Strony

wtorek, 1 stycznia 2013

Dwa razy A4, czyli po co są pieniądze.

Pieniądze są po to, żeby je wydawać. Podobno są tacy dziwni ludzie, którzy pieniądze zbierają. Zamykają w zmyślnych pudełeczkach i przez myśl im nie przejdzie, że można nimi płacić w sklepie, ale to jakiś margines. Normalni ludzie za pieniądze kupują, co chcą (na przykład pieniądze, które pieniędzmi sensu stricto być przestały).

Kolekcjonerzy często zastanawiają się, co też można było kiedyś kupić za monety z ich kolekcji. Trzyma człowiek takiego trojaczka i myśli - jak długo trzeba było na ten pieniążek pracować? Na co wystarczył?
Naukowcy zajmujący się monetami zawodowo też nie ograniczają się do kwestii technologicznych, historycznych i prawnych. Ekonomia jest równie ważnym elementem numizmatyki. Na potrzeby badań porównawczych - bo nie można prosto porównywać siły nabywczej rzymskiego denara i denara piastowskiego - powstało pojęcie trofy. Najprościej mówiąc, trofa to ilość pokarmu zapewniająca przeciętne potrzeby energetyczne średnio aktywnemu człowiekowi przy zastrzeżeniu racjonalnego odżywiania (więcej na ten temat tutaj).
Informacje o rzeczywistej sile nabywczej pieniądza w minionych wiekach znajduje się w archiwach sądowych, w pamiętnikach, listach, testamentach. Z natury rzeczy są to informacje rozproszone, czasem trudno dostępne. Warto więc dzielić się takimi danymi, jeśli trafimy na nie w domowych papierach.
Cennik żywieckiego masarza z 1934 r.

Jak niewiele dzieliło parówki i pasztetową od szynki gotowanej wędzonej bez kości! Pewnie więcej w nich było mięsa, niż w dzisiejszych. I smakowały lepiej z pewnością.
Cennik spisano na odwrocie plakatu:
Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej działająca od 1928 r. nie pomogła. Przez świat przetoczyła się wojna. Zmieniło się wszystko, również pieniądze.
Latem 1948 r. mój tata wybrał się w Tatry.
Tata, jak widać szynki nie kupował. Teoretycznie w obrocie był jeszcze przedwojenny bilon, ale nie przypuszczam, żeby tata go wtedy używał. Nie przy tych kwotach, od przedwojennych wyższych tysiąckrotnie, a może i więcej.

A na odwrocie?

Dwie kartki z domowego archiwum. Niby nic, a jednak coś. Zastanówcie się, zanim coś podobnego wyrzucicie.

Miejcie się dobrze w Nowym Roku.


5 komentarzy:

  1. Ciekawy jest szczególnie cennik mięsiw...wołowina 1zł a słonina 2zł?!
    Cena parówek równie zawrotna...mój dziadek urodzony w 1934 roku twierdzi, że w okolicach roku 1938 bułka pszenna w Radomiu kosztowała 1gr a gałka lodów u cukiernika 10gr.

    OdpowiedzUsuń
  2. o heTipagTrochę z innej beczki , tak sobie czytam po 2-3 felietony numizmatyczne dziennie i zastanawia mnie dlaczego nie opublikuje ich Pan w formie książki - materiał gotowy i bardzo ciekawy . Wiem że ryzyko duże ale jakiś mały nakład na pewno by poszedł .Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę przeczytać wstęp do felietonów.

    Mam autorskie prawa osobiste, ale felietony powstawały na zlecenie. Otrzymałem za nie wynagrodzenie. Autorskie prawa majątkowe należą do Zleceniodawcy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za szybką odp, a felietony pierwsza klasa !

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiam się nad tą słoniną... Może to nie są ceny za kilogram :)

    Tak na poważnie, to myślę, że przyczyną dla której słonina była droższa od mięsa mógł być fakt jej wykorzystywania jako podstawowego surowca do smażenia, uzyskiwania smalcu? A to przecież nie jedyne jej zastosowanie w kuchni.

    Ciekawa sprawa.

    Tak czy inaczej cena wołowiny w stosunku do pozostałych produktów bajeczna :)

    OdpowiedzUsuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.