Strony

wtorek, 17 stycznia 2017

Miedziaki koronne Augusta III - Dramatis personæ

W roli głównej, król
August III Sas (Fryderyk August Wettyn)

Muzeum Narodowe w Gdańsku
fotografia autora

Augustus III, Dei Gratia Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae, Russiae, Prussiae, Masoviae, Samogitiae, Kijoviae, Volhyniae, Podoliae, Podlachiae, Livoniae, Smolensciae, Severiae, Czerniechoviae, nec non hereditarius Dux Saxoniae Princeps et Elector etc.
a po naszemu August III, z Bożej łaski król Polski, wielki książę litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, kijowski, wołyński, podolski, podlaski, inflancki, smoleński, siewierski, czernihowski, a także dziedziczny książę saski i książę-elektor etc.

Podobno (tak twierdził Konopczyński, a może Kraszewski???), co rano król zadawał pytanie
- Brühl, hab'ich Geld?
na które zawsze słyszał w odpowiedzi
- Ja, Majestät.
I w ten elegancki sposób pojawia się osoba numer dwa - najważniejszy minister Augusta III, Heinrich von Brühl.
By Louis de Silvestre - www.wilanow-palac.pl, 
Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=12244132

To z jego poduszczenia August III miał zdecydować się na uruchomienie bicia pieniądza dla Polski wbrew Pacta Conventa, bez zgody Senatu Rzeczpospolitej. Rola ministra Brühla nie miała się ograniczyć do tylko inspiracji. Brühl najprawdopodobniej posunął się do bicia polskiej monety na własny (ze wspólnikami oczywiście) rachunek. Najprawdopodobniej odbywał się to na Spiszu, w Lubowli. Na uboczu, de facto, poza granicami Rzeczpospolitej, bez większych przeszkód, bo po śmierci królowej Marii Józefy to Brühl objął Starostwo Spiskie. Formalnie, bo już wcześniej sprawował tam rzeczywistą  władzę. Nie brakowało mu więc okazji by wykorzystać bliskość kopalń miedzi i srebra oraz chłonność rynku Rzeczpospolitej, potrzebującego pieniądza.

Ponieważ ograniczam się do monet miedzianych, następną osobą którą należy tu wymienić jest Friedrich Wilhelm ô Feral. W roku 1749 jednocześnie mincmistrz drezdeński i generalny probierz Saksonii. Jego inicjały pojawiają się na polskim srebrze bitym w Saksonii, na miedziakach nie, choć te pierwsze - szelągi z rocznikami 1749 i 1750 - wybito w Dreźnie. Nie dziwmy się, bo czy było by rozsądne firmowanie własnym nazwiskiem nie do końca legalnego przedsięwzięcia? Pierwsze szelągi zaprojektowali Christian Sigismund Wermuth i Johann Wilhelm Höckner. Wermuth, był synem najznakomitszego chyba saskiego medaliera Christiana Wermutha. Urodzony w Dreźnie w 1710 r. dożył sędziwego, jak na owe czasy wieku 81 lat. Nie zapisał się w historii, jako wielki medalier, przypisuje mu się jeden tylko medal upamiętniający brunszwicki kongres pokojowy z roku 1715 - medal powstał oczywiście znacznie później. To Wermutch właśnie wykonał stempel próbnego szelaga z 1749 r. Wykonawcą produkcyjnych stempli szelągów z roku 1749 był Höckner, uczeń (jeden z wielu) Christiana Wermutha.  Główny okres jego działalności przypadł na lata 1702-1733. Polskie szelągi były być może jego ostatnią pracą. Zmarł w roku 1749. W roli rytownika stempli polskich szelągów zastąpił go Carl Christoph Pribus, o którym niewiele wiadomo, poza tym, że pracował w mennicy drezdeńskiej aż do śmierci w roku 1787.

