Właśnie skończyłem, to co zacząłem przeszło rok temu. Swoją drogą nie przypuszczałem, że zajmie mi to tyle czasu.
Archiwum jest już kompletne, dostępne tutaj. Zapraszam do lektury. Jeśli coś nie działa, nie wyświetla się, nie wygląda, jak należy - proszę o sygnał.
Nareszcie będę miał więcej czasu dla miedziaków Augusta III.
Strony
▼
sobota, 29 grudnia 2012
piątek, 21 grudnia 2012
Moneta - metalowy znak pieniężny.
Wikipedia definiuje monetę, jako:
"przeważnie metalowy znak pieniężny, o określonej formie, opatrzony znakiem emitenta. Emitent gwarantował umowną wartość monety. Pierwotnie wartość ta zbliżona była do rynkowej wartości kruszców zawartych w monecie."O problemach, na które napotykają producenci monet napiszę za chwilę - najpierw rozwiązanie zagadki z poprzedniego wpisu. Zagadka okazała się banalna. Wszystkie osoby komentujące wpis bez trudu zidentyfikowały opisywaną monetę:
Też uważam, że Kurier Warszawski przesadził. To ładna moneta.
Monety projektu Tadeusza Breyera atakowano nie tylko za wygląd. Jak wiadomo, pierwotnie zaplanowano bicie monet o nominałach 1 złoty i 2 złote w srebrze próby 835 i pięciozłotówki w srebrze próby 900, zgodnie z zasadami Monetarnej Unii Łacińskiej. Szybko to zmieniono i do obiegu trafiły tylko jedno- i dwuzłotówki ze srebra próby 750.
Bardzo krytycznie ocenił to Witold Broniewski w dwuczęściowym artykule "Stopy legalne w Polsce" opublikowanym w Przeglądzie Technicznym nr 17 i 18 z r. 1925 (dostępne w zasobach Federacji Bibliotek Cyfrowych).
Główne zarzuty wyglądały tak:
Warto przestudiować dokładnie artykuł Broniewskiego i dalszą polemikę z dyrektorem mennicy Janem Aleksandrowiczem (Przegląd Techniczny nr 34 z roku 1925). Są tam bardzo interesujące informacje o poziomie zabezpieczenia wartości nominalnej monet przez metal, o procederze fałszowania francuskich pięciofrankówek i o technicznych aspektach produkcji monet. Adwersarze zgadzają się w jednym - mosiężne dwu- i pięciogroszówki z datą 1923 wybito na krążkach z bardzo nieodpowiedniego stopu, co jednak można w pewnym stopniu usprawiedliwić. Krążki te zakupiono już w roku 1922 z przeznaczeniem na emisję bilonu w walucie markowej, do której nie doszło ze względu na hiperinflację.
W dzisiejszych czasach nie oczekuje się, że metal, z którego bije się monety obiegowe powinien zabezpieczać ich wartość. Metal dobiera się pod kątem odporności na zużycie i braku negatywnego wpływu na zdrowie użytkowników. Ważny jest też aspekt ekonomiczny - to niedobrze, gdy koszt produkcji monety (materiał + robocizna) przewyższa jej wartość nominalną. Z problemem tym borykają się wszyscy. Jedne państwa radzą sobie rezygnując z najniższych nominałów (np. Republika Czeska). Inne zastępują kosztowny surowiec tańszym. Dobrym przykładem są amerykańskie centy. Pierwsze kroki oszczędnościowe podjęto w II połowie XIX w. zastępując w roku 1856 miedziane centy o średnicy 27,5 mm małymi, miedzioniklowymi o średnicy 19 mm. Później, podczas II Wojny Światowej stop miedzi zastąpiono stalą pokrywaną powłoka cynkową. Do miedzioniklu powrócono w roku 1947. W roku 1959 nikiel zastąpiono dodatkiem cyny i cynku. W latach 1962-1982 ze stopu wyeliminowano cynę. Od roku 1982 centy bije się z cynku pokrytego warstewką miedzi, która stanowi tylko 2,5% zawartości monety. Wzrost cen surowców spowodował, że sama wartość metalu w cencie przewyższa jego wartość nominalną. A centów bije się rocznie około sześciu miliardów - takie jest zapotrzebowanie rynku!
Nic więc dziwnego, że myśli się o zniwelowaniu strat związanych z produkcją monet (i innych pieniędzy - wszystko wskazuje, że banknoty z Waszyngtonem zostaną wkrótce całkowicie zastąpione monetami).
W zeszłym tygodniu przedstawiono w Kongresie USA przeszło 400- stronicowy raport z dwuletnich badań wykonanych w mennicy w Filadelfii.
Okazuje się, że spośród 80 pierwiastków metalicznych widniejących w tablicy Mendelejewa tylko cztery są dziś tańsze od miedzi i niklu. Są to aluminium, żelazo, cynk i ołów. Ołów nie może być brany pod uwagę ze względu na własności mechaniczne i negatywny wpływ na zdrowie człowieka. W filadelfijskiej mennicy przebadano 29 różnych stopów bijąc z nich monety o "nonsensownym rysunku" - nie mogły być podobne do żadnych obiegowych monet.
"cent" ze stali pokrytej aluminium
zdjęcie z The Salt Lake Tribune
Przypuszczam, że i u nas trwają podobne prace, bo o ile mi wiadomo, produkcja jednogroszówek też przynosi straty. Ciekawe, czy skończy się na zmniejszeniu ilości nominałów, czy grosze pozostaną, tylko zmieni się ich skład. Ta druga opcja będzie dla nas, kolekcjonerów znacznie ciekawsza.
poniedziałek, 17 grudnia 2012
Co to za moneta?
Na wielu forach numizmatycznych użytkownicy bawią się w zgadywanki. Pokazuje się powiększenie małego (ale charakterystycznego) fragmentu monety i pada pytanie:
- co to za moneta?
Kto pierwszy prawidłowo odpowie, ma prawo zadać następna zagadkę.
Przykład z forum TPZN: ZAGADKA
Dziś pobawimy się inaczej. Proszę spróbować odgadnąć, jaką monetę opisano w ten sposób w Kurierze Warszawskim.
Rewers:
Kiedy zajmowałem się pomocą w identyfikacji monet na forum e-numizmatyki zdarzało mi się czytać bardzo fantazyjne opisy, ale z tak kwiecistym nigdy nie miałem do czynienia.
Dostałem dziś email z zapytaniem: "Proszę o opinię co Pan o tej monecie myśli"
(usunąłem oczywiście dane "szczęśliwego" zwycięzcy). "Szczęśliwego", bo aukcja wygląda tak.
Dział "Allegro › Kolekcje › Numizmatyka › Pozostałe › Kopie i falsyfikaty" jest jak najbardziej odpowiedni dla oferowanego wyrobu metaloplastycznego. Opis monety niemal standardowy:
Dlaczego pytanie trafiło do mnie dwa dni po zakończeniu aukcji, a nie przed jej zakończeniem?
Dlaczego to pytanie padło, skoro sprzedający/sprzedająca umieściła aukcję w dziale "kopie i falsyfikaty"?
Dlaczego ktoś oferuje kwotę znacznie przewyższającą minimalną płacę krajową za coś wystawionego w dziale "kopie i falsyfikaty"?
Na te pytania odpowiedzi nie znam. Znam natomiast odpowiedź na pytanie: Co zrobić, żeby uchronić użytkowników Allegro przed takim zagrożeniem. Odpowiedź ta pojawiała się już na moim blogu, ale nigdy dość jej przypominania.
- co to za moneta?
Kto pierwszy prawidłowo odpowie, ma prawo zadać następna zagadkę.
Przykład z forum TPZN: ZAGADKA
Dziś pobawimy się inaczej. Proszę spróbować odgadnąć, jaką monetę opisano w ten sposób w Kurierze Warszawskim.
Rewers:
"Chuderlawa prasowaczka, której stos pacierzowy wyskoczył z pleców i wbił się w tył głowy, zapatrzona zgryźliwym i nieufnym wzrokiem w cztery ohydne liszki czy larwy, które w makabrycznym pląsie stanęły dęba na jej prawym ramieniu, ma reprezentować młodą, zdrową, Polską Republikę."Awers:
"Orzeł z obrzydzenia i irytacji widocznie stanął na głowie. Nie zgadza się na tak pojętą Polkę. Przywykł do hożych, wesołych Maryś, z sutym wieńcem kłosów pszenicznych na włosach, we wstęgach i koralach. A to jest jakiś obrzydliwy babsztyl w brudnej chuście bez wyrazu na głowie, przydatny na szyld pralni kołnierzyków i mankietów w dzielnicy murzyńskiej Nowego Jorku."Odpowiedź za niecały tydzień. Nagród nie będzie.
Kiedy zajmowałem się pomocą w identyfikacji monet na forum e-numizmatyki zdarzało mi się czytać bardzo fantazyjne opisy, ale z tak kwiecistym nigdy nie miałem do czynienia.
Dostałem dziś email z zapytaniem: "Proszę o opinię co Pan o tej monecie myśli"
(usunąłem oczywiście dane "szczęśliwego" zwycięzcy). "Szczęśliwego", bo aukcja wygląda tak.
Dział "Allegro › Kolekcje › Numizmatyka › Pozostałe › Kopie i falsyfikaty" jest jak najbardziej odpowiedni dla oferowanego wyrobu metaloplastycznego. Opis monety niemal standardowy:
"WYSTAWIŁAM NA AUKCJACH RÓŻNE PRZEDMIOTY KTÓRE NIE STANOWIĄ DLA MNIE ŻADNEJ WARTOŚCI I NIE SĄ MI DO NICZEGO POTRZEBNE.WIĘKSZOŚĆ Z NICH POCHODZI OD OSOBY KTÓRA ZAJMOWAŁA SIĘ KOLEKCJONERSTWEM.NIE WIEM JAKĄ POSIADAJĄ WARTOŚĆ I CZY SĄ PRAWDZIWE CZY NIE."Klasyczny przykład aukcji nazywanej na forach polowaniem na jelenia. Licytowało piętnaście osób. Nieistotne ilu Allegrowiczów z tej piętnastki liczyło na kupno rarytasu za bezcen, a ilu brało udział w polowaniu w charakterze nagonki.
Dlaczego pytanie trafiło do mnie dwa dni po zakończeniu aukcji, a nie przed jej zakończeniem?
Dlaczego to pytanie padło, skoro sprzedający/sprzedająca umieściła aukcję w dziale "kopie i falsyfikaty"?
Dlaczego ktoś oferuje kwotę znacznie przewyższającą minimalną płacę krajową za coś wystawionego w dziale "kopie i falsyfikaty"?
Na te pytania odpowiedzi nie znam. Znam natomiast odpowiedź na pytanie: Co zrobić, żeby uchronić użytkowników Allegro przed takim zagrożeniem. Odpowiedź ta pojawiała się już na moim blogu, ale nigdy dość jej przypominania.
Dopóki Allegro nie umieści nieoznakowanych trwale "kopii" monet na liście towarów zakazanych, dopóty naiwni kolekcjonerzy będą tracić pieniądze na kupno bezwartościowych krążków metalu.
środa, 12 grudnia 2012
12.12.2012 albo numerologia stosowana, czyli nie ma przypadków panie doktorze!
Taka dziś ładna data w kalendarzu, że koniecznie trzeba ją wykorzystać.
Najpierw twórcze przekształcenie: pogrupujmy te cyferki w dwie grupy
Najpierw twórcze przekształcenie: pogrupujmy te cyferki w dwie grupy
1212
2012
Teraz sięgam do katalogu mojego zbioru i sprawdzam, co też kryje się pod numerem 1212. Spora blaszka, ale lekka
Aluminium, średnica 28 mm, waga 2,0 g, rant karbowany. Mennica w Berlinie. Monetę zaprojektował Josef Wackerle, matryca do stempli wyszła spod ręki Reinharda Kullricha. Nakład 15 496 695 egzemplarzy.
A co siedzi w kopertce z numerem 2012?
Też się zdziwiłem!
Ten sam projektant, ten sam autor stempla, ale tym razem moneta z mennicy w Hamburgu wybita w nakładzie 4 896 494 szt.
To nie jedyna różnica. Orła na awersie otacza napis:
VERFASSUNGSTAG 11. AUGUST 1922
bo to moneta okolicznościowa - upamiętniająca trzecią rocznicę powstania Republiki Weimarskiej.
Pierwsza wojna światowa zmieniła mapę Europy. Upadły cesarstwa, powstały nowe państwa, inne powróciły z niebytu. 9 listopada 1918 ogłoszono abdykację cesarza Wilhelma II. Po krótkich i gwałtownych perturbacjach, prawie równoległych próbach utworzenia w Niemczech republiki demokratycznej i republiki socjalistycznej, w styczniu1919 r. odbyły się wybory do Zgromadzenia Narodowego. Zgromadzenie pierwszy raz zebrało się w lutym 1919 r. w Weimarze, bo w Berlinie trwały jeszcze zamieszki. Kilka dni później na pierwszego prezydenta Niemiec wybrano Friedricha Eberta, który 11 sierpnia tego samego roku podpisał konstytucję nowej republiki. Ten dzień ustanowiono jej świętem narodowym.
