Google Website Translator Gadget

środa, 29 maja 2024

Dukaty lokalne i inne wynalazki - część druga.

Pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy kiedy kolega pokazał mi ten zestaw, 

w taki właśnie sposób ułożony na stole, było - to przecież żywa ilustracja do mojego opowiadania "Kontekst" zmieszczonego w "Opowiadaniach numizmatycznych". 
Oczywiście, też na pierwszy rzut oka, nie miałem wątpliwości, że to nie oryginały. Nie przypuszczałem jednak, że to ani kopie, ani fałszerstwa. Dopiero rewersy ujawniły prawdę. 
Ale nie od razu, bo...

Opisy poprawnie identyfikują monety, które były wzorem, ale co dalej? Najpierw pomyślałem, że to kopie sprzedawane w sklepiku przy którymś z muzeów. Coś w tym rodzaju. 

Litery WRL widoczne na zdjęciu, to skrót od Westair Reproductions Limited, angielskiej firmy produkującej repliki monet, które są sprzedawane w sklepach muzealnych. Na kopiach, które pokazał kolega też jest jakiś identyfikator. 
Długo szukać nie musiałem. 
Okazuje się, że szefostwo belgijskiej sieci serwującej hamburgery i frytki uznało kiedyś, że będzie zachęcało klientów do ponownych odwiedzin, dając im kopie antycznych monet. Takie dwa w jednym - reklama i edukacja. Ciekawe, czy ta akcja przyczyniła się do powstania jakichś kolekcji numizmatycznych. 

W każdym razie, żetony firmy Quick też stały się obiektami kolekcjonerskimi. Notuje je portal Numista, ale nie wszystkie, jak widać. 

Pojawiają się na eBay. 
Jedno jeszcze mnie ciekawi - czy da się ustalić, kto te reklamówki wyprodukował i które muzeum użyczyło wzorów do wykonania kopii. 

Rozdawanie żetonów reklamowo-edukacyjnych to oczywiście nie jest wynalazek firmy Quick. Aktywnie działały i działają na tym polu koncerny paliwowe. 

Takie to cuda można znaleźć w masówce. Nie tylko śmieci i złom. 

Do dnia dziecka zostało tylko kilka dni, ale tak sobie myślę, że wydanie kilkudziesięciu złotych na kilogram monet z całego świata jest znakomitym pomysłem na prezent dla dzieciaka, który zaczyna szkolną edukację. Trzeba dbać o to, żeby nasze hobby, nasze pasje nie odeszły razem z nami. 

P.S.

Opowiadania numizmatyczne ukazały się w roku 2014. Na okładce widzimy "TOM I". Czy będzie drugi?

sobota, 25 maja 2024

Dukaty lokalne i inne wynalazki - część pierwsza.

Zacząć od początu, czy od końca?

Od końca. Będzie ciekawiej.

W roku 2006 Mennica Polska SA wybiła dwadzieścia tysięcy takich... monet. 

Żetony te zamówiła Gmina Jastarnia chcąc upamiętnić siedemdziesiątą piątą rocznicę pierwszego oficjalnego sezonu turystycznego. Kurort zaczął powstawać w roku 1928 na stu osiemdziesięciu hektarach wydzierżawionych przez spółkę Lasmet pięć lat wcześniej. Od samego początku Jurata była letniskiem elit. Ułatwiła to przemyślana inwestycja Lasmetu - nowoczesny dworzec kolejowy. Tak zaczęły się złote lata Juraty. 

Żetony miały oficjalny kurs 3 złote i funkcjonowały jako lokalny pieniądz dla turystów i mieszkańców gminy w sezonie letnim 2006 (od 22 lipca do 30 września). Zainteresowanie merkami było wielkie. Cały nakład znalazł nabywców, a jego znaczna część przeszła w ręce kolekcjonerów monet. Akcja powtórzona w następnych latach szybko znalazła naśladowców.  Z każdym następnym rokiem przybywało miejscowości podejmujących podobne działania. Mennica Polska i różne lokalne warsztaty biły "dukaty lokalne" - białki, łódki, podkówki, klemensy, marciny itp. 

