Strony

środa, 11 listopada 2015

Drezno

Po powrocie z wakacji dowiedziałem się, że 7 czerwca 2015 Państwowe Zbiory Sztuki w Dreźnie udostępniły publiczności nowy gabinet numizmatyczny.
Gabinet może i nowy, ale kolekcja stara, jedna z najstarszych, jeśli nie najstarsza do dziś zachowana na świecie. W materiałach informacyjnych można wyczytać, że Münzkabinett to najstarsze muzeum w Dreźnie.
Kolekcję numizmatów zaczął gromadzić około roku 1530 książę Jerzy Brodaty (1471-1539). W kolekcji jest dziś około trzystu tysięcy numizmatów i biblioteka numizmatyczna gromadząca prawie trzydzieści tysięcy woluminów. W 1945 roku zbiory zostały skonfiskowane przez Rosjan. Wróciły do Drezna w roku 1958. W latach 1959 - 2002 część kolekcji eksponowano w salach Albertinum. W roku 2002 zbiory przeniesiono do Zamku Rezydencyjnego, ale na otwarcie stałej wystawy trzeba było czekać aż do tego roku. 

Od kilku lat, zwykle na początku listopada, organizuję sobie wycieczki numizmatyczne. W tym roku wybrałem właśnie Drezno.

Miasto przywitało mnie deszczem, na szczęście dość ciepłym. Dobrze zorganizowany system informacji o wolnych miejscach parkingowych umożliwił mi znalezienie parkingu prawie w bezpośrednim  sąsiedztwie Residenzschloss. Po przejściu kilkuset metrów byłem na miejscu.
Brama wprowadziła mnie na zadaszony dziedziniec. Kolejki do kas nie było (to plus listopadowego terminu).
Lżejszy o dwanaście euro, za to z biletem upoważniającym do obejrzenia kilku wystaw
(jak widać, munzkabinet na bilecie jeszcze miejsca nie znalazł)
 
udałem się na poszukiwanie Gabinetu Numizmatycznego.
Byłbym zapomniał - kupując bilet zapytałem o możliwość fotografowania. Kasjerka powiedziała mi, że wolno robić zdjęcia tylko w niektórych miejscach i że trzeba o to pytać obsługę. Nie było, jak w niektórych muzeach, możliwości wykupienia prawa do fotografowania.

Gabinet Numizmatyczny nie ma osobnego wejścia. Łatwo je przegapić, bo jest w kącie na samym końcu potężnej Reisensaal wypełnionej zbrojami, mieczami i wszelkiej maści narzędziami mordu. Pytam, czy mogę robić zdjęcia. Fotografieren verboten!
Trudno, wchodzę w drzwi gabinety numizmatycznego
Pierwszą salę gabinetu przeznaczono na wystawy czasowe. Teraz prezentuje się w niej "Medale portretowe niemieckiego renesansu" - wspólne przedsięwzięcie muzeów w Dreźnie, Monachium i Wiedniu. Pytam, czy mogę robić zdjęcia. Fotografieren verboten!
Nie jest dobrze myślę sobie, może to dlatego, że są tu nie tylko miejscowe eksponaty. W gablotach wystawiono około dwustu medali - piękne, ale to nie moja bajka.
Drzwi po lewej wprowadzają do sali, powiedzmy, edukacyjnej. Dwa rzędy wysokich, dostępnych z czterech stron gablot. W pierwszej po lewej okazy kruszconośnych minerałów i przykładowe monety wybite (albo odlane) z uzyskanych z nich metali. Pytam, czy mogę robić zdjęcia. Fotografieren verboten! Tłumaczę, że przejechałem 450 kilometrów specjalnie po to, żeby zobaczyć tę wystawę, że jestem blogerem, a mój blog ma około 10.000 odwiedzin miesięcznie, że w innych muzeach (Kraków, Kutna Hora, Kremnica, Jachymow) można robić zdjęcia prawie bez ograniczeń. Odpowiedź jest niezmienna - fotografieren verboten.
Trudno, posłużę się zdjęciami z internetowych materiałów informacyjnych drezdeńskiego muzeum.

Wracamy do Elbsaale



Po lewej właśnie gablota z minerałami. Oprócz niej gablota "od talara do dolara" i gablota tłumacząca tradycyjne nazwy monet - oczywiście są w niej i Schmetterlingstaler i Cosel Gulden, saskie talary ośmiu braci i inne monety, które zyskały własne nazwy. Osobną gablotę poświęcono falsyfikatom - przede wszystkim tym na szkodę emitentów - od starożytności, aż po współczesne monety euro (ostatnio Litwini ujawnili duże ilości takich fałszywek - wyjęto je z różnych automatów sprzedażowych). Jest i gablota z różnymi obiektami pełniącymi funkcje monetarne (to ta po prawej na powyższym zdjęciu), z liczmanami i monetopodobnymi żetonami, wagami i odważnikami do monet, z monetami wykorzysanymi do celów pozapieniężnych (biżuteria, ozdobne przedmioty codziennego użytku). Kiedy wyjąłem telefon, żeby przy użyciu funkcji dyktafonu zanotować kolejność i zawartość gablot, jak spod ziemi pojawił się "miły" pan - fotografieren verboten. A żeby cię pokręciło!

