W czerwcu 2021 zacząłem umieszczać na blogu wpisy o różnych wcieleniach kolekcjonerów. Pomysł na temat dzisiejszego wpisu przyszedł mi do głowy po lekturze wspomnień Jana Michalskiego, o których dowiedziałem się z komentarza pod sierpniowym wpisem.
Wspomniany komentarz umieszczono 26 września. Natychmiast zabrałem się za poszukiwanie tej książki. Wystarczyło kilka chwil, by zlokalizować ją w cyfrowych zasobach Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Gdańsku https://pbc.gda.pl/dlibra/docmetadata?showContent=true&id=93813. Następnego dnia zabrałem się za lekturę "55 lat wśród książek".
Rewelacyjna lektura, niezwykły człowiek. We wstępie napisanym przez Wacława Borowego jest kilka zdań podsumowujących kolekcjonerskie dokonania Michalskiego:
Nie odziedziczył on żadnej fortuny; jak z jego wspomnień widać, już od młodych lat musiał zarabiać na życie; a później nigdy nie „piastował" godności pozwalającej na szybkie zbieranie pieniędzy. Przeciwnie: przez całe prawie życie pracował jako nauczyciel. A zbiory, do których doszedł, to nie jakaś kolekcyjka curiosów, ale biblioteka obejmująca około czterdziestu tysięcy tomów i to jakich! Wśród starych druków polskich były w niej rzeczy, które stanowiły sensację dla bibliografów. Jego dział Poloniców osiemnastowiecznych porównywano z analogicznym działem Biblioteki Jagiellońskiej. Jego Mickiewicziana można było zestawiać ze zbiorem książek Muzeum Mickiewiczowskiego w Paryżu. To, co miał z literatury o Słowackim, ustępowało w kompletności chyba tylko zasobom Ossolineum. A było tam jeszcze mnóstwo innych działów: kolekcja autorów polskich wszystkich wieków, prawie komplet ich opracowań krytycznych, wielki zbiór przekładów z literatur klasycznych i nowożytnych, komplety dzieł poświęconych różnym zagadnieniom społeczno-kulturalnym itd. Rzecz aż nie do wiary, że tyle mógł zgromadzić jeden człowiek i to wcale w jakiś szczególny sposób przez los nie uprzywilejowany.
Z tym ostatnim zdaniem nie do końca się zgadzam; podstawy swoich zbiorów bibliofilskich zgromadził Michalski penetrując zasoby warszawskich antykwariatów na przełomie XIX i XX wieku. Znaczną część jego wspomnień zajmują charakterystyki żydowskich w większości antykwariuszy, opisy ich sklepików, ich podejścia do książek. Możliwości nabywania "za grosze" białych kruków, o których rzadkości i wartości nie mieli pojęcia sprzedawcy nie umiem nazwać inaczej, niż uprzywilejowaniem przez los. Też z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy na różnych pchlich targach kupowało się niezłe półtoraki, boratynki, czy XIX-wieczny bilom po dwa, trzy złote za sztukę. Było, minęło...
Od razu pojawia się i dziś aktualna kwestia etyczna - czy uczciwym jest wykorzystywanie niewiedzy sprzedającego? Problem ten pojawiał się już kilkakrotnie na moim blogu. Niezmiennie uważam, że ewidentną nieuczciwością jest wykorzystywanie nieświadomości sprzedającego przez kupca zawodowo zajmującego się handlem antykami - monetami, książkami, meblami itd. Uważam za oszustwo to, o czym napisałem kiedyś w jednym z felietonów dla e-numizmatyki - byłem przy tym, jak właściciel pewnego sklepu numizmatycznego po zorientowaniu się, że ma do czynienia z osobą zupełnie nie zorientowaną, co posiada i zaproponował około 10% rynkowej wartości monet przyniesionych do oceny i ewentualnej sprzedaży. Zbiorek był całkiem przeciętny, nie było w nim żadnych rarytasów - typowa kolekcja srebra II Rzeczpospolitej - niekompletna, oczywiście bez Nike 1932, "głębokiego sztandaru", "konstytucji" czy dwuzłotówki z Birmingham. Nieważne. Istotne jest, że przyniosła te monety osoba dotknięta osobistym nieszczęściem i przy tym całkowicie nieświadoma ich wartości. Wiedziała tylko, że bliska jej osoba uważała je za cenne. Ta osoba uznając kompetencje właściciela sklepu gotowa była przyjąć jego ofertę za uczciwą, a tak niestety nie było.
