Strony

wtorek, 26 lutego 2013

Nasi tam byli!?

Podczas polowania  na drobną zdobycz na eBay'u cudem uniknąłem opadnięcia szczęki widząc taki obrazek i opis:


Sprzedawca z Kanady wystawia głównie tzw. wykopki. W większości lokalne; trochę starej Anglii, ale o wykopanym w Ameryce Północnej miedziaku Jana Kazimierza słyszę pierwszy raz.


poniedziałek, 25 lutego 2013

Rocznik 2013

Kończy się luty. W obiegu mamy już monety z datą 2013: 2 grosze, 5 groszy,
50 groszy i 1 złoty. Do mojego zbioru trafiła na razie tylko dwugroszówka
Żadnych istotnych zmian na stemplach nie widzę. Trójka w roczniku wygląda co prawda na płycej wybitą, ale to może być tylko lekkie zapchanie stempla, a nie przypadłość całego rocznika.

Mógłbym oczywiście kupić pozostałe nominały na Allegro, ale do tej pory radziłem sobie wyszukując nowe obiegówki z portmonetki i przy tej tradycji pozostanę.

Ciekawe, czy będą następne nominały. 10 i 20 groszy prawdopodobnie tak. Co do jednogroszówki, to raczej stawiał bym na brak tego nominału w roku 2013, a jeśli jednak będzie, to raczej nie w dziewięciocyfrowym nakładzie.


środa, 20 lutego 2013

Koza żyje - eksperymentujemy dalej.

Tytułowy eksperyment, to publikowanie katalogów w formacie cyfrowym. Rozpoczął się 6 stycznia 2013. Wyniki może nie rzucają na kolana, ale generalnie jest lepiej, niż przypuszczałem więc zgodnie ze styczniową obietnicą od dzisiaj w serwisie SCRIBD dostępne jest drugie, poprawione i uzupełnione wydanie katalogu obiegowych monet II Rzeczpospolitej i Generalnego Gubernatorstwa.
Bezpośredni link:

Cena taka sama, jak w przypadku tomu trzeciego (PRL), czyli $ 4,99


poniedziałek, 18 lutego 2013

Kto bogatemu zabroni.

Czy jest w Polsce ktoś, kto nie czytał lub nie słyszał o aferze Amber Gold? Zapewne tak, ale jeśli zadał bym pytanie inaczej: czy wśród polskich aktywnych użytkowników jest ktoś, kto nic nie wie o aferze Amber Gold?
Ile znacie takich osób?

Ja wiem o dwunastu, ale obawiam się, że może takich osób być więcej.

Może moje przypuszczenia są błędne i allegrowicze: a...k (829), j...s (160), k...1 (79), P...6 (65), E...Y (319), r...1 (95), k...l (29), n...i (266), P...2 (23), r...5 (0), b...0 (557), a...z (266) coś o Amber Gold słyszeli, ale wniosków nie wyciągnęli żadnych. Oferować więcej, niż 33 grosze za coś, co sprzedająca wystawiła w dziale "Numizmatyka - Pozostałe - Kopie i falsyfikaty" i opisała tak:
OFERUJE PAŃSTWU MONETĘ ? MEDALIK 1912r. GŁOWA HRABIEGO !
MONETA ?,MEDALIK JEST ZAPAKOWANY W TEKTUROWE PUDEŁKO KTÓRE JEST ZALAKOWANE LUB SKLEJONE 
MONETA? MEDALIK JEST ŁADNY NIE ZNISZCZONY, KOLORU ZŁOTEGO
POLECAM MONETĘ/ ,MEDALIK DO UZUPEŁNIENIA KOLEKCJI !!!
Ja się po prostu na tym nie znam,więc wycenę pozostawiam znawcom tematu ,dlatego licytacja od symbolicznej złotówki bez ceny minimalnej.
to krystalicznie czysty przykład...
Chciałem napisać głupoty, ale to chyba za mocne określenie, choć nie wiem, czy chciwość albo cwaniactwo brzmią lepiej? Innych motywacji nie widzę. A może naiwność + chciejstwo?
Ale kto bogatemu zabroni kupować za swoje pieniądze, co w oko wpadnie.

