Strony

środa, 19 listopada 2014

Podróży ciąg dalszy

Ciekawe, czy ktoś z Was domyślił się, dokąd pojechałem z Jachymowa.
Nie domyślacie się? Może mapka pomoże.
W lewym dolnym rogu - Joachimsthal. A w prawym górnym?
Olbernhau. Dlaczego miało by to być miejsce ciekawe dla kolekcjonera interesującego się polskimi monetami?
Podpowiedź numer dwa. Tym razem prawy dolny róg mapki.
I wszystko jasne! Z takiej okazji nie mogłem nie skorzystać. Cóż znaczy dodatkowych 60 kilometrów i granica, która jest, a jakby jej nie było.
Na teren muzeum - skansenu wchodzi się bez konieczności uiszczania opłaty. Dawna Saigerhutte zajmuje spory obszar, na którym oprócz muzeum jest hotel, restauracja, sklepy z pamiątkami i mnóstwo innych ciekawych miejsc.
 Ja najpierw skierowałem się do najstarszej części zakładu.
Żeby wejść do środka, trzeba kupić bilet.
Jak widać, drogo nie było, a za to było co oglądać.
To nie jest mennica. Tymi młotami nie bito monet. Tu kuto kotły, misy, a przede wszystkim rozkuwano bryły miedzi. Stąd pochodzą miedziane blachy na dachy zabytkowych budynków połowy Europy. Młoty są potężne, napędzane kołem wodnym i co najciekawsze, cała ta maszyneria została zrekonstruowana i działa do dzisiaj. Skromnie ubrany przewodnik (próbowaliście kiedyś wysłuchać cierpliwie piętnastominutowej przemowy w całkiem obcym Wam języku? - O ile z niemieckich tekstów pisanych jestem w stanie zrozumieć całkiem dużo, to szybko trajkoczącego Niemca nie byłem w stanie zrozumieć, więcej się domyślałem) nagle podszedł do ściany, pociągnął w dół wiszący przy niej kij i zablokował w jednym w wywierconych w ścianie otworów, usunął kołek podpierający młot (widać go dobrze na powyższym zdjęciu) i...
Usłyszeliśmy szum wody spadającej na koło i za moment ziemia się zatrzęsła. Młot zaczął uderzać w kawał grubej gumy leżącej na kowadle.
W podobny sposób napędzany był potężny miech podający powietrze do palenisk pieców.

Nazwa Saigerhutte nie pochodzi od nazwy miejsca ani nazwiska właściciela tego przedsięwzięcia. Pochodzi od metody segregowania składników stopu, tzw. czarnej miedzi. Rudy miedzi zawierają zwykle wiele domieszek, w tym między innymi srebro. Saigerung, to właśnie metoda segregacji, oddzielania srebra od miedzi. Metodę opracowano na początku XV wieku. Umożliwiała ona opłacalne odzyskiwanie srebra ze stopów miedzi, w których metalu tego było mniej, niż pół procenta. W procesie tym wykorzystywano ołów, bo zauważono, że srebro łączy się z nim znacznie lepiej, niż miedź oraz fakt, że poszczególne składniki stopu mają różne temperatury topnienia. Cały proces przedstawiono oczywiście w jednej z muzealnych gablot.

