Strony

sobota, 29 czerwca 2013

I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem...

27 czerwca 2013 roku - wczesnym popołudniem przyjechałem do Krakowa. Rozglądam się dookoła...
Wawel - stoi
Wisła - płynie
Ulice - udekorowane
Główny gmach Muzeum Narodowego - przygotowany
Zaproszenie - w kieszeni
A do rozpoczęcia uroczystości jeszcze sporo czasu. No to w drogę. Najpierw na ulicę Piłsudskiego 10-12.
To tu, w tym niewielkim pałacyku kryją się skarby przekazane Polsce przez rodzinę Hutten-Czapskich. Nad wejściem, dewiza
MONVMENTIS PATRIAE NAVFRAGIO EREPTIS
PAMIĄTKOM OJCZYSTYM OCALONYM Z BURZY DZIEJOWEJ
Kolekcji pamiątek ojczystych strzegła i strzeże czujna chimera (dla przyjaciół żaba)


Chciało by się już przez te drzwi, do środka...
ale na zegarze dopiero trzy na drugą. Trzeba by coś zjeść. W Krakowie to łatwe - pod warunkiem, że nie jest się osłem Buridana.

Żołądek pełny, czas powędrować w kierunku Błoni. Zanim otworzą się drzwi pałacyku Czapskich, czeka nas jeszcze oficjalna uroczystość w gmachu głównym Muzeum Narodowego. W holu czekają rzędy krzesełek; powoli schodzi się przeszło trzystu zaproszonych gości.

Zaproszonych powitała Pani Zofia Gołubiew, Dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie. Później przemówienia - Wojewoda Małopolski Jerzy Miller, przedstawiciel Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Jacek Miller, Stanisław Dziedzic – dyrektor Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa, przedstawiciel Prezesa Narodowego Banku Polskiego Jacek Bartkiewicz, Henryk Woźniakowski – prezes Towarzystwa Przyjaciół Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego.
Pani dyrektor przedstawiła ekipę odpowiedzialną za realizację projektu Europejskiego Centrum Numizmatyki Polskiej w Krakowie
Nie mogło oczywiście zabraknąć rodziny Hutten-Czapskich
Pani Izabella Godlewska de Aranda – prawnuczka hrabiego Emeryka

Kończą się przemówienia, ruszamy do pałacyku Czapskich. W ogrodach czeka poczęstunek, gra kwartet jazzowy.
Przeczekujemy pierwszy tłok sącząc niezłe wino. Jeszcze chwila, jeszcze moment. Nareszcie!

Jest pięknie! Wnętrza, meble, dekoracje, starodruki...
I monety - od antyku, przez średniowiecze, aż do czasów najnowszych. Ale jakie monety! Jakie medale!


Zwiedzającym pomagają komputery - gabloty wyposażono w dotykowe ekrany. Można poczytać o wystawionych eksponatach, można dokładnie obejrzeć ich zdjęcia w ogromnych powiększeniach. Nie trzeba wytrzeszczać oczu, by zobaczyć szczegóły maleńkich nieraz monet.

Nie wszystkie monety są małe. Ta największa prezentuje się wspaniale.
Podobnie, jak łokietkowy floren unikatowy GNEZDVN CIVITAS Chrobrego, umieszczona w osobnej gablotce umożliwiającej podziwianie i awersu, i rewersu.

Wędrówkę po salach muzeum kończymy grubo po dwudziestej pierwszej. Jeszcze ciasto i kawa w ogrodach, kawa pomoże zwalczyć senność za kierownicą. Został bym dłużej, ale następnego dnia trzeba zameldować się rano w pracy, a do domu kawałek drogi. Żegnamy się z "żabą" i w drogę.

Plan jest prosty. Po wakacjach nacieszyć jeszcze raz oczy, dokładnie oglądając wystawione monety (ze trzy dni to zabierze), a później... Do pracy. Dla zainteresowanych przygotowano salę multimedialną, pokój kwerend, udostępniono bogatą bibliotekę.

