13 maja 2019 na forum TPZN umieściłem prośbę o informacje na temat wariantów napisu SALUS REIPUBLICAE SUPREMA LEX na pięciozłotówkach z lat 1928-1932.
Tę samą prośbę powtórzyłem 19 maja tu na blogu.
Klęska!
W sumie od czterech osób dostałem informację o trzynastu monetach.
Mówi się trudno.
Oto podsumowanie obejmujące monety moje i zgłoszone na forum, blogu i jednym emailu.
Edycja - 2019-07-02 - dostałem jeszcze jedną wiadomość dot. 2 monet z 1928 (Warszawa) i po jednej z roczników 1931 i 1932.
Zaktualizowane dane:
1928 - Bruksela
7 mm - sztuk 3
9 mm - sztuk 1
1928 - Warszawa
9 mm - znak mennicy 1,2 mm od stopy - sztuk 2
9 mm - znak mennicy ??? mm od stopy - sztuk 1
12 mm - znak mennicy 1,2 mm od stopy - sztuk 1
12 mm - znak mennicy 1,7 mm od stopy - sztuk 2
10 mm - znak mennicy 2,1 mm od stopy - sztuk 1
14 mm - znak mennicy 1,2 mm od stopy - sztuk 1
14 mm - znak mennicy 2,1 mm od stopy - sztuk 2
1930
13 mm - sztuk 1
1931
14 mm - sztuk 3
1932
16 mm - sztuk 1
Jakakolwiek analiza na podstawie tak skąpej ilości danych była by równie wiarygodna, jak wróżenie z wnętrzności zwierząt ofiarnych. Haruspikiem nie jestem, na razie się poddaję.
Jeśli ktoś z Was zechce udostępnić informacje o wariantach napisu SALUS REIPUBLICAE SUPREMA LEX na monetach ze swojego zbioru, będę wdzięczny i powyższą statystykę uzupełnię. Może kiedyś dojdziemy do ilości danych pozwalającej na snucie teorii.
Na dziś wystarczy. Idę poszukać jakiegoś chłodnego miejsca.
PS.
Na Allegro pokazała się oferta sprzedaży jednofenigówki Królestwa Polskiego 1917.
Wygląda na oryginał.
Na dodatek to egzemplarz, który widzę po raz pierwszy. Mamy więc na dziś potwierdzone istnienie co najmniej 28 egzemplarzy na rynku numizmatycznym. Ciekawe, jaka będzie cena końcowa.
Edycja, 26.07.2019
Końcową cenę już znamy. 4650,00 zł. Nie spodziewałem się, że cena przekroczy 2500.
Strony
▼
niedziela, 30 czerwca 2019
czwartek, 27 czerwca 2019
Blogi versus Facebook
Wytrwali czytelnicy mojego bloga pamiętają być może, jak zmieniał się mój pogląd na posiadanie profilu na FB.
W październiku roku 2012 wyjaśniałem dlaczego uważam posiadanie konta na Facebooku za zbędne.
Pękłem w lutym 2013.
W końcu miarka się przebrała, zlikwidowałem facebookowe konta - i prywatne i fanpage bloga.
Na FB zaglądam. Mam listę kilku profili, które obserwuję. Przy umiejętnym wykorzystaniu mechanizmów oferowanych przez uBlock Origin i sprytnym manipulowaniu zawartością plików hosts.allow i hosts.deny nie nastręcza to żadnych kłopotów.
Jednym z tych profili jest https://www.facebook.com/gndmpl/. 14 czerwca pojawił się na nim wpis "Czy blogi zostaną zjedzone przez Facebooka?". Króciutki, o treści:
Mam swoje lata. Internet zachwycił mnie od samego początku. Możliwość wymiany informacji, dzielenia się wiedzą, to coś wspaniałego, pod dwoma jednak warunkami. Po pierwsze, osoba służąca informacją powinna być uczciwa i rzetelna, po drugie, osoba poszukująca informacji powinna umieć ocenić, czy osoba służąca informacją jest uczciwa i rzetelna. Osoby udzielające się na FB, które uważam za autorytety albo poważne "firmy" swoją renomę zbudowały poza FB. Jeśli postanowiły, że FB, a nie blog, będzie ich oknem na świat, oknem do dzielenia się swoją wiedzą i do wymiany myśli z innymi użytkownikami sieci, to ich decyzja. Podobno konta na FB mają "wszyscy". O kwantyfikatorach wielkich (wszyscy, nikt, zawsze, nigdy itp. już tu kiedyś pisałem). Zwykle okazuje się, że nie wszyscy, tylko pewna liczba ludzi, że nie zawsze, tylko prawie zawsze itd. Przekaz wiedzy przez FB - OK (pod warunkiem, że ktoś tak jak ja, radzi sobie z mechanizmami wymuszającymi posiadanie tam konta), ale wymiana myśli - to już nie zawsze, bo nie mając konta na FB, nie można pytać ani odpowiadać. Blog takiego ograniczenia nie ma.