Nie wiem, czy członkowie władz Juraty sami tę akcję wymyślili, czy może mieli znajomych w Belgii. Dlaczego w Belgii? Bo tam ćwierć wieku wcześniej działo się podobnie. W roku 1980 władze miasta Leuven wpadły na pomysł, aby wybić lokalny pieniądz, który miał być ważny przez ograniczony czas i którym można było płacić tylko u lokalnych kupców. 

Większość monet trafiała prosto do kolekcji numizmatyków lub osób prywatnych, które uważały, że jest to miła pamiątka. W początkowym okresie prawo podaży i popytu spowodowało, że ich wartość wzrosła z nominalnych 25 do prawie 1000 franków belgijskich (około 25 euro po kursie wymiany). Tak, jak merki w Polsce, "Lovenaar" stał się wzorem do naśladowania w innych miastach i gminach Belgii. Gandawa wybiła 2 grosze (Gravensteen i St. Baafsabdij), pojawiły się monety o nominale 25 franków dla miast przybrzeżnych i zachodniej Flamandii. Miasta i miasteczka, jedno po drugim emitowały swój pieniądz. Bito go w niedrogim metaku, koszty bicia były niskie, a tylko niewiele żetonów wracało do miejskiej kasy. Czysty zysk dla miejskiego skarbca! W końcu, to co wróciło też można było sprzedać kolekcjonerom. I zaczęło się to, czego wszyscy się obawiali... a co też miało miejsce w Polsce - masowa emisja nowych żetonów. 

W szczytowym momencie w 1981 roku, tygodniowo pojawiały się 3 nowe żetony, a ich nominał podniesiono do 50, a następnie do 100 franków. Koszt bicia pozostał taki sam, ale zysk dla gmin i miast był nagle znacznie wyższy. Ceny i nadmiar nowych emisji zniechęciły kolekcjonerów. Nie zniechęciło to naśladowców. Inicjatywę przejęły lokalne kluby i organizatorzy lokalnych targów i imprez też dostrzegły potencjalne źródło dodatkowego dochodu. Zaczęły bić monety, ale często  w ograniczonych nakładach, co miało zapewnić wzrost wartości ze względu na rzadkość.  Teoria się nie sprawdziła, bo zainteresowanie wśród kolekcjonerów stala malało. Pod koniec 1981 r. nie odnotowano prawie żadnych nowych emisji, a rynek żetonów miejskich faktycznie upadł. Czy to nie przypomina Wam tulipanowej gorączki z sąsiedniej Holandii? Albo naszego sławetnego "sokoła"? 

Co warto dodać to to, że większość belgijskich "dukatów" była świetna graficznie. 

Rynek belgijskich dukatów lokalnych szybko upadł. Niesprzedawalne żetony pozostały w kolekcjach, przeważnie w typowych, przeciętnych kolekcjach gromadzonych przez młodych ludzi. Kolekcjach zarzucanych, zamykanych w pudełkach po ciasteczkach i zakamarkach szuflad. 

Coraz częściej zaczynają teraz trafiać na rynek, ale nie jako osobne egzemplarze, tylko w zestawach z masówką na wagę. 

I tak dochodzimy do początku. Otóż taki zestaw, kilka kilogramów monet całego świata kupił jeden z zaprzyjaźnionych zbieraczy. Mam z nim umowę, że mogę przeglądać takie jego zakupy w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby pasować do mojego zbioru. Trochę się mijamy w zainteresowaniach. On zbiera egzotykę, ja, jak wiadomo Polskę. 

Przejrzałem przyniesione pudełko. Trochę ponad trzy kilogramy, niecały tysiąc monet z całego świata, trochę XIX-wiecznej Europy, ze dwie setki z pierwszej połowy XX wieku, reszta to typowa masówka - monety pozostałe w kieszeni po powrocie z mniej lub bardziej egzotycznych  wakacji... 