Przez trzy dni po inauguracji, muzeum zorganizowało dni otwarte. Jutro ostatnia szansa:
30 czerwca 2013, niedziela:
Muzeum czynne w godz. 10.00–18.00
Zwiedzanie od godziny 10.00 do 17.30 , co 30 minut.
Wejścia w grupach.

godz. 12.00: Agnieszka Perzanowska, "Księgi stare, piękne, małe i duże - Księgi i książeczki w XVIII wieku" -  wykład połączony z pokazem autentycznych obiektów

godz. 14.00: Mateusz Woźniak, "Ekspozycja to nie wszystko!? Czyli co kryją magazyny Gabinetu Numizmatycznego" - wykład  połączony z pokazem autentycznych obiektów

godz. 16.00: Anna Klisińska-Kopacz, Joanna Sobczyk, "Nowoczesne metody badania monet" -  wykład połączony z pokazem autentycznych obiektów

godz. 18.00: Koncert w ogrodzie Czapskich. KWARTET OBOJOWY. Kierownictwo artystyczne: Mariusz PĘDZIAŁEK. W programie: Mozart, Piazzola.
Nie ma się co zastanawiać, jeśli macie czas - obecność obowiązkowa.

Od 2 lipca 2013 r. Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego będzie otwarte dla wszystkich:
Niedziela jest dniem wolnego wstępu
Poniedziałek - nieczynne
Wtorek - sobota: 10.00 - 18.00
Niedziela: 10.00 - 16.00

Bilet normalny - 9 zł
Bilet ulgowy – 5 zł
Bilet rodzinny – 18 zł
Bilet grupowy normalny – 7 zł
Bilet grupowy ulgowy – 4 zł

27 czerwca pozostanie świętem polskiej numizmatyki. Po przeszło siedemdziesięciu latach przywrócono stałą wystawę numizmatycznej kolekcji Emeryka Hutten-Czapskiego.
Realizacja projektu „Europejskie Centrum Numizmatyki Polskiej” kosztowała mniej więcej dwadzieścia trzy miliony złotych, maleńki ułamek materialnej wartości kolekcji Czapskich. Znikomo mało, wobec jej wartości historycznej.

Więcej można czasem w lotto wygrać!

sobota, 22 czerwca 2013

Wolność.

O wolności można w nieskończoność: przygotujcie się na dłuższe czytanie.

Samych definicji jest multum. Która jest najlepsza, prawdziwa? I znów problem! Prawda - co jest prawdą? Jak by długo nie dyskutować, skończy się na wniosku, który można streścić trawestując Józefa Piłsudskiego "prawda jest jak dupa, każdy ma swoją". Wolność też. Czy wolność północnokoreańskiego nauczyciela była by wolnością i dla Was?

Lato zaatakowało bezpardonowo, upał zniechęca nie tylko do myślenia, a ja tu z takim filozoficznym tematem wyjeżdżam? Wszystko przez to, że człowiekowi coraz trudniej opędzić się od natłoku informacji. Dość skutecznie izoluję się od pseudopolityki hołubionej przez naszą dziennikażerię (copyright Stanisław Stupkiewicz sr Studio Opinii), ale nie mogę przecież całkowicie odciąć się od świata.
Najpierw usłyszałem w radio o odkrytym w jakiejś stodole fabrycznie nowym fiacie 126P. Ktoś go z jakichś tylko sobie wiadomych powodów ukrył, ktoś znalazł, ktoś od znalazcy odkupił i chce z zyskiem odsprzedać. Medialny szum spowodował, że samochód wystawiony na Allegro zaczęli licytować...
No właśnie, kto licytował? Głosy ilu osób były uczciwymi propozycjami kupna?
Aukcja błyskawicznie przekształciła się w cyrk. Oferowano tysiące, dziesiątki i setki tysięcy, miliony, w końcu miliard. Jawne kpiny. Zobaczcie przy ilu nickach jest niebieska ikonka teczki oznacza, że sprzedający jest użytkownikiem konta Firma, czyli zarejestrowanym przedsiębiorcą.