Jeśli autor bloga jest konsekwentny, pracowity, rzetelny, to nawet jeśli trafiają się okresy, kiedy blog musi ustąpić pola innym aktywnościom, to są to tylko "przejściowe trudności". Problemem jest tylko ewentualny chwilowy brak weny, pomysłu na temat kolejnego wpisu, ale i to łatwo się pokonuje.
Niewątpliwą przewagą bloga jest fakt, że to przekaz wolny od rozpraszaczy. Nie wyskakują powiadomienia o kotkach znajomych, o menu ich wczorajszej kolacji ani "zabawne" filmiki linkowane bezkrytycznie w przerażających ilościach. Nie wiem natomiast, dlaczego goście bloga rzadziej komentują wpisy, niż goście profili na FB. Żeby przeczytać to, co w tej chwili piszę, nikt nie musi nigdzie zakładać konta i później się na nie logować. To samo dotyczy możliwości komentowania. Trzeba się tylko pogodzić z tym, że komentarze (przynajmniej u mnie) są moderowane - nie pokazują się natychmiast, a dopiero po tym, gdy się na nie zgodzę. Praca nad tym, to cena jaką płacę za wolność bloga od reklamy lustrzanek, podejrzanych medykamentów i stron "tylko dla dorosłych".
Za bardzo się rozpisałem, żeby więc było jasne. Uważam, że blogi nie zostaną zjedzone przez Facebooka. Te dobre. One przetrwają tak długo, jak ich autorów będzie cieszyło ich prowadzenie. Fanpage (fanpejdże?) obowiązuje ten sam mechanizm - dobre i wartościowe utrzymają się i będą żywe tak długo, jak będą chcieli ich autorzy.
W każdym razie, wolę zaglądać tu
niż tu
choć w tym ostatnim miejscu nowe treści pojawiają się częściej, nie wspominając o ilości i jakości reakcji czytelników.
Jeszcze jedna uwaga. Videoblogi. Trafiają w gust tzw. współczesnego odbiorcy, ale... Nie można ich wydrukować, jak np. wpisów z mojego bloga. Na dobrą sprawę, są nie źródłem wiedzy, tylko tego źródła reklamą. Złapałem się na tym, że po przesłuchaniu kilku odcinków takich videoblogów (a także niektórych wykładów z sesji GNDM), wracałem do nich później by zrobić notatki. Teraz mam do nich łatwy dostęp i nie muszę się zastanawiać, czy to co mnie interesuje było w siedemnastej, czy jedenastej minucie nagrania. Zrzuty co ciekawszych obrazków dopełniają całości.
Na tym dziś koniec.
Za kilka dni podsumuję wyniki ankiety dotyczącej wariantów napisu na rancie pięciozłotówek z Nike.
W październiku roku 2012 wyjaśniałem dlaczego uważam posiadanie konta na Facebooku za zbędne.
Pękłem w lutym 2013.
Wymyśliłem sobie, że na Facebooku będę umieszczał krótkie notatki o nowych publikacjach, interesujących stronach internetowych i zapowiedzi zaplanowanych wpisów na bloga. Co z tego wyniknie? Поживём – увидимMijały lata, podczas których FB zajmował miejsce na liście obowiązkowo codziennie odwiedzanych stron www. Cierpliwie odpowiadałem na pytania zadawane przez odwiedzających fanpage mojego bloga. Cierpliwie usuwałem polubienia osób, z którymi było mi bardzo nie po drodze - nie chciałem być kojarzony z żadną opcją polityczną, ideologiczną, religijną. Cierpliwie odrzucałem prośby o zostanie czyimś "znajomym", tłumacząc, że taką po prostu przyjąłem zasadę, czego dowodem był licznik "znajomych" trwale wyświetlający cyfrę ZERO. Mniej cierpliwie obserwowałem statystyki bloga, a konkretniej, statystyki ilości odwiedzin generowanych przez wyszukiwarki i inne strony www. Mniej cierpliwie, bo ruch z FB był niewielki, niezależnie od tego czy wpisy na fanpage pojawiały się często, czy rzadko.