Już, już myślałem, że jedynym zyskiem z tego brudzenia rąk, bo ręce mocno pobrudziłem, będzie temat na bloga, kiedy zobaczyłem to. 

W zbiorze miałem 
Którą sobie zostawić? A może obie?


sobota, 18 maja 2024

Dziwny maj

Był kiedyś w TV serial dla dzieci "Marceli Szpak dziwi się światu". Na pewno można go gdzieś w sieci znaleźć. W skrócie wygląda to tak: Marceli Szpak i jego przyjaciel Leszek Zając obserwują leśne życie, a ich obserwacje prowadzą do niebanalnych wniosków formułowanych podczas spokojnych dyskusji. Po każdej rozmowie dochodzą do tego, że świat jest dziwny, ale życie jest piękne. 

Mam podobnie. Obserwuję nasz kolekcjonersko-numizmatyczny światek i nieustannie się dziwię. Bo jak się nie dziwić gdy...

Końcowa cena zawiera opłatę aukcyjną! Czyli ktoś kupił dwadzieścia franków szwajcarskich po kursie 1,80 złotego! Tanio ;-)

I jeszcze kilka przykładów z tej samej aukcji. 


Stan drugi? Naprawdę? To w jakim stanie jest mój egzemplarz? 
Cena... W sumie to bardzo tanio, jeśli porównać z tym "rarytasem". 
A tak przy okazji, to uważam, że każdy kolekcjoner od jutra powinien powiesić sobie na ścianie motto oprawione w jakąś fantazyjną ramkę. Motto zasługujące na nagrodę, np. na Chojnickiej Nocy Poetów. 
W kolekcjach monet ostatniego wieku,
bitych maszynowo w wielkich ilościach,
nie ilość monet świadczy o jakości kolekcji,
a ilość perełek się w niej znajdujących,
do jakich należą powstałe przez przypadek,
ciekawe błędy bicia (przesunięcia, skrętki, odwrotki).
Jak może pamiętacie, nie jestem fanatykiem idealnych stanów zachowania. Dlatego nie bardzo martwiło mnie szaleństwo cenowe  obserwowane w wynikach aukcji MAX-NOT i innych TOP-POPÓW. Uczciwe "trójki" do niedawna dawało się kupić za w miarę rozsądne pieniądze. Dawało, bo popatrzcie na moją "listę wynikową" z ostatniej aukcji Numimarketu (ceny bez "młotkowego").
Schowałem moje limity bo nie o nie tu chodzi. Dwie monety z tej list zeszły poniżej 100 złotych. Jeśli jesteście ciekawi jak wyglądały, poszukajcie na OneBid. Ustawiłem limity, bo wolę mieć "wycierucha", niż chińską "kopię". Ale popatrzcie proszę na pierwszą pozycję z tej listy 
Wiem, że to bardzo rzadkie, ale bez przesady. Pozycja czternasta 
jest co najmniej tak samo rzadka, stan zachowania znacznie, znacznie lepszy, a cena tylko o 100 zł wyższa. I jak tu się nie dziwić? 

A teraz coś ze znacznie wyższej półki 
Stempel awersu wprawdzie inny, niż na sławetnym szelągu litewskim z "1661" roku, ale przypuszczam, że to może być zaprzyjaźniony albo nawet ten sam warsztat. Ciekawe kiedy pojawi się na OneBidzie.

Dodane 22 maja:
Pan Sergiusz Stube też nie ma wątpliwości 
ale uwaga o nowych, lepszych dukatach nie brzmi optymistycznie. Jak to dobrze, że nie zbieram dukatów.

Co jeszcze mnie ostatnio dziwi? Na przykład to: 
 
i to 

Trochę dziwi, bo nie domyślam się przyczyny, trochę martwi, bo jak próbuję wymyślić przyczynę, to... 

Jak to było? A, już wiem! 