Pierwsze lata Republiki Weimarskiej były bardzo trudne. Kraj wyniszczony wieloletnią wojną opanowała inflacja, która w roku 1923 przerodziła się w hiperinflację. 3 września 1923 za dolara płacono około 10 000 000 marek, pod koniec miesiąca 160 000 000 marek , a wkrótce kurs poszybował na poziom bilionów marek. W roku 1922 nie było jeszcze tak źle, ale fakt, że trzymarkówkai bito w aluminium świadczy o ich niewielkiej sile nabywczej. Po stłumieniu inflacji również bito monety o tym nominale, ale już nie w aluminium, a w srebrze. Miały 30 mm średnicy i ważyły 15 gramów. Państwo rosło w siłę. Zmiótł je następny kryzys, który wyniósł do władzy Adolfa Hitlera, ale to już całkiem inna historia.
Pomysł na temat tego postu nasunął mi krótki reportażyk radiowy - rozmowa z jakąś "wróżką", która z komiczną wręcz powagą plotła niebywałe androny o wpływie liczb i cyfr (zresztą myląc jedne z drugimi) na nasze życie. Androny, andronami, ale przyznacie mili, że przypadek bardzo ładny i mało prawdopodobny. Monetę nr 2012 kupiłem 6 marca 2006 r. płacąc 2,77 zł (tyle wyszło z podzielenia kosztu zakupu kilkudziesięciu niemieckich monetek). Numer 1212 znalazł się w kolekcji w styczniu 2004 r. za 86 groszy (cena wyliczona na identycznej zasadzie). Dwa zakupy w dwuletnim odstępie.
I jak tu nie wierzyć w numerologię :-)
P.S.
W katalogach można znaleźć informację, że istnieją trzymarkówki 1922 bez okolicznościowego napisu z literką F. To próby wybite w Stuttgarcie. Praktycznie wszystkie noszą ślady ognia (aus Brandschutt = z pożaru), podobnie jak jednofenigówki Królestwa Polskiego z roku 1917.
niedziela, 9 grudnia 2012
Grubo niedoszacowałem :-(
Wypatrzyłem, ustawiłem snajpera...
biedny, nie miał nawet okazji strzelić - muszę obejść się smakiem.
Życie.
biedny, nie miał nawet okazji strzelić - muszę obejść się smakiem.
Życie.
czwartek, 6 grudnia 2012
W dzień świętego Mikołaja...
Jana Steen (1627-1679)
"Dzień św. Mikołaja"
W prawym dolnym rogu obrazu widzimy oparty o stolik bochen chleba w kształcie rombu. To nie chleb "nasz codzienny", tylko specjalny, świąteczny. Jeść należało go ostrożnie. Szczęśliwy biesiadnik (jeśli był nieostrożny, to pechowy) mógł w swojej części znaleźć monetę - niespodziankę.
Mnie też listonosz, chwilowo pełniący obowiązki św. Mikołaja, przyniósł monetę, ale bynajmniej nie była to niespodzianka. Kilka dni temu pisałem, że jej wyczekuję. Oto ona:
I to ma być ten rarytas?
Tak, to moneta, której brakło w największych zbiorach z przełomu XIX/XX wieku. Na czym polega wyjątkowość tego miedziaka?
Autorzy większość katalogów w opisach groszy Augusta III ograniczyli się do wymienienia roczników, co najwyżej dodając, że pod herbami jest cyfra 3 lub litera H. Bardziej szczegółowe opisy uwzględniające treść i interpunkcję legend znajdziemy tylko w katalogu kolekcji Czapskiego, w pracy M. Gumowskiego "Gubin i jego mennice" i w Katalogu Monet Polskich 1697-1763 Kamińskiego i Żukowskiego. U Gumowskiego przy opisach poszczególnych odmian znajdujemy informację o kolekcji, w której dana odmiana się znajduje.
Brak grosza 1754 z cyfrą 3 i imieniem króla AUGUSTUS pisanym przez U. Jak widać, nie było go i w kolekcji Czapskiego.
Ciekawe, że odmiana ta została skatalogowana przez Kamińskiego i Żukowskiego (nr 742). Nie wiadomo tylko, czy autorzy znali ją z autopsji, czy umieścili w katalogu na zasadzie analogii z rocznikami 1753 i 1755 w których od dawna znane są grosze z AVGVSTVS I AUGUSTUS i z rocznikiem 1752, w którym znów, jako jedyni odnotowali obydwie wersje imienia.
Z tej mikołajowej "niespodzianki" jestem bardzo zadowolony.
Ja też wystąpiłem dziś w roli prezentodawcy. Sprezentowałem 14 złotych w gotówce. Podzielili się nimi EMPiK i SNP - wydawca Przeglądu Numizmatycznego. I to wszystko co mam do powiedzenia o czwartym tegorocznym numerze PN.
niedziela, 2 grudnia 2012
Allergehorsamste Anzeige
Wciągnęło mnie bez reszty.
Dotarła płytka z drezdeńskiego Sächsisches Staatsarchiv z dwoma zestawami dokumentów. Pierwszy dotyczy rozliczeń z pracy mennicy w Saygerhutte Grunthal za rok 1752, drugi transportów polskich miedziaków z Gubina do... Wieliczki w latach 1753-1755 (dlaczego do Wieliczki?!?).
Czytanie tego, to nie lada wyzwanie. Po pierwsze, język niemiecki znam na poziomie "Czterech pancernych i psa" - halt!, hande hoh, guten morgen...
Po drugie
Dokumenty pisało kilka osób. Jedne karty są pięknie kaligrafowane, inne są notatkami spisanymi szybko i niestarannie. Z tą znajomością niemieckiego, to troszkę przesadziłem. Znam trochę więcej słówek, ale żeby przystąpić do tłumaczenia, trzeba najpierw tekst przeczytać i przepisać na komputerze. Jak wyżej pokazałem, nie jest to proste. Okazuje się, że to trudne nawet dla osób biegle władających współczesnym niemieckim. Nic to. Mam czas. Litera po literze, słowo po słowie, zdanie po zdaniu...
Nie zawsze jest aż tak trudno. Ten podpis
rozszyfrowałem bez problemu.
Trzeba się czasem oderwać od mozolnego rozgryzania saskich zapisków sprzed ćwierci tysiąclecia, ale jakoś trudno mi ostatnio całkiem porzucić miedziaki A3S. Poluję więc na kolejne okazy do zbioru. Ostatni nabytek, to szeląg z literką G z roku 1753
Takiego jeszcze nie miałem. A jak wszystko pójdzie po mojej myśli, to za kilka dni pokażę monetę, której nie miał ani Czapski, ani Jokisz, ani Kostrzewski, ani Solecki. W ogóle myślałem, że takiej monety nie ma, a jej obecność w niektórych katalogach wynika wyłącznie z domysłów ich autorów, że skoro taka odmiana jest w jednym roczniku to i w innym powinna się pojawić.
Wracam do rękopisów.
P.S.
Tytuł wpisu to pierwsze słowa jednego z dokumentów. Kto wie, co oznaczają?
Dotarła płytka z drezdeńskiego Sächsisches Staatsarchiv z dwoma zestawami dokumentów. Pierwszy dotyczy rozliczeń z pracy mennicy w Saygerhutte Grunthal za rok 1752, drugi transportów polskich miedziaków z Gubina do... Wieliczki w latach 1753-1755 (dlaczego do Wieliczki?!?).
Czytanie tego, to nie lada wyzwanie. Po pierwsze, język niemiecki znam na poziomie "Czterech pancernych i psa" - halt!, hande hoh, guten morgen...
Po drugie
Co to za wyraz?
Dokumenty pisało kilka osób. Jedne karty są pięknie kaligrafowane, inne są notatkami spisanymi szybko i niestarannie. Z tą znajomością niemieckiego, to troszkę przesadziłem. Znam trochę więcej słówek, ale żeby przystąpić do tłumaczenia, trzeba najpierw tekst przeczytać i przepisać na komputerze. Jak wyżej pokazałem, nie jest to proste. Okazuje się, że to trudne nawet dla osób biegle władających współczesnym niemieckim. Nic to. Mam czas. Litera po literze, słowo po słowie, zdanie po zdaniu...
Nie zawsze jest aż tak trudno. Ten podpis
rozszyfrowałem bez problemu.
Trzeba się czasem oderwać od mozolnego rozgryzania saskich zapisków sprzed ćwierci tysiąclecia, ale jakoś trudno mi ostatnio całkiem porzucić miedziaki A3S. Poluję więc na kolejne okazy do zbioru. Ostatni nabytek, to szeląg z literką G z roku 1753
Takiego jeszcze nie miałem. A jak wszystko pójdzie po mojej myśli, to za kilka dni pokażę monetę, której nie miał ani Czapski, ani Jokisz, ani Kostrzewski, ani Solecki. W ogóle myślałem, że takiej monety nie ma, a jej obecność w niektórych katalogach wynika wyłącznie z domysłów ich autorów, że skoro taka odmiana jest w jednym roczniku to i w innym powinna się pojawić.
Wracam do rękopisów.
P.S.
Tytuł wpisu to pierwsze słowa jednego z dokumentów. Kto wie, co oznaczają?
piątek, 23 listopada 2012
Nie życzę sobie...
Pod ostatnim wpisem pojawił się
komentarz:
Anna Tycner pisze...
Mam raczej do Pana pytanie – co opłaca się bardziej – kolekcjonować współczesne monety złote, czy stare i już zabytkowe, ale niekoniecznie z czystych metali?
Chwilowo będę udawał głupiego i zacznę od wyjaśnienia wątpliwości
terminologicznych:
- „ ... niekoniecznie z czystych metali”. Czy miedź jest czysta? Czy żelazo jest czyste? Przypuszczam, że chodzi Pani o podpowiedź, czy wybrać nowe monety z metali szlachetnych (złoto, platyna, srebro), czy zabytkowe z metali niekoniecznie szlachetnych.
- „co opłaca się bardziej”. Stwierdzenie „opłaca się” to według słownika języka polskiego opis sytuacji, w której coś przynosi zysk lub korzyść, bez sprecyzowania, czy chodzi o korzyść materialną, czy korzyść o innym charakterze.
Czas złapać byka za rogi. Użyła
Pani w swoim komentarzu/pytaniu słowa-klucza „KOLEKCJONOWAĆ”.
Kolekcjonowanie, to choroba, nałóg,
mania, miłość, pasja, natręctwo (kolejność przypadkowa). Nie
jestem pewien, kiedy dokładnie zacząłem kolekcjonować monety, ale
trzyma mnie to już nie krócej, niż od pół wieku. Pewien jestem
jednak, że odkładając pierwsze okazy do drewnianej kasetki, nie
robiłem tego z myślą, by dzięki temu w przyszłości zostać
człowiekiem majętnym. Nie przypuszczałem też, że gromadzenie
monet może dać mi jakieś inne korzyści. Zbierałem monety dla
czystej przyjemności zbierania, gromadzenia przedmiotów. Zadziałały
pewnie jakieś pradawne atawizmy wywodzące się z czasów, gdy
ludzkie życie zależało od tego, co uda się znaleźć i
zgromadzić.
Teraz, jak w porządnym kazaniu posłużę
się przykładem z życia. Mojego.
Przez rok około byłem jedynym,
wszechmocnym moderatorem forum dyskusyjnego na portalu
e-numizmatyka.pl. Było to w latach 2007-2008, czyli szczytowym
okresie „sreberkowego szaleństwa”. Po każdą nową monetę
kolekcjonerską emitowaną przez NBP ustawiały się kilometrowe
kolejki.
20 grudnia 2007 - kolejka po srebrne 10 zł z Korzeniowskim
zdjęcie z forum e-numizmatyka.pl
Dochodziło do awantur i bójek, interweniowała policja.
Szaleństwo. Na forum wrzało – zwolennicy lustrzanek polskich
naparzali się z miłośnikami sreberek francuskich nie gorzej, niż
dziś PO z PISem. A ja, kolekcjoner zajmujący się wyłącznie
monetami stricte obiegowymi, musiałem te spory łagodzić. Dużo się
przy tym nauczyłem – nie o lustrzankach, a o ludzkiej psychice.
Mam też nadzieję (a w kilku przypadkach pewność popartą dowodami), że udało mi się przekonać niektórych uczestników
tych sporów, że KOLEKCJONOWAĆ i INWESTOWAĆ, to nie zawsze to
samo, a najczęściej, to dwie zupełnie różne sprawy. Kilka ciekawostek z tego okresu:
„niech mi ktoś odpowie czy sokoł GN doskoczy tak szybko jak foka” - prawda, że to piękny cytat?
Czy Pani chce inwestować? Gromadzić
monety dziś, tylko po to, by po pewnym czasie sprzedać je z
zyskiem? Jaki horyzont czasowy ma Pani na myśli?
A może myśli Pani o tworzeniu
kolekcji, która „przy okazji” stanie się finansowym
zabezpieczeniem przyszłości Pani albo Pani potomków? Nie, proszę
tu nie odpowiadać na moje pytania. Proszę się tylko nad nimi
zastanowić, bo...
Nie znam przypadku, by komukolwiek
udało się odnieść finansowy sukces w wyniku zajmowania się
czymś, na czym się ten ktoś nie znał. Inwestowanie na giełdzie
bez znajomości jej reguł, bez świadomości zasad rynków
finansowych może przynieść chwilowy, przypadkowy zysk, ale na
dłuższą metę wyłącznie straty.
Podobnie ma się rzecz z każdą inną
działalnością nastawiona na zysk – nawet z oszustwem. Trzeba się
dobrze znać na tym, na czym chce się zarabiać.
Wróćmy do kolekcjonerstwa. Nie znam
przypadku, by komukolwiek udało się stworzenie wartościowej
kolekcji dzieł sztuki, numizmatów, książek, znaczków, etykiet
piwnych, komiksów itp. bez dogłębnej znajomości tematu.