W końcu miarka się przebrała, zlikwidowałem facebookowe konta - i prywatne i fanpage bloga.
Na FB zaglądam. Mam listę kilku profili, które obserwuję. Przy umiejętnym wykorzystaniu mechanizmów oferowanych przez uBlock Origin i sprytnym manipulowaniu zawartością plików hosts.allow i hosts.deny nie nastręcza to żadnych kłopotów.
Jednym z tych profili jest https://www.facebook.com/gndmpl/. 14 czerwca pojawił się na nim wpis "Czy blogi zostaną zjedzone przez Facebooka?". Króciutki, o treści:
Tym oto pytaniem chciałbym poruszyć kwestię, do której się przymierzam już jakiś czas :) Czyli aktualizacja wpisu "Blogi o monetach".Jako że konta na FB już nie mam, nie mogłem tam umieścić mojej odpowiedzi na pytanie p. Damiana. Odpowiem więc tu.
Nie wiem jak wy, ale ja mam wrażenie, że ten rok dla numizmatycznej blogosfery był najsłabszy. Nowych twarzy nie dochodzi, obecni na liście, z chlubnymi wyjątkami, się wykruszają. Z kolei rośnie trend, że coraz chętniej ludzie dzielą się swoją pasją w formie fanpage'y. Mamy m.in. Numizmatyka prostym słowem, czy specjalistyczne Katalog Półtoraków Wazów lub Mennictwo Flawiuszy. Czy to już trend, czy tylko chwilowa moda, wszak obie formy mają swoje plusy i minusy ;)
Mam swoje lata. Internet zachwycił mnie od samego początku. Możliwość wymiany informacji, dzielenia się wiedzą, to coś wspaniałego, pod dwoma jednak warunkami. Po pierwsze, osoba służąca informacją powinna być uczciwa i rzetelna, po drugie, osoba poszukująca informacji powinna umieć ocenić, czy osoba służąca informacją jest uczciwa i rzetelna. Osoby udzielające się na FB, które uważam za autorytety albo poważne "firmy" swoją renomę zbudowały poza FB. Jeśli postanowiły, że FB, a nie blog, będzie ich oknem na świat, oknem do dzielenia się swoją wiedzą i do wymiany myśli z innymi użytkownikami sieci, to ich decyzja. Podobno konta na FB mają "wszyscy". O kwantyfikatorach wielkich (wszyscy, nikt, zawsze, nigdy itp. już tu kiedyś pisałem). Zwykle okazuje się, że nie wszyscy, tylko pewna liczba ludzi, że nie zawsze, tylko prawie zawsze itd. Przekaz wiedzy przez FB - OK (pod warunkiem, że ktoś tak jak ja, radzi sobie z mechanizmami wymuszającymi posiadanie tam konta), ale wymiana myśli - to już nie zawsze, bo nie mając konta na FB, nie można pytać ani odpowiadać. Blog takiego ograniczenia nie ma.
Jeśli autor bloga jest konsekwentny, pracowity, rzetelny, to nawet jeśli trafiają się okresy, kiedy blog musi ustąpić pola innym aktywnościom, to są to tylko "przejściowe trudności". Problemem jest tylko ewentualny chwilowy brak weny, pomysłu na temat kolejnego wpisu, ale i to łatwo się pokonuje.
Niewątpliwą przewagą bloga jest fakt, że to przekaz wolny od rozpraszaczy. Nie wyskakują powiadomienia o kotkach znajomych, o menu ich wczorajszej kolacji ani "zabawne" filmiki linkowane bezkrytycznie w przerażających ilościach. Nie wiem natomiast, dlaczego goście bloga rzadziej komentują wpisy, niż goście profili na FB. Żeby przeczytać to, co w tej chwili piszę, nikt nie musi nigdzie zakładać konta i później się na nie logować. To samo dotyczy możliwości komentowania. Trzeba się tylko pogodzić z tym, że komentarze (przynajmniej u mnie) są moderowane - nie pokazują się natychmiast, a dopiero po tym, gdy się na nie zgodzę. Praca nad tym, to cena jaką płacę za wolność bloga od reklamy lustrzanek, podejrzanych medykamentów i stron "tylko dla dorosłych".
Za bardzo się rozpisałem, żeby więc było jasne. Uważam, że blogi nie zostaną zjedzone przez Facebooka. Te dobre. One przetrwają tak długo, jak ich autorów będzie cieszyło ich prowadzenie. Fanpage (fanpejdże?) obowiązuje ten sam mechanizm - dobre i wartościowe utrzymają się i będą żywe tak długo, jak będą chcieli ich autorzy.
