Strony

sobota, 31 grudnia 2016

Gdzie bito szelągi koronne Augusta III.

Na jednym z internetowych forów w dziale "Identyfikacja monet" pojawiło się pytanie o szeląga z 1753 r.
Zainteresowany szybko dowiedział się, że ma miedzianego szeląga Augusta III. Zdjęcia były wystarczająco dobre, żeby uzupełnić informację, że to odmiana z odwróconym T pod herbami. Pojawiła się też dodatkowa informacja, że szeląga wybito w Gubinie.
W tym momencie odezwał się użytkownik forum, który postanowił podzielić się wiadomościami zaczerpniętymi z literatury.
Mennica Gubin lub Grunthal. Emisje z obu mennic są nie do odróżnienia. Stemple do bicia tych monet pochodziły z tej samej mennicy w Dreźnie.
Równie dobrze mogła by się w tym miejscu pojawić informacja, o której już tu kiedyś pisałem, że miedziane szelągi koronne Augusta III bito w latach 1749-1755 w Lipsku. Straszne, że jest to informacja z "Wiadomości Numizmatycznych" - periodyku, było nie było naukowego.
Nie mogę zrozumieć, skąd to zamieszanie w sprawie ustalenia miejsca oficjalnej produkcji szelągów i groszy koronnych Augusta III. Zachowały się dokumenty z epoki, które żadnych wątpliwości nie pozostawiają.

W skrócie, wygląda to tak.

1749
Król zarządza wyprodukowanie sondażowej partii szelągów i sprawdzenie, jak zostaną one przyjęte w Rzeczpospolitej. Zadanie to przypadło mennicy w Dreźnie. Projekt stempli opracowali Johann Wilhelm Höckner i Christian Sigismund Wermuth . Wermuth wykonał stempel próbny (Czapski 9918). Monety (w nieznanym nakładzie) puszczone w obieg w Warszawie, zostały przyjęte bardzo dobrze.
szeląg 1749 - Drezno

1750
Dobre przyjęcie partii sondażowej skłoniło króla do decyzji o podjęciu regularnej emisji miedzianych szelągów dla Polski (wbrew Pacta Conventa i bez zgody Senatu). Mennica w Dreźnie wybiła szelągi na kwotę 1000 talarów (circa 750000 sztuk) stemplami wykonanymi przez Wermutha. 10 lipca, aby odciążyć Drezno bijące monety dla Saksonii, król nakazuje uruchomienie specjalnej mennicy w Gruntalu. Mennicę ustanowiono dekretem z 30 lipca. W listopadzie zamówiono dla niej trzy mennicze prasy śrubowe.
szeląg 1750 - Drezno

1751
W styczniu dostarczono do Gruntalu zamówione prasy śrubowe. W połowie lutego ruszyła produkcja szelągów. Stemple dla Gruntalu z rocznikami od 1751 do 1755 (zgodne z wcześniejszym projektem) wykonywał w Dreźnie asystent Wermutha, Carl Christoph Pribus, który we wrześniu 1750 r. zastąpił Höcknera zmarłego w który odszedł z mennicy w 1749 r.
szeląg 1751 - Gruntal - pierwszy rok działania mennicy
szeląg 1755 - Gruntal - ostatni rok działania mennicy

Na początku roku 1751 minister Heinrich Graf von Brühl zarządził na polecenie króla, że w Margrabstwie Łużyce w Guben (w Gubinie) ma powstać nowa mennica do produkcji szelągów. Dawało to istotne skrócenie transportu do Warszawy. Planowano, że rozpoczęcie produkcji szelągów nastąpi już w kwietniu tego samego roku ale dopiero 18 listopada przysłano z Drezna 94 szelągowe stemple mennicze i polecono, by produkcja ruszyła jak najszybciej. Stemple wykonał prawdopodobnie Johann Friedrich Stieler, który formalnie miał pracować w Gubinie już od kwietnia. Produkcja ruszyła jeszcze przed końcem roku.
szeląg 1751-S - Gubin

1752
Oficjalne otwarcie mennicy w Gubinie nastąpiło z początkiem roku. Stemple wykonuje nadal Stieler. Formalny zarządca mennicy, von Stein przekazuje w kwietniu rzeczywisty zarząd w ręce Friedricha Ernsta Hertela.
szeląg 1752-C - Gubin

1753
31 października von Stein rozwiązuje kontrakt. Nowym zarządcą mennicy zostaje Hertel. Stemple nadal wychodzą spod ręki Stielera.
szeląg 1753-A - Gubin


1754
Mennica gubińska pracuje na pełnych obrotach. Litery pod herbami, tak liczne w latach 1752-1753 zostają zastąpione literą H (od nazwiska Hertela).
szeląg 1754-H - Gubin

1755
13 czerwca przychodzi do Gubina rozkaz królewski o zamknięciu mennicy z końcem roku.
 szeląg 1755-H - Gubin

1756
Marzec - oficjalne zamknięcie mennicy w Gubinie. 29 sierpnia wojska pruskie wkraczają do Saksonii - rozpoczyna się wojna siedmioletnia.

1757
2 lutego oddział pruski zajmuje i niszczy nieczynną mennicę w Gruntalu.

1760
14 października pruski król Fryderyk II nocuje w zabudowaniach nieczynnej mennicy w Gubinie podczas powrotu ze Śląska do Berlina.

Produkcję Gruntalu od Gubina odróżnia się na pierwszy rzut oka, niezależnie czy patrzymy na awersy
czy na rewersy
Po lewej Gruntal (stemplami wykonanymi w Dreźnie), po prawej Gubin.

Wiadomo, że w saskich mennicach przejętych przez Prusy podczas wojny siedmioletniej odbywała się produkcja monet pod stemplem polskim, w tym i miedzianych. Von Schroetter opisując fryderycjańskie falsyfikaty polskich monet wspomina wyłącznie o groszach. Widocznie szelągi przynosiły by zbyt mały dochód.
W polskich źródłach z okresu konfederacji barskiej pojawiają się wzmianki o biciu polskich szelągów pod stemplem Augusta III w fałszerskiej mennicy wiązanej z Bruhlem, Wesselem i Gartenbergiem. Produkcja miała odbywać się na Spiszu, prawdopodobnie na zamku w Lubowli. I w tym przypadku rzeczywiście nie potrafimy wskazać jej produktów. Nie wiemy, czy wyglądały podobnie do gruntalskich, czy gubińskich.

