wrzuciłem w komputer, powiększyłem i... zaraz zaraz, coś jest nie tak z listkami pod jedynką w dacie. Wyraźnie widać, że są dwa, a przecież pamiętam, że powinny być trzy.

Szybki przegląd zdjęć monet z kolekcji wyjaśnił sprawę.
Jak ja tego mogłem wcześniej nie zauważyć?!
Przecież tak wnikliwie analizowałem rysunki monet przed publikacją artykułu. Tyle osób oglądało zdjęcia w pierwszych, internetowych jeszcze przymiarkach do artykułu i nikt na to nie zwrócił uwagi!

Wszyscy zainteresowani wiedzą, że na dziesięciogroszówkach 1840 w wieńcu na rewersie są dwa różne układy „jagódek”, które Plage opisywał jako gałązki mające po trzy lub po dwie jagódki. W moim artykule używałem określeń „stary wieniec” i „nowy wieniec”. Okazuje się jednak, że nowy wieniec ma dwa warianty, które najłatwiej rozróżnić patrząc na listki pod jedynką rocznika.

Wariant „nowego wieńca z dwoma listkami” spotykamy wyłącznie na odmianach ze starym awersem (przymknięte dzioby orłów).
To odmiany: bez kropek na rewersie i z kropką po roku.
Trzy listki widzimy na wszystkich odmianach z nowym awersem i na wszystkich odmianach ze starym awersem i z kropkami na rewersie.
Nie mam w archiwum żadnego zdjęcia monety ze starym awersem bez kropek na rewersie, na której byłby nowy wieniec z trzema listkami. Zaryzykuję stwierdzenie, że obydwa warianty występują tylko na odmianie „kropka po dacie”, przy czym na odmianie z bezszeryfowym G w GROSZY spotyka się tylko nowy wieniec z dwoma listkami, a na odmianie z G z szeryfem znajdujemy oba warianty nowego wieńca. Bardzo mnie to ucieszyło, bo jakby na to nie patrzeć, jest to dodatkowe potwierdzenie chronologii, którą zaproponowałem w BN. Mała rzecz, a cieszy.
   
Nadal będę śledził dziesiątki 1840 pojawiające się na rynku. Co prawda na liście brakujących mi odmian/wariantów pozostały mi jeszcze tylko dwie pozycje, ale nie można wykluczyć, że pojawi się kiedyś coś, czego wcześniej nie odnotowano.

Będę wdzięczny za informacje o Waszych spostrzeżeniach na temat jednej z moich ulubionych monet. Może macie w kolekcjach jakieś nieopublikowane dotąd ciekawostki.

Powyższy tekst jest skrótem części artykułu, który opublikowałem w tegorocznym trzecim numerze Biuletynu Informacyjnego TPZN.

środa, 15 września 2010

Kremnica

Wśród wielu, wielu mennic, w których bito polskie monety jedna warta jest szczególnej uwagi. Słowacka mennica zlokalizowana w Kremnicy jest jedną z  najstarszych czynnych mennic na świecie. Działa nieprzerwanie od 1329 roku.

Polska pierwszy raz skorzystała z usług kremnickiej mennicy w roku 1949. Po Powstaniu Warszawskim stolica została zniszczona - Śródmieście niemal w 100%. Nie przetrwała też mennica, więc produkcję monet trzeba było zlecić mennicom zagranicznym. Aluminiowe monety o nominałach 1 i 2 grosze wybito w Budapeszcie, brązowe pięciogroszówki w Bazylei Bernie, miedzioniklowe złotówki oraz monety 10, 20, 50 groszy w Kremnicy.
Na monetach tych nie umieszczono żadnego znaku mennicy.Tak samo postąpiono i w późniejszych latach, bo na roku 1949 współpraca ze słowacką mennicą się nie zakończyła. W Kremnicy wybito jeszcze dwudziestozłotówki  z Nowotką (1975, 1976), z łanem zboża na tle wieżowca (1976), aluminiowe złotówki i pięćdziesięciogroszówki (1975, 1976 i 1978), dwudziestogroszówki (1973) i dziesięciogroszówki (1973 i 1974). Kremnickie dziesięciogroszówki 1973 - bez znaku mennicy - są najrzadszymi monetami obiegowymi PRL. Nie wiadomo ile ich wybito, nie wiadomo czy rocznik ten bito z przeznaczeniem do obiegu, nic na dobrą sprawę o nich nie wiadomo.