W każdym razie, wolę zaglądać tu
niż tu
choć w tym ostatnim miejscu nowe treści pojawiają się częściej, nie wspominając o ilości i jakości reakcji czytelników.
Jeszcze jedna uwaga. Videoblogi. Trafiają w gust tzw. współczesnego odbiorcy, ale... Nie można ich wydrukować, jak np. wpisów z mojego bloga. Na dobrą sprawę, są nie źródłem wiedzy, tylko tego źródła reklamą. Złapałem się na tym, że po przesłuchaniu kilku odcinków takich videoblogów (a także niektórych wykładów z sesji GNDM), wracałem do nich później by zrobić notatki. Teraz mam do nich łatwy dostęp i nie muszę się zastanawiać, czy to co mnie interesuje było w siedemnastej, czy jedenastej minucie nagrania. Zrzuty co ciekawszych obrazków dopełniają całości.
Na tym dziś koniec.
Za kilka dni podsumuję wyniki ankiety dotyczącej wariantów napisu na rancie pięciozłotówek z Nike.
sobota, 8 czerwca 2019
Wietrzenie kolekcji
Dziś króciutko.
Postanowiłem pozbyć się części monet z kolekcji. Na pierwszy ogień idą niektóre monety Austrowęgier.
Żeby zapoznać się z ofertą wystarczy kliknąć w "SPRZEDAM" na górze strony i później w wyświetlony zrzut ekranu (albo od razu w to zdjęcie).
Zapraszam na zakupy.
Postanowiłem pozbyć się części monet z kolekcji. Na pierwszy ogień idą niektóre monety Austrowęgier.
Żeby zapoznać się z ofertą wystarczy kliknąć w "SPRZEDAM" na górze strony i później w wyświetlony zrzut ekranu (albo od razu w to zdjęcie).
Zapraszam na zakupy.
sobota, 1 czerwca 2019
Dzień dziecka.
Dziś pierwszy dzień czerwca, Międzynarodowy Dzień Dziecka. Nie to święto jednak jest przyczyną dzisiejszego wpisu. Co prawda, podobno wszyscy mężczyźni pozostają dziećmi do końca (znam wyjątki od tej reguły) i dzisiejszy dzień może być dla nich dobrą okazją do sprawienia sobie prezentu, na przykład jakiejś pięknej monety, ale do dzisiejszego pisania skłoniły mnie inne wydarzenia z pierwszym czerwca związane.
W 390 roku p.n.e., Rzym oblegli Galowie. Kapitolu bronił kapitan straży Marek Manliusz. Podobno to on jako pierwszy usłyszał zaniepokojone czymś gęsi, rzucił się ku obwarowaniom by sprawdzić skąd ten harmider i w ostatniej chwili strącił z nich Gala, który był bliski wdarcia się na broniony teren. Spadający napastnik strącił wspinających się tuż za nim towarzyszy, pozostali ratując się przed upadkiem czepiali się skał, co ułatwiło obrońcom ich zabicie. Od tego czasu Marek Manliusz zyskał przydomek Capitolinus i razem z drobiem przeszedł do historii. Fortuna kołem się toczy. Pięć lat później Marek Manliusz stanął na czele ruchu plebejskiego protestującego przeciw niepomyślnej dla plebejuszy polityce senatu i defraudacjom pieniędzy publicznych.Po przeciągającym się procesie skazano go na śmierć. Wyrok wykonano w roku 384 p.n.e. strącając go ze Skały Tarpejskiej (w/g Tytusa Liwiusza) albo ścinając (tak twierdzili Kasjusz Dion i Geliusz). Po śmierci Marka Manliusza jego dom zburzono i zakazano, by kiedykolwiek teren po nim mógł zamieszkać którykolwiek patrycjusz.
Teren był atrakcyjny i skoro nie mógł zostać wykorzystany na siedzibę patrycjuszowską, przeznaczono go innemu celowi. Już 1 czerwca tego samego 384 roku p.n.e. Marek Furiusz Kamillus ogłosił budowę świątyni Junony Monety. Wygląda na to, że chciał w ten sposób uhonorować swoje zwycięstwo nad etruskim miastem Weje, które zdobył po wieloletnich staraniach. Do świątyni miał trafić zabrany z Wejów posąg Junony. Budowlę dedykowano w 344 roku p.n.e.