W przypadku groszy sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, ale to już temat na osobny wpis.

wtorek, 20 grudnia 2016

Będą nowe awersy monet obiegowych

27 listopada 2016 pisałem o tym, że kończy się kontrakt z Royal Mint.
Z niedowierzaniem przyjąłem wtedy dalszy ciąg tej wiadomości, czyli  informację o kontynuowaniu bicia najniższych nominałów w Warszawie. Szczerze mówiąc, oczekiwałem że po wygaśnięciu angielskiego kontraktu nominały te przestaną być bite i stopniowo zostaną wycofane z obiegu. Przecież niemało do nich dopłacamy.
Nie dość, że grosz, dwa grosze i pięć groszy pozostają w obiegu, to mają być bite nadal. W warszawie. Nie wracamy do bicia w stopie manganowo-miedziowym - od roku 2017 Mennica Polska będzie biła te monety na stalowych krążkach powlekanych mosiądzem. Tak napisano w załączniku do rozporządzenia
Tą informacją wczoraj wieczorem zaskoczył mnie Pan Mateusz Żabski (jeszcze raz serdeczne podziękowania).
Na tym nie koniec. Od przyszłego roku zmieniają się awersy wyższych nominałów.

Dlaczego nie załatwiono tego jednym zarządzeniem? Dlaczego takie, a nie inne są daty wprowadzenia tych monet do obiegu? Nie sądzę, by mennica zdążyła je do tego czasu wybić. A może...?
Co się zmienia w monetach 10-, 20-, 50 groszy i 1 złoty? Zmieniają się awersy. Wszystkie będą wyglądać, jak na "miedziakach".
Strona przednia (awers):
wizerunek orła ustalony dla godła Rzeczypospolitej Polskiej. Poniżej orła, półkolem, od lewej strony ku prawej, napis: RZECZPOSPOLITA POLSKA. W otoku stylizowane pierścienie, w górnej części przecinające się, u dołu rozdzielone oznaczeniem roku emisji. Pod orłem, po lewej stronie, znak mennicy
Poza tym nic się nie zmienia. Monety nadal będą bite w miedzioniklu (MN25) i zachowają dotychczasową średnicę i masę.
Z niecierpliwością czekam na pierwsze monety, żeby sprawdzić czy i na rewersach nie pojawią się jakieś drobne zmiany.

Podobnie niecierpliwie czekałem na dawno zapowiedzianą książkę
Już nie muszę czekać
Wygląda świetnie. Zapowiada się pasjonująca lektura, z której nie omieszkam zdać sprawozdania.

A jeśli już jesteśmy przy wyczekiwaniu i cierpliwości, to...
W lipcu 2012 r. pochwaliłem się włączeniem do zbioru grosza z roku 1841. Egzemplarz niepiękny

Jeden z komentatorów sugerował wtedy, że "Może po zamoczeniu monety w orzechowym likierze, lepiej będzie widać tą jedynkę. ;-)".
A dzisiaj...
Odebrałem z poczty dwa listy, a w nich
Czy teraz lepiej widać jedynki?
W odstępie 2 dni, dwa egzemplarze tak rzadkiej monety - już to jest mało prawdopodobnym zbiegiem okoliczności. To, że uda się wygrać obie nie rujnując portfela wydało mi się jeszcze większym nieprawdopodobieństwem. A jednak!

Na tym mógłbym w zasadzie skończyć najprawdopodobniej ostatni przed świętami wpis, ale nie mogę się powstrzymać przed dodaniem kilku jeszcze linijek tekstu.

Szczegółowe informacje o monetach, które pojawią się w przyszłym roku pobierałem wczoraj, późnym wieczorem z Internetowego Systemu Aktów Prawnych - bazy publikowanej przez Kancelarię Sejmu Rzeczpospolitej.
W Monitorze Polskim - ponad 1200 opublikowanych aktów prawnych, w Dzienniku Ustaw - 2070, w tym jedna, pod drugą, trzy ogłoszone tego samego dnia regulacje dotyczące Trybunału Konstytucyjnego. Paranoja.
Jak w tym wszystkim ma się odnaleźć OBYWATEL - człowiek niekoniecznie biegły w czytaniu, a co dopiero w czytaniu przepisów prawa?

P.S.
5.1.2017 - pisząc o wysokości nakładów rocznika 2016 uświadomiłem sobie, że nadal, z niezrozumiałych dla mnie powodów, w zarządzeniach Prezesa NBP nadal podtrzymuje się tradycję nie publikowania wizerunków monet, których zarządzenia dotyczą. Przed wojną można było, a teraz się nie da?


 






niedziela, 11 grudnia 2016

Jak nie należy pisać katalogów monet.


Pierwsze polskie katalogi numizmatyczne z początku XIX wieku, miedziakom koronnym Augusta III poświęcają niewiele miejsca.
W "Numismatyce krajowej" Kazimierza Władysława Stężyńskiego Bandtkie znajdujemy tylko szeląga z 1752 r. bez znaku menniczego i szeląga 1754 z literą H oraz dwa grosze - 1752 i 1755 z literą H. W porównaniu z ilością informacji, które Bandtkie podał o miedziakach Stanisława Augusta wypada to bardzo blado. Przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele.
Nie wydaje się, by w grę wchodziło lekceważenie niskich nominałów przez kolekcjonerów i badaczy. Miedź Poniatowskiego opisano przecież dość dokładnie. Większe znaczenie mogą mieć dwa inne czynniki.
Pierwszy wynika z charakteru emisji - August III bił monety prawem kaduka. Zaprzysiągł Pacta Conventa, które zabraniały bicia monety bez zgody sejumu i senatu, więc cały proces starano się trzymać w tajemnicy. Jakby nowy pieniądz pojawiał się z nikąd. A przecież tych miedziaków miało być mnóstwo. Ksiądz Kitowicz pisał o wozach wyładowanych miedzianymi szelągami i groszami - zapłatą za bydło i zboże sprzedawane na jarmarkach. 
Drugim czynnikiem zniechęcającym do zajmowania się mennictwem Augusta III mogła być chęć zepchnięcia w niepamięć okresu, który wspominano źle mimo, że pozostał w przysłowiu, jako czas ucztowania i popuszczania pasa.

Szeląg 1753-F AVGVSTVS, mennica w Gubinie,
nienotowany w literaturze.
Kolejne dziewiętnastowieczne publikacje numizmatyczne zawierają coraz więcej wiadomości o szelągach i groszach Augusta. Ignacy Zagórski w "Monetach dawnej Polski..." opisał 9 szelągów stwierdzając, że bito je w Dreźnie w latach od 1749 do 1755. We własnym zbiorze miał roczniki 1749, 1751 S, 1753 H. Sześć pozostałych: 1752 V, 1753 A, 1753 B, 1753 C, 1753 D, 1753 z odwróconym F, znał z innych kolekcji. Grosze opisał tylko dwa: 1753 (3) i 1754 H (ze swojego zbioru), dodając, że istnieją grosze z roczników 1752 do 1755 oraz 1758.

