Strony

poniedziałek, 29 lutego 2016

Usunąłem mechanizm komentarzy z Google+

Przepraszam, ale musiałem. Wspominałem tu już o problemie z komentarzami. To po prostu nie działało. Powodów mnóstwo:
  • Pomimo odpowiedniego zaznaczenia, nie dostawałem emaili z informacją, że ktoś dodał komentarz.
  • Komentować mogli wyłącznie czytelnicy z aktywnym profilem Google+.
  • Gdy zalogowany przeglądałem swój blog, zawsze widziałem wiadomość, że do wpisu nie ma jeszcze komentarzy. Po wylogowaniu komentarze pojawiały się znienacka, ale po zalogowaniu znów ich nie widziałem. Tym samym nie mogłem na nie odpowiedzieć.
  • Teoretycznie komentarze powinny automatycznie pojawiać się na moim profilu Google+. To tylko teoria - czasem się pokazywały, częściej nie.
Wyłączyłem.

Niestety zniknęły wszystkie komentarze, które zostały umieszczone pod wpisami po 10 kwietnia 2013 r. Ubolewam nad tym, ale nie mogłem sobie pozwolić na to, by sprawiać wrażenie, że nie zależy mi na kontakcie z Wami.

Mam nadzieję, że teraz będę na bieżąco informowany o Waszych reakcjach na moje pisanie i będę mógł odpowiadać na Wasze pytania i sugestie.


niedziela, 28 lutego 2016

Po ośmiu latach...

Osiem lat temu, zaskoczony zdjęciami obiektów sprzedawanych na MA-SHOPS napisałem felieton (zachęcam do przeczytania).

Zastanawiałem się, czy, a jeśli tak, to kiedy i u nas wystąpi to zjawisko.

Dzisiaj już wiem.

Nie potrafię uzasadnić takiego postępowania niczym innym, niż strachem. Nieuzasadnionym moim zdaniem.

Zajrzyjmy do Kodeksu karnego.
Art. 256.
§ 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej.
§ 3. Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w § 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej.
§ 4. W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd orzeka przepadek przedmiotów, o których mowa w § 2, chociażby nie stanowiły własności sprawcy.
Nieprzypadkowo podkreśliłem część paragrafu drugiego i cały paragraf trzeci. W tekście ujednoliconym kodeksu, przy paragrafie 2 artykułu 256 jest przypis:
Utracił moc, w części obejmującej wyrazy: „albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej”, na podstawie wyroku TK z dn. 19.07.2011 r., sygn. akt K  11/10 (Dz. U. Nr 160, poz. 964).
Trybunał Konstytucyjny orzekł wtedy, że:
1. Art. 256 § 2 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. — Kodeks karny (Dz. U. Nr 88, poz. 553, ze zm.), w części obejmującej wyrazy: „albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej”, jest niezgodny z  art.  42 ust.  1 w  związku z art. 54 ust. 1 i art. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.
Podsumowując; jeśli wpadli byście na pomysł wytwarzania albo sprowadzania podobnych obiektów kolekcjonerskich w celu ich rozpowszechniania, to macie kłopot. Wystawianie na sprzedaż oryginalnego egzemplarza odznaczenia, monety, ceramiki czy innego przedmiotu użytkowego ze swastyką (albo sierpem i młotem) niczym nie grozi.

PS
Nad sprzedażą propagandowych plakatów albo książek radził bym się jednak zastanowić. No chyba, że macie bardzo dobrego adwokata.

czwartek, 25 lutego 2016

Szeląg litewski z roku 1624

Kupiłem sobie kolejną monetę. Wielka mi rzecz.
Może i nie wielka, bo to tylko szeląg litewski z roku 1624, ale za to bardzo interesująca. Wygląda tak:

Czytelna, prawie centrycznie wybita. STOP! Wytłoczona na prasie walcowej - świadczą o tym punkty widoczne na rewersie, a właściwie już poza nim.
Zaraz, zaraz. A skąd wiadomo, że z roku 1624? Na monecie ie widać rocznika! Zaraz do tego dojdziemy. Najpierw jeszcze kilka słów o monecie.
Skrótowe zapisy z katalogów są następujące:
Czapski 1676 R1
Tyszkiewicz 2 mk
Ivanauskas 2SV114-55 (RR),
Kopicki 2007 – 1167, R4

Jak widać, moneta raczej rzadka, z czego się cieszę, bo wypada mieć w kolekcji jakąś rzadszą monetę :-)

Wyjaśnijmy sprawę rocznika. Popatrzcie na te dwie monety:
W drugim przypadku posłużyłem się zdjęciami z archiwum WCN - nie mam tej odmiany w zbiorze.
Czy już wiecie, na jakiej podstawie można stwierdzić, że szeląga bez daty wytłoczono w 1624 roku?