Przydomek Moneta znaczy Ostrzegająca, Doradzająca, od łacińskiego słowa monere. W świątyni Junony Monety przechowywano srebro, z którego bito monety w mennicy położonej bezpośrednim sąsiedztwie. Trwało to mniej więcej przez cztery wieki, aż do czasów Domicjana, który przeniósł mennicę państwową w pobliże Koloseum.
Przy świątyni Junony trzymano gęsi, święte ptaki bogini, symbol czystości i czujności.
Czterysta lat, to kawał czasu. Nic dziwnego, że przydomek Junony dał imię personifikacji pieniądza i opiekunki transakcji handlowych. Jej atrybutami były róg obfitości i waga.
Wagę ledwo widać (ale widać) na moim egzemplarzu follisa cesarza Dioklecjana wybitym w Akwilei w roku 303 na dwa lata przed abdykacją cesarza. Na awersie czytamy IMP DIOCLETIANVS PF AVG, na rewersie SACR MONET AVGG ET CAESS NOSTR. To dość duża moneta, Ma średnicę prawie 28 mm i waży ponad 10 gramów.
Dioklecjan do władzy doszedł nie z powodu pochodzenia i bogactwa. Pochodził z Dalmacji, z rodziny wyzwoleńca senatora Annulinusa. Awansował dzięki służbie w armii.Cesarzem obwołało go wojsko w listopadzie 284 roku po tajemniczej śmierci Numeriana, syna Karusa. Na drodze do pełni władzy stał jeszcze cesarz Karinus, którego Dioklecjan pokonał w maju roku 285. W czerwcu dotarł do Rzymu i został zatwierdzony przez senat. W lipcu powołał na współrządcę Maksymiana Herculiusa. W roku 293 nastąpił kolejny podział władzy - powstałą tetrarchia. Władzę w imperium sprawowali odtąd:
Zmiany wprowadzono też w systemie administracji Imperium. Prowincje zgrupowano w dwanaście diecezji zarządzanych przez wikarych. Diecezje zgrupowano w prefektury. Rozbudowano biurokrację powołując nowe urzędy do obsługi dworu cesarskiego i do zarządzania finansami. Zaczęto ściągać podatki z Italii, wprowadzając jednocześnie podatek progresywny, którego wysokość zależała od jakości i ilości posiadanej ziemi i zatrudnionych pracowników. Dioklecjan przeprowadził też reformę monetarną zmieniając względną wartość aureusa i argenteusa i nominałów brązowych. Inflacji niestety nie opanował. Nie pomógł nawet edykt o cenach maksymalnych grożący śmiercią za jego nieprzestrzeganie. Dioklecjan nie ustabilizował rynku. Jego nowe aureusy i argenteusy nawiązujące parametrami do nominałów z początku III wieku były za dobre i znikały z rynku. W obiegu pozostały follisy i antoniniany poprzedników. Nie pierwszy to i nie ostatni przykład nieskutecznej reformy monetarnej.
1 czerwca to data ważna również dla polskiej numizmatyki. W tym dniu w roku 1838 utraciły ostatecznie prawo obiegu monety wybite podczas Powstania Listopadowego. Mam jednak wrażenie, że ich obieg, a przynajmniej obieg trojaków trwał znacznie dłużej. Zbyt często spotyka się egzemplarze tak bardzo wytarte, że nie wydaje się możliwe, by zaledwie siedem lat mogło doprowadzić je do takiego stanu.
W 390 roku p.n.e., Rzym oblegli Galowie. Kapitolu bronił kapitan straży Marek Manliusz. Podobno to on jako pierwszy usłyszał zaniepokojone czymś gęsi, rzucił się ku obwarowaniom by sprawdzić skąd ten harmider i w ostatniej chwili strącił z nich Gala, który był bliski wdarcia się na broniony teren. Spadający napastnik strącił wspinających się tuż za nim towarzyszy, pozostali ratując się przed upadkiem czepiali się skał, co ułatwiło obrońcom ich zabicie. Od tego czasu Marek Manliusz zyskał przydomek Capitolinus i razem z drobiem przeszedł do historii. Fortuna kołem się toczy. Pięć lat później Marek Manliusz stanął na czele ruchu plebejskiego protestującego przeciw niepomyślnej dla plebejuszy polityce senatu i defraudacjom pieniędzy publicznych.Po przeciągającym się procesie skazano go na śmierć. Wyrok wykonano w roku 384 p.n.e. strącając go ze Skały Tarpejskiej (w/g Tytusa Liwiusza) albo ścinając (tak twierdzili Kasjusz Dion i Geliusz). Po śmierci Marka Manliusza jego dom zburzono i zakazano, by kiedykolwiek teren po nim mógł zamieszkać którykolwiek patrycjusz.