W drugą stronę, moim zdaniem działa to odmiennie. Nie dostrzegam nieuczciwości, a tym bardziej oszustwa gdy kolekcjoner świadomy realnej wartości obiektu, kupuje go tanio od zawodowca, który nie zadał sobie trudu by tę wartość poznać. Nieważne, czy z lenistwa, czy z prostej kalkulacji - czas to pieniądz i może szkoda marnować go dla niepewnego rezultatu.
Michalski, jak sam to opisał, czasem posuwał się do różnych sztuczek dobrze znanych i dzisiejszym bywalcom giełd staroci - sztuczek mających na celu nieujawnianie, którą z wielu oglądanych książek interesuje się naprawdę, a które są tylko "dymną zasłoną". To również trudno uznać za nieuczciwe.
Borykał się Michalski ze zjawiskiem nieobcym i dzisiejszym kolekcjonerom, tym z kolekcjonerskiej ekstraklasy:
To przesadne pojęcie o moim znawstwie bardzo było niedogodne dla mnie na licytacjach książek. Gdy bowiem stawałem do niej, wielu innych amatorów sądząc, że to pewnie dzieło rzadkie i wartościowe, podbijało cenę i uniemożliwiało mi nabycie potrzebnej książki, a przepłacać nie chciałem. Gdy się to prawie stale powtarzało, licytowałem i to z pasją rzeczy małowartościowe, podbijałem cenę i w odpowiedniej chwili przerywałem zabieg, a uszczęśliwionemu u zbieraczowi oświadczałem, że zdobycz nie należy do cennych. Nie chodziłem później na te walki; prosiłem natomiast znajomych, aby dla m nie nabywali rzeczy, które przed licytacją widziałem lub wiedziałem o nich z katalogu.
Opisał jednak Michalski rzeczy znacznie gorsze. I to w wydaniu kolekcjonerów uznawanych przez nas za ojców polskiej numizmatyki. Przykłady? Proszę bardzo.
Kazimierz Stronczyński - Oto np. ma Stronczyński obejrzeć w Bibliotece ordynacji Krasińskich czy u Zamoyskich zbiór dyplomów. Sygnalizując o tym w liście do zarządu biblioteki zaznacza ktoś, że nie można w żaden sposób odmówić uczonemu korzystania z zasobów bibliotecznych, ale zaklina na wszystko, aby pilnować, bo senator z niezwykłą zręcznością odcina pieczęcie w celu powiększenia swoich zbiorów.
Tadeusz Czacki - K. Świdziński często odwiedza i ogląda cenne zbiory jakiegoś wybitnego numizmatyka. Wyciąga w szalce szufladkę z monetą czy medalami i szybko z powrotem zamyka, bo zamiast okazu leży kartka z napisem: „Ukradł Świdziński". Rzecz powtarza się w drugiej i trzeciej przegródce. Zbieracz przerywa czynność przeglądania zbioru i zwraca się do właściciela ze słowami: „Mości dobrodzieju! Czyż nie proponowałem ci zamiany, grubej sumy pieniężnej, a ty nic. Cóż mi pozostawało?" Właściciel zbioru zastosował tylko zwyczaj, który jak wieść niesie, istniał w wielu kolekcjach, gdy po wizycie Tadeusza Czackiego zamiast egzemplarza widniała karteczka z napisem: „Świstavit Czacki". (Konstanty Świdziński zgromadził m. innymi zbiór numizmatyczny, z którego korzystali pisząc swe prace Lelewel i Stronczyński).
Stronczyński, Świdziński, Czacki złodziejami!? Nie do pomyślenia, a jednak...
Są u Michalskiego ciekawe i często zaskakujące charakterystyki znanych kolekcjonerów - głównie bibliofilów, ale też i kilku numizmatyków.
Bisier - Myszkując po różnych kątach już w lalach po uniwersyteckich dotarłem do „Wystawy starożytności" na Krakowskim Przedmieściu w pałacu Czetwertyńskich. Pod taką firmą prowadził tam handel antykami Bisier. Był on z zawodu złotnikiem bez wykształcenia. Podziwiać należało nadzwyczajne wrodzone zdolności tego człowieka, który wyrobił się na pierwszorzędnego znawcę monet polskich, medali, porcelany, szkła i innych antyków.