Drzwi po lewej wprowadzają do sali prezentującej mennictwo Saksonii i blisko z nim związane górnictwo srebra i miedzi. Pokazano część spośród dwudziestu pięciu tysięcy saskich monet zgromadzonych w muzeum. Od średniowiecza, po wiek dwudziesty.
Następna sala, to "Kosmos pieniądza". Na honorowym, wprowadzającym miejscu studukatówka Zygmunta III.
Pokazana tak, że widać tylko awers (MNK wygrywa!), opisana jako najcięższa złota moneta w zbiorze. Podkreślono, że jest to moneta, którą uwzględnia najstarszy zachowany inwentarz kolekcji pochodzący z drugiej połowy XVII wieku.

Za studukatówką kolejne gabloty prezentują monety od antyku po współczesność.
Można sprawdzić, czy syrakuzańska dekadrachma naprawdę zasługuje na sławę najpiękniejszej antycznej monety, porównać wielkość as grave z bizantyjskimi nummi. W gablocie średniowiecznej zauważyłem denara Mieszka II do niedawna uważanego za najstarszą polską monetę. Tu opisano go prawidłowo. Zupełnie zapomniałem o złotym brakteacie Władysława Odonica, który podobno jest w drezdeńskiej kolekcji - nie wiem, czy pokazano go na wystawie. W końcu jest na niej "tylko" 3300 numizmatów, około jednego procenta całości.
Cała sala wygląda tak
Po lewej wysuwane ze ściany gabloty z banknotami - tu przynajmniej można obejrzeć obie strony. Na środku dwutonowa prasa mennicza z roku 1839 (pracowała do lat 50-tych XX wieku - przeszło sto lat!). Produkowała do osiemdziesięciu monet na minutę. W prasie jest stempel jednofenigówki cesarstwa niemieckiego, rocznika nie dostrzegłem - wzrok już nie ten. W gablocie za prasą pokazano przykłady różnych stempli menniczych - od średniowiecznego stempla do brakteatów po prawie współczesne stemple do maszynowego tłoczenia monet.

Więcej narzędzi menniczych pokazano w sali poświęconej medalom i odznaczeniom. W gablocie stojącej na środku sali można prześledzić proces powstawania stempli - od gipsowego projektu aż po gotowy produkt. Duże wrażenie robi puncen z portretem - głównym elementem rysunku awersu monety.
Obok zestaw rylców używanych przy robieniu modeli oraz zestaw punc z literami i ozdobnikami - tych używano przy wyrobie stempli albo matryc do stempli. I medale. Dużo medali, w tym oczywiście związanych z Polską, bo i August Mocny i jego syn w medalach się lubowali.

Korzystając z tego, że bilet dawał prawo do wejścia do kilku jeszcze działów muzeum, przebiegłem (prawie) przez Türckische Cammer by na koniec wylądować w galerii Neues Grünes Gewölbe (Nowe zielone sklepienie). To część kunstkamery założonej przez Augusta Mocnego - skarbca gromadzącego przeróżne wyroby z metali szlachetnych, klejnoty, ozdoby itd. I tu niespodzianka - na drzwiach wejściowych wyraźny znak zakazu fotografowania - ikona z przekreślonym aparatem. Na drzwiach prowadzących do gabinetu numizmatycznego niczego takiego nie zauważyłem, tak mi się przynajmniej teraz wydaje.
Czy wiecie, że Grünes Gewölbe ma ścisły związek z uruchamianiem produkcji polskich miedzianych szelągów w saskich mennicach? W roku 1751, przy założonej dla Gruntalu marży, mennica mogłaby wypracowywać zysk gdyby przebijano na szelągi 9 centnarów miedzi tygodniowo. Nie pozwalały na to jednak przestoje powodowane brakiem surowca. Saigerhütte Grünthal musiała dostarczać miedź również do do mennicy w Dreźnie, a ta miała pierwszeństwo, bo produkowała monety dla Saksoni. Dlatego powstał deficyt, na pokrycie którego przeznaczono 800 talarów z kwoty 1000 dukatów uzyskanych z przetopienia złotej zastawy z elektorskiego skarbca.


W salach nowego zielonego sklepienia wypatrzyłem jeszcze jedną gablotę, której zawartość można powiązać z numizmatyką.
To ta po prawej. Są w niej dwa klejnoty będące własnością Augusta III. Pierwszy, to łańcuch orderu świętego Apostoła Andrzeja Pierwszego Powołańca, który znajdujemy na awersach monet Królestwa Polskiego. Po szczegóły odsyłam do wpisu sprzed czterech lat
Drugi klejnot, to zawieszka Orderu Złotego Runa. I ten klejnot znajdziemy na awersach monet wielu naszych władców, w tym na pokazanej wcześniej studukatówce.


Nie miałem czasu na dalsze zwiedzanie drezdeńskich muzeów, Czekało mnie jeszcze 150 kilometrów, w niemałej części po górskich drogach Erzgebirge, co nie jest specjalnie przyjemne po deszczu i w ciemnościach. Najwyższy punkt na trasie to prawie 1100 m npm. Jak widać udało się.

Jutro napiszę o tym, co było dalej i o tym, co czekało mnie po powrocie. A do Drezna trzeba będzie jeszcze kiedyś pojechać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.