Kolejną osobą, o której powinienem wspomnieć jest Johann Gotthelf am Ende, zarządca (faktor) mennicy w Gruntalu. Am Ende nie zatrudniał własnego medaliera. Stemple szelągów bitych w jego mennicy powstawały w Dreźnie. Ich autorem był wspomniany wyżej Pribus. To tłumaczy stylistyczną jednorodność szelągów drezdeńskich (1749 i 1750) i późniejszych, gruntalskich (1751-1755).
Pracownikiem odpowiedzialnym bezpośrednio za produkcję monet był Johann Friedrich Renner, wcześniej pracujący w Dreźnie. 
Wbrew powszechnemu (w Polsce w każdym razie) przekonaniu, że Gruntal bił polskie szelągi tylko do roku 1755, do produktów tej mennicy musimy dopisać grosze. Pisałem o nich bardzo niedawno. Zanim do tego doszło, jeszcze w roku 1756, tajny rozkaz króla polecił pewnemu obrotnemu człowiekowi uruchomić dopiero co zamkniętą mennicę w Gruntalu i wybić w niej partię szelągów z wsteczną datą 1755 r. Człowiekiem tym był Peter Nicolaus von Gartenberg. Polecenia prawdopodobnie nie wykonał - brakło czasu, bo w lutym 1757 r. wkroczyli tam Prusacy.
Przyszedł rok 1762. Gruntal wrócił już pod kontrolę Saksonii. Lipsk był jeszcze w rękach pruskich, więc właściciel koncesji na bicie w tej mennicy srebra i złota dla Polski, Christian Gottlob Frege wystarał się o pozwolenie na uruchomienie mennicy w Gruntalu. Koncesję uzyskał, ale z zastrzeżeniem, że monety mają mieć daty wsteczne 1754 i 1755. Tym razem się udało, a i w tej operacji brał udział Gartenberg.

Mennica w Gubinie była przedsięwzięciem na większą skalę. Początkowo jej organizacją i zarządem zajmował się Francisco Theodor Freiherr von Stein (w literaturze spotyka się pisownię von Stain, ale również vom Stein). Przebieg wydarzeń zdaje się wskazywać, że pułkownik von Stein (pozostańmy przy tej pisowni) przecenił i swoje umiejętności w zakresie zarządzania i swoje możliwości finansowe. Jego kontrakt przewidywał ponoszenie wszelkich kosztów, począwszy od budowy i wyposażenia mennicy, przez zakup surowca i opłacanie personelu, po transport gotowych monet do wyznaczonego miejsca. Rozliczać miał się co kwartał. Dość szybko zadłużył się u Friedricha Ernsta Hertela, niższego stopniem, bo tylko kapitana. W rezultacie, od 1 listopada 1753 Hertel prowadził mennicę w Gubinie już samodzielnie.

W odróżnieniu od Gruntalu, Gubin miał własnego medaliera. Był nim Johann Friedrich Stieler (1729-1790), początkowo pracujący w Dreźnie - tam wykonał pierwsze stemple do szelągów 1751 z literą S - później w Gubinie, a od roku 1756 do śmierci na powrót w Dreźnie. Stieler od początku wykonywał stemple we własnej manierze. I portret króla i tarcza herbowa na rewersie są istotnie różne od projektu Wermutha. Przypomnę zdjęcia z wpisu Gdzie bito grosze koronne Augusta III.
 
Poszukując materiałów do książki, którą piszę, nie mogłem pominąć Numismatyki Krajowej Stężyńskiego-Bandtkie. A tam znienacka pojawia się nazwisko Stielera, ale wcale nie w związku z Augustem III.
Odszukałem więc publikację Lengnicha, w której rzeczywiście jest mowa o tym, że stemple trojaków Poniatowskiego z lat 1765 i 1766 (z popiersiem w zbroi) wykonał w Dreźnie nie kto inny, jak Stieler.

Stemple obu tych monet wyszły spod ręki J. F. Stielera.

Errata - 21 stycznia 2017
Według R. Janke, stemple trojaka którego przypisałem Stielerowi wyszły spod ręki jednego z braci Ludewig. Niestety, nie mam trojaka Stielera, aby go tu pokazać.

Związków między polskimi mennicami zarządzanymi przez Gartenberga i saskimi mennicami produkującymi miedziaki koronne Augusta III jest więcej. Na przykład likwidatorem mennicy w Gubinie (na początku 1756) był urzędnik mennicy drezdeńskiej, Benjamin Hunger. Urzędnik ten w roku 1766 czasowo pracował dla Gartenberga w Warszawie.