Albo zrobiono to omyłkowo, albo świadomie, bo nie było pod ręką właściwej pary walców (a pracować trzeba!). Pary, w której na jednej przynajmniej stronie była by data. A więc założono do "wyżymaczki" walec z awersami bez daty i walec z rewersami bez daty i zaczęto kręcić. Rzadkość występowania tych monet zdaje się wskazywać na omyłkowe, a nie świadome działanie.
Nie wiadomo ile takich szelągów wykręcono.Ta metoda produkcji monet była bardzo wydajna. Jak się zdaje na walcach były stemple co najmniej sześciu monet. Jeden pełny obrót dawał sześć monet. Czytałem gdzieś (niestety nie pamiętam teraz gdzie), że sprawna obsługa zapewniała nie mniej, niż dziesięć obrotów prasy na minutę. Co minutę wypadało z niej co najmniej sześćdziesiąt monet. Po jakim czasie zauważono, że tym razem są to monety bez daty?
Jeszcze jedno pytanie bez odpowiedzi.

niedziela, 21 lutego 2016

Nie zadzieraj z Izaakiem Newtonem!

Zacznę mocnym akcentem.
Tak kończył, najsłynniejszy chyba, angielski fałszerz monet, William Chaloner (22 marca 1699) 

Zabiła go, bezpośrednio grawitacja - oddziaływanie nazwane i opisane przez Izaaka Newtona, pośrednio zawziętość wardejna londyńskiej mennicy królewskiej, tegoż Izaaka Newtona.

Można też powiedzieć, że Chalonera zabiła chciwość. Czym on się nie zajmował! Skazano go za fałszowanie monet, ale lista jego "osiągnięć" jest długa i bynajmniej nie ograniczająca się do fałszerstw. Produkował całkiem prawdziwe gadżety erotyczne i całkiem nieprawdziwe zegarki. Zegarki, które wskazywały prawdziwą godzinę tylko raz na dzień, bo nie miały mechanizmu, tylko tarczę z umocowaną na stałe wskazówką. Ubogi goguś mógł błysnąć w towarzystwie, sięgając do kieszeni po zegarek by "sprawdzić godzinę" i szybko go z powrotem chowając. Musiał być Chaloner znawcą ludzkiej psychiki, bo przez jakiś czas praktykował z powodzeniem jako znachor-uzdrowiciel.
Duże pieniądze wypłacono mu za zadenuncjowanie władzom drukarzy produkujących pamflety przeciwko królowi Williamowi. Wcześniej nie kto inny, tylko Chaloner namówił ich do druku jakobickich tekstów.

