Strony

środa, 19 maja 2021

Tym razem o kupowaniu.

Było o sprzedawaniu, dwukrotnie nawet. Pora napisać coś o kupowaniu monet, literatury i innych numizmatycznych "pomocy naukowych". 

Prawie codziennie wpadają do mojej skrzynki (wirtualnej) powiadomienia o nowych aukcjach. Gdybym chciał dokładnie te wszystkie katalogi przeglądać, a potem jeszcze analizować rezultaty, czasu na jedzenie i sen by mi brakło. Pierwszy wniosek jest prosty, automatyczny - skoro jest taka podaż, to musi być popyt, a to oznacza, że nasze hobby ma się dobrze.

Prawie codziennie trafiam też na przeróżnych forach na skargi i narzekania na absurdalnie wysokie ceny końcowe tych wszystkich licytacji. Piszący je, zwykle nie mają wątpliwości - wszystkiemu winni są inwestorzy, dla prawdziwych kolekcjonerów nastały czasy posuchy. 

Gdy zestawić oba te zjawiska, obraz staje się jeszcze klarowniejszy - popyt jest większy, niż mogło by się początkowo zdawać. I nie ma co zwalać winy na inwestorów, bo ci prawdziwi, nie takimi drobiazgami jak monety są zainteresowani. Trzeba przecież pamiętać, że to już nie te czasy, kiedy kisiliśmy się w naszym małym krajowym stawku. Teraz rekiny buszują po oceanach i w ruch nierzadko idą kwoty równe obrotowi całych, wielodniowych aukcji największych z naszych firm numizmatycznych.

W zakładkach mojej przeglądarki (Vivaldi, gdyby ktoś był ciekawy) zapisuję sobie co ciekawsze handlowo-numizmatyczne smaczki. Na przykład takie.

Rzadka, a właściwie bardzo rzadka dziesięciogroszówka 1840 z omyłkowym znakiem mennicy - w opisie mamy W-W, a tak naprawdę, to pierwsze W, to nie W, tylko M obrócone do góry nogami. Tak to wygląda z bliska.

Jakby nie było, to moneta rzadka, znana od dawna, już Plage o niej pisał:

"106 - Odmiana - w napisie GROSZY zamiast litery G jest C, a pod orłem litera M jest odwrócona i przypomina W." 

Zwróciliście uwagę na moje podkreślenie? W opisach jednogroszówek Plage pisał "G przypomina C" - oczywiście chodziło o nieobecność pionowego szeryfa. Bez niego G rzeczywiście przypomina C. 

Zakładać trzeba, że opisy "zamiast G jest C" i "G przypomina C" są tożsame. No dobrze, co wobec tego sprzedano na 18 aukcji PDA za 360 zł + młotkowe? Na monecie szeryf ewidentnie jest, słusznie więc w opisie znalazło się podkreślenie, że Plage nie notuje. Podano numer 9391 z Kopickiego, i słusznie, bo w tomie "Tablice, część 2" na rysunku poz. 9391 szeryf jest.  

Czy koś z Was ma/widział/ma zdjęcia odmiany 10 groszy 1840 WW z G bez szeryfa? Ja takiej sztuki nigdy nie widziałem, ani na żywo, ani na zdjęciu. Z faktu braku ilustracji tej odmiany u Plagego wnioskuję, że i On takiej monety nie widział. Oparł się zapewne na czyimś niedokładnym opisie i pozostało "zamiast G jest C" i... okazja do podkreślenia wyjątkowości zapisem "Plage nie notuje". Co prawda, to prawda, przecież nie notuje, ale moim zdaniem, ciekawsze byłoby pochwalenie się monetą dokładnie odpowiadającą opisowi odmiany numeru 106.

Wylicytowana cena, 360 zł + prowizja, czyli łącznie 425 zł nie jest przesadnie wysoka. Powiem więcej, na tle innych monet o porównywalnej rzadkości, uważam ją za niewygórowaną. Może powodem był brak gradingu, ale przecież rzetelnie opisany stan 4 nie dawał szans na dobrą ocenę gradera. Nieważne. Ktoś kupił za niecałe pół tysiąca rzadką monetę, pojawiającą się na rynku raz na kilka lat i powinien być z tego zadowolony. Ja byłbym, bo za swój egzemplarz zapłaciłem w 2007 roku 199 zł. i ani wtedy, ani dziś tego wydatku nie żałuję. 

Plage nie notuje, Chałupski nie notuje... Dwie monety, w których opisach znalazła się ta ostatnia wzmianka zwróciły niedawno moją uwagę. Obie na 19 aukcji WDA. 

