Najpierw do zbiorniczka myjki wlałem czystą wodę. Zgodnie z wczorajszym planem wyjąłem z myjki plastikowy koszyk i ułożyłem na dnie trzy monetki.
Po pięciu minutach wyjąłem to:
Pierwsza boratynka odkryła kilka tajemnic, ale pozostałe... Gorzej być już nie może.
Przystąpiłem zatem do realizacji reszty planów z poprzedniego dnia. Wymieniłem wodę w myjce na czystą i dolałem do niej takiego specyfiku (nie chcę nic reklamować, ani krytykować, dlatego usunąłem znaki firmowe).
Najważniejsze napisano na samym dole etykiety. Głównym czynnikiem aktywnym specyfiku jest EDTA. Z tego, co z chemii pamiętam, to EDTA, czyli inaczej wersenian (kwas etylenodiaminotetraoctowy, kwas wersenowy) traktuje miedź brutalnie. Lekko zasadowy odczyn powinien działanie złagodzić, zresztą czego, jak czego, ale szlachetnej patyny na tych monetach nie uświadczysz. Na wszelki wypadek skróciłem program do trzech minut.
Rezultaty? Proszę bardzo:
Takie sobie.
To jeszcze na koniec ostatnia moneta, na której chciałem przetestować zestaw myjka + płyn myjący.
Wczoraj wyglądała tak
dzisiaj (po 3 minutach w myjce)
Czy mam pisać coś jeszcze na temat myjek?
Dla jasności jednak napiszę. Żeby nie było nieporozumień.
Myjki "z marketów" do czyszczenia monet się nie nadają. Monetom bardzo mocno zanieczyszczonym, pokrytym grubą warstwą najrozmaitszego świństwa pomogą nie więcej, niż kadzidło umarłemu. W deklarowane parametry (moc i częstotliwość drgań) do końca nie wierzę.
Płyn do myjek będący roztworem EDTA z dodatkami zadziała i bez myjki. Do monet z dobrego srebra będzie świetny. Można go też wykorzystywać do usuwania brzydkich zanieczyszczeń z wykopkowych miedziaków, ale tylko takich, na których nie ma dobrej patyny.
Tego szeląga bym w nim nie moczył.
Myjka wraca do właściciela. Płyn sobie zostawiam, bo samodzielne rozpuszczanie EDTA w wodzie jest ciężką szkołą cierpliwości.
Strony
▼
czwartek, 27 marca 2014
środa, 26 marca 2014
Kolekcjoner, czyli kto?
We wtorek miałem zaszczyt przedstawić tak zatytułowany wykład słuchaczom zgromadzonym w sali audiowizualnej w Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego.
Wykład, to za duże słowo. Był to raczej mój kolejny felieton numizmatyczny, może tylko bardziej rozbudowany. No i oczywiście mówiony, a nie pisany.
Jeszcze raz dziękuję licznie przybyłym słuchaczom, a dla tych, którzy być nie mogli, krótkie streszczenie.
Kolekcjonerzy (albo zbieracze - to określenia równoznaczne) wcielają się w związku ze swoimi zainteresowaniami w rozmaite wcielenia, czasem nie zdając sobie z tego sprawy.
Siłą rzeczy są MAGAZYNIERAMI oraz ZAOPATRZENIOWCAMI. Odgrywając tę ostatnią rolę bywają TROPICIELAMI i ŁOWCAMI. Nierzadko zachowują się, jak pełnokrwiści HAZARDZIŚCI, a to niestety bardzo często powoduje, że usiłując być ŁOWCAMI sami stają się ZWIERZYNĄ ŁOWNĄ.
De facto, wszyscy kolekcjonerzy są w pewnym sensie INWESTORAMI, choć relacja odwrotna zachodzi nie zawsze. Nie każdy INWESTOR jest KOLEKCJONEREM. Większość kolekcjonerów próbuje sił w roli KUPCÓW albo ANTYKWARIUSZY. Niemal wszyscy usiłują (niestety zwykle z mizernymi wynikami) zrealizować się w roli KONSERWATORÓW. Nie są im obce BIBLIOTEKARSTWO oraz DYDAKTYKA, niekiedy okoliczności zmuszają kolekcjonerów do poszukiwań iście DETEKTYWISTYCZNYCH. Czasem przeradzają się one w najzwyklejsze BADANIA NAUKOWE, a te niekiedy kończą się prawdziwymi ODKRYCIAMI. Odkryciami, którymi można, a nawet trzeba dzielić się z innymi - kolekcjonerzy zostają AUTORAMI PUBLIKACJI.