Zostawmy Chalonera.
Skąd Newton znalazł się na tak ważnym stanowisku w mennicy? Wszystko zaczęło się od angielskiego pomysłu na wzajemny stosunek cen srebra i złota. Jeśli za kwotę X w srebrze można było w Anglii kupić Y złota, a niedaleko, tuż za kanałem, tę samą ilość srebra można było wymienić na Y+A złota, to rzeczą oczywistą było, że im większe A, tym szybciej srebro będzie płynęło w stronę Francji i Niderlandów. I tak właśnie było. Angielskie srebro opuszczało kraj i jako całe monety i w postaci sztabek odlanych ze skrawków uzyskiwanych z obcinania krawędzi monet. W Anglii zaczęło brakować srebra. Nie dość, że było coraz mniej monet, którymi można było by płacić za towary, za pracę i co najważniejsze płacić podatki i czynsze, to monety które pozostały miały poważnie obniżoną zawartość kruszcu.
"Król Billy" potrzebował mnóstwa pieniędzy na wojny. Walczył ze swoim poprzednikiem na angielskim tronie, Jakubem Stuartem, walczył z Ludwikiem XIV popierającym Jakuba, walczył z Jakobitami w Szkocji, a pieniędzy brakowało coraz bardziej.
Najpierw spróbowano zlikwidować proceder obcinania monet wdrażając nowoczesną metodę ich bicia. Zamiast ręcznej pracy z użyciem młota zaczęto używać prasy, a co najważniejsze, nowe monety miały  rant z napisem - "DECVS ET TVTAMEN" - ozdoba i ochrona. Nie można już było ukryć, że moneta została obcięta przy krawędzi. Metodę umieszczania napisu na rancie wymyślił dla Anglików Francuz, Peter Blondeau. Nowe monety wprowadzono w roku 1662. Niestety, wprowadzenie "milled coins" nie zostało połączone z całkowitym wycofaniem starych "hammered coins" aż do roku 1695, więc te stare nadal obcinano, a nowe wywożono, bo żadne zakazy tej działalności nie były w stanie powstrzymać.
Rok 1695 był rokiem przełomu. Król podjął decyzję o odnowieniu monety. Mennice powierzono nowym ludziom. Newton zarządzał londyńską, Edmund Halley został nadzorcą mennicy w Chester.
Czy to nie dziwne? Cóż wspólnego z mennictwem mogli mieć znakomity fizyk i nie mniej sławny astronom?
Stanowiska zawdzięczali częściowo protekcji ważnych przyjaciół, Johna Locke (filozofa, ale znanego też z prac nad teorią wartości pieniądza) i Charlesa Montagu (pełniącego funkcję lorda Skarbu). Decydowało zaufanie do ich wszechstronnej wiedzy. Kim był Newton, mniej więcej powszechnie wiadomo. A Halley?
Bez niego mogło by nie być Newtona?
Może trochę przesadzam, ale to właśnie Halley najpierw zainspirował Sir Izaaka do spisania swoich przemyśleń, a następnie  sfinansował ich wydanie znane pod skrótową nazwą Principiów. A poza tym?
Halleya kojarzymy przede wszystkim z kometą. Nie on ją odkrył, ale on doszedł do wniosku, że kometa z roku 1682 to ta sama kometa, którą widziano wcześniej w latach 1456, 1531 i 1607. Pamiętam, że mój dziadek Władysław bardzo się cieszył, że będzie mógł po raz drugi zobaczyć kometę Halleya. Widział ją jako szesnastolatek w 1910, czekał na luty 1986, niestety zmarł miesiąc wcześniej. Nawiasem mówiąc, pewnie byłby zawiedziony, bo w 1986 kometa Halleya nie prezentowała się szczególnie okazale.
Halley, jako pierwszy opisał ruchy własne gwiazd, weryfikował astronomiczne obserwacje gdańszczanina, Jana Heweliusza (pozytywnie), ale też ma na koncie rzeczy takie, jak użycie rtęci, jako cieczy termometrycznej i opracowanie wzorca obliczania składek emerytalnych dla funduszy ubezpieczeniowych (na podstawie danych zbieranych we Wrocławiu zresztą).

Uznano, że ludzie o tak szerokich horyzontach, tak biegli w ocenie zjawisk i umiejętności wnioskowania o ogólnych zasadach na podstawie obserwacji i pomiarów będą w stanie zarządzać królewskimi mennicami. W przypadku Newtona pomocna mogła być również jego aktywność alchemiczna. Poszukiwanie metody przemiany zwykłych metali w szlachetne kruszce wymagało swobody w posługiwaniu się aparaturą chemiczną i tworzeniu stopów metali z rozmaitymi domieszkami. Nie do przecenienia w pracy mennicy.

Jeszcze jedną osobą chcę tu przedstawić. Mówi Wam coś nazwisko Samuel Pepys?
Samuel Pepys.jpg z Wikimedia Commons