Wolność, poza wszystkim, jest też wolnością do robienia z siebie idioty i chama ale - na szczęście - nie jest wolnością od ponoszenia konsekwencji.
Pan "prlauto" sprzedający starego-nowego "malucha" szacował w wywiadach jego wartość na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Rozsądek podpowiada, by wpisać wszystkich licytujących powyżej stu tysięcy na czarną listę, zwłaszcza "przedsiębiorców". Niestety Allegro litościwie utajnia ich nicki. W regulaminie zapisano: "Dzięki temu nie są oni narażeni na otrzymywanie niechcianej korespondencji czy podszycie się przez kogoś pod sprzedawcę, żeby wyłudzić zapłatę za przedmiot.".
"Dzięki" temu nie są oni narażeni również na otrzymywanie ostrzeżeń, że moneta, na którą chcą wydać duże pieniądze jest ordynarnym falsyfikatem.

Dobrze, nie wszyscy wiedzą, kto zaszalał w licytacji fiacika. Teoretycznie wie to administracja Allegro, ale tylko dzięki temu, że była to aukcja.
Od tej chwili nie ma żadnych przeszkód by z premedytacją i bez konsekwencji zniszczyć dowolnie upatrzonego sprzedawcę wystawiającego swoje towary w opcji "kup teraz".
Od tej chwili, do czasu zniesienia tego wspaniałego "ułatwienia" nie wystawię na Allegro nic po cenie ustalonej - wyłącznie licytacje.

Nie wiem kto odpowiada za wybrany przez Allegro model biznesowy, ale gdybym był teraz "łowcą głów" albo przedsiębiorcą rekrutującym pracowników na stanowiska kierownicze, na wszelki wypadek wszystkie CV z informacjami o pracy na wysokich stanowiskach w Grupie Allegro przepuszczał bym przez niszczarkę.
Doprowadzenie jako-tako działającego serwisu aukcyjnego do stanu, w którym każdemu daje się wolność do bezkarnego działania na szkodę innych użytkowników serwisu, do stanu w którym trzeba RĘCZNIE odświeżać strony aukcji, RĘCZNIE wysyłać subskrybowane powiadomienia to arcymistrzostwo w lekceważeniu klientów.
No chyba, że to sukcesy jakiejś piątej kolumny. Ale żeby tego w porę nie zauważyć? Jednak niszczarka.

"Licytacja" malucha sprowokowała Allegro do błyskawicznego ruchu.
Pozostaje format "kup teraz", który udostępniono użytkownikom bez rejestracji. Jak się nie kręć, dupa z tyłu.

Swoją wolność do ograniczania ilości informacji atakujących ze wszystkich stron realizuję między innymi przez staranny wybór subskrypcji wiadomości. Ostatnio trafiło do mnie kilka nowinek z tegorocznej trasy koncertowej Dave Matthews Band (cały czas mam nadzieję, że grupa znów pojawi się w Europie). A że upał, przygotowałem sobie coś zimnego do sączenia i odpaliłem film podlinkowany w jednej z wiadomości.
A potem drugi
Improwizacja, to wolność; wolność, to improwizacja. Wolność, ale nie bez ograniczeń, nie taka swojska "a tera, jak kto czuje" i nie mickiewiczowska
"...szlachta na koń wsiędzie,
Ja z synowcem na czele i? - jakoś to będzie !"