Tuż przed planowanym zakończeniem aukcji cena wynosiła 406 złotych i dwa grosze - aukcję przedłużono o 24 godziny z powodu tradycyjnej już niedzielnej awarii Allegro. Po "dogrywce" ostateczna cena wyniosła 475 zł. Rynkowa wartość oryginalnej 10-koronówki z 1912 r. to około 600 zł. 26% zysku kusi, sprzedająca ma pozytywne komentarze, np. za familijną dziesięciozłotówkę (sprzedaną za zaledwie 204 zł - słownie dwieście cztery złote podczas gdy u Niemczyka poszła ona za 356500 zł, ale kto bogatemu zabroni tanio sprzedawać!?), no to się mówi raz kozie śmierć i się licytuje. Do pooglądania: http://www.allegromat.pl/aukcja131818

Przyszła więc pora na kolejne powtórzenie:
Dopóki Allegro nie umieści nieoznakowanych trwale "kopii" monet na liście towarów zakazanych, dopóty naiwni kolekcjonerzy będą tracić pieniądze na kupno bezwartościowych krążków metalu.

Swoją drogą, wystawianie aukcji tak, by kończyły się w niedzielne popołudnie, to też igranie z losem.
Na "Allegro › Cafe › Forum › Centrum Pomocy › Zgłoszenia błędów technicznych" pojawiają się jak zwykle  narzekania, n.p.: "Witam, ponieważ dziś wygrałem aukcję, która po zakończeniu ponownie została wznowiona i czas jej został przedłużony o 24h informuję, iż w dniu jutrzejszym ponownie podejdę do licytacji tego przedmiotu. Niestety tym razem kwota za jaką wygrałem przedmiot jest już widoczna a więc przyjdzie mi pewnie ją kupić za większą kwotę."
Załoga Allegro tłumaczy się wrogim działaniem: "Przyczyną tej sytuacji ponownie jest atak z zewnątrz typu DDoS, taki sam, z jakim mieliśmy do czynienia dokładnie tydzień temu" co niestety nie najlepiej rokuje na przyszłość - narzędzia do organizowania ataków są powszechnie dostępne, chęć zaszkodzenia serwisowi też powszechna, a być może i nie bezinteresowna, z kolei działania administracji serwisu jeśli są, to chyba jednak  niewystarczające. Nie mówię, że zabezpieczenie się przed takimi atakami jest proste, ale jeśli Allegro nie ma w planie zwijania interesu, to powinno się trochę lepiej postarać.

Nawet nie próbuję liczyć, która to już weekendowa skucha Allegro.
Allegro pewnie też tego nie liczy. Dlaczego? Bo nie musi, bo ma to, czego nie ma konkurencja - aktywnych użytkowników, sprzedawców i kupujących. Czy jednak Allegro może być pewne, że postępując, jak postępuje, swoich klientów nie straci? A zresztą, czy to moje zmartwienie? Kupuję nie tylko na Allegro.
I w końcu, kto bogatej firmie zabroni strzelać sobie w stopę.

A ja, jak się rzekło kupuję, kupuje i męczę się dalej z tymi miedziakami Sasa.
Ostatnio zastanawiam się na przykład, czy ten krążek wyszedł z mennicy oficjalnej (saskiej), półoficjalnej (saskiej pod pruską kuratelą), czy nieoficjalnej (spiskiej?).

Awers wygląda nieźle, popiersie, puncowane literki legendy, za to rewers jakiś taki koślawy, szczególnie w części środkowej. Typowe stemple miedziaków koronnych A3S są wykonane bardzo starannie (nawet te z uproszczonymi, schematycznymi rysunkami herbów na rewersach). Ale skoro są typowe, to jakieś nietypowe też być muszą. Na przykład taki pokrak
Ten sam rocznik, też z literką H i problematycznym centrum tarczy z herbami, ale  tym razem legenda awersu pozostawia wiele do życzenia. Nie dam głowy, że litery są puncowane.
Dla porównania ewidentny falsyfikat:
litery i herby cięte od ręki, brak trzeciego V w imieniu króla, ale popiersie całkiem niezłe. Czyżby fałszerz miał dostęp do oryginalnej puncy z popiersiem?

