Strony

poniedziałek, 31 lipca 2023

Rozmaitości - lipiec 2023

Nazbierało mi się kilka tematów. Za małych na osobne wpisy, a na tyle ważnych (IMHO), że nie można ich pominąć.

Grading. Wiadomo, pomaga w sprzedaży.  

 

Napisałem kiedyś krótki felieton o perspektywach inwestowania w nowe monety obiegowe KOLEKCJA - INWESTYCJA. Pisałem o bankowych rulonach po 50 monet, ale naturalnym rozwiązaniem byłyby oczywiście mennicze woreczki po 100 sztuk. To spowodowałoby, że wkład wyniósłby 1934 złote, ale zyski też powinny się podwoić. Nie zrealizowałem planu w całości, część monet zdążyłem już sprzedać ale patrząc na wyniki aukcji obiegówek z 1990 roku nie mam powodów do zmartwień. 

Skalę ocen używaną przez firmy gradingowe, jak pamiętamy, zaproponował Dr. William H. Sheldon. Natrafiłem niedawno na ciekawą informację na jego temat. 
Zaczęło się w roku 1946 - George H. Clapp przekazał Amerykańskiemu Towarzystwu Numizmatycznemu kolekcję wczesnych jednocentówek (U.S. large cents), jedną z największych tego typu kolekcji, jaką kiedykolwiek stworzono. Kilka lat później pan Sheldon rozpoczął badania nad kolekcją dużych centów ANS i zamienił 129 własnych dużych centów na te z kolekcji Clappa, dopasowując dokładnie odmianę matrycy, aby ukryć zamianę. Przyjemniaczek! 
W tym roku jedna z tych monet została zwrócona do ANS przez rodzinę Husaków. Chuck Heck, członek ANS i wybitny ekspert od dużych centów, potwierdził podejrzenia rodziny Husak, że moneta była jedną z tych skradzionych z kolekcji ANS i został upoważniony do działania jako agent w imieniu rodziny. ANS planuje przekazać rodzinie Husak monetę, którą Sheldon wymienił na skradzioną monetę, bo rutynowo monety, które Sheldon podrzucił w miejsce kradzionych, przekazywane są osobom zwracającym oryginały zawłaszczone przez Sheldona. Po ostatnim zwrocie, jeszcze 44 monety ze 129 pozostają nieodzyskane.

Teraz inna polska obiegówka - 50 groszy 1923. 
Fe! Jakaś pogięta, podrapana. Można by tak myśleć, gdyby nie mały znaczek pomiędzy literą S, a wieńcem. 
Znaczek Huguenin Hermitage, szwajcarskiej mennicy w w le Locle. Można będzie tę monetkę wylicytować na aukcji CHS Basel Numismatics

Sztuczna inteligencja - nie znika z nagłówków. Jesteśmy nią straszeni albo na odmianę, reklamuje się nam ją, jako fantastyczne narzędzie, które ułatwi życie, da szczęście i bogactwo. 
Testuję możliwości, i... 
na razie nie zachwyca.

Giełdy i targi staroci - regularnie bywam na niedzielnych targach w Chojnicach. Z mizernym skutkiem. Podobnie było na targu towarzyszącym Dniom Borów Tucholskich w Tucholi. 
Wróciłem z niczym. 

Za to zakupy internetowe ostatnio się udają. 
Między innymi udało mi się dołożyć do zbioru kolejny przykład grosza Augusta III z kontrmarką. 
Panowie z WCN opisali go tak 
Kontrmarka (kontramarka?) została zidentyfikowana na podstawie publikacji Бойко-Гагарин А.С., Гринкевич В.И., Цвирко С.Л., Зайончковский Ю.В. Сводный каталог частных денег второй половины XVIII века в Восточной Европе // Львівські нумізматичні записки, №10, 2013, Львів, 2014, с. 23-35. Jej częścią jest ilustrowany katalog dostępny w sieci. Wszystko byłoby OK, gdyby nie pomyłka WCN. 
Jak widać, moja moneta to nie numer 18, tylko 17. Fakt, "z kontramarką Stanisława Augusta Poniatowskiego" wygląda lepiej, niż "z anonimową kontramarką". Nie dla opisu licytowałem. 

Kilka dni temu udał mi się jeszcze jeden zakup. Ten zasługuje na osobny wpis. Więcej o nim za kilka dni. 