Tak w skrócie przedstawia się to, o czym mówiłem we wtorek w Krakowie, nie zanudzając zanadto (mam nadzieję) Słuchaczy.
Nie mówiłem o mniej chwalebnych, ale też nierzadkich przypadkach,kiedy kolekcjonerzy stają się FAŁSZERZAMI, ZŁODZIEJAMI, OSZUSTAMI. Nie wspomniałem o kolekcjonerach ARCHIWISTACH, TŁUMACZACH, FOTOGRAFIKACH, LITERATACH, HISTORYKACH SZTUKI i wielu zapewne innych rolach, które nie przyszły mi nawet do głowy, a które wielu z Was realizuje.
Przed wykładem miałem okazję sprawdzić, jak w praktyce wygląda udostępnianie zbiorów Muzeum do celów badawczych. Kilka dni wcześniej wysłałem email z wykazem dwunastu monet, które chciałbym obejrzeć. Jak się można domyślać, były to miedziaki koronne Augusta III.
W dniu wykładu, o umówionej godzinie zostałem zaproszony do pokoju kwerend, do którego przyniesiono paletę z tuzinem monet leżących w małych, kwadratowych pudełeczkach. Mogłem dokładnie oglądać monety, gdyby było mi to potrzebne mógłbym je również pomierzyć i zważyć. Nie miałem w planie ich fotografowania, ale trochę żałuję, że nie spytałem o taką możliwość na przyszłość. Tym razem chodziło mi o bardzo konkretne i łatwe do zapisania szczegóły - zdjęcia nie były więc konieczne. Przy okazji odbyłem bardzo ciekawą rozmowę z pracownicą Muzeum, która monety przyniosła i przez cały czas była obecna podczas ich oględzin.
Przypuszczam, że jeszcze nie raz będę prosił o możliwość "bliskiego spotkania trzeciego stopnia" z kolejnymi okazami z muzealnej kolekcji. Niewątpliwie skorzystam też z bogatej biblioteki - to także jest możliwe.
Dziś przygotowałem kilka monet do zapowiedzianych wcześniej testów myjki ultradźwiękowej.
Te dwie boratynki posłużą najpierw do przetestowania myjki bez użycia plastikowego koszyka.
W zależności od wyników, może sprawdzę na nich również działanie płynu myjącego przeznaczonego do stosowania w myjkach ultradźwiękowych. Na etykiecie wspomina się o możliwości jego użycia do czyszczenia monet! Zobaczymy.
Mam nadzieję, że pod grubą, twardą warstwą na monecie po prawej stronie zdjęcia, będzie coś więcej, niż tu:
W tym wypadku, w środku pozostała tylko cieniutka blaszka z resztkami rysunków i napisów. To zresztą też wyląduje w myjce.
Wspomniany już płyn chcę wypróbować na tej monecie.
To typowy"wykopek". Moneta pokryta tłustą, zieloną warstewką, która dość ładnie daje się polerować, dzięki czemu rysunek jest w znośnym stopniu czytelny. Niestety zazwyczaj przy krawędzi krążka i w wyższych punktach rysunku/napisów ta warstewka się złuszcza. Choć w opisach aukcyjnych sprzedający zwykle nazywają tę zieleń patyną, to tak na prawdę patyną ona nie powinna być nazywana. Nie są to związki chemiczne wiążące metal z monety, tylko obce zanieczyszczenia, w znacznej części organiczne. Ciekaw jestem, co się z tym stanie pod wpływem specyfiku myjącego wspomaganego ultradźwiękami.
Rezultaty poznamy najpóźniej w piątek wieczorem.
P.S.
Nie zapominajcie proszę o głosowaniu na Wydarzenie historyczne roku
Wykład, to za duże słowo. Był to raczej mój kolejny felieton numizmatyczny, może tylko bardziej rozbudowany. No i oczywiście mówiony, a nie pisany.