Uznałem, że dobrze będzie przedyskutować te sprawy z uznanym specjalistą od mennictwa Stanisława Augusta, Rafałem Janke.
Pan Rafał zwrócił uwagę na wielkie podobieństwo, a właściwie identyczność punc, które posłużyły do stworzenia niektórych stempli groszy z datami 1754 i 1755, z puncami którymi wykonano stemple groszy Poniatowskiego dla mennicy krakowskiej. Jej zarząd - nie trzeba chyba przypominać - sprawował Gartenberg. Dla ścisłości, chodzi o punce Orłów i Pogoni.
Gartenberg musiał zdawać sobie sprawę, że znalezienie biegłego rytownika stempli w Krakowie, w którym mennica działała ostatnio za Sobieskiego, było praktycznie niemożliwe. Wykorzystał więc swoje powiązania z mennicami saskimi, głównie z Dreznem i zapewnił nowym polskim mennicom znakomitych fachowców. Dla kwestii związanych z mennictwem Augusta III ma to o tyle znaczenie, że nie znamy miejsca wybicia niemałej ilości odmian groszy Wettyna z datami 1754 i 1755. Jeśli znalibyśmy nazwiska medalierów monet Poniatowskiego używających punc, którymi wcześniej tworzyli stemple monet Wettyna i jednocześnie mieli wiedzę o tym, gdzie ci fachowcy wcześniej pracowali, mielibyśmy niemal pewność co do miejsca wybicia tych tajemniczych groszy. Na przykład tego:

Niemal, a nie na pewno, bo jak widać, nie zawsze używano stempli tam, gdzie je wykonywano. Niestety, o szeregowych pracownikach mennic źródła zazwyczaj milczą. Czy zawsze, znów nie wiemy.

Jacek Staszewski we wstępie do swojej książki "August III Sas" pisze "Archiwum drezdeńskie dysponuje setkami tysięcy tomów archiwaliów z czasów Augusta III i przejrzenie ich jest zadaniem wykraczającym poza życie jednego historyka." (podkreślenie moje). Uważam za wielką szkodę, że w naszej historiografii ciągle więcej znaczą pełne uprzedzeń poglądy Konopczyńskiego i Askenazego, niż rzetelne analizy źródeł archiwalnych. Tylko komu chce się jeszcze grzebać w starych papierzyskach, komu chce się uczyć archaicznej niemczyzny, odcyfrowywać ręczne pismo tak niepodobne do współczesnego.
 

sobota, 7 stycznia 2017

Gdzie bito grosze koronne Augusta III.

Pierwsze grosze koronne Augusta III wybito w 1752 r. w Gubinie. Tu żadnych wątpliwości nie mamy. To rzadkie monety. Znamy dwie odmiany różniące się rewersami, a właściwie dolną częścią rewersu.
 
Rok 1753 przyniósł niewielkie tylko zmiany - oprócz groszy z AVGVSTVS na awersie, zaczęto bić grosze z imieniem króla z literami U w miejsce V. Do tego doszło kilka wariantów rewersu. Nadal jednak wszystkie te grosze bito w Gubinie.
 
 
Nie pokazuję tu wszystkich wariantów groszy z datą 1753, bo nie jest celem tego wpisu przedstawienie pełnego katalogu. Dzisiaj chodzi o próbę wskazania miejsc bicia tych monet.
Cechą wspólną groszy z datami 1752 i 1753 jest po pierwsze wielkość głowy króla, po drugie kształt skrzydeł orłów na rewersie. Jak istotne to cechy, okaże się przy rocznikach następnych.
O co chodzi z tymi orłami?
 
Na monetach gubińskich, i szelągach i groszach, skrzydła orłów zostały skomponowane z ostrych klinów. Górne krawędzie skrzydeł układają się wzdłuż poziomej linii, całkiem inaczej, niż na szelągach z Drezna i Gruntalu. Przypomnę, że Gubin miał swojego medaliera odpowiedzialnego za wykonanie stempli, którym był Johann Friedrich Stieler.
Rok 1754 przyniósł mnóstwo zmian. Tak można by pomyśleć widząc, jak wiele z tą datą pojawia nowych odmian i wariantów groszy. Tyle, że to nieprawda. W roku 1754 i dalej w 1755 nadal jedyną mennicą bijącą grosze był Gubin. Jedyną zmianą, jaka zaszła w tym czasie jest zastąpienie na rewersie cyfry 3 oznaczającej nominał monety wyrażony w szelągach, literą H będącą pierwszą literą nazwiska nowego zarządcy mennicy - Friedricha Ernsta Hertela.
 
I to na pewno są grosze wybite "legalnie" w Gubinie. Cudzysłów, bo z punktu widzenia Rzeczpospolitej, wszystkie polskie monety Augusta III można by uznać za bite bezprawnie, ale to już całkiem inna historia.

A co w takim razie można powiedzieć o takich groszach?
 