Pomyślałem sobie niedawno, że rozwiązania zagadki należy poszukać u źródeł, a że do Kremnicy mam bliżej, niż do Warszawy długo się nie zastanawiałem.
Katowice, Bielsko-Biała, Żywiec, Zwardoń... Po przejechaniu granicy droga wyraźnie się poprawiła. Pogoda poprawiać się nie musiała - było pięknie. W sobotnie przedpołudnie zaparkowałem pod murami starego miasta i po paru minutach stanąłem na rynku. Przy rynku są dwa interesujące muzea: jedno przy mennicy, drugie na przeciwległej pierzei (mennictwo, medalierstwo, górnictwo). Wiedząc, że ekspozycja przy mennicy otwarta jest krócej, najpierw skierowałem się w tamtym kierunku. Wystawa rewelacyjna. Zwłaszcza dla osób zainteresowanych techniką menniczą. Kiedyś, na cafe Allegro dyskutowaliśmy sobie o taschenwerkach - małych ręcznych półautomatach, których być może używano w fałszerskich mennicach w Suczawie do podrabiania polskich, litewskich i ryskich szelągów. Nawet najlepsze opisy i najdokładniejsze siedemnastowieczne ryciny nie dadzą tego, co daje spotkanie "oko w oko". Zdecydowanie nie doceniamy pomysłowości naszych przodków, którzy dysponując bardzo prymitywnymi narzędziami i nieprecyzyjnymi urządzeniami pomiarowymi potrafili wymyślić, wykonać i uruchomić skomplikowane i wydajne maszyny. 
Zwiedzanie miało się ku końcowi i zaczynałem tracić nadzieję, że uda się porozmawiać o naszej tajemniczej dziesiątce. Na szczęście okazało się, że jesteśmy ostatnią w tym dniu grupą zwiedzających więc przewodnik nie musi lecieć po następną i ma chwilę na rozmowę. Nie przypuszczałem, że przewodnik będzie znał odpowiedzi na moje pytania ale miałem nadzieję, że pomoże mi dotrzeć do kompetentnej osoby. Tak się też stało. Niestety, kompetentny nie oznacza wszystkowiedzący. Krótko mówiąc, podobno nie zachowały się żadne dokumenty, z których mogło by wynikać kto, kiedy i dlaczego wybił dziesięciogroszówki 1973 r. w  Kremnicy . Dowiedziałem się tylko, że około roku 1993, po podziale Czechosłowacji, mennica czyściła magazyny oferując niepotrzebne już zapasy na wolnym rynku. Podobno to wtedy trafiły na rynek nasze dziesięciogroszówki.Ile ich było, kto je kupił? Tego się nie dowiedziałem.
Na wizytę w drugim muzeum tego dnia nie zdążyłem, ale w przeciwieństwie do muzeum mennicy, tamto jest otwarte również w niedzielę. 
Bez problemów znalazłem nocleg - w miasteczku jest mnóstwo kwater do wynajęcia. Z okna miałem taki widok:
Na środku zdjęcia widać czubek kościelnej wieży grodu miejskiego.
Przed wyjazdem poczytałem co nieco, więc po obiedzie (rewelacyjna dziczyzna w restauracji Silvanus, tuż poniżej rynku) wybrałem się na kąpielisko termalne. Dzień zakończyłem lekką kolacją i wizytą w Vinotece (a jakże, też przy rynku).
Następnego dnia spędziłem kilka godzin w muzeum monet i medali Narodowego Banku Słowacji podziwiając monety pochodzące ze słowackich znalezisk i oczywiście wyroby kremnickiej mennicy. Rewelacja. 

Zachęcam do odwiedzin w pięknie położonym miasteczku. Można tam jeździć o każdej porze roku, zawsze jest pięknie i zawsze jest co robić. Dla zachęty proponuję obejrzenie kilku zdjęć z mojej wycieczki

niedziela, 12 września 2010

Przegląd Numizmatyczny 3/2010

Kupiłem dziś rano. Cena 14 złotych - nie zmieniła się od początku roku. 72 strony + 4 strony okładki., a w tym 21 stron reklam. Tyle samo zajmuje powtarzany w każdym numerze katalog monet polskich.