Jeszcze raz dziękuję licznie przybyłym słuchaczom, a dla tych, którzy być nie mogli, krótkie streszczenie.
Kolekcjonerzy (albo zbieracze - to określenia równoznaczne) wcielają się w związku ze swoimi zainteresowaniami w rozmaite wcielenia, czasem nie zdając sobie z tego sprawy.
Siłą rzeczy są MAGAZYNIERAMI oraz ZAOPATRZENIOWCAMI. Odgrywając tę ostatnią rolę bywają TROPICIELAMI i ŁOWCAMI. Nierzadko zachowują się, jak pełnokrwiści HAZARDZIŚCI, a to niestety bardzo często powoduje, że usiłując być ŁOWCAMI sami stają się ZWIERZYNĄ ŁOWNĄ.
De facto, wszyscy kolekcjonerzy są w pewnym sensie INWESTORAMI, choć relacja odwrotna zachodzi nie zawsze. Nie każdy INWESTOR jest KOLEKCJONEREM. Większość kolekcjonerów próbuje sił w roli KUPCÓW albo ANTYKWARIUSZY. Niemal wszyscy usiłują (niestety zwykle z mizernymi wynikami) zrealizować się w roli KONSERWATORÓW. Nie są im obce BIBLIOTEKARSTWO oraz DYDAKTYKA, niekiedy okoliczności zmuszają kolekcjonerów do poszukiwań iście DETEKTYWISTYCZNYCH. Czasem przeradzają się one w najzwyklejsze BADANIA NAUKOWE, a te niekiedy kończą się prawdziwymi ODKRYCIAMI. Odkryciami, którymi można, a nawet trzeba dzielić się z innymi - kolekcjonerzy zostają AUTORAMI PUBLIKACJI.
Tak w skrócie przedstawia się to, o czym mówiłem we wtorek w Krakowie, nie zanudzając zanadto (mam nadzieję) Słuchaczy.
Nie mówiłem o mniej chwalebnych, ale też nierzadkich przypadkach,kiedy kolekcjonerzy stają się FAŁSZERZAMI, ZŁODZIEJAMI, OSZUSTAMI. Nie wspomniałem o kolekcjonerach ARCHIWISTACH, TŁUMACZACH, FOTOGRAFIKACH, LITERATACH, HISTORYKACH SZTUKI i wielu zapewne innych rolach, które nie przyszły mi nawet do głowy, a które wielu z Was realizuje.
Przed wykładem miałem okazję sprawdzić, jak w praktyce wygląda udostępnianie zbiorów Muzeum do celów badawczych. Kilka dni wcześniej wysłałem email z wykazem dwunastu monet, które chciałbym obejrzeć. Jak się można domyślać, były to miedziaki koronne Augusta III.
W dniu wykładu, o umówionej godzinie zostałem zaproszony do pokoju kwerend, do którego przyniesiono paletę z tuzinem monet leżących w małych, kwadratowych pudełeczkach. Mogłem dokładnie oglądać monety, gdyby było mi to potrzebne mógłbym je również pomierzyć i zważyć. Nie miałem w planie ich fotografowania, ale trochę żałuję, że nie spytałem o taką możliwość na przyszłość. Tym razem chodziło mi o bardzo konkretne i łatwe do zapisania szczegóły - zdjęcia nie były więc konieczne. Przy okazji odbyłem bardzo ciekawą rozmowę z pracownicą Muzeum, która monety przyniosła i przez cały czas była obecna podczas ich oględzin.
Przypuszczam, że jeszcze nie raz będę prosił o możliwość "bliskiego spotkania trzeciego stopnia" z kolejnymi okazami z muzealnej kolekcji. Niewątpliwie skorzystam też z bogatej biblioteki - to także jest możliwe.
Dziś przygotowałem kilka monet do zapowiedzianych wcześniej testów myjki ultradźwiękowej.
Te dwie boratynki posłużą najpierw do przetestowania myjki bez użycia plastikowego koszyka.
W zależności od wyników, może sprawdzę na nich również działanie płynu myjącego przeznaczonego do stosowania w myjkach ultradźwiękowych. Na etykiecie wspomina się o możliwości jego użycia do czyszczenia monet! Zobaczymy.