Teren był atrakcyjny i skoro nie mógł zostać wykorzystany na siedzibę patrycjuszowską, przeznaczono go innemu celowi. Już 1 czerwca tego samego 384 roku p.n.e. Marek Furiusz Kamillus ogłosił budowę świątyni Junony Monety. Wygląda na to, że chciał w ten sposób uhonorować swoje zwycięstwo nad etruskim miastem Weje, które zdobył po wieloletnich staraniach. Do świątyni miał trafić zabrany z Wejów posąg Junony. Budowlę dedykowano w 344 roku p.n.e.
Przydomek Moneta znaczy Ostrzegająca, Doradzająca, od łacińskiego słowa monere. W świątyni Junony Monety przechowywano srebro, z którego bito monety w mennicy położonej bezpośrednim sąsiedztwie. Trwało to mniej więcej przez cztery wieki, aż do czasów Domicjana, który przeniósł mennicę państwową w pobliże Koloseum.
Przy świątyni Junony trzymano gęsi, święte ptaki bogini, symbol czystości i czujności.
Czterysta lat, to kawał czasu. Nic dziwnego, że przydomek Junony dał imię personifikacji pieniądza i opiekunki transakcji handlowych. Jej atrybutami były róg obfitości i waga.
Wagę ledwo widać (ale widać) na moim egzemplarzu follisa cesarza Dioklecjana wybitym w Akwilei w roku 303 na dwa lata przed abdykacją cesarza. Na awersie czytamy IMP DIOCLETIANVS PF AVG, na rewersie SACR MONET AVGG ET CAESS NOSTR. To dość duża moneta, Ma średnicę prawie 28 mm i waży ponad 10 gramów.
Dioklecjan do władzy doszedł nie z powodu pochodzenia i bogactwa. Pochodził z Dalmacji, z rodziny wyzwoleńca senatora Annulinusa. Awansował dzięki służbie w armii.Cesarzem obwołało go wojsko w listopadzie 284 roku po tajemniczej śmierci Numeriana, syna Karusa. Na drodze do pełni władzy stał jeszcze cesarz Karinus, którego Dioklecjan pokonał w maju roku 285. W czerwcu dotarł do Rzymu i został zatwierdzony przez senat. W lipcu powołał na współrządcę Maksymiana Herculiusa. W roku 293 nastąpił kolejny podział władzy - powstałą tetrarchia. Władzę w imperium sprawowali odtąd:
- Dioklecjan (wschodnie wybrzeże Morza Śródziemnego),
- Maksymian (Italia, Afryka i Hiszpania),
- Galeriusz (dolina Dunaju i Bałkany),
- Konstancjusz Chlorus (Brytania i Galia).
Zmiany wprowadzono też w systemie administracji Imperium. Prowincje zgrupowano w dwanaście diecezji zarządzanych przez wikarych. Diecezje zgrupowano w prefektury. Rozbudowano biurokrację powołując nowe urzędy do obsługi dworu cesarskiego i do zarządzania finansami. Zaczęto ściągać podatki z Italii, wprowadzając jednocześnie podatek progresywny, którego wysokość zależała od jakości i ilości posiadanej ziemi i zatrudnionych pracowników. Dioklecjan przeprowadził też reformę monetarną zmieniając względną wartość aureusa i argenteusa i nominałów brązowych. Inflacji niestety nie opanował. Nie pomógł nawet edykt o cenach maksymalnych grożący śmiercią za jego nieprzestrzeganie. Dioklecjan nie ustabilizował rynku. Jego nowe aureusy i argenteusy nawiązujące parametrami do nominałów z początku III wieku były za dobre i znikały z rynku. W obiegu pozostały follisy i antoniniany poprzedników. Nie pierwszy to i nie ostatni przykład nieskutecznej reformy monetarnej.
1 czerwca to data ważna również dla polskiej numizmatyki. W tym dniu w roku 1838 utraciły ostatecznie prawo obiegu monety wybite podczas Powstania Listopadowego. Mam jednak wrażenie, że ich obieg, a przynajmniej obieg trojaków trwał znacznie dłużej. Zbyt często spotyka się egzemplarze tak bardzo wytarte, że nie wydaje się możliwe, by zaledwie siedem lat mogło doprowadzić je do takiego stanu.