Strony

poniedziałek, 31 października 2011

Impuls


Czytałem gdzieś, że każda praktycznie decyzja, nawet ta z pozoru całkowicie racjonalna, podejmowana jest na podstawie impulsu. Czy powiemy impuls, czy przeczucie, intuicja, natchnienie – zawsze gdzieś w podtekście będzie się kryć coś z racjonalnością sprzecznego.

Zazwyczaj kupuję monety w sposób przemyślany. Wiem, czego mi w zbiorze brakuje, wiem, jakie mam do dyspozycji pieniądze, a mimo to zdarza mi się czasem kupić coś nieplanowanego. Coś, co wywołało impuls.
Ostatnio zdarzyło mi się to przy okazji takiej aukcji.  Zalicytowałem mimo bardzo enigmatycznego opisu.
Bez sprawdzania, czy medal jest notowany u Strzałkowskiego (bo dlaczego nie miał by być notowany, a jeśli by jednak notowany nie był, to chyba lepiej...), bez sprawdzania kim też był Jerzy Edmund Kaniewski.
Wygrałem, zapłaciłem, medal dotarł.
Ładny, masywny (50 mm, srebrzony brąz). W Strzałkowskim jest – numer 610, rzadkość RR czyli bardzo rzadki. A jaki miałby być, skoro to typowy medal nagrodowy. Wybity w warszawskiej mennicy w 1928 roku w nieznanym nakładzie. Medale nagrodowe, z pozostawionym wolnym miejscem przeznaczonym na grawerowanie nazwisk laureatów bito z niewielkim zapasem pozostawiając stemple zapewniające możliwość bicia dodatkowych egzemplarzy w kolejnych latach.
Medal nie jest sygnowany, ale wiadomo, że autorem projektu jest Zygmunt Otto. Awers, z napisem ARTIBVS (sztukom) w odcinku, powtarza motyw widoczny na tympanonie budynku Zachęty.

Tu mały wtręt na temat zwyczaju panoszącego się na serwisach aukcyjnych. Kto żyw pisze, UNIKAT!!!, JEDYNY EGZEMPLARZ!!! (koniecznie kapitalikami, koniecznie z licznymi wykrzyknikami). A poniżej moneta wybita w tysiącach, jeśli nie w milionach, egzemplarzy. Tymczasem unikat, to coś istniejącego w jednym, jedynym egzemplarzu. Tak, jak ten właśnie medal, który po wygrawerowaniu napisu „1936, KANIEWSKI EDMUND JERZY” stał się jedynym, takim egzemplarzem na świecie. Są inne, bardzo podobne, ale z innymi datami i nazwiskami i w innych kolorach.

Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o E. J. Kaniewskim zajrzałem oczywiście do Wikipedii. Pierwsze zaskoczenie – nikt nic tu o nim nie napisał. Na stronach domów aukcyjnych zajmujących się sztuką znalazłem kilka notowań, kilka reprodukcji wystawianych obrazów (a więc malarz!) i ograniczone do minimum informacje biograficzne. Całość mieści się na ćwiartce strony z zeszytu:
KANIEWSKI Jerzy Edmund (1909-1982)
Uczeń Pruszkowskiego.
Należał do Loży Wolnomularskiej.
Wystawiał min. 1929 TZSP 1931 TZSP, 1934 w IPS, 1934 u Garlińskiego. (TZSP to oczywiście Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych).
I opisy kilku obrazów:
Widok na rynek w Krzemieńcu, w tle ruiny zamku na górze królowej Bony. ol/pł, wymiary 65 x 80 cm Sygnowany prawy dolny róg,
Pejzaż ze stogami, olej, sklejka, 59 x 49 cm; sygn. p.d.: J. Kaniewski / 1934
WIEJSKA KAPLICZKA MATKI BOSKIEJ ZIELNEJ, 1937, olej na płótnie, 40,5 x 45,5 cm, sygnowany p.d.: "E. J. Kaniewski 37"
I na koniec taka informacja:
KRADZIEŻ WE WRZEŚNIU 2009 R. Z MIESZKANIA W WARSZAWIE
KANIEWSKI Edmund Jerzy, Kwitnąca jabłoń, XX w. Olej, płyta pilśniowa, KAT . PA-3128
KANIEWSKI Edmund Jerzy, Drewniany kościół, 1962 r. Olej, płyta pilśniowa, 23 x 32 cm KAT . PA-3127
KANIEWSKI Edmund Jerzy, Pejzaż z chatą i wiatrakiem, XX w. Olej, płyta pilśniowa, 28,8 x 20,2 cm KAT . PA-3129

I to wszystko. A wystawiał swoje obrazy Pan Kaniewski w Zachęcie (co najmniej czterokrotnie), bywał za nie nagradzany...

