Było o sprzedawaniu, dwukrotnie nawet. Pora napisać coś o kupowaniu monet, literatury i innych numizmatycznych "pomocy naukowych".
Prawie codziennie wpadają do mojej skrzynki (wirtualnej) powiadomienia o nowych aukcjach. Gdybym chciał dokładnie te wszystkie katalogi przeglądać, a potem jeszcze analizować rezultaty, czasu na jedzenie i sen by mi brakło. Pierwszy wniosek jest prosty, automatyczny - skoro jest taka podaż, to musi być popyt, a to oznacza, że nasze hobby ma się dobrze.
Prawie codziennie trafiam też na przeróżnych forach na skargi i narzekania na absurdalnie wysokie ceny końcowe tych wszystkich licytacji. Piszący je, zwykle nie mają wątpliwości - wszystkiemu winni są inwestorzy, dla prawdziwych kolekcjonerów nastały czasy posuchy.
Gdy zestawić oba te zjawiska, obraz staje się jeszcze klarowniejszy - popyt jest większy, niż mogło by się początkowo zdawać. I nie ma co zwalać winy na inwestorów, bo ci prawdziwi, nie takimi drobiazgami jak monety są zainteresowani. Trzeba przecież pamiętać, że to już nie te czasy, kiedy kisiliśmy się w naszym małym krajowym stawku. Teraz rekiny buszują po oceanach i w ruch nierzadko idą kwoty równe obrotowi całych, wielodniowych aukcji największych z naszych firm numizmatycznych.
W zakładkach mojej przeglądarki (Vivaldi, gdyby ktoś był ciekawy) zapisuję sobie co ciekawsze handlowo-numizmatyczne smaczki. Na przykład takie.
Rzadka, a właściwie bardzo rzadka dziesięciogroszówka 1840 z omyłkowym znakiem mennicy - w opisie mamy W-W, a tak naprawdę, to pierwsze W, to nie W, tylko M obrócone do góry nogami. Tak to wygląda z bliska.Jakby nie było, to moneta rzadka, znana od dawna, już Plage o niej pisał:
"106 - Odmiana - w napisie GROSZY zamiast litery G jest C, a pod orłem litera M jest odwrócona i przypomina W."
Zwróciliście uwagę na moje podkreślenie? W opisach jednogroszówek Plage pisał "G przypomina C" - oczywiście chodziło o nieobecność pionowego szeryfa. Bez niego G rzeczywiście przypomina C.
Zakładać trzeba, że opisy "zamiast G jest C" i "G przypomina C" są tożsame. No dobrze, co wobec tego sprzedano na 18 aukcji PDA za 360 zł + młotkowe? Na monecie szeryf ewidentnie jest, słusznie więc w opisie znalazło się podkreślenie, że Plage nie notuje. Podano numer 9391 z Kopickiego, i słusznie, bo w tomie "Tablice, część 2" na rysunku poz. 9391 szeryf jest.Czy koś z Was ma/widział/ma zdjęcia odmiany 10 groszy 1840 WW z G bez szeryfa? Ja takiej sztuki nigdy nie widziałem, ani na żywo, ani na zdjęciu. Z faktu braku ilustracji tej odmiany u Plagego wnioskuję, że i On takiej monety nie widział. Oparł się zapewne na czyimś niedokładnym opisie i pozostało "zamiast G jest C" i... okazja do podkreślenia wyjątkowości zapisem "Plage nie notuje". Co prawda, to prawda, przecież nie notuje, ale moim zdaniem, ciekawsze byłoby pochwalenie się monetą dokładnie odpowiadającą opisowi odmiany numeru 106.
Wylicytowana cena, 360 zł + prowizja, czyli łącznie 425 zł nie jest przesadnie wysoka. Powiem więcej, na tle innych monet o porównywalnej rzadkości, uważam ją za niewygórowaną. Może powodem był brak gradingu, ale przecież rzetelnie opisany stan 4 nie dawał szans na dobrą ocenę gradera. Nieważne. Ktoś kupił za niecałe pół tysiąca rzadką monetę, pojawiającą się na rynku raz na kilka lat i powinien być z tego zadowolony. Ja byłbym, bo za swój egzemplarz zapłaciłem w 2007 roku 199 zł. i ani wtedy, ani dziś tego wydatku nie żałuję.