Pierwsza z nich, to szeląg Augusta III z 1751 r. z literką S. 

Poszedł za 270 zł + prowizja. Ciekawe, co wywarło na kupującym  większe wrażenie, R7 u Kamińskiego, czy brak tego wariantu w moim katalogu. 

Druga, szeląg tegoż władcy, rocznik 1752, literka A.

Tym razem cena poszybowała, że ho, ho - 1450 zł + prowizja i w tym przypadku przypuszczam, że to moja wina/zasługa (niepotrzebne skreślić)

Pisząc swój katalog miedziaków koronnych Augusta III oczywiście przeprowadziłem kwerendę w kilku muzeach, ale nie powiedziałbym, że była to "gigantyczna kwerenda w większości muzeów". Licentia poetica, powiedzmy.
Faktem jest, że budując coś w rodzaju zbioru badawczego, mającego być podstawą do opracowania katalogu, za szelągi w podobnym stanie zachowania płaciłem po kilka/ kilkanaście złotych, w kilku wyjątkowych przypadkach (nie przyznam się których) zapłaciłem coś między 50, a 100 zł. Więcej dałem tylko za szelągi z kontrmarkami i za gruntalskiego szeląga (bez literki) z roku 1755 - było to w roku 2016 i od tego czasu nie natknąłem się na żadną ofertę tej monety! Więcej zapłaciłem też za kilka monet już po ukazaniu się mojego katalogu.
Faktem jest też, że szeląga z 1752 r z literką A i AVGVSTVS nie mam i chętnie włączyłbym go do zbioru, jednak nie za te pieniądze za taki stan zachowania. To, że na tę kombinację cech dotąd nie natrafiłem, nie musi być równoznaczne z jej niebywałą rzadkością. Mogło się zdarzyć, że miałem szansę taką monetę widzieć i kupić, ale widząc 1752 A, jakoś wariant pisowni imienia króla zlekceważyłem. Sidła zastawione. Cierpliwie poczekam, aż coś w nie wpadnie.

Jakie wnioski z tego wszystkiego mogą wyciągnąć kupujący?

  • Dobrze mieć katalogi, żeby wiedzieć czego nam brakuje, co jest rzadkie, a co pospolite.
  • Dobrze mieć rozeznanie, czy to co czytamy w katalogach jest prawdą, przypuszczeniem, czy zwykłą pomyłką (vide szeląg 1751 S z rzadkością R7 u Kamińskiego/Żukowskiego - a może już w 1980 wiedzieli o wariancie "z szeroką koroną", tylko nie umieścili tego w opisie?)
  • Dobrze mieć umiejętność oddzielania reklamy od rzetelnego opisu - tu ponownie wraca konieczność posiadania katalogów i weryfikowania opisów serwowanych przez sprzedawców - na jednej z najbliższych aukcji wystawiono lipski grosz (1/24 talara) Augusta III z roku 1760 bez inicjałów mincmistrza na awersie, pisząc, że to moneta nienotowana, choć w katalogu Kahnta bez trudu znajdujemy ją pod numerem 594 z całkiem przeciętną wyceną.
  • Dobrze mieć swój własny kanon zachowań na zakupach i ściśle się go trzymać.
    • Ja, jeśli jakąś monetę "muszę mieć", a pojawia się ona w sprzedaży tylko sporadycznie, to licytuję wysoko, czasem nieracjonalnie wysoko, ale przecież, jeśli MUSZĘ...
    • Jeśli to moneta z gatunku, fajnie było by ją mieć i jednocześnie to coś, co pojawia się na rynku dość często, to licytuję rozsądnie - cena w tym przypadku musi odzwierciedlać i rzadkość i stan zachowania
    • Jeśli to moneta, bez której mój zbiór może się obejść, licytuję na zasadzie "dam wyraźnie poniżej poziomu rynkowego - jeśli się uda to świetnie, jeśli nie, to nie".
Bardzo jestem ciekaw, jak na poziom cen obiegówek II RP wpłynie niedawno wypuszczone na rynek, drugie wydanie katalogu J. Parchimowicza, poszerzone o warianty stempli niskich nominałów. Pewne może być tylko to, że ceny wydania pierwszego powinny spaść. Chyba, że do gry wkroczą miłośnicy pierwodruków :-)

czwartek, 13 maja 2021

OLX, czyli o sprzedawaniu monet przez kolekcjonerów raz jeszcze.

W marcu napisałem krótki tekst, w reakcji na narzekania o braku "porządnego portal do handlu, wymiany, tylko dla monet". Nie będę przypominał dziś powodów, dla których oczekiwanie "portalu ... tylko dla monet" jest mrzonką. Chcę natomiast podzielić się spostrzeżeniami po dwumiesięcznym prawie, intensywniejszym korzystaniu z OLX. 