Od zawsze miałem słabość do muzyki improwizowanej. W październiku pamiętnego roku 1981 rzuciło mnie na dwa tygodnie do Warszawy. Firmowe szkolenie. Kto pamięta, wie jak było. Nic to, dwa tygodnie bez jedzenia (no prawie) wytrzymać można. Korzyści z tego wielorakie - nienaganna sylwetka, nadmiar pieniędzy... 
Pierwszego, czy drugiego dnia, widząc co się święci na froncie gastronomicznym zacząłem poszukiwania innych obiektów godnych moich pieniędzy. Nie trwały długo. Najpierw zobaczyłem plakat, morze plakatów, potem udałem się pod wskazany adres, ustawiłem w kolejce i po niezbyt długim staniu z cieńszym portfelem, ale z radością w sercu już wiedziałem gdzie spędzę kilka następnych wieczorów.
W niedzielę, 25 października ostatnim punktem koncertu (i festiwalu) był występ Billy Cobhama. Takiej perkusji się nie zapomina. Przed nim grał młody francuski skrzypek Didier Lockwood. Jeszcze nie tak sławny, jak później, ale już znakomity. Czy to przypadek, że w marcu 2005 r. panowie zagrali razem (w towarzystwie gitarzysty Johna Abercrombie i basisty Matsa Vindinga)?

Wolność. Piękna rzecz.
Kto bogatemu zabroni - pisałem niedawno. To, co działo się na tej aukcji mogę tłumaczyć sobie tylko upojeniem albo przegrzaniem zwojów. Czy wolno, czy powinno się zabraniać ludziom robienia głupstw, szkodzenia sobie? Może lepiej pozwolić swobodnie działać naturze - niech przeżyją najlepiej dostosowani, jak z Darwina wywodził Spencer. Sam nie wiem. Póki co dziwię się tylko, a to przecież niemało, bo jak pisał Jonasz Kofta.
I nic we mnie i nic koło mnie 
Kiedy się dziwić przestanę 
Kiedy się dziwić przestanę 
Będzie po mnie

Wolność. 
Nad południowo-zachodnim brzegiem jeziora Charzykowskiego góruje wzgórze Wolność. Między wzgórzem, a jeziorem jest osada o takiejż nazwie. A nazwa skąd? Osadników uwolniono na pewien czas od podatków. Wolność od danin miała umożliwić rozwój osady. W całej Polsce można znaleźć miejsca, których nazwy taki mają źródłosłów. 
Na Wolność nad Charzykowskim wybieram się za kilka tygodni. Jak co roku.

Na deser jeszcze jeden perkusista. Zanim to włączycie, przygotujcie sobie coś dobrego, wywieście kartkę "NIE PRZESZKADZAĆ!", siądźcie wygodnie  i słuchajcie, słuchajcie, słuchajcie...

P.S.
Dawniej marzyliśmy, żeby muzycy ze świata przyjeżdżali do nas, do Polski. Teraz wystarczy, że pojawią się w Europie - wystarczy wsiąść w samochód, samolot, pociąg. Nie trzeba korzyć się przed "władzą", która pozwoli, albo nie pozwoli, "przydzieli dewizy" albo nie przydzieli (po idiotycznym kursie, dodajmy). Na razie, gdybym zechciał wysłuchać na żywo któregoś z tegorocznych koncertów DMB w ojczyźnie wolności musiał bym jeszcze zdecydować się na nierzadko upokarzającą procedurę wizową. Jest nadzieja, że niedługo i to się zmieni. A wtedy? Wtedy naszą wolność, jak i dziś, będą ograniczać tylko brak chęci, brak pieniędzy, brak zdrowia. 

P.P.S
Wolność, to prawo wyboru. Dobrze przy tym pamiętać o konsekwencjach.


poniedziałek, 17 czerwca 2013

Już za chwileczkę, już za momencik...

Już za kilka dni, za dni parę...

Wakacje też, oczywiście. Czekam na nie z niecierpliwością. Wcześniej jednak nastąpi coś, na co czekam w napięciu dalece większym. Już o tym pisałem.

W Krakowie na co drugim płocie (prawie) plakaty z chimerą chroniącą monety.
Wczoraj w gmachu głównym Muzeum Narodowego Pani Anna Bohnak wygłosiła wykład " Józef Majnert - od mincerza do fałszerza". Ostatni z tegorocznych wykładów weekendowych. Drugi cykl, "Wykłady w tygodniu" zakończy się w przeddzień uroczystego otwarcia Muzeum im. Emeryka HutteCzapskiego wykładem profesora Borysa Paszkiewicza "U narodzin mennictwa pomorskiego".