Niech dobrym przykładem pozostanie
numizmatyczny zbiór Emeryka Hutten-Czapskiego, o którym pisałem
kilka dni temu. Hrabia Czapski zgromadził świetną kolekcję, która
dziś rzeczywiście jest warta krocie. Czy to mu się opłaciło?
Zarobił na tym? Przypuszczam, że gdyby przeanalizować zakupy
Czapskiego, dzięki którym powstał ten zbiór i policzyć
teoretyczną stopę zwrotu (z uwzględnieniem wszystkich
historycznych zaszłości, inflacji, zmian kosztów utrzymania, siły
nabywczej pieniędzy), to okazałoby się, że z ekonomicznego punktu
widzenia była to spektakularna klapa. Mimo to przekonany jestem, że
na pytanie, czy to wszystko mu się opłaciło, Emeryk Hutten-Czapski
odpowiedział by twierdząco. A na dodatek pewien jestem, że jego
dzieło przyniosło korzyści naszym przodkom, nam i przynosić je
będzie naszym potomnym. I bynajmniej nie chodzi o korzyści
materialne.
Wypada zakończyć odpowiedzią na
zacytowane na wstępie pytanie.
Pani Anno.
Jeśli ma Pani na myśli inwestowanie
(zakup – sprzedaż – zarobek), to zadając swoje pytanie,
ujawniła Pani całkowity brak rozeznania w temacie. Lepiej założyć
lokatę w dobrym banku (Amber Gold i podobne zdecydowanie odradzam).
A w czasie, kiedy pieniądze będą procentować można czytać,
obserwować aukcje, badać trendy rynkowe – na przyszłość, jak
znalazł.
Jeżeli natomiast chce Pani znaleźć
alibi dla niepowstrzymanej potrzeby kolekcjonowania, to proszę
pamiętać, że to nie musi być alibi finansowe. Czasem WARTO
robić coś, co SIĘ NIE OPŁACA.
I jeszcze jedno. Nie życzę sobie na moim blogu "komentarzy", których głównym, jeśli nie jedynym celem jest zakamuflowanie linku do firmy handlującej czymkolwiek.
P.S.
Lektura na długie, jesienne wieczory:
P.P.S.
Przypomniałem sobie, że tu na blogu już kiedyś coś podobnego napisałem:
wtorek, 20 listopada 2012
Po nitce do kłębka
Jedną z części opracowania dotyczącego miedzianych monet koronnych Augusta III, nad którą ślęczę ma być tablica konkordancji, czyli zestawienie numerów katalogowych poszczególnych odmian w różnych katalogach.
Kiedy przy tworzeniu tego zestawienia przyszła kolej na grosze z datą 1758, o których pisałem niedawno, pojawił się problem: którą odmianę skatalogował Emeryk Hutten-Czapski pod numerem 2931 (Czapski miał tylko jednego grosza z tego rocznika).
Sięgnąłem po tom II jego katalogu i znalazłem taki opis grosza nr 2931:
Przypomina mi to próbę czytania którejś z bezliku naszych wielokrotnie nowelizowanych ustaw. Jedynym ratunkiem jest "tekst ujednolicony". Spróbujmy utworzyć taki ujednolicony opis grosza 1758.
I w ten nieskomplikowany sposób można jednoznacznie określić, że Czapski miał w kolekcji i opisał taką odmianę grosza
Pewnie ładniejszy egzemplarz, ale z pewnością z popiersiem króla w zbroi z nitowanych blach okrytej spiętym na ramieniu szalem/płaszczem (co kto woli).
Podobne problemy miałem kiedyś przy tworzeniu katalogu zdawkowych monet Królestwa Polskiego 1835-1841. Napisałem zresztą o tym na blogu Dwie sroki za ogon, albo co poeta miał na myśli....
W przeciwieństwie do Karola Plage, Emeryk Hutten-Czapski swój katalog opracował precyzyjniej. Tym większy podziw, że nie miał przecież do dyspozycji komputera. Nie mógł w ciągu kilku sekund wyświetlić zdjęcia opisywanych monet i łatwo je porównać. Miał do dyspozycji tylko (aż) doskonale przemyślany i skrupulatnie wypełniany katalog kartkowy i sprawny umysł.
Z ręką na sercu. Kto z Was skatalogował swój zbiór w taki sposób, żeby można było bez wątpliwości stwierdzić, który opis, której monety dotyczy? Kto dokładnie zważył i zmierzył monety w swojej kolekcji i zapisał wyniki tych pomiarów?
Mówi się, że kolekcja Czapskiego była zbiorem badawczym. Może to prawda, ale nie przypominam sobie dużej ilości opartych na nim publikacji autorstwa samego Czapskiego. Jest rzecz jasna pięciotomowy katalog, który jak widać przydaje się i dziś, ale kto zna jakieś węższe, monotematyczne opracowania Hrabiego?
Katalog kolekcji polskich numizmatów zgromadzonych przez Czapskiego nie jest katalogiem ogólnym. Jest katalogiem kolekcji - wyjątkowo pełnej, wyjątkowo bogatej, ale tylko kolekcji.
A jej właściciel tworząc ten katalog opisywał malutkie osiemnastowieczne miedziane szelągi z równą rzetelnością, jak wielkie srebrne talary i ciężkie złote dukaty.
Kiedy przy tworzeniu tego zestawienia przyszła kolej na grosze z datą 1758, o których pisałem niedawno, pojawił się problem: którą odmianę skatalogował Emeryk Hutten-Czapski pod numerem 2931 (Czapski miał tylko jednego grosza z tego rocznika).
Sięgnąłem po tom II jego katalogu i znalazłem taki opis grosza nr 2931:
"Grosz miedziany podobny do 2904, ale z ...REX POL. na awersie i ...1758 na rewersie"Po odwróceniu kilku kartek znalazłem opis grosza nr 2904:
"Grosz miedziany podobny do 2833, ale z bardziej otyłym popiersiem i ...REX POL: na awersie i EL:SAX:1755 na rewersie i bardzo małą cyfrą 3 pod herbami"Nie ma rady, szukam opisu grosza nr 2833.
"Grosz miedziany podobny do 2794, ale z większą głową na awersie i ...1755 na rewersie"To zaczyna być męczące, sprawdźmy co jest w opisie grosza 2794
"Awers: AVGVSTVS III REX POL popiersie w prawo; mała głowa; ufryzowana peruka; zbroja okryta szalem spiętym broszą na ramieniu; wokół obwódka z ziarenek.Rewers: EL.SAX.1752; ukoronowana tarcza z połączonych łukiem ćwiartek z herbami Polski i Litwy i małą saską tarczą z koroną elektorską na środku. W łuku cyfra 3 (wartość w szelągach). Wokół obwódka z ziarenek"Na szczęście łańcuszek się skończył, bo dotarliśmy do roku 1752 - pierwszego roku emisji groszy.
Przypomina mi to próbę czytania którejś z bezliku naszych wielokrotnie nowelizowanych ustaw. Jedynym ratunkiem jest "tekst ujednolicony". Spróbujmy utworzyć taki ujednolicony opis grosza 1758.
- Awers:
- legenda:
AVGVSTVS III REX POL.
(najpierw 2794 - bez kropki, później 2904 z dwukropkiem, ostatecznie 2931 z kropką) - popiersie:
maławiększa głowa - popiersie bardziej otyłe; ufryzowana peruka; zbroja okryta szalem spiętym broszą na ramieniu. - Rewers:
- legenda
EL : SAX : 175258
(najpierw kropki, od nr 2904 dwukropki) - tarcza herbowa
ukoronowana tarcza z połączonych łukiem ćwiartek z herbami Polski i Litwy i małą saską tarczą z koroną elektorską na środku. W łuku bardzo mała cyfra 3 (wartość w szelągach)
I w ten nieskomplikowany sposób można jednoznacznie określić, że Czapski miał w kolekcji i opisał taką odmianę grosza
Pewnie ładniejszy egzemplarz, ale z pewnością z popiersiem króla w zbroi z nitowanych blach okrytej spiętym na ramieniu szalem/płaszczem (co kto woli).
Podobne problemy miałem kiedyś przy tworzeniu katalogu zdawkowych monet Królestwa Polskiego 1835-1841. Napisałem zresztą o tym na blogu Dwie sroki za ogon, albo co poeta miał na myśli....
W przeciwieństwie do Karola Plage, Emeryk Hutten-Czapski swój katalog opracował precyzyjniej. Tym większy podziw, że nie miał przecież do dyspozycji komputera. Nie mógł w ciągu kilku sekund wyświetlić zdjęcia opisywanych monet i łatwo je porównać. Miał do dyspozycji tylko (aż) doskonale przemyślany i skrupulatnie wypełniany katalog kartkowy i sprawny umysł.
Z ręką na sercu. Kto z Was skatalogował swój zbiór w taki sposób, żeby można było bez wątpliwości stwierdzić, który opis, której monety dotyczy? Kto dokładnie zważył i zmierzył monety w swojej kolekcji i zapisał wyniki tych pomiarów?
Mówi się, że kolekcja Czapskiego była zbiorem badawczym. Może to prawda, ale nie przypominam sobie dużej ilości opartych na nim publikacji autorstwa samego Czapskiego. Jest rzecz jasna pięciotomowy katalog, który jak widać przydaje się i dziś, ale kto zna jakieś węższe, monotematyczne opracowania Hrabiego?
Katalog kolekcji polskich numizmatów zgromadzonych przez Czapskiego nie jest katalogiem ogólnym. Jest katalogiem kolekcji - wyjątkowo pełnej, wyjątkowo bogatej, ale tylko kolekcji.
A jej właściciel tworząc ten katalog opisywał malutkie osiemnastowieczne miedziane szelągi z równą rzetelnością, jak wielkie srebrne talary i ciężkie złote dukaty.
czwartek, 15 listopada 2012
Errata do katalogu monet II Rzeczpospolitej
Zwrócono mi niedawno uwagę (raz jeszcze dziękuję), że na podstawie zdjęć i opisów umieszczonych w katalogu trudno rozróżnić dwa warianty dziesięciozłotówki 1932 ze znakiem mennicy - chodzi o monety oznaczone numerami 2.28.2a oraz 2.28.2b.
W związku z tym naprawiam błąd.
Mam nadzieję, że teraz widoczne są różnice położenia znaku mennicy i kroju cyfr rocznika.
W związku z tym naprawiam błąd.
wariant 2.28.2a
wariant 2.28.2b
Mam nadzieję, że teraz widoczne są różnice położenia znaku mennicy i kroju cyfr rocznika.
poniedziałek, 12 listopada 2012
Chyba muszę przeprosić Pana doktora Lanza.
28 października wypatrzyłem na eBay.de taką aukcję:
Zapytałem więc kulawą niemczyzną
Po kilku dniach przyszła odpowiedź:
Po krótkim śledztwie okazało się, że aukcja została przedwcześnie zakończona przez wystawiającego, a monetę wystawiono ponownie, ze zmienionym opisem.
Znów poprosiłem snajpera, żeby się zaczaił i we właściwym momencie próbował ustrzelić dla mnie tego grosza.
Nie ustrzelił
Po osiemnastu przebiciach cena stanęła na 52 euro. Mój limit był znacznie niższy.
A tymczasem, podczas pracy nad miedziakami A3S doszedłem do wniosku, że grosze z popiersiem w antycznej zbroi, pomimo że maja datę 1754, wybito najprawdopodobniej kilka lat później i chyba nie w Gubinie, a w Dreźnie lub Lipsku.
I teraz mam dylemat. Przepraszać, czy nie przepraszać?
Zapytałem więc kulawą niemczyzną
Auf welcher Grundlage Sie festgestellt, dass die Münze in Dresden geprägt wurde?i na wszelki wypadek ustawiłem snajpera z niezbyt wysokim limitem.
Po kilku dniach przyszła odpowiedź:
Wygląda na to, że masz lepszą literaturę.Kiedy minął termin zakończenia aukcji, snajper powiadomił mnie, że "za późno". Jak to za późno?!
Po krótkim śledztwie okazało się, że aukcja została przedwcześnie zakończona przez wystawiającego, a monetę wystawiono ponownie, ze zmienionym opisem.
Znów poprosiłem snajpera, żeby się zaczaił i we właściwym momencie próbował ustrzelić dla mnie tego grosza.
Nie ustrzelił
Po osiemnastu przebiciach cena stanęła na 52 euro. Mój limit był znacznie niższy.
A tymczasem, podczas pracy nad miedziakami A3S doszedłem do wniosku, że grosze z popiersiem w antycznej zbroi, pomimo że maja datę 1754, wybito najprawdopodobniej kilka lat później i chyba nie w Gubinie, a w Dreźnie lub Lipsku.
I teraz mam dylemat. Przepraszać, czy nie przepraszać?
24 lutego 2016 -
Nie przeproszę. W międzyczasie dotarłem do publikacji, z których wynika, że grosze z popiersiem w zbroi antycznej z datami 1754 i 1755 wybito jednak w Gruntalu.
niedziela, 11 listopada 2012
sobota, 10 listopada 2012
Rzemienie, pasy, czyli co poeta miał na myśli.
Stare przysłowie (chińskie?) mówi, że obraz wart tysiąca słów. Niestety nie wszyscy autorzy numizmatycznych publikacji to przysłowie znali. Niestety, nawet jeśli je znali, czasem nie mieli możliwości zilustrowania tego, co opisywali.
