Strony

czwartek, 14 stycznia 2021

Tajemnicze literki mniej tajemnicze?

Dziesięć lat bez kilku miesięcy minęło od dnia, kiedy umieściłem na blogu tekst o tajemniczych literkach. Moja książka "Miedziane monety koronne Augusta III" ma już rok (bez kilkunastu dni) a ja nadal, co jakiś czas na nowo łamię sobie głowę, próbując dojść do znaczenia małych literek umieszczanych w dolnej części rewersu szelągów koronnych Augusta III. 

Najczęściej łapie mnie to w związku z zakupem kolejnych szelągów, bo może Was zdziwi, ale nadal te miedziane maleństwa kupuję. Coraz rzadziej, bo coraz mniej luk w zbiorze, ale kupuję. Ostatnio poszczęściło mi się i wygrałem na Allegro szeląga, który jest tak rzadki, że gdybym nie zweryfikował jego istnienia u Czapskich, byłbym skłonny zakwalifikować go do "kategorii Yeti". 

W moim katalogu jest pod numerem S.52.N.U ale bez zdjęcia. Do wczoraj nie dysponowałem zdjęciem szeląga tej odmiany, który byłby w stanie zachowania pozwalającym na bezdyskusyjną identyfikację. 

Stan i tym razem nie zachwyca, ale moneta jest czytelna. Patynę ma nie "szufladową" tylko "ziemską". Mimo to widać, że wykonawca stempla, najpewniej sam Stieler, przyłożył się do roboty. Nawet ta kluczowa literka N wygląda bardzo dobrze. Literka, bo jak widać, jest mniejsza od zwykle w tym miejscu umieszczanych. 

I to jest ten moment, w którym po raz enty zaczyna się u mnie galopada myśli - cóż te literki oznaczać mogą? Czapski w katalogu swojego zbioru, w opisie szeląga 1751S zaznaczył, że na rewersach szelągów z lat następnych występują różne litery, które prawdopodobnie nie były znakami mincerzy, lecz identyfikowały kolejne partie produkowanych monet. Trudno to jednak pogodzić z bardzo wyraźnymi różnicami rzadkości niektórych literek. Dlaczego partie miałyby tak bardzo różnić się liczebnością?

Gdyby gubińska mennica funkcjonowała na takich zasadach, jakie wieki wcześniej wdrożono w Kutnej Horze, sprawa byłaby prosta. Każdy z kilkunastu warsztatów działających w ramach mennicy ma swój znak - literę, więc wiadomo który ile monet wybił i jaka zaplata mu się za to należy. W Gubinie nie było tylu warsztatów, bo monet nie bito ręcznie, tylko tłoczono je na prasach śrubowych. Prasy mogły pracować niemal bez przerwy. Byle tylko było z czego tłoczyć monety, byle było światło, ludzie i stemple. Od samego początku w roku 1751, przez cały rok 1752 aż do końca października 1753, mennicą zarządzał Francisco Theodor von Stein. Protegowany Bruhla, pułkownik dragonów, musiał mieć wcześniej jakieś doświadczenia w zakresie organizacji dostaw i zarządzania ludźmi. Przypuszczam, że z tych doświadczeń mógł wziąć się pomysł na "brygadowy system pracy" i stosowanie literowych wyróżników dla monet produkowanych przez poszczególne brygady. Takie wyjaśnienie wydaje mi się w tej chwili najlepsze. Nie jest z nim sprzeczne występowanie w ramach tej samej odmiany literowej wariantów różniących się kształtem litery - wyróżnika. Różnorodność kroju tych literek może prowadzić do wniosku, że na stempel nanosił je nie jego wykonawca, tylko użytkownik. Dają się wytłumaczyć również niezwykle rzadkie przypadki przebijania tych liter - mogło to następować przy przejmowaniu stempla jednej brygady przez drugą. Można oczywiście przyjąć też, że jakaś brygada używała stempli z różnymi literami. Ba, można nawet taki stan wiązać ze zmianami w składzie brygady.

Oczywiście, to tylko spekulacje myślowe. Próby logicznego wyjaśnienia obserwowanego zjawiska, w sytuacji gdy nie dysponujemy odpowiednimi archiwalnymi zapisami. A może dysponujemy? Może gdzieś, wśród tysięcy teczek w niemieckich archiwach leży sobie regulamin organizacyjny Münzstätte Guben i czeka na to, by ktoś go znalazł, przeczytał, opublikował. 

W przypadku tego szeląga szczęście mnie nie zawiodło. Za to, na trwającej jeszcze aukcji RDA, na którą wysłałem limity dla szesnastu monet, na razie klapa na całej linii. 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.