Czy rysunek orłów na rewersach tych monet czegoś Wam nie przypomina? Mnie przypomina orły z szelągów z Gruntalu, do których (przypominam) stemple wykonywano w Dreźnie. W artykule opublikowanym przez Klausa Heinza w Dresdner Numismatische Hefte nr 2/2000 znalazłem bardzo ciekawą informację. Otóż w roku 1762, kiedy mennica w Lipsku (a właściwie w Pleissenbergu pod Lipskiem) znajdowała się jeszcze w rękach pruskich, drezdeński bankier Christian Gottlob Frege posiadający od 1753 roku koncesję na bicie złotych i srebrnych monet w lipskiej mennicy, dostał pozwolenie na wybijanie miedzianych groszy w Gruntalu uwolnionym właśnie  spod pruskiej kontroli. Pozwolenie to obwarowane było dodatkowymi warunkami. Primo - należało odtworzyć zniszczoną mennicę. Secundo - bite w niej grosze miały mieć wsteczne roczniki - 1754 lub 1755, nie późniejsze. Tertio - przedsięwzięcie miało pozostać tajemnicą. Produkcję zorganizował niejaki Gartenberg (ten sam, który produkował pierwsze monety Stanisława Augusta!) przy udziale personelu mennicy drezdeńskiej.
Uważam, że grosze z królewskim popiersiem w zbroi antycznej z datami 1754 i 1755, mające pod herbami cyfrę 3 wybito w Gruntalu w roku 1762. Zachowały się rejestry, z których wynika, że w 1762 r. w Gruntalu przebito na grosze 98 cetnarów 72 funty i 19 łutów miedzi, co przekłada się na około 1,4 miliona monet - ilość odpowiadającą częstotliwości występowania tych charakterystycznych groszy na rynku.

Na tym rzecz się nie kończy. Znamy na przykład jeszcze takie grosze:
W ich przypadku można powiedzieć tylko jedno - najprawdopodobniej wybito je podczas wojny siedmioletniej w jednej z saskich mennic przejętych przez Prusy. Przejętych z dobrodziejstwem inwentarza i z wykwalifikowanym personelem. Grosze te (w całej swojej masie) są co najmniej tak samo liczne, jak grosze rzeczywiście wybite w latach 1754-1755. Od groszy bitych w Gubinie odróżniają je przede wszystkim:
  • kształt skrzydeł orłów,
  • wielość wariantów popiersia króla,
  • ukośny (a nie poziomy) podział tarczy herbowej na rewersie,
  • wielkość liter w legendach - litery na monetach z Gubina są wyraźnie mniejsze.
Paradoksalnie, wyraźnie daje się zauważyć lepsza jakość pruskich falsyfikatów w stosunku do saskich oryginałów. Monety bite pod pruską kontrolą więcej ważą, bite są z lepszej jakościowo miedzi. Lepsza jest też jakość bicia. Cóż, najwyraźniej mennice w Dreźnie i Lipsku dysponowały lepszym wyposażeniem i personelem.

I na tym nie koniec. Mamy jeszcze przecież grosze z rocznikiem 1758 i to w kilku wariantach! Kiedyś mylnie uważane za równie rzadkie, jak rocznik 1752.
Bito je i z popiersiem w zbroi antycznej
i w zbroi typu kirys
To też produkcja pruska. Jednoznacznie wskazuje na to F. Freiherr von Schrötter, w Das preußische Münzwesen im 18. Jahrhundert, II. Die Münzen aus der Zeit des Königs Friedrich II. des Großen (Acta Borussica).


Czy to wszystko?
Ależ nie!
Mamy na przykład takie cudaki
Czy to też falsyfikat pruski? Tego, jak przypuszczam nigdy się nie dowiemy.

Tak samo za mało prawdopodobne uważam zidentyfikowanie produktów wzmiankowanej często, nielegalnej mennicy na Spiszu. Starostwem Spiskim po śmierci królowej Marii Józefy zarządzał minister Henryk Brühl, który blisko współpracował z wspomnianym wyżej Piotrem Gartenbergiem. W biogramie tego ostatniego opublikowanym przez Władysłąwa Konopczyńskiego w VII tomie Polskiego Słownika Biograficznego czytamy:
W ll. 1758–60 widzimy G-a na Spiszu, które to starostwo po śmierci królowej Marii Józefy dzierżył Brühl. G. administrował dobrami, szukał minerałów, opiekował się dysydentami (bo też sam był luteraninem), a przy sposobności znów produkował szelągi, bodaj na osobisty rachunek Brühla, i to w rozmiarach niemal inflacyjnych.
Czy tylko szelągi? A może i grosze?