To fragment spisu groszy Augusta III umieszczony w pracy "Gubin i jego mennice" M. Gumowskiego. Autor odnotował występowanie groszy z różnymi awersami. Na jednych mamy króla w zbroi, na drugich w jakimś stroju z pasami na ramieniu. Kilkadziesiąt lat wcześniej (r. 1914) ten sam autor pisał "Popiersie z rzemieniami, lub bez". Gumowski odnotował grosze z pasami/rzemieniami w rocznikach 1754, 1755 i 1758. Wszystkie z cyfrą 3 pod herbami na rewersie.
Jakie rzemienie? Jakie pasy?
Wyjaśnienie znajdujemy w książce jeszcze starszej, u nieocenionego Emeryka Hutten-Czapskiego. W opisie awersu grosza z roku 1574 (nr 2884) czytamy "Buste à d. en perruque bouclée, armure à l'antique...". Chodzi więc o zbroję antyczną!
Jedną z charakterystycznych cech zbroi antycznej (alla romana) są naramienniki z luźno powiewających skórzanych pasów.
Popatrzmy, jak wygląda to na miedziakach Augusta III.
To awersy dwóch groszy z rocznika 1754, które mam w zbiorze. Na obydwu król ma misternie ufryzowaną perukę, na obydwu na zbroję ma narzucony płaszcz spięty broszą na ramieniu, ale na groszu po lewej, spod płaszcza wystaje blaszany naramiennik zbroi, a na tym po prawej wyraźnie widać pionowo zwisające, ozdobne pasy.
Oświecenie kontynuowało fascynację antykiem zapoczątkowaną w epoce renesansu. Nic więc dziwnego, że władcy chętnie portretowali się w strojach "antycznych". Zbroja "alla romana", częsty strój boga wojny na renesansowych medalach, miała podkreślać męstwo postaci i gotowość do zbrojnej walki.
Naramienne pasy, czy też rzemienie mają bardzo długą historię. Rzymianie skopiowali je od Greków, a ci od... Nie wiadomo, ale ich nazwa pteryges (albo pteruges) pochodzi od ptasich piór, a te były ozdobami strojów od zawsze i są nimi do dziś.
No dobrze, wiemy już co poeta miał na myśli. Pozostają jeszcze zagadki. Dlaczego w 1754 r. pojawiły się grosze o awersach tak istotnie różniących się od wcześniejszych (i od wszystkich szelągów Augusta III)? Dlaczego w tych samych rocznikach mamy też grosze "normalne"?
Odpowiedź może być tylko jedna - monety bito w różnych mennicach. Teoretycznie w grę wchodzą tylko Gubin i Grunthal. Pisałem już, że jestem pewien, że grosze z literą H z lat 1754 i 1755 bito w Gubinie. Czy wobec tego można twierdzić, że grosze z cyfrą 3, w tym i te z "rzemieniami", bito w Grunthalu?
Otóż nie. Ani w Gubinie, ani w Grunthalu!
Gumowski, jak już wspomniałem, odnotował grosze z pasami/rzemieniami w rocznikach 1754, 1755 i 1758. Schretter przypisał grosze z datą 1758 pruskiej działalności menniczej i określił miejsce ich bicia na Drezno lub Lipsk.
W obu tych mennicach bito monety z królem w zbroi antycznej.
Uważam, że z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można twierdzić, że wszystkie miedziane grosze z Augustem III w antycznej zbroi, również te z datami 1754 i 1755 wybito w Lipsku lub Dreźnie po zajęciu Saksonii przez Prusy, czyli nie wcześniej, niż w sierpniu roku 1756, a najpewniej w roku 1758.
Edycja, styczeń 2016
Po czterech latach muszę przyznać się do błędu. Dotarłem do informacji, z których wynika, że grosze z rocznikami 1754 i 1755 z popiersiem w zbroi antycznej wybito jednak w Gruntalu, ale znacznie później, bo w roku 1762.
Mam w zbiorze grosze "z rzemieniami" z roku 1754 (nie mam takiego grosza z roku 1755), mam grosz z roku 1758 z popiersiem króla w zwykłej zbroi.
Brzydki, w berlińskim muzeum mają ładniejszą sztukę
A kilka dni temu mogłem się tylko przyglądać (niestety) aukcji, podczas której licytowano tę monetę
Następnym razem nie ograniczę się do obserwowania.
To fragment spisu groszy Augusta III umieszczony w pracy "Gubin i jego mennice" M. Gumowskiego. Autor odnotował występowanie groszy z różnymi awersami. Na jednych mamy króla w zbroi, na drugich w jakimś stroju z pasami na ramieniu. Kilkadziesiąt lat wcześniej (r. 1914) ten sam autor pisał "Popiersie z rzemieniami, lub bez". Gumowski odnotował grosze z pasami/rzemieniami w rocznikach 1754, 1755 i 1758. Wszystkie z cyfrą 3 pod herbami na rewersie.
Jakie rzemienie? Jakie pasy?
Wyjaśnienie znajdujemy w książce jeszcze starszej, u nieocenionego Emeryka Hutten-Czapskiego. W opisie awersu grosza z roku 1574 (nr 2884) czytamy "Buste à d. en perruque bouclée, armure à l'antique...". Chodzi więc o zbroję antyczną!
Jedną z charakterystycznych cech zbroi antycznej (alla romana) są naramienniki z luźno powiewających skórzanych pasów.
Popatrzmy, jak wygląda to na miedziakach Augusta III.
To awersy dwóch groszy z rocznika 1754, które mam w zbiorze. Na obydwu król ma misternie ufryzowaną perukę, na obydwu na zbroję ma narzucony płaszcz spięty broszą na ramieniu, ale na groszu po lewej, spod płaszcza wystaje blaszany naramiennik zbroi, a na tym po prawej wyraźnie widać pionowo zwisające, ozdobne pasy.
Oświecenie kontynuowało fascynację antykiem zapoczątkowaną w epoce renesansu. Nic więc dziwnego, że władcy chętnie portretowali się w strojach "antycznych". Zbroja "alla romana", częsty strój boga wojny na renesansowych medalach, miała podkreślać męstwo postaci i gotowość do zbrojnej walki.
Naramienne pasy, czy też rzemienie mają bardzo długą historię. Rzymianie skopiowali je od Greków, a ci od... Nie wiadomo, ale ich nazwa pteryges (albo pteruges) pochodzi od ptasich piór, a te były ozdobami strojów od zawsze i są nimi do dziś.
No dobrze, wiemy już co poeta miał na myśli. Pozostają jeszcze zagadki. Dlaczego w 1754 r. pojawiły się grosze o awersach tak istotnie różniących się od wcześniejszych (i od wszystkich szelągów Augusta III)? Dlaczego w tych samych rocznikach mamy też grosze "normalne"?
Odpowiedź może być tylko jedna - monety bito w różnych mennicach. Teoretycznie w grę wchodzą tylko Gubin i Grunthal. Pisałem już, że jestem pewien, że grosze z literą H z lat 1754 i 1755 bito w Gubinie. Czy wobec tego można twierdzić, że grosze z cyfrą 3, w tym i te z "rzemieniami", bito w Grunthalu?
Otóż nie. Ani w Gubinie, ani w Grunthalu!
Gumowski, jak już wspomniałem, odnotował grosze z pasami/rzemieniami w rocznikach 1754, 1755 i 1758. Schretter przypisał grosze z datą 1758 pruskiej działalności menniczej i określił miejsce ich bicia na Drezno lub Lipsk.
W obu tych mennicach bito monety z królem w zbroi antycznej.
Trojak z mennicy lipskiej, brzydki, bo pewnie też pruski.
Edycja, styczeń 2016
Po czterech latach muszę przyznać się do błędu. Dotarłem do informacji, z których wynika, że grosze z rocznikami 1754 i 1755 z popiersiem w zbroi antycznej wybito jednak w Gruntalu, ale znacznie później, bo w roku 1762.
Mam w zbiorze grosze "z rzemieniami" z roku 1754 (nie mam takiego grosza z roku 1755), mam grosz z roku 1758 z popiersiem króla w zwykłej zbroi.
Brzydki, w berlińskim muzeum mają ładniejszą sztukę
A kilka dni temu mogłem się tylko przyglądać (niestety) aukcji, podczas której licytowano tę monetę
Następnym razem nie ograniczę się do obserwowania.
sobota, 3 listopada 2012
Tajemnicza mennica
Tydzień temu obiecałem wyjaśnić, dlaczego Lubowl (Stará Ľubovňa) to bardzo interesująca miejscowość.
Początki Lubowli sięgają XIII wieku. Jak to zwykle bywa z ziemiami pogranicznymi, ziemie wokół miasteczka od zawsze były przedmiotem sporów terytorialnych. Prawa do Lubowli rościły sobie i Węgry i Polska, a wszystko komplikowały dodatkowo rodzinne powiązania władców. W ostatniej ćwierci XIII w. terytorium kontrolowała księżniczka Kinga (ta od wielickiej soli). Po jej śmierci północny Spisz (bo o tych ziemiach mówimy) włączono do Węgier. Lubowla otrzymała prawa miejskie od króla Ludwika w 1342 r. W roku 1412 miasto weszło w skład tzw. zastawu spiskiego. Zamek w Lubowli stał się siedzibą polskiego starosty spiskiego. W latach 1591 – 1745 starostwo należało do rodu Lubomirskich. Podczas potopu szwedzkiego na zamku w Lubowni przechowywano polskie klejnoty koronne - ich repliki są częścią ekspozycji zamkowego muzeum.
Podczas wojny domowej toczonej między zwolennikami Leszczyńskiego a Augusta II, starosta spiski Teodor Lubomirski opowiedział się po stronie Leszczyńskiego. To zapewne spowodowało, że August III odebrał starostwo Lubomirskim i przekazał je swojej żonie. Po jej śmierci w roku 1757 starostą został Henryk von Brühl - wszechwładny minister Augusta III, prawdopodobny inicjator emisji polskich miedzianych monet koronnych uruchomionej w 1749 r. wbrew postanowieniom Pacta Conventa.
W roku 1769 zamek w Lubowli został opanowany przez konfederatów barskich, którzy skutkiem bezwzględnego egzekwowania danin na wyżywienie, paszę dla koni weszli w konflikt z ludnością Spisza. Nadciągające wojska rosyjskie zmusiły konfederatów do wycofania się z zamku, co dało okazję cesarzowej Marii Teresie do zaanektowania ziem starostwa spiskiego na rzecz Węgier. Był to pierwszy etap pierwszego rozbioru Polski. Wprowadzając na zajętych terenach swoją administrację, cesarzowa przekazała szereg instrukcji, a wśród nich jedną, niezwykle interesującą - zakaz wznawiania działalności mennicy starostwa spiskiego. Zakaz został sprowokowany plotkami o możliwości odbudowy i ponownego uruchomienia mennicy zniszczonej przez konfederatów barskich. Węgierska administracja nakazała przeprowadzenie lustracji, przejęcie budynków mennicy i przekazanie wszystkich zachowanych urządzeń do mennicy w Smolniku.
Lustrację przeprowadził Mikuláš Almáši. Stwierdził, że budynek zachował się w całości, a wyposażenie mennicy już wcześniej przeniesiono na zamek w Lubowli. Ostatecznie trafiło ono pod wojskową eskortą do Smolnika.
Wynika z tego, że w Lubowli przed rokiem 1770 działała mennica należąca do starostwa spiskiego. I tu otwiera się worek z łamigłówkami. Nic nie wiadomo o przywileju menniczym spiskiego starostwa. Mało prawdopodobne, by była to polska mennica koronna - nie potwierdzają tego żadne znane źródła archiwalne. Może była to mennica miejska, ale znów pojawia się problem przywileju.
Wspominając listę starostów spiskich, trudno w tym momencie nie przypomnieć sobie o jednym z nich - o ministrze Brühlu, którego oskarżano przecież o fałszowanie polskich pieniędzy na Spiszu. W latach 1764—1772 starostwo należało do Kazimierza Poniatowskiego, brata króla Stanisława. Czy i jego winić o monetarne fałszerstwa?
Nie potrafimy dziś bezspornie wskazać, które monety wyszły z mennicy w Lubowli. Niezależnie od tego, czy były to monety polskie, węgierskie czy austriackie, prawdopodobnie były to fałszerstwa na szkodę emitenta.
Jest jeszcze jedna możliwość, choć mało prawdopodobna z powodu braku dowodów materialnych w postaci monet. Otóż z zapisów archiwalnych wynika, że w okresie od 1624 do 1772 w rozliczeniach finansowych posługiwano się lubowlańskim złotym (Lublauer Gulden, lubowiensky zlotý, lubowelsky zlotý) po kursie 1 lubowlański złoty = 20 półtoraków. W dokumentach występuje też jednostka niższej wartości - pieniążek (pieniezek). Co ważne - lubowlański złoty występował wyłącznie w rozrachunkach lokalnych, nie pojawia się w rozliczeniach starostwa z Koroną.
Gdyby lubowlańska mennica miała bić lubowlańskie złote należało by oczekiwać, że w lokalnych znaleziskach powinny się pojawić takie monety. Tak jednak nie jest.
Za najbardziej prawdopodobną uważam tezę o fałszerskim charakterze lubowlańskiej mennicy. Brühl objął Spisz po zajęciu Saskich mennic przez Prusy. Cóż mogło go powstrzymać przed uruchomieniem produkcji polskiej miedzi (a może i innych nominałów) w miejscu tak dogodnym ze względu na bliskość bogatych kopalń miedzi?
W literaturze numizmatycznej pojawiają się sugestie, że grosze Augusta III z datą 1758 to sprawka Brühla, ale są też inne teorie.