Im więcej mam materiału porównawczego, tym więcej pojawia się pytań, na które na razie nie mam odpowiedzi.

sobota, 16 lutego 2013

Ani słowa o monetach

Większość emaili, które dostaję od czytelników mojego bloga dotyczy monet, ale często zdarzają się inne pytania. Najwięcej dotyczy spraw komputerowych - programy, których używam do obróbki zdjęć, do katalogowania zbioru, do pisania katalogów i pytanie niemal standardowe
"Czy to prawda, że nie ma pan Windowsa na swoim komputerze?"

Prawda! Od trzech lat korzystam z Linuksa, pozostając cały czas w kręgu pochodnych Debiana ze środowiskiem KDE. Nie potrafię odpowiedzieć jaka to dystrybucja, bo...
Teoretycznie jest to Kubuntu, ale troszkę przekształcone, bo do repozytoriów udostępnianych przez Canonical dołożyłem repozytoria Netrunner. Błąd. Nie dołożyłem, tylko ustawiłem je w roli repozytoriów głównych. System jest stabilny, sprzęt i potrzebne mi programy działają płynnie i szybko. Pulpit wygląda tak:
Rolę tapety pełni zdjęcie Jeziora Niedźwiedziego,
które zrobiłem z kajaka w zeszłym roku.

W związku z tym, że naprawdę nie używam w domu systemu Microsoftu, moje odpowiedzi na pytania o oprogramowanie (Gimp, LibreOffice, Commence) prowokują następne pytania.
"Czy przy pomocy tych programów da się..." i tu następują konkrety: przeskalować grafikę, napisać tekst dłuższy, niż 20 stron (no przecież moje katalogi są grubsze), słuchać muzyki, zgrywać muzykę z płyt itd. itp.
Tymczasem pytanie nie powinno brzmieć "Czy można?" tylko "Jak zrobić....?".

Na część pytań, przyznaję, odpowiedzieć nie potrafię - nie gram. Nie strzelam, nie rozjeżdżam staruszek kradzionymi samochodami, nie zarządzam ligami piłkarskimi.
Korzystam z multimediów. Muzyka, filmy - żadnych problemów, niezależnie od kodeków itp. W roli głównej VLC i Clementine. Nie ma też problemów z wysłaniem filmu na TV po pięciometrowym kabelku HDMI. Celebration Day albo 12-12-12 na dużym ekranie z niezłymi głośnikami - sama radość.
W ramach gadżeciarstwa, które czasem mnie napada, za kilka dni (mam nadzieję) spróbuję zrezygnować z kabla HDMI zastępując go taką zabawką
O rezultatach poinformuję.

Skoro dziś na tapecie komputery i okolice, to przypominam, że użytkownicy komputerów dzielą się na dwie grupy: tych, którzy nie robią kopii zapasowych i tych, którzy będą je robić. Używam komputerów od trzydziestu lat, pierwszy pojawił się w moim domu w roku 1986 (Amstrad CPC 128), więc etap rezygnacji z backupów mam dawno za sobą. Część rzeczy mam na płytach (zdjęcia, katalogi, artykuły), ale nie są to jedyne kopie. Najważniejsze rzeczy na domowych komputerach są zdublowane - to się dzieje "automagicznie" po WiFi. Również bez konieczności pamiętania, na bieżąco, najważniejsze pliki archiwizują się dodatkowo "w chmurach". Jest tego sporo, więc zatrudniam serwery Google'a (5 GB), Dropboxa(3 GB) i Bitcasy (10 GB).
Pomyśleć, że mój pierwszy pecet miał HDD 40 MB, a Amstrad 128 kB (pamięć stronicowana podzielona na sekcje po 16 kB) i 8-bitowy procesor Zilog Z80 z zegarem 4 MHz.
Cóż, kiedy rodził się mój dziadek, nie było jeszcze samolotów (bracia Wright dokonali pierwszego kontrolowanego, dwunastosekundowego lotu dopiero dwanaście lat później). Ojciec mojej babci urodził się w roku 1841. Dinozaurów już nie było, ale podobno na Syberii trafiały się jeszcze niedobitki mamutów (jeśli nie wierzycie, sprawdźcie w Wikipedii). Jeździły już pociągi, ale o telefonach jeszcze się nikomu nie śniło. O telewizji, komputerach, samochodach tym bardziej.
Nie potrafię sobie wyobrazić, jaki będzie świat moich prawnuków.

wtorek, 12 lutego 2013

Wykłady numizmatyczne w Krakowie - ciąg dalszy

Zbliża się termin zakończenia remontu Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego  w Krakowie. Jeszcze kilka miesięcy i Europejskie Centrum Numizmatyki Polskiej w Muzeum Narodowym w Krakowie zacznie działać pełną parą.