Byłem na wykładzie poświęconym naszemu arcyfałszerzowi. Jak zwykle, nie żałuję. Wykład ciekawy, zwłaszcza w części dotyczącej końca krótkiej kariery zawodowej Majnerta młodszego. Okazało się, że część źródeł błędnie podaje datę odejścia Józefa Majnerta z mennicy, znacznie odsuwając ją od rzeczywistej, czyli od roku 1851. Dzięki obecności na wykładzie mogłem skorygować takie błędnie zacytowane daty w cyklu moich felietonów pisanych dla e-numizmatyki.

Równie ciekawie było podczas dyskusji po wykładzie. Pojawiły się dodatkowe informacje na temat Karola Beyera, który wziął na siebie ciężar walki z fałszerzem i jego wyrobami. Walki polegającej między innymi na skupowaniu "majnertów" i oddawaniu ich do przetopienia (w pierwszym okresie) oraz oznaczaniu nieusuwalnym stemplem "FALSVS" w późniejszym czasie. Beyer przygotował również album zawierający opisy oraz odbitki fałszywych monet spod ręki Majnerta. Album pozostał jednak w rękopisie aż do roku 1909, kiedy upubliczniono go w kilku odcinkach w Wiadomościach Archeologiczno-Numizmatycznych. Możemy przypuszczać, że zaniechano wcześniejszej publikacji ze względu na ochronę dóbr osobistych klientów i współpracowników Majnerta.

Po powrocie do domu włączyłem na chwilę komputer żeby sprawdzić pocztę (taki nałóg, niestety). Około trzydziestu wiadomości - jak zwykle pod koniec dnia, a wśród nich ta jedna, najważniejsza. Najważniejsza, bo zawierająca zdanie
"...przesyłam w załączeniu zaproszenie na uroczyste otwarcie Pałacyku Czapskich. Mam nadzieję, że termin jest dla Pana dogodny.".
No masz! Jak mógłby być niedogodny.

Choćby się paliło i waliło - JADĘ!



poniedziałek, 10 czerwca 2013

A żeby ich...

Poluje człowiek latami, przegląda klasery na giełdach, katalogi aukcyjne, oferty internetowych sklepów, aukcje internetowe...

W końcu jest! Pojawia się aukcja. Szybka kalkulacja, pieniądze odłożone, licytuję (to znaczy ustalam limit dla Snipa) i czekam, gryząc palce w wolnych chwilach.

Nadchodzi godzina prawdy i...
dupa!

Być może mój limit by nie wystarczył. Wtedy - wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Porażkę w uczciwej walce łatwiej znieść, ale kiedy przegrywa się z kimś (czymś ?), kto swoje usługi tak reklamuje:
Dzięki wysokiej jakości Waszych transakcji wprowadzamy do polskiego internetu standard Allegro - gwarancję korzystnej oferty, świetnej obsługi i szybkiej przesyłki.
(podkreślenie moje) to przypominają się słusznie minione czasy, w których na porządku dziennym było "co innego widzę, co innego słyszę". Swoją drogą, dlaczego Allegro gwarantuje szybką przesyłkę, skoro to nie serwis ją realizuje?

"Inny błąd" nie powstał po stronie Snipa. 100% winy leży po stronie Allegro. Snajper nie może strzelać, bo gdy próbuje, system częstuje go taką odpowiedzią:
Automat sobie z tym nie poradzi.
Żeby było śmieszniej, nie zawsze tak się dzieje. Oczywiście obowiązuje zasada, jak dla kromki z masłem, która to spada zawsze tak, by szkoda przez nią wyrządzona była, jak największa. Błąd logowania też atakuje zazwyczaj w przypadkach, w których chciał bym by wszystko poszło zgodnie z planem.