W "Skorowidzu monet polskich..." Karola Beyera napisanym w 1862 r, ale wydanym dopiero w roku 1880 opisano 38 szelągów i 7 groszy informując, że to "Pieniądze pod stęplem Polskim w Saxonii bite".

Niewiele wnosi "Podręcznik numizmatyczny..." Józefa Tyszkiewicza. Poza informacją, że szelągi z lat 1752-1754 maja "liczne odmiany" ciekawa jest tylko ocena rzadkości. Tyszkiewicz najwyżej wycenił grosze 1752 i szelągi 1750 (po 2 marki), szelągi 1749 i grosze 1758 po 1 marce, szelągi 1751 po 0,50 marki. Pozostałe monety po 0,10 marki.

Pierwsze szczegółowe opisy, łącznie z wariantami interpunkcyjnymi opublikował Emeryk Hutten-Czapski w "Catalogue de la Collection des Médailles et Monnaies Polonaises". Skatalogował 41 szelągów (mam na myśli tylko monety obiegowe) i 13 groszy. Po raz pierwszy zwrócono uwagę na dwie formy zapisu imienia króla  (AUGUSTUS / AVGVSTVS) oraz warianty interpunkcyjne i rysunkowe. W opisach groszy (włącznie z rocznikiem 1758) i kolejnych roczników szelągów brak informacji o miejscu bicia. Jedynie opisowi szeląga z roku 1749 towarzyszy komentarz, w którym czytamy, że monety te wybito w Dreźnie, a w obiegu w Warszawie pojawiły się w roku 1750, spotykając się z życzliwym przyjęciem. Dodatkowe wyjaśnienie pojawia się też przy szelągu 1751 S - Czapski zaznaczył, że na rewersach szelągów z lat następnych występują różne litery, które prawdopodobnie nie były znakami mincerzy, lecz identyfikowały kolejne partie produkowanych monet.
Szeląg 1753-B AUGUSTUS, mennica w Gubinie,
nienotowany w literaturze.
Podręcznik Numizmatyczny M. Gumowskiego z ducha i formy też jest publikacją dziewiętnastowieczną. Wśród wymienionych w nim 51 szelągów po raz pierwszy pojawiają się 1751 B, 1751 D i 1752 H (bez wzmianki o tym, w czyim były zbiorze). Przy szelągach 1752 L i 1753 L występujących w katalogu Beyera, Gumowski postawił znaki zapytania. Powtórzył też informację o biciu szelągów rocznika 1749 w Dreźnie uzupełnioną wiadomością o utworzeniu specjalnych mennic w Gruntalu i Gubinie, nie dodając żadnych szczegółów na temat czasu ich działania i zakresu produkcji. Podręcznik wymienia tylko 10 rodzajów groszy, bo w opisach monet w Podręczniku brak informacji o wariantach legend (AVGVSTVS / AUGUSTUS).

Do tematu saskiej emisji miedzianych monet dla Polski powrócił Gumowski w pracy "Gubin i jego mennice". Umieścił w niej szczegółowy wykaz monet, które jego zdaniem należy tej mennicy przypisać, niekonsekwentnie niestety. Pomimo stwierdzenia, że litery pod herbami na rewersie są charakterystyczną cechą szelągów z mennicy gubińskiej, w wykazie znalazły się też szelągi bez znaku. Druga wiążąca się z tym samym założeniem niekonsekwencja, to pominięcie w wykazie szelągów z rocznika 1751 z literą S. Wykaz obejmuje 51 szelągów i 27 groszy (pomijam odbitkę w srebrze szeląga z 1753 r. i szeląga jednostronnego - awers - ze zbioru Potockiego). Wzrost ilości opisanych monet spowodowany jest uwzględnieniem odmian napisowych i interpunkcyjnych. Niestety, pomimo częstego powoływania się na katalog Czapskiego, w wielu przypadkach Gumowski prezentuje legendy inaczej, niż Czapski (głównie dotyczy to znaków interpunkcyjnych).
Grosz 1755 bez litery  AVGVSTVS, mennica w Gubinie,
nienotowany w katalogach,
znany z inwentarzy prywatnych kolekcji

Od tego momentu (rok 1952) polskie badania nad mennictwem miedzianym Augusta III jakby stanęły w miejscu. Opublikowano wprawdzie kilka katalogów i opracowań ogólnych, ale nie znajdziemy w nich żadnych nowych wiarygodnych informacji. Wręcz przeciwnie, pojawia się niemało wiadomości nieprawdziwych i dezinformujących.

W roku 1969 w ramach Biblioteczki Zbieracza Dzieł Sztuki wydano „Katalog monet polskich 1669-1763” Tadeusza Jabłońskiego i Władysława Terleckiego. Autorzy opisali w sumie 45 szelągów oraz 10 groszy. Wśród nich szelągi i grosze z literami E C, szelągi 1752 bez liter z imieniem AUGUSTUS oraz szeląga 1752 z literą U pod herbami. Nie wymienia ich nikt poza Jabłońskim i Terleckim, mimo że autorzy uznali je za pospolite. Nigdy tych monet nie widziałem, ani na żywo, ani na zdjęciach - uważam, że po prostu nigdy nie istniały.

Niewiele wnosi świetna lektura „Tysiąc lat monety polskiej” Tadeusza Kałkowskiego. Autor powtarza dane dotyczące wielkości zatrudnienia miedzianych mennic saskich i ilości miedzi przebijanej w nich na monety, które wcześniej opublikowali Kirmis i Gumowski. Kałkowski, jako pierwszy pokusił się o oszacowanie ilości monet wybitych w Dreźnie, Gruntalu i Gubinie. Wyliczył, że łącznie wybito: 50 milionów groszy (niemal poprawnie) i dwukrotnie więcej szelągów (wartość mocno niedoszacowana).
Szeląg 1753-D AUGUSTUS, mennica w Gubinie,
nienotowany w literaturze.
W roku 1980 ukazał się "Katalog monet polskich 1697-1763" Czesława Kamińskiego i Jerzego Żukowskiego. Opisano w nim 63 odmiany obiegowych szelągów i 14 odmian groszy. Jako miejsca bicia monet autorzy podali: Drezno (1749), Gruntal (1750-1751), Gubin (1751-1755) i Lipsk (1752-1762), nie precyzując nominałów ani odmian bitych w wymienionych mennicach. Katalog ten nie jest dobrym źródłem informacji o miedziakach koronnych Augusta III. Po pierwsze w oczy rzuca się niespójność opisów monet z rysunkami. O ile zgadza się użycie liter V / U w imieniu króla oraz litery pod herbami, to już interpunkcja legend na rysunkach często nie odpowiada interpunkcji pokazanej w opisach. Na domiar złego rysunki monet nie oddają rzeczywistego ich wyglądu (popiersie, kształt tarcz herbowych). Po drugie, w katalogu umieszczono kilka monet, których istnienie jest co najmniej dyskusyjne (szelągi 1750-B, 1750-H, grosz 1755-F).