Na razie nie możemy jeszcze cieszyć oczu ekspozycją kolekcji Czapskiego. Niektóre z oryginalnych obiektów z kolekcji Gabinetu Numizmatycznego
Muzeum Narodowego w Krakowie możemy jednak podziwiać przy okazji pokazów towarzyszących cyklowi wykładów, organizowanemu wzorem lat ubiegłych.
W tym roku przewidziano dwa cykle: weekendowy, który rozpocznie się już 17 lutego i "profesorski", który wystartuje w marcu.

Program cyklu weekendowego wygląda następująco:

17 lutego 2013
Moneta arabska w Europie Środkowej we wczesnym średniowieczu (VIII-X wiek), Dorota Malarczyk
17 marca 2013Od Hadriana Trajanowicza do Hadriana Augusta. Umacnianie się Hadriana u władzy na monetach lat 117-121, Paweł Zawora
21 kwietnia 2013Bony lwowskie w kolekcji Gabinetu Numizmatycznego, Anda Jaworucka-Drath
19 maja 2013 Propaganda miasta Gdańska na medalach Zygmunta III Wazy, Paulina Taradaj
16 czerwca 2013Józef Majnert – Od mincerza do fałszerza, Anna Bochnak
Wykłady będą się odbywać w niedziele o godzinie 11:00 w sali „U Samurajów”. Wstęp wolny.
Programu drugiego cyklu jeszcze nie znam. Wiem tylko, że wykładowcami będą między innymi profesorowie Paszkiewicz, Suchodolski, Mielczarek.
Projekt „Europejskie Centrum Numizmatyki Polskiej w Muzeum Narodowym w Krakowie” jest współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Infrastruktura i Środowisko.

sobota, 9 lutego 2013

Konserwacja monet i medali.

Książkę kupiłem skuszony tytułem, nazwiskiem autora - Dr Marek Kołyszko jest kierownikiem  Pracowni Dokumentacji i Konserwacji w Instytucie Archeologii UMK w Toruniu oraz wydawnictwem - Zarząd Główny PTN.

Przeczytałem od deski do deski i zakupu nie żałuję, ale nie mam pewności, czy wszyscy nabywcy będą równie zadowoleni. Tytuł może wydawać się trochę mylący, bo treść dotyczy w zasadzie wszystkich zabytków metalowych, choć na ilustracjach są tylko monety. Często w układzie "przed" i "po". W tytule mowa o konserwacji i rzeczywiście autor kładzie nacisk na konieczność zabezpieczania zabytków metalowych, w tym oczywiście i numizmatów, przed degradacją wywoływaną oddziaływaniem czynników zewnętrznych. Oczywiste jest, że konserwację w większości przypadków powinno poprzedzać oczyszczenie monety. W tej kwestii między kolekcjonerami cz też kupcami numizmatycznymi, a muzealnikami może dochodzić do sporów. Tym ostatnim zarzuca się często, że w muzealnych gablotach leżą monety wypolerowane, jak klamki, a przecież patyna, stan zachowania...

Doktor Kołyszko we wstępie określa granice, których należy bezwzględnie przestrzegać podchodząc do konserwowania monet. Pisząc o czynnościach mechanicznego czyszczenia monet pisze: "Należy do nich przystąpić z pokorą, która powinna wyrażać się przede wszystkim w nietykalności metalicznego podłoża zabytku". Przestrzega też, przed nieograniczonym usuwaniem szkodliwych produktów korozji, bo czasem detale rysunku monety są widoczne tylko jako nawarstwienia korozyjne, a na powierzchni metalowego jądra monety nie będzie po nich nawet śladu. W takich przypadkach należy dążyć nie do usunięcia produktów korozji, a do ich zneutralizowania i utrwalenia. Priorytetem jest utrzymanie czytelności reliefu.