Podobno dziś urodzi się siedmiomiliardowy mieszkaniec Ziemi. Takie przynajmniej tytuły zauważyłem w kilku gazetach. To oczywiście tytuły nieprecyzyjne. W zamyśle piszących było stwierdzenie, że od dziś na Ziemi żyje co najmniej 7.000.000.000 ludzi. Liczba ludzi, którzy żyją i żyli na naszej planecie, odkąd w ogóle możemy mówić o człowieku, jest znacznie większa. Ludzie się rodzą, żyją i umierają. Pozostają po nich puste miejsca, dzieła, ubrania, meble, książki, pamięć, listy, zdjęcia, medale...

I groby, które jutro odwiedzimy.

5 komentarzy:

  1. A co Pana skłoniło (oprócz impulsu) do zakupu? Czyżby medalierstwo było dodatkową odnogą Pana kolekcjonerstwa?

    OdpowiedzUsuń
  2. W 2007 r. napisałem dla e-numizmatyki felieton zatytułowany MOJE MEDALE, który zaczynał się tak:
    " - Jak to medale? Przecież zawsze podkreślał Pan, że interesuje się wyłącznie monetami, na dodatek jedynie obiegowymi.
    - To prawda, wielokrotnie pisałem o ograniczonym zakresie moich zainteresowań, ale przecież to ja, a nie kto inny to ograniczenie sobie narzuciłem i myślę, że mam prawo do jego złamania. Jak dotąd złamałem je dwa razy..."

    Za jakiś czas przyjdzie pora na dodanie całości na stronę https://sites.google.com/site/felietonynumizmatyczne/

    Od roku 2007 zdarzyło mi się kupić jeszcze kilka medali. Na przykład medal z Wystawy w 1928 r.którego zdjęcie jest na okładce mojego katalogu monet II RP.

    A wracając do medalu Edmunda Kaniewskiego, to...
    Czy zawsze potrafi Pan logicznie uzasadnić każdą swoją decyzję?
    Czy nie uważa Pan, że bez - nazwijmy to - pewnej żyłki awanturniczej, życie jest takie jakieś matowe, nijakie?

    PS
    A jeszcze, zanim zalicytowałem, przemknęła mi taka myśl. Jak wygram, to poszperam po książkach, po sieci; może wyjdzie z tego jakaś ciekawa historia, która będzie można opisać i bez kombinowania będzie temat na wpis na bloga.

    PPS
    Nareszcie będę miał coś, co będę mógł pokazywać, jako przykład unikatu. Na całym świecie, nikt oprócz mnie nie ma medalu, który wręczono Edmundowi Jerzemu Kaniewskiemu, jako nagrodę za obraz (obrazy?) wystawione na salonie Zachęty w 1936 r.!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje pytanie to nie żaden zarzut do Pana tylko czysta ciekawość.Akurat tego artykułu z e-numizmatyki nie znałem.Zasady zawsze ustala autor i w każdej chwili może je zmienić czy zmodyfikować.Sam od dwóch lat częściej kupuję banknoty niż monety.Najbardziej podoba mi się Pana argument,że:"Na całym świecie, nikt oprócz mnie nie ma medalu, który wręczono Edmundowi Jerzemu Kaniewskiemu, jako nagrodę za obraz (obrazy?) wystawione na salonie Zachęty w 1936 r.!"
    pozdrawiam Robert

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj
    Zacząłem kolekcjonować złote najmniejsze monety świata - Skarbnica Narodowa. Są to monety o masie 0,5 gr. Ostatnio je sprzedawali po 369 zł ale podnoszą do 399 zł. Moje pytanie czy warto w tą kolekcję inwestować?

    Pozdrawiam Mati

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie warto.

    Z numizmatyką nie ma to nic wspólnego.

    A co do kruszcu, to proszę przeliczyć, ile kosztuje w tej postaci 1 gram czystego złota i porównać z aktualnymi notowaniami.

    OdpowiedzUsuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.