Mam nadzieję, że pod grubą, twardą warstwą na monecie po prawej stronie zdjęcia, będzie coś więcej, niż tu:
W tym wypadku, w środku pozostała tylko cieniutka blaszka z resztkami rysunków i napisów. To zresztą też wyląduje w myjce.
Wspomniany już płyn chcę wypróbować na tej monecie.
To typowy"wykopek". Moneta pokryta tłustą, zieloną warstewką, która dość ładnie daje się polerować, dzięki czemu rysunek jest w znośnym stopniu czytelny. Niestety zazwyczaj przy krawędzi krążka i w wyższych punktach rysunku/napisów ta warstewka się złuszcza. Choć w opisach aukcyjnych sprzedający zwykle nazywają tę zieleń patyną, to tak na prawdę patyną ona nie powinna być nazywana. Nie są to związki chemiczne wiążące metal z monety, tylko obce zanieczyszczenia, w znacznej części organiczne. Ciekaw jestem, co się z tym stanie pod wpływem specyfiku myjącego wspomaganego ultradźwiękami.
Rezultaty poznamy najpóźniej w piątek wieczorem.
P.S.
Nie zapominajcie proszę o głosowaniu na Wydarzenie historyczne roku
środa, 19 marca 2014
Boratynki kontra myjka ultradźwiękowa.
Obiecałem wczoraj, że opiszę efekty zastosowania myjki ultradźwiękowej do próby wstępnego oczyszczenia boratynek.
Wieczorem przeczytałem instrukcję obsługi urządzenia. Zapewniono w niej, że do uzyskania dobrych rezultatów wystarczy zwykłą woda. Napełniłem zbiorniczek myjki kranówą, włożyłem plastikowy koszyczek z monetami, ustawiłem maksymalny możliwy czas czyszczenia (600 sekund) i...
myjka zaczęła popiskiwać, pokrywa zapociła się od środka - skutek wzrostu temperatury wody spowodowanego energią fali ultradźwiękowej. Po 10 minutach urządzenie ucichło. Podniosłem pokrywę...
Nie da się ukryć, sporo zanieczyszczeń przeszło z monet do wody. Koszyk z monetami tuż po wyjęciu z myjki nie wyglądał jednak zachęcająco.
Zrobiło się późno, więc wypłukałem monety intensywnym strumieniem wody, osuszyłem wstępnie papierowymi ręcznikami i pozostawiłem na kolejnych ręcznikach na noc pod kaloryferem.
Dziś po powrocie z pracy przyjrzałem się monetom bliżej. Większość trafiła z powrotem do koszyka myjki, bo ten stan
absolutnie mnie nie zadowolił. Niektóre monety, jak trafiły do mnie oblepione grubo stwardniałą gliną z piaskiem, tak oblepione pozostały. Ultradźwięki nie dały rady tej skorupie.
Jutro jeszcze raz trafią do myjki, ale w innych warunkach.
Najpierw sprawdzę, czy ma znaczenie ilość jednocześnie mytych monet. Później przetestuję pomysł podsunięty mi w emailu - czyszczenie bez użycia plastikowego koszyczka, który podobno częściowo tłumi ultradźwięki.
Na koniec próba z wodnym roztworem specjalnego płynu do myjek ultradźwiękowych - również dostałem go do przetestowania.
Jest cień nadziei, że zakup monet nie był całkiem chybiony. Te na przykład monetki po poddaniu odpowiednim ostrożnym zabiegom powinny zyskać na urodzie.
Ciąg dalszy nastąpi.
P.S.
Ciąg dalszy jest tu
https://zbierajmymonety.blogspot.com/2014/03/ultradzwieki-cd.html
Wieczorem przeczytałem instrukcję obsługi urządzenia. Zapewniono w niej, że do uzyskania dobrych rezultatów wystarczy zwykłą woda. Napełniłem zbiorniczek myjki kranówą, włożyłem plastikowy koszyczek z monetami, ustawiłem maksymalny możliwy czas czyszczenia (600 sekund) i...
myjka zaczęła popiskiwać, pokrywa zapociła się od środka - skutek wzrostu temperatury wody spowodowanego energią fali ultradźwiękowej. Po 10 minutach urządzenie ucichło. Podniosłem pokrywę...