Skarb bydgoski - w końcu dotarłem na wyspę młyńską i obejrzałem wystawę. 
Piękne monety. Szkoda, że znalezione razem z nimi ozdoby są teraz poddawane zabiegom konserwacyjnym i zamiast nich pokazano tylko zdjęcia. 
Dwa zaskoczenia - pierwsze pozytywne - pan pilnujący wystawy, z pozoru typowy ochroniarz, okazał się niezłym przewodnikiem, oczytanym, elokwentnym, pomocnym laikom zwabionym na wystawę magią złotego skarbu.  
Drugie zaskoczenie przykre. Stałą ekspozycję muzeum pieniądza zamknięto. Jest teraz niedostępna. Podobno są poważne problemy konserwatorskie spowodowane warunkami środowiskowymi. 
Nie tylko Bydgoszcz ma z tym problem. To samo zdarzyło się w Dreźnie w Gabinecie Numizmatycznym otwartym na nowo w roku 2015. Krótko po udostępnieniu gabinetu dla zwiedzających, bo już w kwietniu 2017 poinformowano, że:
Gabinet Monet Państwowych Zbiorów Sztuki w Dreźnie musi zostać tymczasowo zamknięty ze skutkiem natychmiastowym. Jest to spowodowane zmianami na powierzchni niektórych srebrnych monet i medali, które zaobserwowano od końca 2016 roku. Zamiast naturalnie narastającej patyny mają one mlecznobiałą powłokę. Uszkodzone obiekty zostały natychmiast usunięte z gablot i są poddawane zabiegom w pracowni konserwatorskiej. Już teraz można powiedzieć, że zaistniałe zmiany powierzchniowe można naprawić za pomocą środków konserwatorskich, a obiekty można przywrócić do stanu nadającego się do ekspozycji. Ponieważ przyczyna nie została jeszcze w pełni wyjaśniona, srebrne monety i medale, które (jeszcze) nie wykazują żadnych zmian, zostały również usunięte jako środek ostrożności. Łącznie usunięto około 1400 obiektów, z których około 100 wykazywało opisane zmiany powierzchni. 
Drezdeńskie Państwowe Zbiory Sztuki zleciły analizy materiałowe i pomiary powietrza w gablotach oraz zleciły ekspertyzę. Nie dostarczyło to jednak jeszcze ostatecznego dowodu na przyczynę. Obecnie trwają intensywne konsultacje z Saksońskim Urzędem ds. Zarządzania Nieruchomościami i Budownictwem (SIB) w celu dalszego zbadania przyczyny. W ramach środków ostrożności wszystkie obiekty z wystawy stałej są obecnie usuwane.
Gabinet Monet pozostanie jednak w tym czasie obecny. Kolekcja posiada gabloty na wystawy specjalne, które umożliwiają pokazywanie tymczasowych wystaw tematycznych w różnych lokalizacjach. Staatliche Kunstsammlungen Dresden ogłosi jak najszybciej, kiedy i gdzie odbędzie się pierwsza z tych wystaw.
Teraz gabinet jest już ponownie czynny i zapewniam, warto tam zajrzeć. 

sobota, 22 lipca 2023

Kupowanie kotów w worku. Część II.

Obiecałem część drugą, więc siadam i piszę.

Wysypałem monety z pudełka i zanim zacząłem sortowanie opisane 10 dni temu, zabrałem się za pobieżne przeglądanie. Zwykła ciekawość, co też kupiłem? Klika monet zwracało uwagę świetnym stanem zachowania, jedna wielkością - meksykańskie UN PESO 1963 (swoją drogą, ciekawa moneta, bo ze srebra (?) próby 0,100), ale szczególnie zainteresowała mnie ta moneta. 

Trochę się namęczyłem szukając takiej metody skanowania, żeby było cokolwiek widać. Monety z jasną, bardzo błyszczącą powierzchnią skanuje się i fotografuje bardzo trudno - szczegóły znikają, pojawiają się odbłyski albo odbicie obiektywu w na powierzchni monety. 

Teraz już nie zbieram zagranicznych monet, ale dawno, dawno temu miałem ich bardzo dużo. Nigdy jednak nie trafiła mi się taka belgijska dwufrankówka. Sięgnąłem po mojego wysłużonego Krausego z 1983 roku i...