Marian Gumowski w pracy "Gubin i jego mennice" pisze, że mennica w Gubinie została zamknięta w roku 1755 na rozkaz Fryderyka II, co chyba nie jest zgodne z prawdą, bo wojska pruskie przekroczyły granicę bez uprzedniego wypowiedzenia wojny Saksonii dopiero 29 Sierpnia 1756 r. Gumowski pisze też, że w roku 1758 rozkazem Fryderyka II na krótko uruchomiono mennicę gubińską i wybito pewną ilość groszy z datą 1758. To może być prawdą, bo jak niedawno pisałem, berliński gabinet numizmatyczny przechowywał stempel takiej monety.
Z kolei Józef Andrzej Szwagrzyk w Pieniądzu na ziemiach polskich X - XX w. twierdzi, że "od 1758 r. szelągi i grosze bili bezprawnie tymi samymi stemplami mincerze pruscy Fryderyka II ...".
Borys Paszkiewicz w "Podobna jest moneta nasza do nadobnej panny" sugeruje, że grosze z data 1758 wybito w Lubowli na Spiszu, nie precyzując, kto stał za tą emisją. Podobne sugestie znaleźć można w artykule Przesilenie monetarne w Polsce za Augusta III autorstwa Władysława Konopczyńskiego (kwartalnik Ekonomista, rok 1910, T 1) dostępnym w zasobach Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Jeśli przyjąć, że Konopczyński prawidłowo zinterpretował materiały źródłowe, to można przypuszczać że spiska mennica była przedsięwzięciem "prywatnym" ministra Brühla, podskarbiego Teodora Wessela i Piotra Mikołaja Neugarten von Gartenberg Sadogórskiego. Tylko jak rozpoznać jej produkty?
Informacje o treści archiwaliów dotyczących mennicy w Lubowli pochodzą z artykułu Františka Žifčáka, Spravodaj Slovenskej numizmatickej spoločnosti 2/1986.
Początki Lubowli sięgają XIII wieku. Jak to zwykle bywa z ziemiami pogranicznymi, ziemie wokół miasteczka od zawsze były przedmiotem sporów terytorialnych. Prawa do Lubowli rościły sobie i Węgry i Polska, a wszystko komplikowały dodatkowo rodzinne powiązania władców. W ostatniej ćwierci XIII w. terytorium kontrolowała księżniczka Kinga (ta od wielickiej soli). Po jej śmierci północny Spisz (bo o tych ziemiach mówimy) włączono do Węgier. Lubowla otrzymała prawa miejskie od króla Ludwika w 1342 r. W roku 1412 miasto weszło w skład tzw. zastawu spiskiego. Zamek w Lubowli stał się siedzibą polskiego starosty spiskiego. W latach 1591 – 1745 starostwo należało do rodu Lubomirskich. Podczas potopu szwedzkiego na zamku w Lubowni przechowywano polskie klejnoty koronne - ich repliki są częścią ekspozycji zamkowego muzeum.
Podczas wojny domowej toczonej między zwolennikami Leszczyńskiego a Augusta II, starosta spiski Teodor Lubomirski opowiedział się po stronie Leszczyńskiego. To zapewne spowodowało, że August III odebrał starostwo Lubomirskim i przekazał je swojej żonie. Po jej śmierci w roku 1757 starostą został Henryk von Brühl - wszechwładny minister Augusta III, prawdopodobny inicjator emisji polskich miedzianych monet koronnych uruchomionej w 1749 r. wbrew postanowieniom Pacta Conventa.
zamek w Lubowli (Wikipedia)
Lustrację przeprowadził Mikuláš Almáši. Stwierdził, że budynek zachował się w całości, a wyposażenie mennicy już wcześniej przeniesiono na zamek w Lubowli. Ostatecznie trafiło ono pod wojskową eskortą do Smolnika.
Wynika z tego, że w Lubowli przed rokiem 1770 działała mennica należąca do starostwa spiskiego. I tu otwiera się worek z łamigłówkami. Nic nie wiadomo o przywileju menniczym spiskiego starostwa. Mało prawdopodobne, by była to polska mennica koronna - nie potwierdzają tego żadne znane źródła archiwalne. Może była to mennica miejska, ale znów pojawia się problem przywileju.
Wspominając listę starostów spiskich, trudno w tym momencie nie przypomnieć sobie o jednym z nich - o ministrze Brühlu, którego oskarżano przecież o fałszowanie polskich pieniędzy na Spiszu. W latach 1764—1772 starostwo należało do Kazimierza Poniatowskiego, brata króla Stanisława. Czy i jego winić o monetarne fałszerstwa?
Nie potrafimy dziś bezspornie wskazać, które monety wyszły z mennicy w Lubowli. Niezależnie od tego, czy były to monety polskie, węgierskie czy austriackie, prawdopodobnie były to fałszerstwa na szkodę emitenta.
Jest jeszcze jedna możliwość, choć mało prawdopodobna z powodu braku dowodów materialnych w postaci monet. Otóż z zapisów archiwalnych wynika, że w okresie od 1624 do 1772 w rozliczeniach finansowych posługiwano się lubowlańskim złotym (Lublauer Gulden, lubowiensky zlotý, lubowelsky zlotý) po kursie 1 lubowlański złoty = 20 półtoraków. W dokumentach występuje też jednostka niższej wartości - pieniążek (pieniezek). Co ważne - lubowlański złoty występował wyłącznie w rozrachunkach lokalnych, nie pojawia się w rozliczeniach starostwa z Koroną.
Gdyby lubowlańska mennica miała bić lubowlańskie złote należało by oczekiwać, że w lokalnych znaleziskach powinny się pojawić takie monety. Tak jednak nie jest.
Za najbardziej prawdopodobną uważam tezę o fałszerskim charakterze lubowlańskiej mennicy. Brühl objął Spisz po zajęciu Saskich mennic przez Prusy. Cóż mogło go powstrzymać przed uruchomieniem produkcji polskiej miedzi (a może i innych nominałów) w miejscu tak dogodnym ze względu na bliskość bogatych kopalń miedzi?
W literaturze numizmatycznej pojawiają się sugestie, że grosze Augusta III z datą 1758 to sprawka Brühla, ale są też inne teorie.
Marian Gumowski w pracy "Gubin i jego mennice" pisze, że mennica w Gubinie została zamknięta w roku 1755 na rozkaz Fryderyka II, co chyba nie jest zgodne z prawdą, bo wojska pruskie przekroczyły granicę bez uprzedniego wypowiedzenia wojny Saksonii dopiero 29 Sierpnia 1756 r. Gumowski pisze też, że w roku 1758 rozkazem Fryderyka II na krótko uruchomiono mennicę gubińską i wybito pewną ilość groszy z datą 1758. To może być prawdą, bo jak niedawno pisałem, berliński gabinet numizmatyczny przechowywał stempel takiej monety.
Z kolei Józef Andrzej Szwagrzyk w Pieniądzu na ziemiach polskich X - XX w. twierdzi, że "od 1758 r. szelągi i grosze bili bezprawnie tymi samymi stemplami mincerze pruscy Fryderyka II ...".
Borys Paszkiewicz w "Podobna jest moneta nasza do nadobnej panny" sugeruje, że grosze z data 1758 wybito w Lubowli na Spiszu, nie precyzując, kto stał za tą emisją. Podobne sugestie znaleźć można w artykule Przesilenie monetarne w Polsce za Augusta III autorstwa Władysława Konopczyńskiego (kwartalnik Ekonomista, rok 1910, T 1) dostępnym w zasobach Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Jeśli przyjąć, że Konopczyński prawidłowo zinterpretował materiały źródłowe, to można przypuszczać że spiska mennica była przedsięwzięciem "prywatnym" ministra Brühla, podskarbiego Teodora Wessela i Piotra Mikołaja Neugarten von Gartenberg Sadogórskiego. Tylko jak rozpoznać jej produkty?
Informacje o treści archiwaliów dotyczących mennicy w Lubowli pochodzą z artykułu Františka Žifčáka, Spravodaj Slovenskej numizmatickej spoločnosti 2/1986.
wtorek, 30 października 2012
Węgierska miedź
Smolník, Szomolnok, Schmöllnitz, Semelnech - małe miasteczko na Słowacji, liczące ciut ponad tysiąc mieszkańców. Kilkaset lat temu, razem z innymi ośrodkami górniczymi "górnych Węgier" zaopatrywało w miedź znaczną część Europy.
Już w początku XIV wieku cesarz Karol Robert Andegaweński (teść Elżbiety Łokietkówny) nadał Smolnikowi status wolnego miasta górniczego. Przez pewien czas działała w Smolniku mennica królewska.
Bogate złoża miedzi były łakomym kąskiem, zwłaszcza że ruda zawierała znaczący procent srebra. Skusił się na nie przedstawiciel bogatego węgierskiego rodu Jan Thurzo. Wykształcony na włoskich uniwersytetach w Wenecji i Padwie, opanował umiejętność oddzielania srebra z rud miedzi.
Jako że rodzinny interes obejmował nadzór nad kopalniami rud ołowiu, srebra, złota i miedzi w Olkuszu, Kutnej Horze i Górach Złotych, Thurzo miał nieograniczony dostęp do ołowiu - metalu niezbędnego do odciągania srebra z rud miedzi. W 1469 r. założył hutę miedzi i srebra w Mogile pod Krakowem (po II Wojnie Światowej powstała tam Nowa Huta). Poprzez małżeństwo syna, Jan Turzo związał się z rodziną Fuggerów. Z końcem XV w. Turzonowie i Fuggerowie utworzyli "Ungarischer Handel", która opanowała prawie cały europejski handel miedzią.
Pod koniec XVII wieku smolnickie kopalnie i huty zaczęły przechodzić pod zarząd państwa - cesarstwa austrowęgierskiego. W mieście powstała szkoła (późniejsza akademia) górnicza. Od połowy XVIII w., przez całe stulecie Smolnik był siedzibą urzędu i sądu górniczego, którym podlegały nawet kopalnie miedzi z terenów dzisiejszej Rumunii.
Właśnie w połowie XVIII w. (1759) ustalono w Wiedniu, że monety o nominałach poniżej grosza będą bite wyłącznie w miedzi. Bańska Bystrzyca i Smolnik dostarczały surowca w wystarczającej ilości, nadwyżki eksportowano.
Wkrótce, w roku 1772, by uniknąć kosztów transportu, rozpoczęto w Smolniku bicie miedzianych monet - najpierw krajcarów i poltur. Później bito tu również wyższe nominały - aż do 30 krajcarów. Monety ze smolnickiej mennicy oznaczano literą S.
Już w początku XIV wieku cesarz Karol Robert Andegaweński (teść Elżbiety Łokietkówny) nadał Smolnikowi status wolnego miasta górniczego. Przez pewien czas działała w Smolniku mennica królewska.
Bogate złoża miedzi były łakomym kąskiem, zwłaszcza że ruda zawierała znaczący procent srebra. Skusił się na nie przedstawiciel bogatego węgierskiego rodu Jan Thurzo. Wykształcony na włoskich uniwersytetach w Wenecji i Padwie, opanował umiejętność oddzielania srebra z rud miedzi.
Jako że rodzinny interes obejmował nadzór nad kopalniami rud ołowiu, srebra, złota i miedzi w Olkuszu, Kutnej Horze i Górach Złotych, Thurzo miał nieograniczony dostęp do ołowiu - metalu niezbędnego do odciągania srebra z rud miedzi. W 1469 r. założył hutę miedzi i srebra w Mogile pod Krakowem (po II Wojnie Światowej powstała tam Nowa Huta). Poprzez małżeństwo syna, Jan Turzo związał się z rodziną Fuggerów. Z końcem XV w. Turzonowie i Fuggerowie utworzyli "Ungarischer Handel", która opanowała prawie cały europejski handel miedzią.
Pod koniec XVII wieku smolnickie kopalnie i huty zaczęły przechodzić pod zarząd państwa - cesarstwa austrowęgierskiego. W mieście powstała szkoła (późniejsza akademia) górnicza. Od połowy XVIII w., przez całe stulecie Smolnik był siedzibą urzędu i sądu górniczego, którym podlegały nawet kopalnie miedzi z terenów dzisiejszej Rumunii.
Właśnie w połowie XVIII w. (1759) ustalono w Wiedniu, że monety o nominałach poniżej grosza będą bite wyłącznie w miedzi. Bańska Bystrzyca i Smolnik dostarczały surowca w wystarczającej ilości, nadwyżki eksportowano.
Wkrótce, w roku 1772, by uniknąć kosztów transportu, rozpoczęto w Smolniku bicie miedzianych monet - najpierw krajcarów i poltur. Później bito tu również wyższe nominały - aż do 30 krajcarów. Monety ze smolnickiej mennicy oznaczano literą S.
30 krajcarów z roku 1807 wybite w Smolniku.
Moneta ma 38 mm średnicy!
Pochwalę się jeszcze jednym miedziakiem, ze względu na stan zachowania. Duże austriackie miedziaki z początku XIX w. najczęściej wyglądają, jak pokazana wyżej 30-krajcarówka.
6 krajcarów 1807.
To też spory krążek - 32 mm średnicy.
Takie sześciokrajcarówki przebijano w 1813 r. w Zamościu na oblężnicze sześciogroszówki. Przeznaczono na to 1330 monet z magistrackiej kasy.
W roku 1813 w Smolniku wydarzyła się katastrofa. Po uszkodzeniu zapory większość kopalń została zalana wodą ze sztucznego jeziora. To zapoczątkowało upadek. Wydobywano coraz mniej miedzi, w roku 1817 wybito ostatnie monety o nominałach 1/4 1/2 i 1 krajcar (z datą 1816!). 31 grudnia 1828 mennicę zlikwidowano.