Nie da się ukryć, sporo zanieczyszczeń przeszło z monet do wody. Koszyk z monetami tuż po wyjęciu z myjki nie wyglądał jednak zachęcająco.
Zrobiło się późno, więc wypłukałem monety intensywnym strumieniem wody, osuszyłem wstępnie papierowymi ręcznikami i pozostawiłem na kolejnych ręcznikach na noc pod kaloryferem.
Dziś po powrocie z pracy przyjrzałem się monetom bliżej. Większość trafiła z powrotem do koszyka myjki, bo ten stan
absolutnie mnie nie zadowolił. Niektóre monety, jak trafiły do mnie oblepione grubo stwardniałą gliną z piaskiem, tak oblepione pozostały. Ultradźwięki nie dały rady tej skorupie.
Jutro jeszcze raz trafią do myjki, ale w innych warunkach.
Najpierw sprawdzę, czy ma znaczenie ilość jednocześnie mytych monet. Później przetestuję pomysł podsunięty mi w emailu - czyszczenie bez użycia plastikowego koszyczka, który podobno częściowo tłumi ultradźwięki.
Na koniec próba z wodnym roztworem specjalnego płynu do myjek ultradźwiękowych - również dostałem go do przetestowania.
Jest cień nadziei, że zakup monet nie był całkiem chybiony. Te na przykład monetki po poddaniu odpowiednim ostrożnym zabiegom powinny zyskać na urodzie.
Ciąg dalszy nastąpi.
P.S.
Ciąg dalszy jest tu
https://zbierajmymonety.blogspot.com/2014/03/ultradzwieki-cd.html
wtorek, 18 marca 2014
Wydarzenie historyczne roku
Otwarcie Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego zakwalifikowało się do ścisłej dziesiątki w ogólnopolskim plebiscycie „Wydarzenie Historyczne Roku”.
Finaliści konkursu organizowanego przez Muzeum Historii Polski oraz portal historia.org zostali wyłonieni z ponad 70 zgłoszeń nadesłanych z całej Polski.
Głosowanie odbywa się na stronie:
http://whr2013.muzhp.pl/wydarzenia.html
Głosowanie wymaga podania adresu email, na który przychodzi link potwierdzający. Zachęcać do zagłosowania chyba nie muszę.
Znów odezwała mi się żyłka awanturnicza. Zachęcony zdjęciem
zalicytowałem i wygrałem. Koszt, łącznie z przesyłką to 57,99 zł.
Po długim oczekiwaniu odebrałem list, a w nim...
Niestety, to nie te same monety, które były na zdjęciu w opisie aukcji. Przeliczyłem. Jest 119 monet - tym razem zgodnie z opisem (miało być ponad 100 sztuk). Jedna sztuka kosztowała mnie więc 49 groszy.
Świetna okazja do przetestowania myjki ultradźwiękowej, którą dostałem na próbę.
Rezultatami pochwalę się jutro.
http://whr2013.muzhp.pl/wydarzenia.html
Głosowanie wymaga podania adresu email, na który przychodzi link potwierdzający. Zachęcać do zagłosowania chyba nie muszę.
Znów odezwała mi się żyłka awanturnicza. Zachęcony zdjęciem
zalicytowałem i wygrałem. Koszt, łącznie z przesyłką to 57,99 zł.
Po długim oczekiwaniu odebrałem list, a w nim...
Niestety, to nie te same monety, które były na zdjęciu w opisie aukcji. Przeliczyłem. Jest 119 monet - tym razem zgodnie z opisem (miało być ponad 100 sztuk). Jedna sztuka kosztowała mnie więc 49 groszy.
Świetna okazja do przetestowania myjki ultradźwiękowej, którą dostałem na próbę.
Rezultatami pochwalę się jutro.
wtorek, 11 marca 2014
Ciężkie czasy.
Wiadomości atakujące od rana z lewa i z prawa nie nastawiają optymistycznie. Po przeczytaniu informacji o drobniakach z angielskiej mennicy, kolega "zażartował" sobie:
- w trzydziestym ósmym też zaczęli bić monety z erzatzmatriału.