Wbrew pozorom (na obrazie przedstawiony z nutami w ręku) nie był muzykiem ani kompozytorem (choć tego ostatniego nie wykluczam). Był angielskim urzędnikiem współczesnym wymienionym wyżej osobom. Z niektórymi, jeśli nie z wszystkimi, spotykał się osobiście. W Polsce zasłynął dzięki Marii Dąbrowskiej, która przetłumaczyła jego dzienniki, pamiętnik z lat 1660-1669. Niebywałe dzieło. Zapiski pisane przez dekadę dzień po dniu. Pierwsze wydanie wybranych przez tłumaczkę fragmentów ukazało się u nas w roku 1952. Prawie tysiąc stron o wszystkim. Od kłopotów gastrycznych po problemy królestwa. To się czyta. Opis wielkiej zarazy, która spustoszyła w 1665 roku Anglię, a Londyn w szczególności, ma moc większą, niż wszystkie thrillery medyczne razem wzięte. Newton spędził ten czas w rodzinnej wsi, pracując nad swoimi teoriami fizycznymi. Pepys, urzędnik królestwa, pozostał w Londynie. Spisał testament i pozostał w mieście pustoszonym przez zarazę. Przeżył. Wcześniej i później pisał o swoich pasjach. O książkach - miał kilkutysięczną bibliotekę, o muzyce, kuchni (czytając o daniach serwowanych podczas zwykłych i uroczystych posiłków można mieć mdłości), o swoich kochankach (licznych), o pogodzie, polityce. O wszystkim, z czym się spotykał.
Jako urzędnik odpowiedzialny między innymi za wynagrodzenia w marynarce, w dniu 19 maja 1663 roku miał sposobność zapoznania się z pracą londyńskiej mennicy. Był zachwycony nowymi maszynami, nowymi monetami, które uznał za niemal niemożliwe do podrobienia. Praca mennicy tak go zaintrygowała, że dokładnie opisał, krok po kroku proces produkcji monet.
Nie wiem dlaczego M. Dąbrowska uznała ten fragment za mniej ciekawy i nie ujęła go w swoim tłumaczeniu. Na szczęście pełny tekst dziennika Samuela Pepysa jest dostępny bez ograniczeń. Można go znaleźć na Wikisource, ale ja polecam tę stronę.
Pod datą 19.05.1663 znajdziemy między innymi to:

1. Before they do anything they assay the bullion, which is done, if it be gold, by taking an equal weight of that and of silver, of each a small weight, which they reckon to be six ounces or half a pound troy; this they wrap up in within lead. If it be silver, they put such a quantity of that alone and wrap it up in lead, and then putting them into little earthen cupps made of stuff like tobacco pipes, and put them into a burning hot furnace, where, after a while, the whole body is melted, and at last the lead in both is sunk into the body of the cupp, which carries away all the copper or dross with it, and left the pure gold and silver embodyed together, of that which hath both been put into the cupp together, and the silver alone in these where it was put alone in the leaden case. And to part the silver and the gold in the first experiment, they put the mixed body into a glass of aqua-fortis, which separates them by spitting out the silver into such small parts that you cannot tell what it becomes, but turns into the very water and leaves the gold at the bottom clear of itself, with the silver wholly spit out, and yet the gold in the form that it was doubled together in when it was a mixed body of gold and silver, which is a great mystery; and after all this is done to get the silver together out of the water is as strange. But the nature of the assay is thus: the piece of gold that goes into the furnace twelve ounces, if it comes out again eleven ounces, and the piece of silver which goes in twelve and comes out again eleven and two pennyweight, are just of the alloy of the standard of England. If it comes out, either of them, either the gold above eleven, as very fine will sometimes within very little of what it went in, or the silver above eleven and two pennyweight, as that also will sometimes come out eleven and ten penny weight or more, they are so much above the goodness of the standard, and so they know what proportion of worse gold and silver to put to such a quantity of the bullion to bring it to the exact standard. And on the contrary, [if] it comes out lighter, then such a weight is beneath the standard, and so requires such a proportion of fine metal to be put to the bullion to bring it to the standard, and this is the difference of good and bad, better and worse than the standard, and also the difference of standards, that of Seville being the best and that of Mexico worst, and I think they said none but Seville is better than ours.

2. They melt it into long plates, which, if the mould do take ayre, then the plate is not of an equal heaviness in every part of it, as it often falls out.

3. They draw these plates between rollers to bring them to an even thickness all along and every plate of the same thickness, and it is very strange how the drawing it twice easily between the rollers will make it as hot as fire, yet cannot touch it.

4. They bring it to another pair of rollers, which they call adjusting it, which bring it to a greater exactness in its thickness than the first could be.

5. They cut them into round pieces, which they do with the greatest ease, speed, and exactness in the world.

6. They weigh these, and where they find any to be too heavy they file them, which they call sizeing them; or light, they lay them by, which is very seldom, but they are of a most exact weight, but however, in the melting, all parts by some accident not being close alike, now and then a difference will be, and, this filing being done, there shall not be any imaginable difference almost between the weight of forty of these against another forty chosen by chance out of all their heaps.

7. These round pieces having been cut out of the plates, which in passing the rollers are bent, they are sometimes a little crooked or swelling out or sinking in, and therefore they have a way of clapping 100 or 2 together into an engine, which with a screw presses them so hard that they come out as flat as is possible.