W przewodnikach turystycznych próżno szukać informacji o miedzianej mennicy w Smolniku. Podobno nie ma już po niej śladu. Mimo to w przyszłym roku wybiorę się tam na wycieczkę. Zwłaszcza, że po drodze można zahaczyć o Starą Lubownię (Lubowl). To bardzo interesujące miejsce.
Dlaczego? Poczekajcie kilka dni.
niedziela, 28 października 2012
Zima?!?
Budzę się rano, a tu biało.
Krótki spacer potwierdził - to nie złudzenie. Spadł śnieg.
Na dłuższe spacery jakoś mi ochota przeszła, więc...
do pracy.
Napisałem kilka "kartek" poświęconych miedziakom A3S i w pewnym momencie ugrzęzłem. W poszukiwaniu odpowiedzi na kluczowe w tym momencie pytanie udałem się do biblioteki.
Jak to zwykle bywa, odpowiedzi nie znalazłem, za to pojawiły się nowe pytania.
Znalazłem mianowicie coś takiego:
To fragment strony z książki z 1904 r. F. Freiherr von Schrötter, Das preußische Münzwesen im 18. Jahrhundert, II. Die Münzen aus der Zeit des Königs Friedrich II. des Großen.
Autor przypisał grosze 1758 działalności Fryderyka i określił miejsce ich bicia na Drezno lub Lipsk (załącznik). Pan Profesor Paszkiewicz sugerował niedawno w katalogu 50 aukcji WCN, że grosze te wybito prawdopodobnie na Spiszu, co zgadza się z bardzo ciekawym tekstem Konopczyńskiego z "Ekonomisty" z roku 1910. Schrötter wymienia 4 warianty interpunkcyjne tego rocznika, co może oznaczać stosunkowo dużą produkcję, a to z kolei może jednak wskazywać na dobrze zorganizowaną mennicę. Na dodatek dołożył informację, że w muzeach przechowywane są dwa stemple tej monety. W królewskim munzkabinecie w Berlinie i w muzeum miasta Torunia. Może więc jednak to produkcja pruska?
O ile mi wiadomo, zbiory toruńskie uległy rozproszeniu. Napisałem wiec do Berlina, prosząc o informację czy nadal mają w muzeum stempel, o którym pisze Schrötter i czy z jego wyglądu można coś wnioskować na temat miejsca jego powstania. Ciekawe, czy i co odpowiedzą.
A swoją drogą chyba podpowiem redakcji Przeglądu Numizmatycznego, żeby podjęli akcję zewidencjonowania i pokazania stempli menniczych przechowywanych w polskich placówkach naukowych i muzealnych, podobnie do trwającej już kilka lat kwerendy polskich monet złotych.
Poszukując dalej odpowiedzi na pytanie, o którym wspomniałem na wstępie, znów wyciągnąłem na światło dzienne (jeszcze) moje zapasy. I znów - "sami nie wiecie, co posiadacie" - odpowiedź wyskoczyła, jak diabeł z pudełka (szczegóły
niebawem), ale (zawsze to ale!) stwierdziłem, że tych zapasów zrobiło się zbyt wiele. Cóż, trzeba zacząć to sprzedawać.
Żyłka awanturnicza spowodowała, że zamiast wystawić monety na Allegro, Kiermaszu czy innym eBayu postanowiłem przetestować możliwości Tictail. Zapraszam więc do kliknięcia w "SPRZEDAM" w menu u góry strony.
Krótki spacer potwierdził - to nie złudzenie. Spadł śnieg.
Na dłuższe spacery jakoś mi ochota przeszła, więc...
do pracy.
Napisałem kilka "kartek" poświęconych miedziakom A3S i w pewnym momencie ugrzęzłem. W poszukiwaniu odpowiedzi na kluczowe w tym momencie pytanie udałem się do biblioteki.
Jak to zwykle bywa, odpowiedzi nie znalazłem, za to pojawiły się nowe pytania.
Znalazłem mianowicie coś takiego:
To fragment strony z książki z 1904 r. F. Freiherr von Schrötter, Das preußische Münzwesen im 18. Jahrhundert, II. Die Münzen aus der Zeit des Königs Friedrich II. des Großen.
Autor przypisał grosze 1758 działalności Fryderyka i określił miejsce ich bicia na Drezno lub Lipsk (załącznik). Pan Profesor Paszkiewicz sugerował niedawno w katalogu 50 aukcji WCN, że grosze te wybito prawdopodobnie na Spiszu, co zgadza się z bardzo ciekawym tekstem Konopczyńskiego z "Ekonomisty" z roku 1910. Schrötter wymienia 4 warianty interpunkcyjne tego rocznika, co może oznaczać stosunkowo dużą produkcję, a to z kolei może jednak wskazywać na dobrze zorganizowaną mennicę. Na dodatek dołożył informację, że w muzeach przechowywane są dwa stemple tej monety. W królewskim munzkabinecie w Berlinie i w muzeum miasta Torunia. Może więc jednak to produkcja pruska?
O ile mi wiadomo, zbiory toruńskie uległy rozproszeniu. Napisałem wiec do Berlina, prosząc o informację czy nadal mają w muzeum stempel, o którym pisze Schrötter i czy z jego wyglądu można coś wnioskować na temat miejsca jego powstania. Ciekawe, czy i co odpowiedzą.
A swoją drogą chyba podpowiem redakcji Przeglądu Numizmatycznego, żeby podjęli akcję zewidencjonowania i pokazania stempli menniczych przechowywanych w polskich placówkach naukowych i muzealnych, podobnie do trwającej już kilka lat kwerendy polskich monet złotych.
Poszukując dalej odpowiedzi na pytanie, o którym wspomniałem na wstępie, znów wyciągnąłem na światło dzienne (jeszcze) moje zapasy. I znów - "sami nie wiecie, co posiadacie" - odpowiedź wyskoczyła, jak diabeł z pudełka (szczegóły
niebawem), ale (zawsze to ale!) stwierdziłem, że tych zapasów zrobiło się zbyt wiele. Cóż, trzeba zacząć to sprzedawać.
Żyłka awanturnicza spowodowała, że zamiast wystawić monety na Allegro, Kiermaszu czy innym eBayu postanowiłem przetestować możliwości Tictail. Zapraszam więc do kliknięcia w "SPRZEDAM" w menu u góry strony.
niedziela, 21 października 2012
Dlaczego Facebook mnie nie kusi.
Regularnie odbieram emaile z pytaniem
„Czy jest Pan na Facebooku?”.
Regularnie odpowiadam krótkim „Nie”.
I na tym się kończy.
Wczoraj pierwszy raz w odpowiedzi na
moje „Nie” padło pytanie „Dlaczego?”. Spróbuję tu na nie
odpowiedzieć.
Tu, na blogu możecie przeczytać: „W
internecie jestem "od zawsze", zazwyczaj występuję pod
nickiem "Monety" co wystarczająco wyraźnie określa moje
zainteresowania.”. „Jestem w internecie” - to w moim przypadku
tylko skrót myślowy. Powinienem raczej napisać „korzystam z
internetu”.
Bardziej korzystam, niż jestem, bo od
zawsze internet był (i nadal jest) środkiem (narzędziem), a nie
celem. Jest środkiem komunikacji – przez internet kontaktuje się
z rodziną, z przyjaciółmi, znajomymi i nieznajomymi, ale przede
wszystkim jest dla mnie internet BIBLIOTEKĄ. Tę funkcję sieci
wykorzystuję na dwa sposoby – czytam, słucham i oglądam to, co
stworzyli inni, ale też udostępniam to, co sam tworzę.
Porządne biblioteki nie są jedynie
miejscem przechowywania i udostępniania. W porządnych bibliotekach
odbywają się koncerty, spotkania z twórcami, wystawy. Internet
jest taką właśnie biblioteką i korzystanie z niej sprawia mi
wiele radości i satysfakcji.
Biblioteki (i księgarnie) są różne. Najbardziej lubię te, które pozwalają na swobodny dostęp do półek. Pozwalają na szybkie zorientowanie się, czy treść będzie równie ciekawa, jak tytuł, czy znajdę w niej to, czego szukam i co mi potrzebne. Znam wiele internetowych bibliotek, szczególnie cenię sobie Scribd. To miejsce znacznie ciekawsze od dokumentów Googla. Zaglądam tam ostatnio częściej, szukając materiałów dotyczących polskiego mennictwa Augusta III. Drugą "biblioteką", z którą odświeżyłem znajomość jest Digital Library Numis.
Revenons à nos moutons!
Facebook podobno jest „miejscem”
do spotkań ze znajomymi i do zawierania nowych znajomości, a także
do manifestowania swoich poglądów i podejmowania wspólnych działań. Skoro bloguję, udzielam się na
forach i listach dyskusyjnych, to dlaczego nie chcę mieć konta na
Facebooku? Powodów widzę kilka.
Po pierwsze, nie znoszę monopoli, a coraz częściej spotykam się z tym, że jedyna droga dostępu do jakichś treści prowadzi przez Facebooka. Gdyby była to tylko jedna z możliwości, nie miał bym zastrzeżeń.
Po drugie, doba ma tylko 25 godzin, a
tydzień tylko 8 dni (albo coś koło tego), a ja pracuję zawodowo,
mam rodzinę i staram się pamiętać, że monety, to nie wszystko.
Po trzecie...
Kilka osób przekonywało mnie, że dzięki Facebookowi mój blog, moje strony będą miały więcej odwiedzających. Czy mylę się sądząc, że aby tak było musiał bym w miarę regularnie umieszczać na "fejsie" informacje o nowych treściach umieszczanych w innych miejscach sieci? A mając w pamieci punkt poprzedni...
Google zapytany o „Jerzy Chałupski” w ciągu 0,21 sekund częstuje przeszło dwoma tysiącami odnośników. Nie jestem więc anonimowy, a ten poziom „popularności” wystarczająco dopieszcza moją próżność. Jasne, że nie wszystkie linki od Googla wskazują na mnie (nie każdemu psu Burek, nie każdemu chłopu Jurek). Pojawia się i link do profilu Jerzego Chałupskiego na Facebooku, ale to nie mój profil i niech tak zostanie.
Czy zdarza się Wam, że odkrywacie coś nowego wśród monet, które macie od dawna? Kilka dni temu porządkowałem dublety i przyjrzałem się bliżej takiemu grosikowi.
To dość rzadka odmiana z nietypowym popiersiem opisana przez A. Antczaka w Przeglądzie Numizmatycznym 1/2008. Autor błędnie uznał ją za odmianę nową, wcześniej nieznaną, podczas gdy ten typ awersu jest odnotowany w literaturze. Gumowski opisuje go jako "popiersie z rzemieniami".
W zbiorze mam egzemplarz lepiej zachowany.
Ponieważ zagrzebałem się ostatnio w prace nad miedziakami A3S, odruchowo porównuję wszystko, co mi w ręce wpadnie z tym, co zdążyłem już odnotować w tworzonym katalogu.
Jak widać, na monecie ze zbioru orzeł, jak ten wróbelek z dowcipu, ma jedną nogę "bardziej, niż drugą".
Przypuszczam, że stempel dubletu powstał wcześniej, niż stempel monety ze zbioru. Punca z orłem uległa w międzyczasie uszkodzeniu, a podczas jego usuwania urwaną nogę dorobiono nieprecyzyjnie.
Kolejny wniosek - stempel rewersu tej odmiany nie był ryty w całości. Wykonano go używając punc z poszczególnymi fragmentami rysunku - oba orły są jednakowe. Nie zawsze tak było, bo na niektórych szelągach A3S są dwa różne orły i dwie różne pogonie.
I wniosek następny - Jado, nie patrzo.
poniedziałek, 15 października 2012
Tu l'as voulu, George Dandin
Mogłem to przewidzieć!
Wydawało mi się, że fantazyjny limit 111,11 zł, jaki ustawiłem w aukcji Allegro 2704388472 powinien wystarczyć.
Próbując wydobyć na światło dzienne informacje o miejscach bicia poszczególnych odmian groszy i szelągów A3S dotarłem do wykazu dokumentów przechowywanych w niemieckich archiwach. Pisałem o tym na cafe Allegro. Dziś dotarła do mnie oferta - za wykonanie kopii pięciu najciekawszych (z tytułów sądząc) archiwalnych zapisów archiwum zażyczyło sobie 560,40 euro + 2,50 opłaty stałej + 2,50 euro za nośnik. A cały zlokalizowany zasób archiwalny liczy 26 pozycji! Trochę zainwestuję, ale gdybym chciał ściągnąć całość, to bez separacji od stołu i łoża bym się chyba nie wywinął.
Dla odreagowania i oderwania się od żmudnej (choć wciągającej) pracy nad uporządkowaniem wiadomości i rozwikłaniem kilku osiemnastowiecznych zagadek wybiorę się w najbliższym czasie do Muzeum Śląskiego.
17 października zostanie w nim otwarta wystawa czasowa "Śladami Rzymian po Polsce". Kilka szczegółów na stronie muzeum. Przypuszczam, że na figurkach, ozdobach i naczyniach się nie skończy - monety też powinny się na wystawie pojawić.
Na koniec jeszcze krótka informacja:
W związku z powtarzającymi się pytaniami o legalne sposoby nabycia moich katalogów informuje, że w tej chwili chętnym pozostaje wyłącznie rynek wtórny i...
http://www.poszukiwanieskarbow.com/Forum/viewtopic.php?f=1&t=103593
Powodzenia.
P.S.