Pozostałe strony zajmują:
  • dwa obszerne opracowania dotyczące monet złotych
    • "Dukaty gdańskie króla Jana Kazimierza",
    • "Legnickie wielodukaty z datą 1610",
  • ciekawy tekst o motywach zaczerpniętych z antycznych monet, spotykanych na nowożytnych artefaktach,
  • trzecia część opracowania dot. monet keszowych,
  • dwa artykuły dla kolekcjonerów pieniądza papierowego:
    • "Nieznane bony toruńskie",
    • "Bony obozowe kopalni Charlotte",
  • katalog-cennik monet Rosji 1894-1918 (w tym Finlandia).
W redakcyjnym wstępniaku Pan Jarosław Dutkowski zauważył, że nieodnotowane wcześniej odmiany i warianty zdarzają się wśród monet złotych równie często, jak między drobnymi monetami o niskich nominałach. To pewnie prawda, ale powiedzmy sobie szczerze, ileż polskich dukatów mógł mieć w rękach przeciętny kolekcjoner?  Zwykle zwracamy uwagę na monety, które mamy w zbiorze albo mamy szansę je do niego włączyć.

Co do katalogów - cenników publikowanych w PN mam od lat niezmienną opinię, której dzisiejsza lektura nie zmienia. Monety pospolite i łatwe są z reguły przeszacowane, dla monet rzadkich proponuje się wyceny znacznie odbiegające w dół od cen rynkowych i bynajmniej nie ma to związku z cyklem wydawniczym...

Przegląd mimo swoich wad pozostaje dla mnie obowiązkową pozycją, wartą spaceru do empiku i wydania kilkunastu złotych. Chociaż... kiedy pomyślę, że o 50 groszy mniej kosztował mnie taki półtorak Zygmunta III Wazy

z roku 1621 z kropkami zamiast gwiazdek w herbie podskarbiego, to zaczynam mieć wątpliwości. Przechodzą mi dość szybko, w końcu to tylko 14 złotych.

piątek, 10 września 2010

Zbierajmy monety, a nie monetopodobne bibeloty.


Monety, to przede wszystkim pieniądze. Po to je wyprodukowano, by nimi płacić. Kiedy z różnych przyczyn płacić już nimi nie można nie tracą wartości (uwaga, są wyjątki!). Ba! Wiele monet prawdziwej wartości zaczyna nabierać dopiero wtedy, kiedy kończy się ich formalne życie. I nie chodzi tu tylko o wartość w sensie materialnym. Monety stają się dokumentem historii cywilizacji, historii kultury, sztuki, techniki. Właśnie o tym trzeba pamiętać zaczynając zabawę z monetami. Klekcjonowanie monet może być znakomitą zabawą. 


O tym będę pisał na moim blogu, kontynuując to, co jakiś czas temu robiłem współpracując z portalem e-numizmatyka.pl, dla którego napisałem grubo ponad 100 artykułów na mniej lub bardziej numizmatyczne tematy, na przykład "Monety to nie wszystko". Mniejsze i większe teksty zdarzało mi się też publikować w wydawnictwach papierowych: w Przeglądzie Numizmatycznym, Biuletynie numizmatycznym i w internecie, numizmatycznym forum Allegro, a ostatnio w Biuletynie Informacyjnym Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego im. Tadeusza Kałkowskiego TPZN.

 Na początek pochwalę się niedawnym nabytkiem:
Straszne brzydactwo, ale polowałem na nie z dziesięć lat. Trzeba się dobrze przypatrzeć temu grosikowi, że by dojść do tego, co sprawia, że to moneta wyjątkowa. Jeśli jeszcze nie wiecie, podpowiadam: kropki. Kropki, a nie kropka! Na giełdach, na Allegro i eBayu pełno groszy 1839 z kropką po roczniku, z kropką po GROSZY albo bez kropek. Moneta z kropką i po GROSZY i po roczniku pojawia się raz na kilka lat. 
Warto dokładnie oglądać monety, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wyglądają bardzo niepozornie.

O kropkach na monetach Królestwa Polskiego z lat 1839-1840 będę pisał jeszcze nie raz.