8. They blanch them.

9. They mark the letters on the edges, which is kept as the great secret by Blondeau, who was not in the way, and so I did not speak with him to- day.

10. They mill them, that is, put on the marks on both sides at once with great exactness and speed, and then the money is perfect. The mill is after this manner: one of the dyes, which has one side of the piece cut, is fastened to a thing fixed below, and the other dye (and they tell me a payre of dyes will last the marking of L10,000 before it be worn out, they and all other their tools being made of hardened steel, and the Dutchman who makes them is an admirable artist, and has so much by the pound for every pound that is coyned to find a constant supply of dyes) to an engine above, which is moveable by a screw, which is pulled by men; and then a piece being clapped by one sitting below between the two dyes, when they meet the impression is set, and then the man with his finger strikes off the piece and claps another in, and then the other men they pull again and that is marked, and then another and another with great speed. They say that this way is more charge to the King than the old way, but it is neater, freer from clipping or counterfeiting, the putting of the words upon the edges being not to be done (though counterfeited) without an engine of the charge and noise that no counterfeit will be at or venture upon, and it employs as many men as the old and speedier. They now coyne between L16 and L24,000 in a week.
Precyzyjny opis działania nowoczesnej, siedemnastowiecznej mennicy. Mimo niedzisiejszej angielszczyzny, czyta się to całkiem przyjemnie.
Co było dalej? Newton objął posadę w mennicy w 1695. Szacowano wtedy, że nie mniej, niż 10% monet w obiegu to falsyfikaty. W 1696 roku król William III ogłosił Coin Act - dokument nakazujący przebicie wszystkich pozostających w obiegu monet wybitych ręcznie na monety bite w nowej mennicy, zabezpieczone przed obcinaniem i nakazujący płacenie wszystkich powinności wobec Skarbu wyłącznie nowymi monetami. Proces przebijania monet zakończono w 1698 r. niestety bez planowanego sukcesu finansowego. Nadal obowiązywała dotychczasowa kalkulacja wartości złota względem srebra, nadal więc srebro opuszczało wyspy i trafiało na kontynent. To zmieniono dopiero w roku 1717 (też za Newtona). Wcześniej operację przebicia starych monet obiegowych przeprowadzono w Szkocji, jednocześnie ujednolicając pieniądz królestwa.
Król nadal potrzebował funduszy na opłacenie wojsk. Receptą miał być kredyt udzielony przez powołany w tym celu w 1694 Governor and Company of the Bank of England, po szwedzkim drugi najstarszy bank centralny. Bank udzielał kredytów emitując papiery wartościowe, gwarantowane przez gotówkę złożoną w nim przez inwestorów (akcjonariuszy, na dobrą sprawę). Początkowo przewidywano, że będą to papiery opiewające na duże sumy (np. sto funtów), a ich obieg zostanie ograniczony do transakcji między inwestorami. Dość szybko papiery trafiły na rynek powszechny i tym samym pojawiły się w Anglii jedne z pierwszych banknotów.

Jak wśród tych nowości odnalazł się William Chaloner? Czuł się, jak ryba w wodzie. Po pierwsze, powrócił do zarzuconego procederu fałszowania monet. Teraz jednak nie mógł ich bić podrobionymi stemplami, więc zastosował metodę odlewania, która odtwarzała "niepodrabialny" rant. Przy okazji powiększał zyski zaniżając próbę stopu. Nowy wynalazek w postaci banknotów oznaczał nowe pole do popisu. Chaloner opracował recepturę środka pozwalającego na usuwanie napisów z banknotów. Dzięki temu mógł zmieniać wartość zapisanych na nich kwot. Pracując z papierem, opanował nową umiejętność - druk. Wykonał klisze do druku kuponów loteryjnych i drukował ich tyle ile chciał.