Nakład tylko 25.000 sztuk i nieszczególnie wysoka wycena? Nie, Krause podaje nakład w tysiącach sztuk, co oznacza, że tych monet wybito 25 milionów. I uwaga: "Wykonane w USA na krążkach do jednocentówek z 1943 roku" - takich. 
I jeszcze - emisja nie belgijska, tylko alianckiej okupacji. Coraz ciekawiej. Pora na poszukiwania w internecie. Na uCoin.net komplet standardowych informacji 
 

Zmienił się numer katalogowy Krausego, ale to nic dziwnego. Mam bardzo stare wydanie.  Mennica w Filadelfii - nic zaskakującego. W tej mennicy często bito monety dla innych państw, w tym i dla Polski.

Na Numista.com znalazłem więcej informacji. 

Pojawia się nazwisko autora stempli, John R. Sinnock - o nim za chwilę.
Jest też informacja, że monety wybito w ramach przygotowań do wyzwolenia Belgii spod niemieckiej okupacji. Spodziewano się, że nastąpi to już w roku 1944, bo z Francją, którą po przełamaniu linii frontu w Normandii w sierpniu 1944 poszło szybko. Niestety, problemy z dostawami dla wojsk frontowych i niemiecka kontrofensywa w Ardenach sprawiły, że wyzwalanie Belgii zakończono dopiero 25 stycznia 1945. 

Wracamy do monet. Numista informuje, że istnieją belgijskie dwufrankówki 1944 wybite w srebrze. 

 
Istnienie srebrnych odbitek wyjaśniono pomyłką. Filadelfia biła wtedy również monety dla Holandii. 
Pomyłka, czy "pomyłka"? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy.
Ciekawsza jest inna sprawa - dlaczego według Numisty autorem monet stalowych, cynkowanych był John R. Sinnock, a identycznie wyglądających srebrnych Armand Bonnetain?

John Ray Sinnock (8.7.1888 – 14.5.1947) był w latach 1925 - 1947 ósmym z kolei, głównym grawerem Mennicy Stanów Zjednoczonych, projektantem między innymi 10-centówek z Rooseveltem i półdolarówek z Franklinem. Po wejściu do obiegu pierwszych monet z Rooseveltem w 1946 r. pojawiła się plotka, że inicjały projektanta, litery "JS" w rzeczywistości oznaczały Józefa Stalina. Ta "urban legend" powróciła po wydaniu półdolarówki zaprojektowanej przez Sinnocka w 1948 roku. Podobnie było u nas. W 1975 roku weszły do obiegu mosiężna pięciozłotówki, które zaprojektował Józef Markiewicz, pseudonim „Nieszcz” umieszczając na rewersie swój inicjał - literki JM-N. Wiąże się z nimi  popularna na początku lat 80-tych bzdurna legenda miejska, według której litery te są skrótem hasła „Jaruzelski Męczy (Morduje) Naród”. Skrótem umieszczonym na stemplu przez anonimowego, bohaterskiego pracownika mennicy. W latach 1975—1977 kiedy bito pięciozłotówki z inicjałem Markiewicza (w Leningradzie!!!), Wojciech Jaruzelski był co prawda ministrem obrony narodowej i miał za sobą niezbyt chlubny udział w wydarzeniach marcowych, tłumieniu Praskiej Wiosny i Gdańskim Grudniu, ale nie był postrzegany, jako główny gnębiciel narodu. Na to przyszedł czas dopiero w grudniu 1981 r., ale wtedy nie bito już pięciozłotówek z literkami JM-N.

Na tym nie koniec kontrowersji związanych z Sinnockiem i półdolarówkami z popiersiem Roosevelta. Zarzucono Sinnockowi, że skopiował lub zapożyczył projekt profilu prezydenta z brązowej płaskorzeźby stworzonej przez rzeźbiarkę Selmę H. Burke. Sinnock gęsto się tłumaczył,  twierdził, że portret prezydenta na awersie jego monet był połączeniem dwóch studiów, które wykonał z natury w latach 1933 i 1934. 

A co wiadomo o drugim, potencjalnym autorze projektu, Armandzie Bonnetain? Był belgijskim rzeźbiarzem i medalierem, urodził się w Brukseli w 1883 roku, a zmarł w Uccle w roku 1971.  Był uczniem Constanta Montalda i Charlesa Van der Stappena. 
Pracował dla Królewskiej Mennicy Belgijskiej. Wikipedia informuje, że zaprojektował obiegowe monety belgijskie 50 centymów, 1 i 2 franki (emisja 1922). Nic o monetach z 1944 roku. Wiadomość, że dwufrankówki 1944 zaprojektował Bonnetain znajdziemy też w serwisie coin-brothers.com. 