17.03.2017 - trochę się pozmieniało - katalogi (wyłącznie w formie cyfrowej) można nabyć tu: http://ebookpoint.pl/autorzy/jerzy-chalupski
Wydawało mi się, że fantazyjny limit 111,11 zł, jaki ustawiłem w aukcji Allegro 2704388472 powinien wystarczyć.
W końcu to tylko niecentrycznie wybity i słabo zachowany koronny szeląg "grubasa". Błąd. Zostałem przelicytowany. Nie wiem, czy po prostu mam rywala w polowaniu na miedź Augusta III, czy też zadziałał mechanizm, który obserwowałem po moich wcześniejszych publikacjach (monety Królestwa Polskiego 1917-1918 albo dziesięciogroszówki 1840). Mówi się trudno, poluje się dalej.
Próbując wydobyć na światło dzienne informacje o miejscach bicia poszczególnych odmian groszy i szelągów A3S dotarłem do wykazu dokumentów przechowywanych w niemieckich archiwach. Pisałem o tym na cafe Allegro. Dziś dotarła do mnie oferta - za wykonanie kopii pięciu najciekawszych (z tytułów sądząc) archiwalnych zapisów archiwum zażyczyło sobie 560,40 euro + 2,50 opłaty stałej + 2,50 euro za nośnik. A cały zlokalizowany zasób archiwalny liczy 26 pozycji! Trochę zainwestuję, ale gdybym chciał ściągnąć całość, to bez separacji od stołu i łoża bym się chyba nie wywinął.
Dla odreagowania i oderwania się od żmudnej (choć wciągającej) pracy nad uporządkowaniem wiadomości i rozwikłaniem kilku osiemnastowiecznych zagadek wybiorę się w najbliższym czasie do Muzeum Śląskiego.
17 października zostanie w nim otwarta wystawa czasowa "Śladami Rzymian po Polsce". Kilka szczegółów na stronie muzeum. Przypuszczam, że na figurkach, ozdobach i naczyniach się nie skończy - monety też powinny się na wystawie pojawić.
Na koniec jeszcze krótka informacja:
W związku z powtarzającymi się pytaniami o legalne sposoby nabycia moich katalogów informuje, że w tej chwili chętnym pozostaje wyłącznie rynek wtórny i...
http://www.poszukiwanieskarbow.com/Forum/viewtopic.php?f=1&t=103593
Powodzenia.
P.S.
17.03.2017 - trochę się pozmieniało - katalogi (wyłącznie w formie cyfrowej) można nabyć tu: http://ebookpoint.pl/autorzy/jerzy-chalupski
niedziela, 7 października 2012
Deszczowa niedziela.
Wczoraj słonecznie, ciepło, pięknie. Dziś od rana paskudna plucha. Zamiast wycieczki w plener, wypad na giełdę kolekcjonerów.
Jak widać, organizatorzy nie są perfekcjonistami, na bilecie (nienumerowanym? sprzedanym bez paragonu z kasy fiskalnej?) dziesięć lat poszło w zapomnienie i zamiast giełdy XIV mamy IV.
Szatni brak, więc ruszam na obchód w lekko skropionej deszczem kurtce. Na szczęście nie ma tłoku.
Stoiska na dwóch poziomach, większość w holu głównym. Postanowiłem skoncentrować się na temacie pochłaniającym ostatnio prawie cały mój "wolny" czas i nie rozpraszać się przeglądaniem wszystkich wystawionych monet.
Miedziaki koronne Augusta III znalazłem na kliku zaledwie stoiskach. W większości w stanach fatalnych - do tego już się przyzwyczaiłem. Mimo to udało mi się nie wrócić z pustymi rękami. Do kolekcji dołączyły dwa szelągi i dwa grosze.
Podczas drugiego kółka między stoiskami przypadkowo rzuciłem okiem na pudło z napisem "wszystkie monety 1 zł", który nie oznaczał niestety, że mogę całe to pudło nabyć za złotówkę. Złotówka za sztukę, bo to ten napis oznaczał, to cena niewygórowana. Zwłaszcza, że nie miałem nawet zamiaru przeglądać zawartości pudła. Jedną ręką sięgnąłem po monetę leżącą na wierzchu, drugą do kieszeni po drobne. Tym sposobem kupiłem...
całkiem zgrabny falsyfikat PRL-owskiej dwudziestozłotówki. Odlewany, a nie bity.
W sumie wyjazd udany. Mam jednak wrażenie (poparte opiniami kilku sprzedających), że organizatorzy powinni następnym razem postarać się o zapewnienie lepszych warunków swoim gościom. Złe oświetlenie, brak bufetu i szatni, to główne powody narzekań.
Poniewczasie, jak to zwykle bywa, zacząłem żałować, że nie kupiłem nic na stoisku, przy którym spędziłem ładnych kilkanaście minut. Stoisko było skromne - kilka stron z klasera z kieszonkami wypełnionymi głównie monetami antycznymi (polując na XVIII-wieczne miedziaki zwracałem uwagę na wszystkie małe, ciemnobrązowe krążki). Sprzedawcą była pani mówiąca po rosyjsku, a oferowanymi monetami były głównie rzymskie emisje prowincjonalne, część z greckimi legendami. Był dość ładny Probus, dwie monety Aureliana i wiele innych, kŧórych nie oglądałem szczegółowo, bo stoisko było wyjątkowo nędznie oświetlone. Ceny od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych nie odstraszały, ale moja żyłka awanturnicza jakoś nie dała znać o sobie. Teraz trochę tego żałuję.
Wracając do tematu zaprzątającego ostatnio moją uwagę.
Bardzo, bardzo proszę o kontakt właścicieli szelągów Augusta III z literkami O, G, P, L, J. Zaczynam mieć poważne wątpliwości, czy takie monety w ogóle istnieją.
Jak widać, organizatorzy nie są perfekcjonistami, na bilecie (nienumerowanym? sprzedanym bez paragonu z kasy fiskalnej?) dziesięć lat poszło w zapomnienie i zamiast giełdy XIV mamy IV.
Szatni brak, więc ruszam na obchód w lekko skropionej deszczem kurtce. Na szczęście nie ma tłoku.
Stoiska na dwóch poziomach, większość w holu głównym. Postanowiłem skoncentrować się na temacie pochłaniającym ostatnio prawie cały mój "wolny" czas i nie rozpraszać się przeglądaniem wszystkich wystawionych monet.
Miedziaki koronne Augusta III znalazłem na kliku zaledwie stoiskach. W większości w stanach fatalnych - do tego już się przyzwyczaiłem. Mimo to udało mi się nie wrócić z pustymi rękami. Do kolekcji dołączyły dwa szelągi i dwa grosze.
Podczas drugiego kółka między stoiskami przypadkowo rzuciłem okiem na pudło z napisem "wszystkie monety 1 zł", który nie oznaczał niestety, że mogę całe to pudło nabyć za złotówkę. Złotówka za sztukę, bo to ten napis oznaczał, to cena niewygórowana. Zwłaszcza, że nie miałem nawet zamiaru przeglądać zawartości pudła. Jedną ręką sięgnąłem po monetę leżącą na wierzchu, drugą do kieszeni po drobne. Tym sposobem kupiłem...
całkiem zgrabny falsyfikat PRL-owskiej dwudziestozłotówki. Odlewany, a nie bity.
W sumie wyjazd udany. Mam jednak wrażenie (poparte opiniami kilku sprzedających), że organizatorzy powinni następnym razem postarać się o zapewnienie lepszych warunków swoim gościom. Złe oświetlenie, brak bufetu i szatni, to główne powody narzekań.
Poniewczasie, jak to zwykle bywa, zacząłem żałować, że nie kupiłem nic na stoisku, przy którym spędziłem ładnych kilkanaście minut. Stoisko było skromne - kilka stron z klasera z kieszonkami wypełnionymi głównie monetami antycznymi (polując na XVIII-wieczne miedziaki zwracałem uwagę na wszystkie małe, ciemnobrązowe krążki). Sprzedawcą była pani mówiąca po rosyjsku, a oferowanymi monetami były głównie rzymskie emisje prowincjonalne, część z greckimi legendami. Był dość ładny Probus, dwie monety Aureliana i wiele innych, kŧórych nie oglądałem szczegółowo, bo stoisko było wyjątkowo nędznie oświetlone. Ceny od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych nie odstraszały, ale moja żyłka awanturnicza jakoś nie dała znać o sobie. Teraz trochę tego żałuję.
Wracając do tematu zaprzątającego ostatnio moją uwagę.
Bardzo, bardzo proszę o kontakt właścicieli szelągów Augusta III z literkami O, G, P, L, J. Zaczynam mieć poważne wątpliwości, czy takie monety w ogóle istnieją.
środa, 3 października 2012
Kryzys?
Najpierw, w ramach ogólnej apatii wywołanej powszechnym kryzysem i w związku z brakiem perspektyw dla jakiejkolwiek działalności gospodarczej, moja osiedlowa sieć komputerowa została wchłonięta przez regionalnego operatora. Może to nie rekin, ale na naszą płotkę wystarczył.
Rezultat? Mam znacznie lepszy transfer za znacząco niższy abonament. Brzmi nieźle, ale "prędkość internetu" to niestety nie jedyna konsekwencja zmiany operatora. Drugą jest odejście w niebyt stron hostowanych na serwerach Vitnetu. Tym samym strona monety.vitnet.pl podzieliła los poprzedniczki (monety.polskie.webpark.pl). Przestały się też na innych moich stronach wyświetlać zdjęcia, które przechowywałem na Vitnecie. Oczywiście mam kopie, więc w miarę odkrywania białych plam na stronach, będę wprowadzać odpowiednie korekty, tak, jak zrobiłem to tutaj.
Później, w obliczu szalejącego kryzysu Antykwariat Numizmatyczny P. Niemczyka zaplanował skromną aukcję. Zaledwie 377 obiektów, wśród których są co prawda perełki typu unikatowy poznański dukat Batorego z 1586 r. (lot 34) czy półportugał Zygmunta III (lot 44) albo 50-dukatowej wagi medal Jana Kazimierza. Kolekcjonerzy bardziej dotknięci kryzysem będą musieli ograniczyć się do denarów Chrobrego, mniej lub bardziej pospolitych talarów i dukatów albo familijnej dziesięciozłotówki z 1836 r.
W tę samą tendencję wpisuje się katalog 52 aukcji WCN. Nic dziwnego, że na forach numizmatycznych pojawiają się głosy "...ciekawy materiał dla zwykłych zbieraczy...", "...już drugi raz z rzędu brak perełek,które można walnąć na okładkę...". Bo cóż to za rarytasy? Tych pięć denarów Chrobrego? Ledwo 103 monety Zygmunta III, kilkanaście talarów i trzy zaledwie dukaty Stanisława Augusta? Bieda panie.
Swoją drogą, niezwykle jestem ciekaw jakie przebicie osiągnie na przykład taki drobiażdżek, jak poobgryzany szeląg litewski Jana Kazimierza z 1652 r z liczbą 360 pod Pogonią.
Na Allegro też cienko. Jakieś lustrzanki (1 000 000 złotych, Józef Piłsudski - prawie 40 dekagramów złota), dziurawy dukat Zygmunta III, zapuszkowana pięciogroszówka 1934 wyceniona na 32 tysiące złotych. I do tego 69379 innych monet. I są licytujący! Nawet sporo.
To ja już sam nie wiem. Jest ten kryzys, czy go nie ma?
Na wszelki wypadek nie rezygnuję z zakupów (podobno zakupy w kryzysowych czasach są najkorzystniejsze). Dziś przyniosłem z poczty między innymi takie maleństwo.
Trafiłem na nie podczas nieustannego polowania na miedziaki koronne A3S. To co prawda nie szeląg koronny, ale tak ładnego przykładu brockage jeszcze w kolekcji nie miałem. Mechanizm powstawania takich destruktów bardzo ładnie opisano i zilustrowano na forumancientcoins.
A może ktoś z Was pokusi się o rozwiązanie zagadki i spróbuje wydedukować, z której mennicy pochodzi mój nowy nabytek?
Rezultat? Mam znacznie lepszy transfer za znacząco niższy abonament. Brzmi nieźle, ale "prędkość internetu" to niestety nie jedyna konsekwencja zmiany operatora. Drugą jest odejście w niebyt stron hostowanych na serwerach Vitnetu. Tym samym strona monety.vitnet.pl podzieliła los poprzedniczki (monety.polskie.webpark.pl). Przestały się też na innych moich stronach wyświetlać zdjęcia, które przechowywałem na Vitnecie. Oczywiście mam kopie, więc w miarę odkrywania białych plam na stronach, będę wprowadzać odpowiednie korekty, tak, jak zrobiłem to tutaj.
Później, w obliczu szalejącego kryzysu Antykwariat Numizmatyczny P. Niemczyka zaplanował skromną aukcję. Zaledwie 377 obiektów, wśród których są co prawda perełki typu unikatowy poznański dukat Batorego z 1586 r. (lot 34) czy półportugał Zygmunta III (lot 44) albo 50-dukatowej wagi medal Jana Kazimierza. Kolekcjonerzy bardziej dotknięci kryzysem będą musieli ograniczyć się do denarów Chrobrego, mniej lub bardziej pospolitych talarów i dukatów albo familijnej dziesięciozłotówki z 1836 r.
W tę samą tendencję wpisuje się katalog 52 aukcji WCN. Nic dziwnego, że na forach numizmatycznych pojawiają się głosy "...ciekawy materiał dla zwykłych zbieraczy...", "...już drugi raz z rzędu brak perełek,które można walnąć na okładkę...". Bo cóż to za rarytasy? Tych pięć denarów Chrobrego? Ledwo 103 monety Zygmunta III, kilkanaście talarów i trzy zaledwie dukaty Stanisława Augusta? Bieda panie.