Był to dziwak, nie uznający ładu i porządku, gromadzący po różnych schowkach i dziurach nabywane i komisowe rzeczy. Trzeba było mieć anielską wprost cierpliwość i dużo czasu, aby po długim czekaniu Bisier dotarł nareszcie do poszukiwanego przedmiotu wśród stłoczonych w kilku salach szaf, stołów etc.
Bisier miał żyłkę zbieracza i to przeszkadzało mu również w organizacji handlu. Zbierał monety, medale, porcelanę polską, szkło, broń, masonerię etc. Podobno największy jego zarobek pochodził z komisów, które po iluś tam latach niepokazywania się właściciela przechodziły prawnie na własność kupca.
Wiktor Wittyg - Inżynierem tytułowano Wiktora Wittyga, który był przedsiębiorcą przy robotach regulacyjnych na Wiśle i na tym dobrze zarabiał. Przy tym zajęciu z konieczności wyrobił w sobie umiejętność ugaszczania ludzi, lubił życie towarzyskie i raczej od bibofilstwa przeszedł do bibliofilstwa. Zamiłowania kolekcjonerskie niewątpliwie posiadał. Zbierał pieczęcie, numizmaty, heraldykę, Varsoviana, ekslibrysy i inne rzeczy. Wydał kilka dzieł z zakresu numizmatyki i heraldyki oraz pierwszą obszerniejszą rzecz o ekslibrysach polskich. Mówiono, że korzystał z wybitnej pomocy fachowców, co zupełnie dla mnie było wiarogodne ze względu na jego samouctwo i fatalną polszczyznę, jaką się posługiwał w życiu potocznym.
Miał Michalski jakąś awersję do numizmatyków. Widać to choćby we fragmencie, który zacytowano w komentarzu do sierpniowego wpisu. Ja jeszcze jeden dowód na tę awersję znalazłem: Najwięcej poszukiwanymi i przeto mającymi największe ceny w handlu antykwarskim były książki z dziedziny heraldyki i genealogii, numizmatyki, wojskowości. Z tej racji książki wymienionych dziedzin chętnie nabywane były przez antykwariuszów i zawsze można było je znaleźć w zasobniejszych sklepach. Osobiście miałem awersję do heraldyki, numizmatyki i wojskowości. Może wpłynęli na to różni zbieracze tych działów. Większość tego typu kolekcjonerów raziła mię ciasnotą i ograniczonością umysłową.
Miejmy nadzieję, że w tej większości numizmatycy stanowili mniejszość
Tak. Kolekcjonerzy nie wahają się czasem przed popełnianiem czynów niegodnych.
Na deser świetna gawęda Lecha Kokocińskiego z jednej z sesji GNDM https://youtu.be/N-ppLWH_f1g
"Nie dostrzegam nieuczciwości, a tym bardziej oszustwa gdy kolekcjoner świadomy realnej wartości obiektu, kupuje go tanio od zawodowca, który nie zadał sobie trudu by tę wartość poznać. Nieważne, czy z lenistwa, czy z prostej kalkulacji - czas to pieniądz i może szkoda marnować go dla niepewnego rezultatu."
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania. Musze sie przyznac , ze juz pare razy zastosowalem to w praktyce.
Na ostatnich aukcjach, nawet u marciniaka, dostrzega sie ( moim zdaniem ) zawyzone stany monet. Marciniak z kolekcjonera przeszedl na handlarza. Nie wiem do jakiego klanu mozna go zaliczyc- ale powoli nasöwa mi sie podejrzenie, ze wielu handlarzy ( bylych kolekcjoneröw) ulegaja wielkiej pokusie.
OdpowiedzUsuńNa początek proponuję uważne wysłuchanie
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=wMQV0dJ-LWI
i jeszcze to https://www.youtube.com/watch?v=tngySAhViLs
Jak świat światem, sprzedawca zawsze zachwala swój towar a nabywca, jeśli tylko może, stara się zbić cenę do najniższego możliwie poziomu. Tyle, że kupujący ma w dyskusji ze sprzedającym przewagę - on kupić nie musi, a sprzedający - na tym polega handel - sprzedać w końcu musi. To my, kolekcjonerzy jesteśmy w dużej części odpowiedzialni za wzrosty cen. Może dlatego, że wielu z nas usiłuje zostać inwestorami.