środa, 4 stycznia 2017

Nakłady monet obiegowych 2016

Dobry zwyczaj utrwalił się i już w pierwszym tygodniu nowego roku zobaczyliśmy na stronie NBP uaktualnioną tabelę z wielkością nakładów monet obiegowych.

W roku 2016 wybito:

1 grosz    - 266 011 103
2 grosze   - 142 741 600
5 groszy   - 120 900 100
10 groszy  - 116 700 000
20 groszy  -  69 120 000
50 groszy  -  28 980 000
1 złoty    -  29 775 000
2 złote    -  35 150 000
5 złotych  -  35 040 000


Trzy najniższe nominały, to produkcja The Royal Mint. Skąd oni wydłubali te ostatnie trzy jednogroszówki?

Nakłady niemałe, a wszystkie znaki na niebie i Ziemi sugerują, że w tym roku nie będą mniejsze, za to z nowymi awersami.

Przy okazji pochwalę się jedną z nowo kupionych monet
Grosz 1754 z nietypowym rewersem (popatrzcie na orły i porównajcie z innymi monetami z tego rocznika!) i ładnie dopracowanym portretem króla. Gdyby ta moneta nie była tak płytko wybita, prezentowała by się nie gorzej od trojaka "mundurowca" S. A. Poniatowskiego.

Niedługo postaram się o kontynuację postu o szelągach - mowa będzie oczywiście o mennicach, w których wybito grosze Augusta III.


poniedziałek, 2 stycznia 2017

Przegląd Numizmatyczny przechodzi do sieci.

Numer 4/2016 (95) wedle zapowiedzi Red. J. Dutkowskiego jest ostatnim regularnym drukowanym numerem Przeglądu Numizmatycznego.
Od tej chwili rolę kwartalnika ma przejąć strona internetowa www.przegladnumizmatyczny.pl

Plany są ambitne. Redakcja obiecuje oprócz dostępu do nowych (już internetowych) wydań PN, także dostęp do wszystkich numerów archiwalnych. To za opłatą. Dostęp do aktualnego numeru ma kosztować 7,50 zł, dostęp roczny 25 zł. Nie podano, czy dostęp do archiwum będzie bezpłatny, czy również będzie konieczna opłata.

Zanim przejdę do innych obietnic Redakcji, kilka uwag dotyczących odpłatności za korzystanie z serwisu.
Zapowiedź o rezygnacji z wydawania PN drukiem nie zmartwiła mnie. Korzystam z cyfrowej formy czasopism od dawna. Zarówno z wydawnictw ukazujących się wyłącznie w sieci (przy okazji polecam oczywiście Gdańskie Zeszyty Numizmatyczne i z zupełnie innej beczki http://fullcirclemagazine.org/downloads/ - magazyn dla użytkowników Ubuntu), jak i z płatnego dostępu do prasy tradycyjnej. Warunkiem zainteresowania tą ostatnią formą jest łatwość opłacania usługi - PayPal albo inny sposób szybkiej płatności internetowej. Na razie nie wiadomo, czy taka szybka płatność będzie dostępna dla czytelników PN, bo w chwili, gdy to piszę strona PN ma jeszcze dawną zawartość - nie ma na niej ani słowa o zaplanowanej rewolucji. Za to w zakupionym dziś kwartalniku podano... numery kont, na które należy wpłacać pieniądze dla uzyskania dostępu do treści płatnych. Jak będzie realizowana kontrola dostępu, o tym ani słowa.

Co jeszcze obiecała nam Redakcja PN. Strona Przeglądu ma przybrać formę bloga. Będą zapowiedzi artykułów, krótkie notatki na tematy numizmatyczne, komentarze i recenzje wydarzeń z rynku numizmatycznego. Ma powstać "skrzynka pytań i odpowiedzi". Ma też zacząć działać forum.

Na razie pozostaje nam oczekiwanie - już dodałem internetowy adres PN do listy codziennych odwiedzin. Kiedy strona zacznie działać po nowemu, jeszcze nie wiadomo. Na pewno warto kibicować, by Redakcji udało się zrealizować przynajmniej część obietnic.

P.S.
Wyrok zawieszono. Więcej tu:
https://zbierajmymonety.blogspot.com/2017/04/przedswiateczne-zaskoczenia.html