Która wersja jest prawdziwa, nie wiem. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że projekt monety powstał w Filadelfii. Ma nieskomplikowany rysunek, praktycznie tylko napisy. Z drugiej strony, belgijskie monety Bonnetaina z 1922 r. też mają dość prosty rysunek
Może Bonnetain przesłał do Filadelfii rysunki, a Sinnock na ich podstawie wykonał modele? 

Coin-brothers.com informuje też, że nie wszystkie dwufrankówki mają tę samą wagę, zgodną z wagą stalowych centów z 1943 roku. Podobno dlatego, że część emisji wybito na blankietach dla jednocentówek, ale dla części musiano przygotować je specjalnie dla tej zagranicznej emisji. Waga jednocentówek 1943 to 2,70 grama. Katalogowa, nie mam ani jednej takiej monety, by to zweryfikować. Dla dwufrankówek internetowe serwisy zgodnie podają wagę 2,75 grama. Bohaterka tego wpisu na mojej wadze 

W kupionym zestawie były jeszcze dwie sztuki (gorzej zachowane), ważące 2,82 g i 2,87 g. Czyżby tylko niewielką część nakładu wybito na krążkach dla jednocentówek? 

Pora kończyć. Mam nadzieję, że się podobało. Przypuszczam, że gdyby odpowiednio głęboko i dokładnie pogrzebać, to podobne historie można by napisać o każdej monecie. Może coś podobnego jeszcze napiszę po kolejnym przeglądzie grudniowego zakupu. 

P.S. 

Opisana dziś moneta i trzy wybrane zestawy trafią na OLX.  Zapraszam na zakupy.


czwartek, 13 lipca 2023

Kupowanie kotów w worku. Część I.

W latach 80-tych XX w. moje zainteresowania dzieliłem sprawiedliwie między filatelistykę i numizmatykę. Równie często bywałem w Katowicach w sklepie p. Jana Mączki i w filatelistyce na ulicy Mielęckiego. Regularnie odwiedzałem szaberplac nad Rawą i giełdę filatelistyczną na Wita Stwosza (teraz jest tam chyba prokuratura?). I na tej giełdzie właśnie kupiłem kiedyś numer amerykańskiego tygodnika filatelistycznego Linn's Stamp News. 

Prawie setka stron w dużym amerykańskim formacie. Mnóstwo ciekawych artykułów i ocean ogłoszeń. Jedno z nich oferowało trzymiesięczną subskrypcję "na próbę", free of charge. Wypełniłem kupon i wkrótce co tydzień listonosz przynosił nowy numer. W którymś z nich znalazłem kupon na podobną prenumeratę tygodnika numizmatycznego. Oczywiście i z tej możliwości skorzystałem i wkrótce mogłem czytać Coin World. 
W obu tygodnikach dominowały tematy amerykańskie, ale nie bardzo mi to wtedy przeszkadzało. 

W Linn's zwróciłem uwagę na mnóstwo ofert sprzedaży masówki na wycinkach. Dlaczego mnie zainteresowały? Bo krótko wcześniej natknąłem się na ogłoszenie Poczty Polskiej dotyczące skupu takiej masówki. Cena skupu zagranicznej masówki oferowana przez warszawskie biuro z ulicy Nowogrodzkiej kilkakrotnie przekraczała ceny z amerykańskich ogłoszeń. Ze dwa miesiące trwała korespondencja, która zaowocowała umową: ja wysyłam dwa najnowsze roczniki czystych polskich znaczków, za które dostaję 50-funtową paczkę amerykańskiej masówki. Paczka podróżowała długo, ale dotarła. To był pierwszy kot w worku. 

Przytargałem paczkę z poczty do domu i zabrałem się za sortowanie. Celem były znaczki ominięte przez urządzenia stemplujące, bo czytając Linn's dowiedziałem się, że wielu ogłoszeniodawców akceptuje takie znaczki na równi z gotówką. Kilkanaście popołudni i sukces! Prawie 50$ w znaczkach (czyli w gotówce), a dolar stał wtedy mocno. W cenach czarnorynkowych to było kilka moich pensji. Tyle, że nie do wydania w Peweksie. Reszta masówki trafiła na Nowogrodzką. Jeszcze dwa razy udało mi się powtórzyć taką operację. Trzecia paczka dostarczona do Warszawy okazała się ostatnią - powiedziano mi, że mają już za duże zapasy.  