Plage nie notuje, Chałupski nie notuje... Dwie monety, w których opisach znalazła się ta ostatnia wzmianka zwróciły niedawno moją uwagę. Obie na 19 aukcji WDA.
Pierwsza z nich, to szeląg Augusta III z 1751 r. z literką S.
Poszedł za 270 zł + prowizja. Ciekawe, co wywarło na kupującym większe wrażenie, R7 u Kamińskiego, czy brak tego wariantu w moim katalogu.Druga, szeląg tegoż władcy, rocznik 1752, literka A.
Pisząc swój katalog miedziaków koronnych Augusta III oczywiście przeprowadziłem kwerendę w kilku muzeach, ale nie powiedziałbym, że była to "gigantyczna kwerenda w większości muzeów". Licentia poetica, powiedzmy.
Faktem jest, że budując coś w rodzaju zbioru badawczego, mającego być podstawą do opracowania katalogu, za szelągi w podobnym stanie zachowania płaciłem po kilka/ kilkanaście złotych, w kilku wyjątkowych przypadkach (nie przyznam się których) zapłaciłem coś między 50, a 100 zł. Więcej dałem tylko za szelągi z kontrmarkami i za gruntalskiego szeląga (bez literki) z roku 1755 - było to w roku 2016 i od tego czasu nie natknąłem się na żadną ofertę tej monety! Więcej zapłaciłem też za kilka monet już po ukazaniu się mojego katalogu.
Faktem jest też, że szeląga z 1752 r z literką A i AVGVSTVS nie mam i chętnie włączyłbym go do zbioru, jednak nie za te pieniądze za taki stan zachowania. To, że na tę kombinację cech dotąd nie natrafiłem, nie musi być równoznaczne z jej niebywałą rzadkością. Mogło się zdarzyć, że miałem szansę taką monetę widzieć i kupić, ale widząc 1752 A, jakoś wariant pisowni imienia króla zlekceważyłem. Sidła zastawione. Cierpliwie poczekam, aż coś w nie wpadnie.
Jakie wnioski z tego wszystkiego mogą wyciągnąć kupujący?
- Dobrze mieć katalogi, żeby wiedzieć czego nam brakuje, co jest rzadkie, a co pospolite.
- Dobrze mieć rozeznanie, czy to co czytamy w katalogach jest prawdą, przypuszczeniem, czy zwykłą pomyłką (vide szeląg 1751 S z rzadkością R7 u Kamińskiego/Żukowskiego - a może już w 1980 wiedzieli o wariancie "z szeroką koroną", tylko nie umieścili tego w opisie?)
- Dobrze mieć umiejętność oddzielania reklamy od rzetelnego opisu - tu ponownie wraca konieczność posiadania katalogów i weryfikowania opisów serwowanych przez sprzedawców - na jednej z najbliższych aukcji wystawiono lipski grosz (1/24 talara) Augusta III z roku 1760 bez inicjałów mincmistrza na awersie, pisząc, że to moneta nienotowana, choć w katalogu Kahnta bez trudu znajdujemy ją pod numerem 594 z całkiem przeciętną wyceną.
- Dobrze mieć swój własny kanon zachowań na zakupach i ściśle się go trzymać.
- Ja, jeśli jakąś monetę "muszę mieć", a pojawia się ona w sprzedaży tylko sporadycznie, to licytuję wysoko, czasem nieracjonalnie wysoko, ale przecież, jeśli MUSZĘ...
- Jeśli to moneta z gatunku, fajnie było by ją mieć i jednocześnie to coś, co pojawia się na rynku dość często, to licytuję rozsądnie - cena w tym przypadku musi odzwierciedlać i rzadkość i stan zachowania
- Jeśli to moneta, bez której mój zbiór może się obejść, licytuję na zasadzie "dam wyraźnie poniżej poziomu rynkowego - jeśli się uda to świetnie, jeśli nie, to nie".