Szczególnie wiele zastrzeżeń mam do książki "Pieniądz na ziemiach polskich X - XX w." Józefa A. Szwagrzyka. W chaotycznej części opisowej znajdujemy nieścisłości typu "Grunthal na Łużycach" albo "Z funta miedzi bito 360 szelągów, 240 półgroszy..." - (czy ktoś widział półgrosze Augusta III?), które są chyba skutkiem zaniedbań redakcyjnych.
W części katalogowej wymienia Szwagrzyk szelągi z lat 1749 i 1750 (z literą H i bez znaków) opisując je, jako próbne. Pod numerem 3214 umieszcza szeląga 1751 "B i inne litery, waga 1,0008-0,93 g", a pod numerem następnym ponownie szeląga 1751 "B, D, S, V i inne litery albo bez nich". Numer 3216 to szelągi 1752 "litery serii (emisji) A, B, C, D, E, F, G, H, I, K, L, M, N, O, P, R, S, T, V; waga 1,2713 g". Inni autorzy nie notują szelągów z literą M. I dalej: nr 3217 to szelągi 1752-1755 bez znaków, a nr 3218 to szelągi 1753 "litery serii (emisji) - wszystkie (podkreślenie moje) litery alfabetu prawidłowe lub zniekształcone". Podawanie ciężaru monet z rozdzielczością 0,0001 grama to doprawdy przesada. Na tym chyba można to omówienie zakończyć - zbyt wiele w tej pracy informacji po prostu błędnych.

I ostatnia pozycja - Janusz Parchimowicz "Monety polskie" - wydanie III z roku 2006. Skatalogowano 7 szelągów bez liter, 48 szelągów z literami, 5 groszy z cyfrą 3 i 2 grosze z literą H (brak wątpliwego grosza 1755 F). Podobnie, jak w katalogu Kamińskiego/Żukowskiego szelągi 1750 B i H zostały uznane za pospolite.

Co z tego wynika?
  • Autorzy publikacji często korzystają z pracy poprzedników nie zadając sobie trudu konfrontacji teorii z rzeczywistością.
  • Autorzy katalogów, jeśli zależy im na wiarygodności, powinni przeprowadzać jak najdokładniejszą kwerendę zbiorów publicznych i prywatnych, najlepiej osobistą, bo w rejestrach muzealnych najlepszych kolekcji też są błędy, które pojawiają się tym częściej im gorzej zachowanych monet dotyczą zapisy.
  • Niezbadana jest ludzka psychika. Co na przykład każe człowiekowi głosić wszem i wobec istnienie bytów nieistniejących (tyczy nie tylko numizmatyki!)?  Można przeoczyć istnienie czegoś, zapomnieć o czymś, ale wymyślanie monet powinno pozostać domeną fałszerzy i mitomanów.

niedziela, 4 grudnia 2016

Bolesław Chrobry - 10 zł i 20 zł 1925


Złote monety z 1925 roku o nominałach 10 i 20 złotych są tematem nieustających dyskusji. Pada wiele pytań, na przykład:
  • Czy to monety obiegowe, czy nie? 
  • Dlaczego w opisach w katalogach aukcyjnych można znaleźć "wybita ze złota o kolorze żółtym", "wybita ze złota o kolorze czerwonym"? 
  • Ile tych monet wybito?
Spróbuję zebrać w jednym miejscu fakty, które na ten temat udało mi się ustalić.
Tak zapisano w rozporządzeniu Ministra Skarbu z 23 kwietnia 1924. Bardzo ważny jest jeszcze artykuł 11 tego rozporządzenia
W roku 1924 rozpisano konkurs na projekt monet złotych. Konkurs otwarty, zorganizowany krótko po pierwszym konkursie na monety zdawkowe nie spełnił oczekiwań. W początku roku 1925 ogłoszono nowy konkurs na monety złote. Ten konkurs jest dobrze udokumentowany, bo decyzje sądu konkursowego zostały opublikowane w fachowej prasie. Zgłoszono 23 projekty, które oceniano w sierpniu. Pierwszą nagrodę otrzymał projekt Zofii Trzcińskiej-Kamińskiej przedstawiający głowę Bolesława Chrobrego. Druga nagrodę uzyskał Antoni Madeyski, a trzecią Stanisław Szukalski (popiersie Kopernika). O zwycięstwie projektu z portretem Chrobrego mogła zadecydować przypadająca w tym roku dziewięćsetna rocznica jego koronacji.

Tego medalu już w kolekcji nie mam, zachowałem tylko zdjęcie aukcyjne.
W czerwcu 1926 r (dopiero!) wydano rozporządzenie

Sprawozdania Mennicy Państwowej informują, że bicie monet złotych rozpoczęto w roku 1926. Pierwsze sprawozdanie (1924-1926) podaje, że wybito 50350 dziesięciozłotówek oraz 27240 dwudziestozłotówek. Informacja ta znajduje się też w sprawozdaniu trzecim z roku 1934, podsumowującym pierwsze dziesięciolecie działalności mennicy.
Liczby te podawane są w katalogach, jako całkowity nakład złotych monet z Chrobrym. Trochę to dziwne, bo w przepisach wydawanych po roku 1926 podkreślano, że mennica zachowuje prawo do bicia monet ze złota dostarczanego przez osoby prywatne. Dwudziestozłotówek wybito prawdopodobnie około miliona. Mikroskopowa analiza monet potwierdza istnienie co najmniej pięciu par stempli (informacja z katalogu pierwszej aukcji Gdyńskiego Domu Aukcyjnego).
Wielkość emisji, a za tym i zużycie stempli spowodowało, że jakość bicia dwudziestozłotówek nie dorównuje dziesięciozłotówkom, których wybito znacznie mniej (ale z pewnością więcej, niż podają katalogi - brak źródeł i szczegółowych badań uniemożliwia oszacowanie rzeczywistego nakładu).
Autorzy katalogów nie są też zgodni co do statusu przedwojennego polskiego złota. Część z nich kwalifikuje je, jako monety próbne, część umieszcza je między monetami obiegowymi. Wielkość emisji oraz zapisy przepisów prawa wykluczają próbny charakter złotych monet z Bolesławem Chrobrym. Trudno też uznać je za obiegowe, skoro na przykład w roku 1936: 

Dwudziestozłotówka ważąca 6,451 grama, bita ze złota próby 900 zawiera 5,8059 grama czystego złota, które zgodnie z cytowanym obwieszczeniem miało wartość 34,40 zł. To znacznie więcej, niż wynosiła nominalna wartość monety. Oznacza to, że złote monety II RP były klasycznymi monetami bulionowymi, pomimo, że w cytowanym wcześniej rozporządzeniu z roku 1924 ustalono, że:
Nie znam żadnych relacji z okresu międzywojnia mówiących o używaniu złotych  10- i 20-złotówek w transakcjach handlowych. Wszystko zdaje się wskazywać na to, że monety te pełniły wyłącznie funkcję środka tezauryzacji.