W szufladzie zostały nieskasowane znaczki o nominale prawie 200$. Część (niewielką) wykorzystałem na sprowadzenie kilkutomowego katalogu znaczków pocztowych całego świata wydawanego przez Scotta. Co zrobić z resztą? Na gotówkę nikt mi tego nie chciał wymienić, więc zdecydowałem się na kolejne worki z kotami, tym razem numizmatyczne. Różnie bywało. Raz "100 uncleaned roman coins"  okazały się stoma skorodowanym blaszkami z nikłymi zaledwie śladami rysunku, ale innym razem, od innego dealera przyleciał podobnie opisany zestaw, ale za to z monetami, które wystarczyło umyć i osuszyć. 

Przypomniałem sobie to wszystko w grudniu zeszłego roku, kiedy trafiłem na  ofertę sprzedaży masówki numizmatycznej - 3,5 kilograma monet świata za 150 złotych. Widywałem oczywiście takie oferty na Allegro, czy OLX, ale tym razem była to oferta "analogowa" - mogłem sam wziąć w rękę, pooglądać i wybrać spomiędzy  wielu przezroczystych worków ten, który mi się spodoba. No to wybrałem. Po co mi taki "kot"? Po pierwsze, żebym miał o czym pisać na blogu 😎, po drugie - a nuż trafi się coś ciekawego do zbioru, po trzecie - przecież zawsze mogę to wszystko odsprzedać, wymienić, rozdać dzieciom i wnukom znajomych (może złapią bakcyla).  

Zanim opiszę co kupiłem, wracamy do Linn's Stamp News. Była tam stała rubryka, której autor kupował znaczki w pakietach typu "1000 znaczków świata sprzed roku 1950, każdy inny", analizował zawartość i wystawiał oceny sprzedawcom oferującym takie zestawy. Też zdarzały się tam wpadki (znaczki uszkodzone, warte mniej, niż cena zestawu albo inne niezgodności z ofertą), ale bywały i przyjemne niespodzianki, na przykład jakieś znaczki z katalogową i rynkową ceną mocno przewyższającą cenę pakietu. Bardzo mi się wtedy ten pomysł podobał.

Wracamy do grudnia 2022. Pomyślałem, że raz mogę spróbować, kupić kota w worku, rozpakować i opisać. Nie, żebym miał to robić regularnie. Za dużo później zachodu z pozbywaniem się tych "kotów", ale nie mam nic przeciwko temu, by ktoś inny zaczął się tak bawić, na przykład na YouTube. 

No to kupiłem. 

W pudełku znalazłem takie ilości monet:

  • Francja 343 
  • Belgia 122
  • Włochy 43
  • Dania i Holandia 25
  • Turcja 26
  • Hiszpania i Portugalia 34
  • Egzotyka (Azja, Oceania, Afryka - małe państewka) 29
  • Ameryka Północna i Południowa 57
  • Wielka Brytania i Irlandia 21
  • Bliski Wschód 31
  • Azja 23
  • Europa (pozostałe) 155, w tym 10 groszy 1974 i 7 aktualnych obiegowych polskich monet o łącznym nominale 0,44 zł 
  • Żetony (tramwaj, myjnia itp.) 14
  • Złom - monety zniszczone 26
Razem mamy więc 949 - 26 = 923 monety do potencjalnego wykorzystania, z których każda kosztowała troszkę ponad 16 groszy. Szału nie ma, ale tragedii też nie.

Do mojego zbioru NIC. Tego się właściwie spodziewałem.

Drugi etap sortowania polegał na wycenie na podstawie danych z uCoin.net. Źródło takie sobie, ale łatwo dostępne i wystarczająco szczegółowe. Wydzieliłem monety wycenione tam na więcej, niż 2 złote. Było ich 127. Mała próbka: 

Myślę, że te 127 monet bez problemu da się sprzedać za około 100 złotych, co znaczy, że aby wyjść na zero, za pozostałe musiałbym dostać 50 zł, czyli po niecałe 7 groszy za sztukę. To też nie powinno być trudne.

I tym optymistycznym akcentem kończę część pierwszą opowieści o kupowaniu kotów w worku. Część druga niebawem, a poświęcona będzie opisowi jednego "kotka".


piątek, 7 lipca 2023

Moneta zastępcza?