Podtrzymuję opinię wyrażoną w marcu, że jest to bardzo dobre miejsce do pozbywania się dubletów i monet, które z różnych powodów przestały pasować do zbioru.

Po pierwsze, jako sprzedawcy mogą działać osoby nie prowadzące działalności gospodarczej. Oczywiście, tak samo jest na eBay.pl, choć już nie na Allegro.pl, bo tam sprzedawcy okazjonalni zostali wrzuceni do tworu Allegro Lokalnie.
eBay i Allegro mają nad OLX przewagę, bo oferują sprzedaż aukcyjną - wyceny dokonuje "niewidzialna ręka rynku" (czasem With a little help from the sellers friends), ale z kolei OLX wygrywa, nie pobierając prowizji od sprzedawców monet i innych obiektów kolekcjonerskich.

Po drugie, na OLX zagląda naprawdę wiele osób. Według badania Gemius/PBI w marcu 2020 serwis OLX.pl zanotował 13,4 mln użytkowników (dane PBI/Gemius), którzy wygenerowali 1,5 mld odsłon (za Wikipedią). 

Po trzecie, bezpieczeństwo sprzedających. Mechanizm wysyłki z paczkomatu do paczkomatu (Przesyłka OLX), oprócz racjonalnych kosztów wysyłki oraz sprawnie działającego bezpiecznego systemu przekazywania należności, zapewnia sprzedającemu prywatność. Kupujący nie poznają adresu ani numeru konta sprzedających. Rozumiem oczywiście, że z punktu widzenia kupującego niekoniecznie wygląda to na rozwiązanie w pełni bezpieczne, ale przy zachowaniu reguł zdrowego rozsądku, narażenie nie jest większe, niż na innych serwisach. 

Co mi się nie podoba w funkcji "Przesyłka OLX", to brak możliwości łączenia przesyłek. Zasada osobnej przesyłki do każdego ogłoszenia sprawia, że kupujący unikają ogłoszeń dotyczących pojedynczych, niedrogich monet, bo po doliczeniu kosztów wysyłki, niedrogie stają się drogimi. To zjawisko wymusza na sprzedających oferowanie takich niedrogich monet w zestawy, co nie zawsze musi odpowiadać potencjalnym nabywcom. Każde ograniczenie można oczywiście obejść. Można korespondencyjnie lub telefonicznie umówić się na wysyłką łączną kilku oferowanych osobno obiektów, ale w takich przypadkach margines ryzyka może się znacznie poszerzać.

Wszystko, co wyżej napisałem, może się Wam wydawać nadmiernym optymizmem, bo pierwsze wrażenie po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła "monety" może czasem wbić w fotel, i to nie z powodu atrakcyjności oferty. Gwarantuję (niestety), że najpierw rzucą się Wam w oczy takie na przykład "kwiatki":


Można się długo zastanawiać, na co liczy oferent. Mam nadzieję, że tylko oferent, a nie sprzedawca, bo szansę na sprzedaż tego "numizmatu" za te pieniądze oceniam na porównywalne z szansą na główną wygraną w Eurojackpot. Z drugiej strony, kto bogatemu zabroni bezsensownego wydawania pieniędzy. 

Metodą na unikanie obrazków i opisów podważających wiarę w rozsądek naszych rodaków jest umiejętne używanie wyszukiwarki. To zresztą dotyczy nie tylko OLX. Na innych serwisach sprzedażowych też można znaleźć numizmatyczne cudeńka, jeśli się tylko wie czego szukać, albo gdy się człowiek wczuje w sposób myślenia kogoś, kto niekoniecznie wie, co ma, albo myśli, że wie, a w rzeczywistości wie nie całkiem.

Ceny! Te na pierwszy rzut oka mogą odstraszać. Nie mam teraz na myśli przypadków, jak na pokazanym wyżej obrazku, mówię o standardowych ogłoszeniach wystawionych przez przeciętnych oferentów. Na szczęście większość z nich jest otwarta na rozsądne negocjacje dotyczące i ceny i łączonej wysyłki wielu obiektów. Wiem, co piszę, bo testowałem z pozytywnymi efektami.

Testować będę nadal. I jako sprzedający (https://www.olx.pl/oferty/uzytkownik/PhPR/), i jako kupujący. Zachęcam do podjęcia takich samych prób. Przecież im więcej będzie tam ogłoszeń rozsądnych, tym większe będą szanse na sukcesy dla obu stron transakcji.