Na koniec wróćmy do sprawy różnych kolorów złota, z którego bito te monety. Z zacytowanych wyżej fragmentów sprawozdań mennicy w połączeniu z oszacowaniami wysokości nakładów można wysnuć wniosek, że większość złotych monet z Chrobrym wytłoczono po roku 1934. W sprawozdaniu mennicy z tegoż roku znajdujemy jeszcze następujące informacje. 
  • Wykazano dochód mennicy z produkcji złotych monet - rok 1926 i pierwszy kwartał 1927 (od tego roku mennica przeszła na cykl sprawozdawczyrozpoczynany z początkiem drugiego kwartału danego roku).
  • Przedstawiono informacje tyczące rafinacji złota i srebra.
Mowa jest o uzyskaniu około 20 kilogramów czystego złota. W latach 1934-1939 mennica na pewno kontynuowała rafinację srebra i złota. Uzyskiwano czyste złoto, a monety miały mieć próbę 0,900. Teoretycznie w skład stopu miało wchodzic wyłącznie złoto (90%) i miedź (10%) ale nie sądzę, żeby można było uniknąć obecności domieszek innych pierwiastków w miedzi, która też pochodziła z różnych źródeł. Prawdopodobnie to stało się przyczyną istnienia "odmian" 10- i 20-złotówek o różnych kolorach.

niedziela, 27 listopada 2016

Wygasa kontrakt z Royal Mint

Biuro Prasowe Narodowego Banku Polskiego poinformowało, że "W roku 2017 producentem ww. nominałów będzie Mennica Polska SA".
Chodzi oczywiście o monety 1 grosz, 2 grosze i 5 groszy.
Kończy się więc trzyletni okres, w którym nominały te tłoczono w Anglii. To wydaje się pewne. Nie mamy natomiast pewności, czy podtrzymana będzie decyzja o tłoczeniu najniższych nominałów nie w mosiądzu manganowym, tylko w stali powlekanej mosiądzem.

Zamiast nowego komentarza, odsyłam do starszego wpisu "A taki był piękny, amerykanski..."
i jego zakończenia:
I po co nam to było. Zamiast wydawać rocznie 107 milionów na "miedziaki" bite w Warszawie, wydajemy 54 miliony na "miedziaki" (cudzysłów powinien chyba być podwójny) bite w Anglii. Wygląda na to, że oszczędzamy. Teoretycznie tak, ale zamiast oszczędzać 53 miliony można było zaoszczędzić całe 107 milionów. Wystarczyło zrezygnować z monet trzech najniższych nominałów.

Czekam na nowe produkty Mennicy Polskiej, a tymczasem...

Kilka dni temu trafił do mnie grosz Augusta III z roku 1754 (wiem, to staje się nudne) ale nie taki zwyczajny, tylko opatrzony kontrmarką.
Poprzedni właściciel opisał ją "punca dwie litery cyrylica grosz 1754". Nie mam pewności, czy to cyrylica, czy polskie JŁ. Nie natrafiłem na wzmianki o takiej kontrmarce w dostępnych mi publikacjach. 
Kolejna zagadka do rozwikłania.


niedziela, 20 listopada 2016

Zbierajmy monety - katalogujmy kolekcje.

Dzisiejszy wpis jest próbą odpowiedzi na pytanie zadane przez jednego z czytelników mojego bloga.
Proszę powiedzieć, w jaki sposób kataloguje Pan zbiór? W jednym z pierwszych wpisów opisywal Pan zalety programu Commence, czy po latach nic się nie zmieniło?
A jeśli nie chce używać komputera, jak katalogować zbiór monet? Każda moneta powinna mieć "kartę biblioteczna"? Tylko jak to robić skoro monety są w klaserze a nie w szufladkach i holderach?
Po pierwsze, czytelnika interesuje, czy nadal do katalogowania mojego zbioru używam programu Commence.Tak, nadal używam tego programu. 
Więcej o tym programie przeczytacie w jednym ze starszych wpisów.

Druga część pytania wymaga szerszej odpowiedzi.

Czy katalogować zbiór cyfrowo, czy analogowo?
Jedno nie wyklucza drugiego. Technikę cyfrową można wykorzystać do stworzenia katalogu analogowego. Komputer, to tylko narzędzie, dodajmy narzędzie bardzo wygodne.

Jeśli chodzi o sam katalog, to za formę najwygodniejszą uważam katalog kartkowy, w którym, tak jak napisał czytelnik, każda moneta ma "kartę biblioteczną". Myślę, że nie bez przyczyny ten właśnie  sposób katalogowania swojej kolekcji wybrał nie kto inny, jak sam Emeryk Hutten-Czapski.
Kolejną oczywistością jest konieczność prowadzenia rejestru tych "kart bibliotecznych (a tym samym i monet). Pięciotomowy katalog kolekcji Czapskiego nie jest niczym innym, jak takim rejestrem.

Wróćmy do narzędzia. Katalog można utworzyć korzystając albo z programu przeznaczonego do katalogowania najrozmaitszych kolekcji (Tellico, GCstar, Coin Organizer, Coin Tracker, Coin Manage), albo z oprogramowania biurowego (arkusz kalkulacyjny, baza danych).
Gdybym nie używał Commence, rejestr prowadził bym w arkuszu kalkulacyjnym, a karty katalogowe tworzył bym w edytorze tekstu (to wersja dla leniwych), albo przysiadł bym fałdów i stworzył bazę w LibreOffice Base. Oczywiście można skorzystać z płatnych odpowiedników z pakietu Microsoft Office albo z jakiegoś odpowiednika "w chmurze", np z dokumentów Google.

Kolejną oczywistością jest, że ten cyfrowy katalog trzeba wydrukować i że konieczne jest zapisywanie jego kopii bezpieczeństwa. Rejestr drukuję stopniowo, nie po dodaniu każdej monety, tylko z chwilą, kiedy zapełnia się kolejna strona. Karty monet drukuję po każdym uzupełnieniu kolekcji.

Zadający pytanie ma jeszcze jeden problem związany ze sposobem przechowywania monet - jak identyfikować monetę w spisie, jeżeli jest ona umieszczona w klaserze (i co bardzo prawdopodobne, nie ma w tym klaserze stałego miejsca). Jedynym, w miarę wygodnym sposobem, jest dokładanie do kieszonki klasera małej karteczki z numerem z rejestru. Monety nie przysłoni, a pomoże w odszukaniu jej karty katalogowej i miejsca w rejestrze.