    Wojna w Europie zakończyła się w maju 1945 r. W lipcu 1945 r. na konferencji w Poczdamie ustalono przebieg zachodnich i północnych granic Polski. Zanim to nastąpiło, już w roku 1944 na terenach wyzwolonych spod okupacji niemieckiej wprowadzono nowy pieniądz zastępujący środki płatnicze okupanta i funkcjonujący nieformalnie pieniądz II Rzeczpospolitej. 24 sierpnia 1944 ukazał się Dekret Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego o emitowaniu biletów skarbowych, który między innymi ustanawiał środki płatnicze na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Jego artykuł 5 brzmiał: 

Legalne pozostały więc tylko monety o nominałach groszowych i czasowo sowiecki bilon kopiejkowy. Dekret PKWN z 24 sierpnia 1944 r. wprowadził banknoty Rzeczpospolitej Polskiej z nazwą Narodowego Banku Polskiego, który jeszcze w tym momencie nie istniał. Banknoty zaprojektowane przez grafików rosyjskich, wyprodukowane w Moskwie w drukarni GOZNAK weszły do obiegu 27 sierpnia. Najniższymi nominałami były banknoty 50 groszy i 1 złoty.  
 
Banknoty z 1944 r. Marciniak Dom Aukcyjny Aukcja Aukcja 20 - wiosenna '23 lot 4278

Do końca listopada wycofano z obiegu banknoty Banku Emisyjnego w Krakowie, wprowadzone przez okupanta w Generalnym Gubernatorstwie. Wraz z przesuwaniem się działań wojennych na zachód, wycofywano z obiegu niemieckie marki, zastępując je banknotami według wzoru goznakowskiego, ale drukowanymi już w Łodzi i Krakowie. W miejsce wycofywanego obcego pieniądza metalowego pojawiały się wyłącznie banknoty.

To tylko teoria. Praktyka pierwszych powojennych miesięcy i lat musiała wyglądać inaczej. 
19 stycznia 1945 władze niemieckie wydały zarządzenie o ewakuacji terenów położonych na wschód od Odry. Nastąpił exodus niemieckiej ludności tych ziem na zachód. Po konferencji poczdamskiej wiadomo było, że tereny na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej będą podlegały polskiej jurysdykcji. W tym celu powołano Ministerstwo Ziem Odzyskanych, które działało od listopada 1945 do stycznia 1949. Ziemie odzyskane zaludniali mieszkańcy, którzy pozostali na miejscu lub powrócili do swoich domów po przejściu frontu. Wszyscy byli poddawani weryfikacji narodowościowej. Około 3,5 miliona osób uznanych za Niemców zostało wysiedlonych do Niemiec. Ich miejsce zajmować zaczęli pierwsi polscy osadnicy, w części pochodzący z terenów, które zostały włączone do ZSRR. Nie brakowało też awanturników i szabrowników.

Życie odradzające się po przejściu frontu wymagało między innymi istnienia handlu, choćby w podstawowym zakresie (żywność, narzędzia, ubrania, usługi). Na pewno nie od razu i nie wszędzie docierał nowy, legalny pieniądz. Jakoś musiano sobie z tym radzić, bo przecież nie barter nie zawsze wystarczał. 

Niedawno do mojego zbioru trafił ciekawy moim zdaniem okaz. 

Cynkowa, niemiecka 10-fenigówka z 1941 roku z awersem skasowanym dwiema przecinającymi się liniami. Nie wiem, czy te linie nabito puncą, czy były to dwa osobne uderzenia ostrym narzędziem, np. przecinakiem.

Poprosiłem osobę, od której kupiłem tę monetę o informacje o jej pochodzeniu. Odpowiedź 

potwierdza moje przypuszczenia, że mój nowy nabytek, może być czymś w rodzaju monety zastępczej. Pieniądzem obiegającym lokalnie, honorowanym w drobnych codziennych transakcjach w czasie poprzedzającym pojawienie się w tych miejscach legalnego pieniądza.

Czy ktoś z Was, drodzy czytelnicy zetknął się już z podobnymi monetami? Może znane są Wam jakieś relacje potwierdzające (albo wykluczające) moje przypuszczenia?

P.S. 19 lipca 2023

Zdobyłem jeszcze trzy egzemplarze "skasowanych" dziesięciofenigówek z tego samego źródła. 


Teraz już wiadomo, że kasowanie wykonano nie puncą, tylko dwoma uderzeniami przecinaka lub innego podobnego narzędzia.

Te trzy monety są na sprzedaż. cena 30 zł za sztukę lub 75 zł za wszystkie.