Dowcipniś się znalazł, psia krew.
Fakty optymizmem rzeczywiście nie napawają.
Powiecie, gdzie Rzym, gdzie Krym. Nie tak daleko, jak by się wydawało. Niecałe stulecie temu, mój dziadek Władysław miał okazję przekonać się o tym wracając z Symferopola do rodzinnego Żywca. Trochę statkiem, trochę koleją, trochę pieszo. Jego wspomnienia z wędrówki, najpierw na wschód w ucieczce przed wojną i w poszukiwaniu zatrudnienia (niedokończony absolwent akademii w Leoben zatrudnił się w Rosji między innymi przy budowie kolei - linia Sarabuz-Eupatoria, później w jakiejś cukrowni pod Charkowem) czyta się, jak powieść podróżniczą.
Nie jestem jednak aż takim pesymistą, by stwierdzić, że w zaistniałej sytuacji nie warto już niczym się zajmować. Co to, to nie.
Kolekcja rośnie, choć nie ilościowo. Konsekwentnie realizuję plan ograniczenia jej (któryż to już raz!) wyłącznie do monet polskich.
Nowe nabytki zajmują miejsce wycofywanych ze zbioru monet obcych. Te z kolei trafiają do "sklepiku" - zapraszam.
Szlifuję prezentację, ilustrację wykładu, który będę miał zaszczyt przedstawić 25 marca u Czapskich w Krakowie. Również zapraszam gorąco, mimo rosnącej tremy.
A wracając do nowych nabytków...
Oprócz drobiazgów, którymi już się tu pochwaliłem udało mi się zapełnić większość luk w drobnych monetach Księstwa Warszawskiego. Na razie bez silenia się na zgromadzenie różnych odmian i wariantów, choć kilka ciekawych też mam.
Do pełni szczęścia brak mi dziesięciogroszówki z 1810 r. Autorzy katalogów nie doceniają jej rzadkości. U Czapskiego R3. Kamiński i Kopicki dali R5, ale częstotliwość występowania na rynku (a raczej jej brak) skłania mnie ku smutnej konstatacji - będzie trudniej, niż z groszem z 1752 r. Znacznie trudniej.
- w trzydziestym ósmym też zaczęli bić monety z erzatzmatriału.
Dowcipniś się znalazł, psia krew.
Fakty optymizmem rzeczywiście nie napawają.
Powiecie, gdzie Rzym, gdzie Krym. Nie tak daleko, jak by się wydawało. Niecałe stulecie temu, mój dziadek Władysław miał okazję przekonać się o tym wracając z Symferopola do rodzinnego Żywca. Trochę statkiem, trochę koleją, trochę pieszo. Jego wspomnienia z wędrówki, najpierw na wschód w ucieczce przed wojną i w poszukiwaniu zatrudnienia (niedokończony absolwent akademii w Leoben zatrudnił się w Rosji między innymi przy budowie kolei - linia Sarabuz-Eupatoria, później w jakiejś cukrowni pod Charkowem) czyta się, jak powieść podróżniczą.
Nie jestem jednak aż takim pesymistą, by stwierdzić, że w zaistniałej sytuacji nie warto już niczym się zajmować. Co to, to nie.
Kolekcja rośnie, choć nie ilościowo. Konsekwentnie realizuję plan ograniczenia jej (któryż to już raz!) wyłącznie do monet polskich.
Nowe nabytki zajmują miejsce wycofywanych ze zbioru monet obcych. Te z kolei trafiają do "sklepiku" - zapraszam.
Szlifuję prezentację, ilustrację wykładu, który będę miał zaszczyt przedstawić 25 marca u Czapskich w Krakowie. Również zapraszam gorąco, mimo rosnącej tremy.
A wracając do nowych nabytków...
Oprócz drobiazgów, którymi już się tu pochwaliłem udało mi się zapełnić większość luk w drobnych monetach Księstwa Warszawskiego. Na razie bez silenia się na zgromadzenie różnych odmian i wariantów, choć kilka ciekawych też mam.