Świat jest dziwny, ale życie jest piękne. Bo od czasu do czasu coś się uda człowiekowi i na przykład kupi sobie nową starą monetę do zbioru. 
Nie spotkałem się wcześniej z dwukropkami na rewersie litewskich szelągów Jana Kazimierza. A Wy?

czwartek, 2 maja 2024

Akademia numizmatyczna

 Miejsce i czas akcji: Krakowski oddział Narodowego Banu Polskiego przy ulicy Basztowej - Krakowski Salon Ekonomiczny Narodowego Banku Polskiego (Sala Krakowska), 24 kwietnia 2024 9:00 do 15:30. Tak przynajmniej wyglądały notki zapowiadające wydarzenie.

Teoria teorią, a życie życiem. Dlatego siedząc na wygodnym krześle słuchałem z dużym zainteresowaniem prelekcji wygłaszanych w nieco innej kolejności. Po oficjalnych przywitaniach (Lesław Wilczak – Krakowski Salon Ekonomiczny OO. NBP w Krakowie, Dariusz Jasek - Kroniki Numizmatyczne, PTN o/Kraków) rozpoczął się pierwszy wykład.

Pan Bartosz Awianowicz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu przedstawił „Drogi i bezdroża w kolekcjonowaniu monet antycznych”. Po przedstawieniu pierwszych znanych kolekcjonerów monet antycznych, profesor główną część wystąpienia poświęcił na rady i przestrogi dotyczące kupowania monet antycznych, zwracając szczególną uwagę na legalność źródeł i mniej lub bardziej uczciwe metody stosowane przez duże i małe firmy aukcyjne. 

Kolejnym prelegentem był  Mateusz Woźniak z Muzeum Czapskich. 

„Kwerenda muzealna – praktyczne wskazówki” - to było coś więcej, niż wskazówki. To była po prostu instrukcja postępowania dla osób potrzebujących pomocy muzeum. Oczywiście nie mogło zabraknąć wyjaśnienia powodów, dla których nie każdy miłośnik starych monet może o taką kwerendę wystąpić. W tym przypadku muszę potwierdzić zapewnienia pana Mateusza, że kolekcjonerzy, badacze amatorzy są witani w muzeum z otwartymi ramionami, a same kwerendy często przynoszą korzyść obu stronom. 

Następne dwie prelekcje nie były tymi, na które najbardziej czekałem. Najpierw wystąpiła Pani Barbara Jaroszek - Dyrektor Departamentu Emisyjno-Skarbcowego NBP z prelekcją „Banknot kolekcjonerski Mikołaj Kopernik – kulisy przygotowania emisji”. 

Banknotów nie zbieram, a hasła "banknot kolekcjonerski" i "moneta kolekcjonerska" budzą moją, łagodnie mówiąc, niechęć. Słuchając opowieści o wielomiesięcznych pracach poprzedzających "wprowadzenie do obiegu" banknotu kolekcjonerskiego zastanawiałem się, jak to możliwe, że rachunek ekonomiczny jakoś się spina. Jednoznacznego potwierdzenia, że się nie spina nie było, ale pojawiła się istotna okoliczność łagodząca - banknoty kolekcjonerskie są poligonem do testowania dostępnych na rynku systemów zabezpieczeń, które później trafiają na banknoty obiegowe. Ciekawszej rzeczy dowiedziałem się przy okazji sesji pytań po prelekcji. Jak wiecie, od dawna zastanawiam się nad powodem kontynuowania produkcji 1- 2- i 5-groszówek. Pani dyrektor Jaroszek stwierdziła, że też ich nie lubi, ale są jakieś przyczyny, polityczne enigmatycznie mówiąc, że nominały te nadal są zamawiane przez NBP. Dowiedzieliśmy się też że nie planuje się wprowadzenia banknotu o nominale 1000 złotych ani obiegowych monet dziesięciozłotowych. Nie da się zabezpieczyć monet tak dobrze, jak banknotów, więc by uniknąć masowych fałszerstw (jak w przypadku monet 2 euro), pozostaniemy przy banknotach, których rysunek nie będzie zmieniany, pomimo zmiany atrybucji mieszkowego denara. 