Wyjaśnienie ze strony Allegro jest zachwycające:
Wyświetlenie tego komunikatu nie jest błędem technicznym, a zabezpieczeniem, które uruchamia się w specyficznych sytuacjach. Aby zdjąć zabezpieczenie, należy podać poprawny login i hasło oraz przepisać kod z obrazka - tak jak to wskazuje polecenie w komunikacie.
I nawet nie mogę odpowiedzieć na nie, bo wątek zamknięto. A już miałem odpisać: NIE UCZ OJCA DZIECI ROBIĆ!
W końcu na Allegro działam aktywnie od 13.04.2000, 09:56:46
Kurcze blade - trzynaście lat! I zaczynałem trzynastego! Na szczęście nie był to piątek, tylko czwartek. Uff. Może jeszcze nie wszystko stracone.

Na pocieszenie poczta przyniosła dziś ładną książkę.

To sobie poczytam.




poniedziałek, 3 czerwca 2013

Logika, logika...

Z przyzwyczajenia (kto bogatemu zabroni!?) kupiłem Przegląd Numizmatyczny 2/2013.

Szybko mi się przeczytał.
Zatrzymam go na półce ze względu na kontynuację katalogu groszy Zygmunta III - w najnowszym odcinku mennica lubelska.

Z tą szybkością czytania, to nie do końca prawda. Jeden z artykułów przeczytałem w czasie weekendu czterokrotnie, a dzisiaj zawziąłem się i zrobiłem to raz jeszcze. Chodzi o tekst zatytułowany "Legalność obrotu monetami błędnie wybitymi" sygnowany przez dwóch prawników,Panów Potulskiego i Skelnika.
Zaczyna się tak:
Nie mam wykształcenia prawniczego, jestem zaledwie prostym magistrem fizyki, ale jakie takie pojęcie na temat logiki mam.
Jaka logika wiąże "monety błędnie wybite" (które skrótowo określa się mianem destruktów) z pieniądzem fałszywym dalibóg nie wiem.
Czy prasa mennicza z chwilą wystąpienia awarii zaczyna tłoczyć fałszywe monety?

Problemy związane z handlem "destruktami", a nawet ich posiadaniem mogą mieć (i mają) jedynie osoby, które skusiły się na "monety wybite z krążków innego niż ustawowy metalu". O porannych wizytach agentów CBŚ można było poczytać na cafe Allegro. O ile inne typy destruktów powstają przypadkowo na skutek nieuchronnych, losowych awarii wyposażenia mennicy i mogą w legalny sposób mennicę opuścić i trafić na rynek, o tyle odbitki w niewłaściwych metalach praktycznie nie mają prawa po pierwsze powstać, po drugie znaleźć się poza drzwiami mennicy. Jeśli mennicę opuściły, musiało się to stać z naruszeniem prawa. I tym służby mogły i powinny się zainteresować.

Jednak nawet w tych przypadkach stosowanie paragrafów odnoszących się do fałszowania pieniędzy i wprowadzania tych fałszerstw do obiegu uważam za nieporozumienie.


niedziela, 2 czerwca 2013

Olkusz

Jak to możliwe, że jak dotąd nie napisałem na blogu o Olkuszu? Nie tylko na blogu! W pisanych niegdyś felietonach temat Olkusza też się nie pojawił.

Czas nadrobić zaległości.

Olkusz jest miastem bardzo starym. Wyrósł w pobliżu kopalń eksploatujących bogate złoża cynkowo-ołowiowe. Początkowo, we wczesnym średniowieczu znajdował się na zachód od dzisiejszego centrum. Pozostałością po pierwotnej lokalizacji jest grodzisko z ruinami kościoła ukryte za drzewami tuż obok szosy prowadzącej ze śląska do Krakowa.
W tle widać rumowisko - hałdę kamieni z pobliskiej kopalni. Niewiele brakowało, by hałda przykryła i Stary Olkusz. Na szczęście ktoś w porę poszedł po rozum do głowy. 