Na tym kończy się mój pakiet pomysłów i podpowiedzi. Jeśli macie jakieś inne doświadczenia, napiszcie w komentarzach.
  

poniedziałek, 14 listopada 2016

Internetowe fora numizmatyczne - po pięciu latach

Podobno w Internecie nic nie ginie. Nieprawda!
Podobno jakość internetowych publikacji stale rośnie.
Nie zawsze!
Pięć lat temu napisałem o numizmatycznych listach dyskusyjnych (forach), które odwiedzam i do odwiedzanie których chciałem Was zachęcić. Poproszono mnie niedawno o aktualizację tematu - oto odpowiedź.

Wpis z roku 2011 podzieliłem na dwie części - polską i zagraniczną.
W części krajowej trochę się pozmieniało.
Nadal króluje forum Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego im. Tadeusza Kałkowskiego (TPZN) - tu żadnych wątpliwości nie mam.

Po srebrnym medaliście pozostał tylko smutek i żal. Numizmatyczna kafejka Allegro przeszła w niebyt - niepowetowana strata. Wieczny wstyd i hańba na sprawców. Zachowali się jak pies ogrodnika - sami nie zeżarli, innym nie dali.

Na najniższym stopniu podium plasowałem wtedy forum e-numizmatyka.pl
Forum działa nadal, ale 11 listopada najnowszy wpis w dziale "Pomoc w identyfikacji i wycenie monet" miał datę 24 października.
Kiedy poprosiłem o wyświetlenie postów, których jeszcze nie przeczytałem (całość forum) zobaczyłem coś takiego:
Chyba skreślę to forum z listy obowiązkowych, codziennych odwiedzin.
Pozostają na tej liście dwa inne fora.
Pierwsze.
www.poszukiwanieskarbow.com - z góry uprzedzam, do odwiedzin wymagana jest rejestracja, ale zapewniam, że warto. Warto dla dwóch działów, "Identyfikacja monet" i "Dyskusje o numizmatyce". Nigdzie nie znalazłem tylu wiadomości o boratynkach i o szelągach Zygmunta III.
Drugie.
monety.pl - tu też dużo się dzieje. Bardzo ciekawe są rozbudowane wątki dotyczące polskich monet XX-wiecznych (i nie tylko).
Nie wyróżniam ani jednego, ani drugiego - oba są na liście obowiązkowych codziennych odwiedzin.

Na razie na tę listę nie wpisałem powstałego bardzo niedawno forum Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Newiele się tam jeszcze dzieje. Może za kilka miesięcy...




Przyznaję, że fora zagraniczne odwiedzam teraz trochę rzadziej.

Regularnie bywam na http://www.forumancientcoins.com Tu nie mogę napisać nic innego, niż to, co przed pięciu laty:
"Klasa sama dla siebie. Obowiązkowy przystanek dla kolekcjonerów monet antycznych. Warto zajrzeć do działu poświęconego czyszczeniu i konserwacji."
Bywam też nadal na numismatikforum.de - trzyma poziom, jest na nim wielu dobrych fachowców. Warto mieć tu konto.

I jeszcze jedno niemieckie forum muenz-board.com podobne do poprzedniego, ale jednak inne - te miejsca dobrze się uzupełniają. Zachęcam do odwiedzin.
 
 

piątek, 11 listopada 2016

Wczoraj, dzisiaj, jutro.

Zacznę od rzeczy przykrej, którą, wydaje mi się, wyjaśnić potrafię, a wyjaśnienie, o którym za chwilę, powoduje, że oprócz radości, czuję smutek.
11 listopada - Narodowe Święto Niepodległości – polskie święto państwowe upamiętnieniające odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach zaborów. Ustanowione ustawą z 23 kwietnia 1937, zniesione ustawą Krajowej Rady Narodowej 22 lipca 1945, bo z jakichś powodów postanowiono odesłać w niebyt dokonania II Rzeczpospolitej (czy czegoś Wam to nie przypomina?), przywrócone ustawą z 15 lutego 1989 r.
I budzę się dziś rano, wyglądam za okno...
Chłodno jest, ale świeci słońce, na brzozach świecą resztki zółtych listków, modrzew jeszcze wszystkich igieł nie zrzucił, reszta drzew liściastych goła - w końcu to listopad! Z pozoru wszystko wygląda najzwyczajniej w świecie, ale...
Oprócz flagi na naszym balkonie, w zasięgu wzroku nie widzę żadnej innej. Ani na domach, ani na latarniach przy ulicy! Kto tu mieszka? Marsjanie?
Nie, to nie Marsjanie. To moi rodacy, Polacy, postępujący w myśl odwiecznej w naszej ojczyźnie zasady - moja chata z kraja. Co mi z tego, że wolność, że powódź, że święto, że psy na czyjś trawnik paskudzą, że... Można tak w nieskończoność.
Od tego się zaczęło. Dzięki temu mamy Święto  Niepodległości, że kiedyś tę Niepodległość starciliśmy, bo ci, od których cokolwiek zależało myśleli sobie "moja chata z kraja" i postępowali tak, jak myśleli.
Gdyby nie wyjątki, ludzie którzy patrzą dalej, niż za płot swojego ogródka, i wybiegają myślami w przyszłość sięgającą dalej, niż do chwili wyboru, czy dziś schab, czy mielone, nie było by Polski, Czech, Słowacji, Węgier.

Na dziś wystarczy. Idę na spacer.

P.S.
I po spacerze. Co zobaczyłem?
 
Czy słyszycie ten łopot powiewających na wietrze flag?

I to wszystko, co mam do powiedzenia na temat odświętnego patriotyzmu Polaków, o codziennym nie wspominając.


piątek, 28 października 2016

Czytałem ostatnio...

O czym ja ostatnio nie czytałem!!!

Ograniczmy się do monet - do ich produkcji, do kolekcjonowania.

Pierwsza wiadomość, którą chcę się z Wami podzielić nie jest najświeższa, bo z sierpnia tego roku. Sierpień, to lato, wakacje, urlopy - łatwo coś przeoczyć, a wiadomość jest ciekawa. Jedenastego  sierpnia Mennica Polska S.A. opublikowała na swoim profilu na Facebook zdjęcie trzech stempli  niezrealizowanych projektów monet II Rzeczpospolitej.