Aż w końcu trafiła kosa na kamień. Bo Newton, zamiast traktować swoją posadę w mennicy, jak ciepłą synekurę, postanowił rozprawić się z fałszerzami. Sam prowadził śledztwa, spotykał się z informatorami, uczestniczył w przesłuchaniach. I w końcu dopadł Chalonera. Prośbami, groźbami, przekupstwem zgromadził dowody - zeznania licznych świadków, dowodzące, że Chaloner fałszował monety, że miał niezbędne do tego narzędzia i surowiec, że kontaktował się z ludźmi rozprowadzającymi falsyfikaty na rynku. Niektóre zeznania nie utrzymały by się przed rzetelnym sądem, na przykład oskarżenie, że jednego dnia wykonał falsyfikaty sześciu różnych nominałów w złocie i srebrze - to wymagało by potężnego warsztatu z licznymi urządzeniami, a czymś takim oskarżony nie dysponował.
Chaloner zdaje się bardziej obawiał się oskarżeń o fałszowanie biletów loteryjnych, tymczasem musiał bronić się w innej sprawie. Obrona nie miała szans. Sędzią był Sir Salathiel Lovell - "hanging judge". Mimo, że Chaloner zaczął udawać obłąkanego, człowieka ogarniętego manią prześladowczą, sądowi po wysłuchaniu świadków wystarczyło kilka minut zastanowienia i został ogłoszony wyrok śmierci. Miano go wykonać następnego dnia. Nocą skazaniec napisał kilka listów z błaganiami o ułaskawienie. Między innymi do Newtona.
O Dear Sr do this mercifull deed O my offending you has brought this upon me O for Gods sake if not mine Keep me from being murdered O dear Sr nobody can save me but you O God my God I shall be murdered unless you save me O I hope God will move your heart with mercy pitty to do this thing for me I am Your near murdered humble Servant
 Nie pomogło. Następnego dnia William Chaloner zawisł na szubienicy.
 

środa, 17 lutego 2016

Czym się zbiera stare pieniądze?

Ludzie łakną wiedzy. Nie zawsze potrafią samodzielnie znaleźć odpowiedź, wtedy proszą o pomoc.
Dawniej pytało się albo znajomych albo kogoś, kogo podejrzewało się, że będzie mógł pomóc.
Dzisiaj najczęściej zadaje się pytanie "wujkowi Google" (albo innej wyszukiwarce).

Wujek Google nie tyle zna odpowiedzi na wszystkie pytania, co wie (albo mu się wydaje, że wie), kto powinien je znać i zapytany o coś służy dłuższą, lub krótszą listą odnośników (linków) do źródeł wiedzy.
Regularnie sprawdzam statystyki mojego bloga - niedługo odfajkuję półmilionowe odwiedziny - przy okazji odkrywając skąd trafiają do mnie nowi goście i jakie pytania ich do mnie sprowadziły.

W zeszłym tygodniu na przykład na "Zbierajmy monety" zajrzał ktoś, kogo nurtowało pytanie "Czym zbiera się stare pieniądze?"
Nie wiem, czy spragniony wiedzy internauta/internautka znalazł/znalazła u mnie odpowiedź na nurtujące go/ją pytanie. Jeśli nie, to przepraszam gorąco za sprawiony zawód. Jeśli tak...

To znakomicie.

Na wszelki wypadek, kawa na ławę.
STARE PIENIĄDZE ZBIERA SIĘ GŁOWĄ*!


* (czytaj rozumem)

piątek, 5 lutego 2016

Instynkt samozachowawczy raz jeszcze

Tym razem, nie jak poprzednio, będzie mowa o rozważnym kupowaniu monet.

Byłem niedawno w pewnym sklepie numizmatycznym. Bywam w nim bardzo rzadko, bo nie po drodze mi do niego. Nie da się "przy okazji", to musi być specjalna wyprawa.

Byłem, zapytałem o kilka monet, których szukam od dawna (nic się nie zmieniło, nadal ich poszukuję) i obejrzałem, co ciekawego wystawiono do sprzedaży ze "starej Polski". Było tego nawet sporo i co z tego. Wytypowałem kilka monet, od których nie odrzuciły mnie wyceny i zacząłem je dokładniej oglądać.