W połowie XIII wieku miasto przeniosło się kilka kilometrów na wschód, nad rzekę Babę. Najpewniej, by umożliwić intensywną eksploatację złóż w bezpośrednim sąsiedztwie pierwotnej osady. Do dziś w okolicznych lasach widać resztki niezliczonych szybów i szybików i hałdy wydobytego z nich kamienia. 

Nad "nowym" Olkuszem góruje zbudowana z czerwonego kamienia wieża bazyliki kolegiackiej św.  Andrzeja.
Z bliska wygląda jeszcze ładniej.
Spod bazyliki tylko kilka kroków do rynku.
Od kilku lat trwa na nim kompleksowy remont połączony z pracami wykopaliskowymi (więcej na ten temat: http://forum.jurapolska.com/viewtopic.php?f=1&p=58256). Kamieniczki wokół rynku nie porażają przepychem. Na niektórych tylko zachowały się elementy dawnej kamieniarki.
Aż trudno uwierzyć, jak ważnym i bogatym miastem był kiedyś Olkusz. Pod kamieniczkami i całym rynkiem jest więcej śladów bogatej przeszłości. Piwnice mają po kilka kondygnacji. Można o nich poczytać i zobaczyć zdjęcia i filmy na jurajskim forum http://www.forumjurajskie.pl/viewtopic.php?f=1&t=4371

Nas najbardziej powinien zainteresować gmach dawnego starostwa.
od frontu
od zaplecza.
Starostwo pobudowano na miejscu mennicy koronnej założonej przez Stefana Batorego w roku 1579 na podstawie dokumentów wydanych o rok wcześniej. Postanowienie Batorego przywracało emisję monet koronnych przerwaną przez Zygmunta Augusta w 1548 r. po śmierci ojca.
trojak koronny Batorego
Olkusz, 1585
 Mennica działała do końca panowania króla Stefana i kontynuowała pracę za Zygmunta III, aż do roku 1601, kiedy to zamknięto ją na zawsze. Obszerną monografię olkuskiej mennicy napisał Janusz Reyman (Ossolineum 1975). 
szeląg Zygmunta III
Olkusz, 1589
trojak Zygmunta III
Olkusz, 1599
Olkuska mennica wykorzystywała srebro wydobywane pod miastem ale miejscowe kopalnie nie były głównym źródłem surowca ponieważ ich podstawowym produktem był ołów. Metal, z którego monet nie bito, ale który był wykorzystywany w mennicy w procesie oczyszczania srebra. 
ołowiane odważniki/obciążniki

Te dwa kawałki ołowiu kupiłem na dziś już nieistniejącym katowickim szaberplacu nad Rawą od jegomościa, który twierdził, że znalazł je gdzieś pod Olkuszem. Świetnie sprawdzają się w roli przycisków do papieru. Oba mają otwory w górnej części, Jeden waży 404 gramy, drugi 100,5 grama. Z grubsza odpowiada to dwóm i połowie grzywny z końca XVI wieku. 

Może po ukończeniu remontu rynku przyjdzie czas na remont budynku starostwa, może uda się wyremontować i udostępnić do zwiedzania jakąś część podziemi. Nie wyobrażam sobie by mogło w nich braknąć miejsca na ekspozycje poświęcone olkuskiemu górnictwu i mennictwu. Nawet jeśli tak się nie stanie i tak warto do Olkusza zaglądać. 
Okolica jest piękna, w pobliżu można podziwiać ruiny zamku w Rabsztynie
otoczone ładnymi lasami, w których można zbierać poziomki, jagody i grzybki
(no może niekoniecznie takie chyba, że...).
A po trudach zwiedzania warto wrócić na rynek, pod numer 20 (tzw. Batorówka) i zjeść smaczny włoski obiad w piwnicach u samego Giulio Cezare popijając dobrym włoskim winem.

Palce lizać.