Technika oddzielania srebra od miedzi, ciekawa sama w sobie, nie była oczywiście tym, co sprowadziło mnie do Gruntalu. Magnesem była mennica. To tu bito miedziane szelągi i grosze koronne z portretem Augusta III.
Gruntal miał wcześniejsze tradycje mennicze. Miedziane kuźnice pierwszy raz wykorzystano do produkcji monet w 1621 r. podczas niesławnego Kipper- und Wipperzeit. Bito tam wówczas jednostronne fenigi z niskopróbnego srebra (bilonu).
Dekretem z dnia 30 lipca 1750 r. król Polski August III Sas ustanowił w Gruntalu mennicę, w której miano bić polskie monety. 12 Listopada 1750 dyrektor mennicy drezdeńskiej Friedrich Wilhelm ô Feral zapisał, że Saygerhütte Grünthal zamówiła 3 śrubowe prasy mennicze. Dostarczono je w styczniu 1751 r. Trochę wcześniej, bo w listopadzie 1750 r. dyrektor Feral oddelegował do Gruntalu Johanna Friedricha Rennera jako Münzdruck-Werkmeister. Nawiasem mówiąc, z tej chronologii zdarzeń wynika, że szelągi z datą 1750 zostały wybite w Dreźnie, podobnie jak testowa emisja z datą 1749.
Stemple dla mennicy w Gruntalu dla roczników 1751 i 1752 wykonał drezdeński rytownik Carl Christoph Pribus. Za 102 pary stempli polskich szelągów otrzymał 300 talarów.
Monety wybite w Gruntalu transportowano do Drezna i stamtąd do Polski. Jeden z zachowanych raportów - autorstwa Johanna Gottheita am Ende (zarządcy mennicy) z 27 września 1753 r. - informuje, że z Saygerhütte Grünthal wysłano do Drezna zgodnie z zamówieniem z 14 września tegoż roku 1050 talarów w polskich szelągach. Monety wysłano w 60 workach, z których każdy zawierał po 10 dukatów czyli 15200 szelągów i ważył około 20 kilogramów.
7 Stycznia 1756 do mennicy trafiło następujące polecenie:
„Ponieważ zdecydowaliśmy łaskawie zakończyć bicie polskich monet w Grünthal, wszystkie istniejące maszyny mennicze i dodatkowe wyposażenie... należy z zachowaniem należytej ostrożności przetransportować do mennicy w Dreźnie."
Za kilka miesięcy wybuchła wojna siedmioletnia. Mennicę zajęli Prusacy. Maszyny wróciły do Drezna dopiero 3 czerwca 1765 r. Z zapisów mennicy drezdeńskiej wynika, że były to te same maszyny, które przekazano do Gruntalu w 1751 r.
W latach 1751 do 1755 w Gruntalu wybito przeszło 41 milionów szelągów i prawie półtora miliona groszy.

Dziś po mennicy nie ma śladu, a w muzeum...
zamiast monet eksponuje się ich zdjęcia. Są to zdjęcia monet z kolekcji zgromadzonej przez Guntera Baumanna, autora broszury o gruntalskiej mennicy. W biblioteczce miałem jej pierwsze, jeszcze NRD-owskie wydanie. Teraz zaopatrzyłem się w wydanie drugie, poprawione.
Po długiej, mozolnej, ale miłej rozmowie z sympatyczną pracownicą muzeum dowiedziałem się, że monety ze zbioru Baumanna wystawione są w muzeum miejskim w Olbernhau. Dostałem kupon rabatowy na zakup biletu, wpisałem się do księgi pamiątkowej
i ruszyłem do centrum miasteczka.
Rzeczywiście, tu były monety.
Niestety, ani w jednym, ani w drugim muzeum nie udało mi się uzyskać odpowiedzi na pytania związane z powodami, dla których Baumann przypisał niektóre z tych monet Gruntalowi, a nie mennicy gubińskiej (jak to czynią inni autorzy). Dostałem za to adres i telefony do prezesa miejscowego stowarzyszenia numizmatycznego. Będę próbował to wykorzystać.

Muzeum miejskie w Olbernhau ma bogate zbiory. Prezentowana jest historia okolic od czasów neolitu, geologia (to w końcu te same Góry Kruszcowe), przyroda, sztuka, etnografia, technika i w końcu rękodzieło. Okolica słynie z wyrobów drewnianych - od przyborów szkolnych po zabawki. Zabawki dla dzieci i dla dorosłych.
Kraków szczyci się konkursami szopek, a mieszkańcy Erzgebirge długie zimowe wieczory spędzali tworząc takie cacka

Zmęczony, ale zadowolony z wycieczki  do Niemiec wróciłem do Jachymowa, do gościnnego pensjonatu U štoly. 

Co było dalej, napiszę za dni kilka - uprzedzam, o monetach nie będzie nic.




 





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.