Może to już paranoja, a może tylko nadmierna ostrożność i instynkt samozachowawczy - nie kupiłem nic. Wybrane monety, trojaki, szóstaki i orty Zygmunta III - dużo ich było w sklepie, pewnie ktoś przyniósł zbiór na sprzedaż - wyglądały nieźle. Powiedział bym nawet, że dobrze, ale...
Wszystko przez ten cholerny internet!
Nie mogę od pewnego czasu pozbyć się myśli, że pewnych monet nie wolno już kupować "na oko" bez możliwości porównania z innymi egzemplarzami.
Na pewno nie zaczęło się od wątku o fałszywych dukatach Zygmunta III, w którym pokazano również falsyfikaty dukatów Batorego bitych na dukatach Franciszka Józefa. Takie ślady innej monety można pod lupą zobaczyć.
Gorzej, kiedy moneta wygląda wiarygodnie. Bardzo wiarygodnie nawet. Do tego stopnia, że nabierają się poważne firmy i ich klienci. A kiedy przejrzy się archiwalne notowania świeżego nabytku, bywa że włosy dęba stają, bo okazuje się, że w ciągu kilku miesięcy (albo i lat) przez rynek przewinęło się kilka/kilkanaście monet niemal identycznych. I bynajmniej nie chodzi tu o monety spod tej samej pary stempli. To są monety z identycznymi uszkodzeniami, skaleczeniami w tych samych miejscach, z tak samo wytartymi tymi samymi elementami rysunku. Choć różnie spatynowane, różnie (umyślnie) pouszkadzane, to z charakterystycznymi uszkodzeniami powstałymi poza mennicą w tych samych  miejscach.
Najczęściej można się naciąć na takie właśnie orty Zygmunta III. I znów polecam forum TPZN.

Dlatego zrezygnuję z zakupów pewnych monet w sklepach i na giełdach. Ich zakup mogę zaryzykować tylko przez internet, bo mogę siedząc przed monitorem spokojnie przejrzeć archiwa. Własne i sieciowe. Zajrzeć do WCN, na CoinArchives, do Niemczyka, do archiwum Allegro - tego oficjalnego i do nieoficjalnego, w którym można zapisać interesujące aukcje i oczywiście na eBay i, co mniej oczywiste, na strony chińskich hurtowni. To stamtąd często pochodzi surowiec do oszukańczych przeróbek, polegających na mechanicznym i chemicznym postarzaniu "kopii" w celu upodobnienia ich do budzących zaufanie "wykopków"
Do długiej listy źródeł informacji porównawczych dołączył niedawno Gabinet Numizmatyczny Damiana Marciniaka publikując archiwum swoich aukcji.

I bardzo dobrze. źródeł wiedzy nigdy dość.

wtorek, 2 lutego 2016

Drzewo genealogiczne

W roku moich urodzin nie bito w Polsce monet. W obiegu były między innymi takie drobiazgi:
Mój Tata urodził się w roku wybicia tej pięciozłotówki
Mama, rok później
Strumień czasu rozdziela się. Najpierw pokażę linię "po kądzieli".
Dziadek Władysław urodził się w 1894 roku, jako poddany Franciszka Józefa I
Babcia Kazimiera, dziesięć lat później (FJ1 panował nadal).
Pradziadek Józef (ze strony dziadka) urodził się w roku Powstania Styczniowego. Nie mam żadnej monety Franciszka Józefa z tego roku, więc posłużę się miedziakiem z warszawskiej mennicy.
Prababcia Maria, jego żona przyszła na świat w roku 1869.
Pradziadek Jakub (ze strony babci) też był poddanym Franciszka Józefa
Prababcia (mama Babci) również, była dużo młodsza od Pradziadka, ale nie miałem szczęścia jej poznać. Zmarła trzy lata przed moimi urodzinami.

Przejdźmy do linii po mieczu.
Dziadek Adam i Babcia Kamila byli rówieśnikami
 

Pradziadek Szymon (ze strony Dziadka Adama) urodził się w 1860. Oczywiście za Franciszka Józefa
Jego żona Agnieszka, w 1868
A pradziadkowie ze strony Babci Kamili?
Prababcia, to rocznik 1856 - w tym roku arcyksiążę Albrecht Fryderyk Habsburg uruchomił w Żywcu swój browar. I w tym przypadku muszę posłużyć się zdjęciem monety z Warszawy.
Pradziadek Paweł był starszy od swojej żony o całe ćwierć wieku piętnaście lat. Urodził się w 1841, za Ferdynanda Pierwszego.

Na poznanie go nie miałem najmniejszych szans. Jego ojciec (mój pra-pradziadek), też Paweł urodził się w 1808. W tym roku Kozietulski szarżował pod Somosierrą! Tego pra-pradziadek pamiętać nie mógł, ale o wydarzeniach powstania listopadowego pewnie mógłby coś opowiedzieć.

Rozmawiajcie ze swoimi dziadkami i pradziadkami, jeśli tylko macie taką możliwość. Nie znam lepszej metody poznawania historii. Historii, która niekoniecznie musi wyglądać tak, jak w podręcznikach (albo gazetach).