Żeby było ciekawiej, to podano, że stemple odnalezione sześć lat temu (2010) przy okazji inwentaryzacji w magazynie Gabinetu Numizmatycznego. Stemple były schowane w pudełkach bez oznaczeń. Napisano o tym tak: "Podczas inwentaryzacji w magazynie Gabinetu Numizmatycznego odnaleziono kilka nieoznacoznych pudełek - były dobrze schowane", co może oznaczać, że na tych trzech znajdkach rzecz się nie kończy. Ciekawe, co jeszcze znaleziono. Ciekawe, czy stemple te były ujęte we wcześniejszych księgach inwentarzowych - na zdjęciu widać numety namalowane na bocznych powierzchniach stempli. Ciekawe, kto był autorem tych projektów? W komentarzach do wpisu na FB, przedstawiciel mennicy napisał, że mógł to być Stanisław Repeta, ale pewności na ten temat nie ma.

A tak na marginesie - Gabinet Numizmatyczny Mennicy Polskiej nie plasuje się w grupie największych  polskich muzeów. Powiedział bym nawet, że jest placówką niewielką. Jeśli w tym małym muzeum mogło dojść do sytuacji "odkrycia" eksponatów (nie takich małych, jak na przykład pierwsza lepsza moneta), o których istnieniu nie  wiedziano, to jakie niespodzianki czają się w magazynach muzeów z pierwszej piątki? Nie zdziwił bym się bardzo, gdyby okazało się, że święty graal polskich muzealników, portret młodzieńca pędzla Rafaela leży sobie spokojnie na jakiejś zapomnianej przez Boga i ludzi półce.

Teraz coś sprzed kilku dni.
Okazuje się, że nie tylko Polacy są roztargnieni i gubią różne rzeczy. Na stronie http://www.cbsnews.com w dziale o mile brzmiącej nazwie MoneyWatch znalazłem artykuł zatytułowany "Americans throw away $62 million in coins each year".
Firma recyklingowa Covanta Holding Corp ujawniła, że w każdej tonie śmieci znajdują przeciętnie 25 centów w monetach, od jednocentówek, po jednodolarówki. Każdego roku firma przerabia ponad 250 milionów ton śmieci. Rachunek jest prosty, a statystyka przy tak dużych próbkach daje dobre wyniki. W opinii przedstawiciela Covanta Holding Corp. tak dużą ilość monet znajdowanych w śmieciach należy wiązać z użyciem odkurzaczy o dużej sile ssania, w tym odkurzaczy samochodowych.
Ciekawe, ile monet wyrzucamy my, Polacy. Ciekawe, czy nasze firmy zajmujące się utylizacją odpadów były by w stanie to oszacować.


 

wtorek, 18 października 2016

Złotówka, czy złoty?

"Złoty (, aktualny kod ISO 4217 PLN) – podstawowa jednostka monetarna w Polsce, dzieli się na 100 groszy." - tako rzecze Wikipedia.
Złotówka - moneta o nominale 1 złoty. Na przykład taka.
Albo taka
taka
 lub taka

Wszystko to złotówki, choć nominał zapisano na nich w różny sposób.
Ta dziewiętnastowieczna też dzieliła się na sto trzydzieści groszy, ale tego oczywiście na niej nie zaznaczono (tak, jak nie zaznacza się tego i dzisiaj), za to podano równowartość w walucie cesarstwa, które tymczasowo uznało się za właściciela części Polski.

Na monecie z 1783 roku nominał można znaleźć: 4 GR. - cztery grosze. Ale nie byle jakie grosze! Grosze srebrne, bogatsi bracia groszy miedzianych. Ordynacja mennicza z marca 1787 r. nakazywała bicie 83 i pół takiej monety z grzywny kolońskiej czystego srebra i ustalała, że złotówka/czterogroszówka będzie ósmą częścią talara. Ta sama ordynacja stwierdzała, że grosz miedziany będzie trzydziestą częścią złotego polskiego.
Ten podział - 1 złoty = 30 groszy nie był pomysłem XIX-wiecznym ani nawet urzędników Stanisława Augusta. Używano go od stuleci.
Na ostatnim z wyżej pokazanych zdjęć mamy srebrną monetę z roku 1664, na której czytamy nominał XXX GRO.POL. - trzydzieści groszy polskich. To niesławnej pamięci złotówka Jana Kazimierza, która ujrzała światło dzienne dzięki umowie z Andrzejem Tymfem. Ordynacja z 1650 r. nakazywała bicie 324 groszy z grzywny fajnu (czystego srebra w groszu miało być 0,27 grama). Tymf najpierw zaproponował, a później zobowiązał się do bicia złotówek zawierających 3,36 grama fajnu, króre miały chodzić po przymusowym kursie trzydziestu groszy. Policzmy, 30 x 0,27 g = 8,1 g. Tyle srebra powinno być w złotówce; nie była go nawet połowa. Nic dziwnego, że w Prusach, gdzie wprawdzie obowiązywał zakaz ich przyjmowania, przeliczano je po 18 groszy, tylko po to by podtrzymać handel na pograniczu polsko pruskim. Tymfowe złotówki (nazywane od nazwiska pomysłodawcy tymfami) obiegały aż do 1766 roku, kiedy to zarządzono ich przymusowy wykup po 27 groszy miedzianych.


Złotówka z mennic Tymfa była pierwszą obiegową monetą ucieleśniającą polskiego złotego - jednostkę obrachunkową stosowaną w rozliczeniach już od średniowiecza. Najpierw pojawiło się pojęcie czerwonego złotego oznaczające złotą monetę, najczęściej węgierskiego florena. Od czasów Zygmunta Starego, który rozpoczął regularne emisje złotych monet - dukatów, czerwony złoty oznaczał po prostu dukata. Kurs złota do srebra ulegał zmianom. Na przełomie XIV/XV wieku był dość stabilny. Floren kosztował 24 grosze polskie. Piętnasty wiek przyniósł zmiany. Polską monetę psuto - floren doszedł do ceny 41 groszy, europejskie kopalnie srebra nie dawały wystarczającej produkcji (srebro zdrożało) - kurs florena zatrzymał się na poziomie 30 groszy. To była ostatnia ćwierć XV wieku. Stabilny stan trwał wystarczająco długo, by utrwaliła się praktyka użycia trzydziestu groszy w charakterze jednostki obrachunkowej, odpowiadającej wartości florena/dukata. W dokumentach nie trzeba było opisywać, jakim pieniądzem miały być spłacane zobowiązania. Kwoty należności ustalano w złotych polskich liczonych po 30 groszy. Formalnie zatwierdził to sejm roku 1496.

Złoty polski przybrał materialną postać dopiero po upływie niemal dwóch stuleci w postaci opisanych wyżej tymfów.