Swoją drogą, niezwykle jestem ciekaw jakie przebicie osiągnie na przykład taki drobiażdżek, jak poobgryzany szeląg litewski Jana Kazimierza z 1652 r z liczbą 360 pod Pogonią.
Na Allegro też cienko. Jakieś lustrzanki (1 000 000 złotych, Józef Piłsudski - prawie 40 dekagramów złota), dziurawy dukat Zygmunta III, zapuszkowana pięciogroszówka 1934 wyceniona na 32 tysiące złotych. I do tego 69379 innych monet. I są licytujący! Nawet sporo.
To ja już sam nie wiem. Jest ten kryzys, czy go nie ma?
Na wszelki wypadek nie rezygnuję z zakupów (podobno zakupy w kryzysowych czasach są najkorzystniejsze). Dziś przyniosłem z poczty między innymi takie maleństwo.
Trafiłem na nie podczas nieustannego polowania na miedziaki koronne A3S. To co prawda nie szeląg koronny, ale tak ładnego przykładu brockage jeszcze w kolekcji nie miałem. Mechanizm powstawania takich destruktów bardzo ładnie opisano i zilustrowano na forumancientcoins.
A może ktoś z Was pokusi się o rozwiązanie zagadki i spróbuje wydedukować, z której mennicy pochodzi mój nowy nabytek?
czwartek, 20 września 2012
Katalogi specjalizowane - nakład wyczerpany.
Sprzedałem dziś ostatni egzemplarz ostatniego drukowanego katalogu.
Jeżeli zdecyduję się na dodruk - informacja pojawi się oczywiście na tym blogu.
P.S.
Mam jeszcze trzy egzemplarze tomu drugiego z małym defektem - introligatornia wkleiła zawartość w okładkę do góry nogami. Po otwarciu tytułowej strony okładki ukazuje się ostatnia strona katalogu, na dodatek odwrócona.
Cena okazyjna 25 zł (w tym koszt przesyłki).
Kto pierwszy, ten lepszy.
Jeżeli zdecyduję się na dodruk - informacja pojawi się oczywiście na tym blogu.
P.S.
Mam jeszcze trzy egzemplarze tomu drugiego z małym defektem - introligatornia wkleiła zawartość w okładkę do góry nogami. Po otwarciu tytułowej strony okładki ukazuje się ostatnia strona katalogu, na dodatek odwrócona.
Cena okazyjna 25 zł (w tym koszt przesyłki).
Kto pierwszy, ten lepszy.
środa, 19 września 2012
Słoń, a sprawa polska.
Na wystawie mijanej niedawno księgarni zauważyłem kątem oka okładkę z obrazem znanym wszystkim chyba kolekcjonerom monet.
Pan Dariusz Krupa, projektant okładki dodał co nieco do "Poborcy podatków" Marinusa van Reimersvale'a, w tym i mały polski akcent.
Wszedłem do księgarni, poprosiłem o pokazanie książki i zabrałem się za jej przeglądanie. Pisałem kiedyś o moim prywatnym szybkim sposobie kwalifikowania książek do zakupu.
Tym razem trafiłem na takie zdania:
Książka została w księgarni ale jakoś nie dawała mi spokoju. W końcu kupiłem na Allegro oszczędzając całe 90 groszy.
Teraz sobie czytam. Powoli, bo to nie czytadło do wanny. Czytam i ciekawych rzeczy się dowiaduję. Na przykład, że Polska, to nie pępek świata. Zwykle patrzymy na historię naszego mennictwa w oderwaniu od reszty świata. Fakt, pamiętamy, że przed groszami Kazimierza Wielkiego były grosze praskie, że półtoraki Zygmunta III dziwnie przypominają niezliczone niemieckie grosze, które zresztą bywają przez niedoświadczonych kolekcjonerów przypisywane naszemu królowi. Natomiast świadomość, że szelągi Jana Kazimierza wymyślone przez Boratiniego nie były europejskim precedensem nie jest już tak powszechna.
Polskiego czytelnika książki T. J. Sargenta i F. R. Veldego może zdziwić, że naszemu mennictwu poświęcono w niej kilka niewielkich fragmentów, a przedstawiona w niej teoria opisująca zasady tworzenia systemów monetarnych opiera się na badaniu zjawisk z pieniężnych rynków Francji, Anglii, Hiszpanii, Włoch, Niemiec. To nie wszystko!
W literaturze dotyczącej technicznych aspektów numizmatyki, w momencie gdy mowa o wprowadzeniu do użytku pras walcowych, przywoływana jest postać Hansa Stippelta (Hanusza Sztypla), któremu przypisuje się ten wynalazek. Bracia Goeblowie w spółce ze Stippeltem dostali w roku 1584 królewski patent na tłoczenie monet prasą walcową, ale w rzeczywistości był to pomysł o kilkadziesiąt lat wcześniejszy. Jak się z mojej nowej książki dowiedziałem, pierwszą działającą prasę walcową uruchomiono w Zurychu (Emil Hahn "Jakob Stampfer, Goldschmied, Medailleur und Stempelschneider von Zurich"). Później wynalazek trafił do Francji, a dopiero w następnych latach na ziemie niemieckie.
Przyznać się muszę, że czytając "Wielki problem drobniaków" największą uwagę przykładam do powiązań teorii ekonomicznych z rozwojem technik menniczych. Ciekawe spostrzeżenie autorów dotyczy na przykład ochrony przed fałszowaniem monet jako czynnika motywującego postęp techniczny. By zapobiec obcinaniu i opiłowywaniu monet (zwłaszcza złotych i grubych srebrnych) zaczęto tłoczyć ozdoby i napisy na rancie.
Wielkim utrudnieniem dla fałszerzy stało się wprowadzenie maszyn redukcyjnych do produkcji najpierw stempli, a później matryc do stempli. Konsekwencją była znakomita powtarzalność rysunku monet nawet w emisjach wielkonakładowych. Postawiło to fałszerzy przed dwiema możliwościami. Albo stosować niskowydajne technologie (np. odlew) albo inwestować w kosztowne urządzenia, które trudno ukryć przed aparatem ścigania (a kary były okrutne).
Autorzy książki są wysoko cenionymi ekonomistami. Ich publikacja to przede wszystkim przedstawienie i uzasadnienie teorii ekonomicznej, ale myślę, że kolekcjonerzy monet też mogą wiele skorzystać na jej lekturze. Ja znalazłem wiele interesujących i pomocnych informacji.
Mniej interesującej lektury przyniósł mi Przegląd Numizmatyczny 3/2012. Przykuły moją uwagę dwa tylko teksty.
Pierwszy opisuje sposób przeliczania i porównywania prób metali wyrażonych w różny sposób (w systemie metrycznym, karatowym, łutowym i rosyjskim). To może zaciekawić wielu kolekcjonerów i ułatwić im czytanie katalogów i opracowań numizmatycznych. Dla mnie, fizyka z wykształcenia, to rzeczy oczywiste.
Drugi, to mała notatka o odkryciu nowej odmiany gdańskiego szeląga Zygmunta Starego z odwróconą kolejnością liter w inicjale mincmistrza Macieja Schillinga. Nie pasjonuję się tym okresem naszego mennictwa więc pojawienie się nowej odmiany nie wzbudziło we mnie szczególnych emocji. Ucieszyłem się jednak, bo tekścik ten jest świetnym argumentem na rzecz zwolenników poświęcenia uwagi MONECIE, a nie jej STANOWI ZACHOWANIA.
Jestem pewien, że żaden z miłośników "trumienek", MS-ek i mr Sheldona nie poświęcił by tej monecie ani sekundy, bo cóż może być interesującego w takim dziurawym "ogryzku". Okazuje się, że ten "ogryzek" to jednak coś bardzo ciekawego i że wszystko zależy od tego kto i na co patrzy.
Oglądajcie monety dokładnie. Wszystkie.
Pan Dariusz Krupa, projektant okładki dodał co nieco do "Poborcy podatków" Marinusa van Reimersvale'a, w tym i mały polski akcent.
Wszedłem do księgarni, poprosiłem o pokazanie książki i zabrałem się za jej przeglądanie. Pisałem kiedyś o moim prywatnym szybkim sposobie kwalifikowania książek do zakupu.
Tym razem trafiłem na takie zdania:
"Przyznanie, że istnieje pewien składnik wartości pieniądza wynikający z kosztów bicia monety, tworzy rysę w doktrynie, że monety są tylko kawałkami metalu".Może ciekawe, ale nie pasjonujące i na dodatek pisane nie przez historyków, a przez ekonomistów.
"Czy władca może zmieniać obowiązujące jednostki rozliczeniowe?"
"Przez dwadzieścia lat poprzedzających inflację, w Saksonii produkowano 400 tysięcy florenów rocznie".
Książka została w księgarni ale jakoś nie dawała mi spokoju. W końcu kupiłem na Allegro oszczędzając całe 90 groszy.
Teraz sobie czytam. Powoli, bo to nie czytadło do wanny. Czytam i ciekawych rzeczy się dowiaduję. Na przykład, że Polska, to nie pępek świata. Zwykle patrzymy na historię naszego mennictwa w oderwaniu od reszty świata. Fakt, pamiętamy, że przed groszami Kazimierza Wielkiego były grosze praskie, że półtoraki Zygmunta III dziwnie przypominają niezliczone niemieckie grosze, które zresztą bywają przez niedoświadczonych kolekcjonerów przypisywane naszemu królowi. Natomiast świadomość, że szelągi Jana Kazimierza wymyślone przez Boratiniego nie były europejskim precedensem nie jest już tak powszechna.
Polskiego czytelnika książki T. J. Sargenta i F. R. Veldego może zdziwić, że naszemu mennictwu poświęcono w niej kilka niewielkich fragmentów, a przedstawiona w niej teoria opisująca zasady tworzenia systemów monetarnych opiera się na badaniu zjawisk z pieniężnych rynków Francji, Anglii, Hiszpanii, Włoch, Niemiec. To nie wszystko!
W literaturze dotyczącej technicznych aspektów numizmatyki, w momencie gdy mowa o wprowadzeniu do użytku pras walcowych, przywoływana jest postać Hansa Stippelta (Hanusza Sztypla), któremu przypisuje się ten wynalazek. Bracia Goeblowie w spółce ze Stippeltem dostali w roku 1584 królewski patent na tłoczenie monet prasą walcową, ale w rzeczywistości był to pomysł o kilkadziesiąt lat wcześniejszy. Jak się z mojej nowej książki dowiedziałem, pierwszą działającą prasę walcową uruchomiono w Zurychu (Emil Hahn "Jakob Stampfer, Goldschmied, Medailleur und Stempelschneider von Zurich"). Później wynalazek trafił do Francji, a dopiero w następnych latach na ziemie niemieckie.
Przyznać się muszę, że czytając "Wielki problem drobniaków" największą uwagę przykładam do powiązań teorii ekonomicznych z rozwojem technik menniczych. Ciekawe spostrzeżenie autorów dotyczy na przykład ochrony przed fałszowaniem monet jako czynnika motywującego postęp techniczny. By zapobiec obcinaniu i opiłowywaniu monet (zwłaszcza złotych i grubych srebrnych) zaczęto tłoczyć ozdoby i napisy na rancie.
Wielkim utrudnieniem dla fałszerzy stało się wprowadzenie maszyn redukcyjnych do produkcji najpierw stempli, a później matryc do stempli. Konsekwencją była znakomita powtarzalność rysunku monet nawet w emisjach wielkonakładowych. Postawiło to fałszerzy przed dwiema możliwościami. Albo stosować niskowydajne technologie (np. odlew) albo inwestować w kosztowne urządzenia, które trudno ukryć przed aparatem ścigania (a kary były okrutne).
Autorzy książki są wysoko cenionymi ekonomistami. Ich publikacja to przede wszystkim przedstawienie i uzasadnienie teorii ekonomicznej, ale myślę, że kolekcjonerzy monet też mogą wiele skorzystać na jej lekturze. Ja znalazłem wiele interesujących i pomocnych informacji.
Mniej interesującej lektury przyniósł mi Przegląd Numizmatyczny 3/2012. Przykuły moją uwagę dwa tylko teksty.
Pierwszy opisuje sposób przeliczania i porównywania prób metali wyrażonych w różny sposób (w systemie metrycznym, karatowym, łutowym i rosyjskim). To może zaciekawić wielu kolekcjonerów i ułatwić im czytanie katalogów i opracowań numizmatycznych. Dla mnie, fizyka z wykształcenia, to rzeczy oczywiste.
Drugi, to mała notatka o odkryciu nowej odmiany gdańskiego szeląga Zygmunta Starego z odwróconą kolejnością liter w inicjale mincmistrza Macieja Schillinga. Nie pasjonuję się tym okresem naszego mennictwa więc pojawienie się nowej odmiany nie wzbudziło we mnie szczególnych emocji. Ucieszyłem się jednak, bo tekścik ten jest świetnym argumentem na rzecz zwolenników poświęcenia uwagi MONECIE, a nie jej STANOWI ZACHOWANIA.
Jestem pewien, że żaden z miłośników "trumienek", MS-ek i mr Sheldona nie poświęcił by tej monecie ani sekundy, bo cóż może być interesującego w takim dziurawym "ogryzku". Okazuje się, że ten "ogryzek" to jednak coś bardzo ciekawego i że wszystko zależy od tego kto i na co patrzy.
Oglądajcie monety dokładnie. Wszystkie.