I jeszcze jedna ciekawostka - to pani Barbara Jaroszek podpisuje się na projektach banknotów obok prezesa NBP.


Następne wystąpienie też było dla "banknociarzy".

Pan Damian Marciniak - SNP, Dom Aukcyjny Marciniak, przedstawił „Oceny stanu zachowania pieniądza papierowego”. Słuchacze otrzymali drukowane, jednostronicowe poradniki ilustrujące zasady oceny banknotów stosowane w firmie D.A. Marciniak. Pan Damian starał się przekonać nas, że stan monet ocenia się "analogowo" na podstawie subiektywnego wrażenia oceniającego, a banknoty podlegają ścisłej ocenie "cyfrowej". Troszkę tę tezę złgodził po pytaniach z sali, które dotyczyły oceny stanu monet technicznie idealnych, bez załamań, zagięć i ubytków, ale z widocznymi zabrudzeniami albo też przekłuciami spotykaymi na banknotach francuskich. Okazało się, że stan, stanem ale subiektywne wrażenie też robi swoje. 

Następny temat był dla wszystkich kolekcjonerów. Nie tylko "moneciarzy" i "banknociarzy". Pan Julian Skelnik - Kancelaria Adwokacka Julian Skelnik z Gdyni omówił „Podatkowe i prawne zagadnienia dla kolekcjonerów”.

Poznaliśmy w zarysie procedury podatkowe i celne związane z kupnem i sprzedażą obiektów kolekcjonerskich w Polsce, UE oraz poza UE. Przy okazji pytań z sali dowiedziałem się dlaczego biegłym sądowym w zakresie numizmatyki zostać może i warto, ale raczej się nie opłaca. Trochę mnie to dziwi, bo skądinąd wiem, jakie problemy spotykają instytucje potrzebujące opinii biegłego na temat monet.

A potem nastąpił deser. Pan Sergiusz Stube (SNP, Poznański Dom Aukcyjny) przedstawił „Złote mennictwo gdańskie dla początkujących”.

Prezentacja była długa, ale nikt się nie nudził. Pokazywane na slajdach monety i medale zachwycały, ale chyba jeszcze bardziej zachwycał entuzjazm prelegenta. Tytuł prezentacji sugerował, że ograniczymy się do podziwiania prac Ammona, Höhnów, Dadlera. Nic z tego, mowa była i o włoskich i śląskich florenach, o tureckich ałtynach i niderlandzkich dukatach. Nie zabrakło opowieści o skarbach z Koszyc i Bydgoszczy, których wystawy powinny być obowiązkowymi punktami kolekcjonerskich wycieczek. "Złote mennictwo ... dla początkujących" słusznie odebrano, jako żart, podobnie jak komentarze do niektórych slajdów: "O, takie monety należy zbierać i kupować, ale takich nie kupicie, ich na rynku nie ma." Pan Stube zakończył prelekcję grubo po planowanej 15:30.

Niestety nie było wystąpienia Pani Elizy Walczak z Centrum Pieniądza NBP. Może w innym miejscu i czasie...

I tyle, jeśli chodzi o prelekcje ale mam wrażenie, że nie tylko dla mnie, niemniej ważne od prelekcji były rozmowy podczas przerw. Możliwość spotkania znajomych starych albo dotychczas wirtualnych i oczywiście możliwość poznania nowych. Możliwość porozmawiania o najróżniejszych aspektach naszego hobby. To są rzeczy nie do przecenienia. Dlatego polecam, jeśli macie okazję wzięcia udziału w takich przedsięwzięciach, nie wahajcie się ani chwili. W tym przypadku i warto i się opłaca. 

P.S. Obserwując uczestników Akademii Numizmatycznej doszedłem do wniosku, że hobby to za słabe słowo. Właściwszym jest pasja.


Printfriendly