Wcześniej wybito wprawdzie piękne, duże, srebrne monety, na których znalazło się oznaczenie nominału w postaci XXX oznaczającego trzydzieści groszy, ale zwykle nie nazywamy ich złotówkami. Po pierwsze były to grosze litewskie, nie polskie (w związku z czym nominał tych monet wynosil 37 i pół grosza polskiego) więc jeśli miały by to być złotówki, to nie polskie, tylko litewskie. Po drugie była to moneta wyemitowana incydentalnie, na pokrycie kosztów wojen wywołanych przejęciem kontroli nad Inflantami, formalnie traktowana jako talar, liczony po 30 groszy. Tradycyjnie nazwano je półkopkami - kopa (60 szt.) = dwa półkopki (po 30 szt.) = cztery mendle (po 15 szt.).

Półkopka w kolekcji na razie nie mam (i pewnie mieć nie będę), więc zdjęcia nie będzie.




wtorek, 11 października 2016

Jeden obraz wart więcej niż tysiąc słów.

Zwiedzającwe wrześniu (któryż to już raz) muzeum Czapskich, podziwiałem starodruki pokazane na czasowej wystawie "De re nummaria"
i ozdabiające je rysunki medali i monet.
Przez stulecia rysunek był jedynym sposobem odwzorowania monety do publikacji. Do niedawna wszystkie katalogi (może poza aukcyjnymi) zawierały wyłącznie rysunki, a nie fotografie numizmatów, mimo, że techniki fotograficzne rozpowszechniły się już około połowy XIX wieku.
Ciekawostka - mam wielotomową encyklopedię Brockhausa z przełomu XIX/XX wieku - hasło fotografia jest w niej ilustrowane rysunkami.

Dzisiaj, w dobie skanerów i aparatów cyfrowych nic nie stoi na przeszkodzie, by każdy kolekcjoner mógł utrwalać i publikować obiekty ze swojego zbioru.
Dawniej musiał polegać na swojej lub cudzej umiejętności rysowania; Czapski miał skarb - cierpliwą i nadzwyczaj dokładną małżonkę.
Posługiwano się też techniką ołówkowych wcierek. Monetę przykrywano cienkim, ale mocnym papierem, który pocierano ołówkiem. Jako dziecko też próbowałem się tak bawić. Jeśli robić to dokładnie, efekty pracy są zaskakująco dobre. Wiele dziewiętnastowiecznych publikacji numizmatycznych jest ilustrowanych w ten sposób.
Wcierka kwartnika (półgrosza) Kazimierza Wielkiego 
z pracy Franciszka Piekosińskiego "O monecie i stopie menniczej w Polsce w XIV i XV w."

Inną wczesną, polską techniką uzyskiwania wizerunków numizmatów jest bartynotypia. Jej nazwa pochodzi od znakomitego numizmatyka, Władysława Bartynowskiego (1832-1918). Nie będę się tu o Nim rozpisywał - nie mógłbym wiele dodać do tego, co w Przeglądzie Numizmatycznym 4/2012 napisał Rafał Janke. Krótki tylko cytat z tego artykułu opisujący technikę bartynotypii:
Wymyślił technikę nazwana od jego nazwiska „bartynotypią”. Rozgrzana masa dentystyczna jest miękka i podatna na formowanie, stąd też łatwo przyjmowała odcisk monety, a gdy wystygła robi się twarda jak kamień. Nakładając na wytworzone stemple farbę drukarską i po podłożeniu pod prasę drukarską, odzwierciedlano bardzo dokładnie wizerunek numizmatów. Odbicie dawało jasne litery i ciemne tło, relief monety czy tez medalu był cieniowany.

Bartynotypia powstała w celu ułatwienia pracy nad katalogiem kolekcji hrabiego Andrzeja Potockiego. Część obejmującą monety piastowskie ilustrują wcierki ołówkowe (grafitowe), pozostałe monety zreprodukowano techniką Bartynowskiego.

Kupiłem niedawno kilka bartynotypów. Między nimi jeden, który świetnie pokazuje precyzję tej techniki.
Litery E.C. oznaczają, że to medal z kolekcji Czapskiego. Potwierdza to punca hrabiego nabita w odcinku awersu, obok podpisu medaliera, Gotfryda Majnerta, ojca Józefa, który zszedł na złą drogę.
Popatrzcie na powiększony fragment
i w negatywie
Wcale to nie gorsze od zdjęć niektórych aukcyjnych sprzedawców. Jednak do współczesnych lustrzanek tej techniki pewnie by nie należało stosować, ale to już nie moje zmartwienie.

Mimo rozwoju fotografii, względnie niedawno, bo w roku 1958, Edward Soczewiński opublikował w Wiadomościach Numizmatycznych opis nowej metody reprodukowania monet (WN rok II zeszyt 4 strona 54-55). Niezłe kuriozum. Oddaję głos autorowi.
Sporządzamy odcisk monety w przezroczystej masie plastycznej i umieszczamy go w powiększalniku zamiast filmu-negatywu. Odbitki wykonujemy na twardym papierze fotograficznym. Jako masy plastycznej można używać pleksiglasu...
Na gładką płytkę pleksiglasu grubości 4 mm kładzie się rozgrzaną płytkę pleksiglasu o grubości 0,8 - 2 mm (zależnie od głębokości reliefu monety) a następnie monetę, którą przykrywa się płytką 4 mm i ściska razem za pomocą prasy ręcznej z siłą około 50 kg.

Dalej autor wymienia zalety swojej metody, między innymi brak konieczności użycia aparatu fotograficznego i skomplikowanego oświetlenia oraz możliwość ponownego wykorzystania pleksiglasowej "kliszy" po jej podgrzaniu.
Przyznaje też, że metoda ma wady: uzyskany obraz bardziej przypomina rysunek, niż fotografię; metoda nie nadaje się do reprodukowania źle zachowanych, wytartych  monet.
I pokazuje reprodukcję monety uzyskaną swoją metodą.
Wydaje mi się , że metoda Bartynowskiego dawała lepsze rezultaty. Nawet, jeśli reprodukowano monetę w nieciekawym stanie zachowania.
Bartynotyp grosza Augusta III z roku 1755 z kontrmarką MS. 
Nie wiadomo, w czyjej kolekcji była ta moneta.

Mam podobną monetę
a teraz dodatkowo namacalny dowód na to, że monety z kontrmarkami od dawna interesowały kolekcjonerów i trafiały do kolekcji.

PS
Bezskutecznie poszukuję informacji, czy, a jeśli tak to gdzie i kiedy pojawił się na rynku kwartnik Kazimierza Wielkiego, taki, jak pokazany na drugim zdjęciu w tym wpisie. Prawdopodobnie wcierka Piekosińskiego była wzorem rysunku zamieszczonego w czterotomowym katalogu E. Kopickiego (nr 338). Nigdy jednak nie widziałem zdjęcia takiej odmiany tej monety. Pomożecie?