Patrząc na grubość książki (76 stron), obawiałem się trochę, że autor ograniczy się do podania kilku jedynie słusznych metod, co zazwyczaj kończy się tym, że czytelnicy bezkrytycznie stosują je do wszystkich monet, a to z reguły oznacza zniszczenie większości z nich.  Pan Kołyszko rzeczywiście podał kilka bardzo szczegółowych przepisów, zawsze opatrując je uwagami o sytuacjach, kiedy można je stosować. A są to metody bardzo różne - od mechanicznych (włącznie z użyciem elektronarzędzi protetycznych), poprzez chemiczne aż po elektrochemiczne.

W książce znajdziemy wiele wzorów chemicznych. Korozja, to chemia, jej usuwanie, to chemia, zabezpieczenie przed dalszym niszczeniem w końcu, to też chemia. Umiejętność identyfikacji przemian chemicznych, które doprowadziły monetę do stanu, w którym trafiła w nasze ręce jest kluczem do sukcesu prac konserwatorskich. Nie wystarczy wiedza, czy to moneta miedziana, brązowa, czy srebrna. Nawet dokładna znajomość składników i proporcji stopu nie zagwarantuje wyboru właściwej metody czyszczenia. Trzeba jeszcze wiedzieć, co i w jaki sposób na powierzchni monety osiadło lub narosło.
To lekcja pierwsza i pierwsza zasada.

Lekcja druga, to lekcja cierpliwości i odpowiedzialności. Nie ma drogi na skróty. Jeśli coś musi trwać, to niech trwa. Brydżyści mawiają, że pośpiech jest potrzebny przy łapaniu pcheł, a nie podczas licytacji, czy rozgrywki. To samo powinni sobie powtarzać wszyscy zabierający się za czyszczenie monet. Cierpliwość trzeba mieć nie tylko do samego procesu konserwacji. Obowiązkiem powinno być dokumentowanie operacji. Fotografowanie przed, w trakcie i po zabiegach. I notowanie zastosowanych metod i środków. Bo uczymy się na błędach (lepiej na cudzych, niż własnych).

Lekcja trzecia i ostatnia. Pokora. Trzeba wiedzieć, czy zacząć. Trzeba wiedzieć, kiedy przestać.

Nie mam ostatnio czasu na czyszczenie monet, które trafiają do mojego zbioru. Może kiedyś spróbuję pokazać co, jak i z jakim rezultatem czyszczę. Na razie koncentruję się na pisaniu i gromadzeniu materiałów do tej pisaniny. W tym i monet. Na przykład:
To kolejna kontrmarka na miedziaku Augusta III w moim zbiorze. Również odnotowana przez Bisiera w Wiadomościach Numizmatyczno-Archeologicznych
Mój grosz jest z roku 1755. Kto i kiedy nabił na nim kontrmarkę? Ustalić to jest znacznie trudniej, niż taka monetę zdobyć.




poniedziałek, 4 lutego 2013

Przyszła koza do woza.

Minęły trzy miesiące (z haczykiem) od "Wpisu bez tytułu", w którym tłumaczyłem, dlaczego nie mam konta na "Fejsie".

I co? I nadal nie mam, ale postanowiłem przećwiczyć promocję bloga za pomocą facebookowego profilu bloga. W mailach, które dostałem po październikowym wpisie sugerowano mi, że to może być skuteczny sposób do powiększenia grona czytelników.

Wymyśliłem sobie, że na Facebooku będę umieszczał krótkie notatki o nowych publikacjach, interesujących stronach internetowych i zapowiedzi zaplanowanych wpisów na bloga.

Co z tego wyniknie? Поживём – увидим.

A na razie...
udało mi się zapełnić jeszcze jedną lukę w kolekcji szelągów koronnych Augusta III
Pod herbami literka V, imię króla pisane również przez V.

Czapski takiego wariantu nie miał, Gumowski też go nie odnotował.
Jest w katalogu Kamińskiego/Żukowskiego - nr 703, ale w opisie jego rewersu jest legenda EL·SAX: a na mojej monecie jest, jak widać EL.SAX 1752 (brak dwukropka).

Mam wrażenie, że przysłowie "im głębiej w las, tym więcej drzew" do miedziaków A3S pasuje jak ulał.

Kończę, bo coś mi się zdaje, że spod wpisu o monetach zaczyna się wyłaniać księga przysłów (niekoniecznie) polskich.