Dwa warianty pięciogroszówki 1812
Do pełni szczęścia brak mi dziesięciogroszówki z 1810 r. Autorzy katalogów nie doceniają jej rzadkości. U Czapskiego R3. Kamiński i Kopicki dali R5, ale częstotliwość występowania na rynku (a raczej jej brak) skłania mnie ku smutnej konstatacji - będzie trudniej, niż z groszem z 1752 r. Znacznie trudniej.
czwartek, 6 marca 2014
Osiem.
Kolejny odcinek cyklu cyfrowego.
Zacząć wypada od półgrosza Zygmunta Pierwszego.
Ósemka, jak ósemka. dwa kółka, jedno nad drugim. Od samego początku wyglądająca, jak dziś. Przez stulecia.
Żadnych ekstrawagancji.
Tę monetę z ósemką w roczniku lubię. Za urodę
Na tym trojaku wybitym w Warszawie cyferka osiem została lekko zmodyfikowana. Górna część jest wyraźnie mniejsza od dolnej.
Po trzydziestu latach pojawia się coś takiego
I tak dalej, i tak dalej. Aż do roku 1958, kiedy to pojawiły się aluminiowe pięciozłotówki z rybakiem. Najpierw takie:
o których w części katalogów pisze się, że ósemka przypomina na nich znak nieskończoności ustawiony pionowo. Inni piszą po prostu - "wąska ósemka".
Kształt ósemki ma dla tej monety znaczenie, bo część nakładu wygląda tak:
Tu ósemka jest szeroka. To tzw. bałwanek.
Ponieważ nie udało mi się nigdy zobaczyć tego wariantu w stanie gorszym, niż dwójka (about uncirculated) śmiem podejrzewać, że to "dodruk" sprowokowany przez odpowiednio ustosunkowanych "kolekcjonerów". Takie same podejrzenia mam, co do rzadkiego (a jakże by mogło być inaczej) wariantu dwudziestogroszówek z 1957 r.
Zacząć wypada od półgrosza Zygmunta Pierwszego.
Ósemka, jak ósemka. dwa kółka, jedno nad drugim. Od samego początku wyglądająca, jak dziś. Przez stulecia.
Trojak Stefana Batorego z 1589 r.
Trojak Zygmunta III Wazy z 1598 r. - Kraków
Ort Jana Kazimierza.
Ósemka w roczniku (1668) i nominale (18 groszy).
Żadnych ekstrawagancji.
Tę monetę z ósemką w roczniku lubię. Za urodę
Austria, 6 krajcarów Franciszka II z roku 1800, mennica w Smolniku.
Na tym trojaku wybitym w Warszawie cyferka osiem została lekko zmodyfikowana. Górna część jest wyraźnie mniejsza od dolnej.
Po trzydziestu latach pojawia się coś takiego
ósemka z szerokimi "oczkami"
ósemka z wąskimi "oczkami"
I tak dalej, i tak dalej. Aż do roku 1958, kiedy to pojawiły się aluminiowe pięciozłotówki z rybakiem. Najpierw takie:
o których w części katalogów pisze się, że ósemka przypomina na nich znak nieskończoności ustawiony pionowo. Inni piszą po prostu - "wąska ósemka".
Kształt ósemki ma dla tej monety znaczenie, bo część nakładu wygląda tak:
Tu ósemka jest szeroka. To tzw. bałwanek.
Ponieważ nie udało mi się nigdy zobaczyć tego wariantu w stanie gorszym, niż dwójka (about uncirculated) śmiem podejrzewać, że to "dodruk" sprowokowany przez odpowiednio ustosunkowanych "kolekcjonerów". Takie same podejrzenia mam, co do rzadkiego (a jakże by mogło być inaczej) wariantu dwudziestogroszówek z 1957 r.
sobota, 1 marca 2014
Grosz, dwa i pięć - nowe wzory
Narodowy Bank Polski opublikował na swoich stronach wzory jedno-, dwu- i pięciogroszówek, które biją dla nas Anglicy.
Co ciekawe, na stronie NBP pokazano monety z datą 2013!
Czy to zdjęcia, czy wizualizacje projektów?
Robi się ciekawie.
Co ciekawe, na stronie NBP pokazano monety z datą 2013!
Czy to zdjęcia, czy wizualizacje projektów?
Robi się ciekawie.