Tydzień temu spędziłem kilka godzin w muzeum Czapskich. Metodycznie, sala po sali, gablota po gablocie, oglądałem, podziwiałem. Tym razem w spokoju, bez tłumu gości zaproszonych na uroczyste otwarcie, ale nie w samotności. Muzeum oprócz mnie zwiedzało jeszcze kilka osób, w większości w parach. Mieszanych. Panowie pokazywali swoim towarzyszkom co ciekawsze okazy i cierpliwie tłumaczyli powody, dla których te czasem niepozorne numizmaty, są ważniejsze od innych.
Zauważyłem dwie prawidłowości. Panie najwięcej czasu spędzały przed wielką gablotą z medalami i wszystkie, czasem głośno, zachwycały się...
rękopisami Hrabiego. Najpierw pojedynczymi kartami umieszczonymi w gablotach razem z monetami, których dotyczyły. Później, w osobnej salce, rękopiśmiennym katalogiem.
Monety, medale może kupić każdy. To tylko kwestia czasu i pieniędzy. Niemałych, to prawda, ale tylko pieniędzy. Opracowanie zgromadzonej kolekcji, jej rzetelne skatalogowanie to już inna bajka. Niewątpliwie wymaga to czasu, mnóstwa czasu, jeśli kolekcja liczy wiele tysięcy obiektów. Ale dysponując nawet stuleciami, nie zrobi się nic nie mając do tego chęci, nie czując wewnętrznego przymusu. Czy ktoś nakazał tę pracę Czapskiemu? Czy ktoś go z niej rozliczał? Nie. On tak po porostu miał.
karta z katalogu kartkowego Emeryka Hutten-Czapskiego
skan z broszury edukacyjnej wydanej przez muzeum
Karty miedziaków są nie mniej precyzyjne od kart medali i portugałów. Na kartach monet średniowiecznych Hrabia pieczołowicie odtwarzał krój liter legend. Wszystkie osoby zatrzymujące się na dłużej w gabinecie Czapskiego miały jeden komentarz - to niewiarygodne!
W sali z monetami antycznymi w opisach wielu monet powtarza się zdanie: "Dar Karola Halamy". O kim mowa?
O panu naczelniku urzędu pocztowego z Żywcu, który już po drugiej wojnie światowej, w roku 1946 przekazał krakowskiemu Muzeum Narodowemu 2574 monety starożytne, w tym 858 greckich, 108 Republiki Rzymskiej, 1541 rzymskich okresu Cesarstwa oraz 67 bizantyńskich - z małym wyjątkiem brązowych i srebrnych oraz 150 tomów literatury numizmatycznej. Do dziś dar Karola Halamy stanowi około jednej trzeciej całej kolekcji antycznych monet MNK.
Pan naczelnik był od 1891 roku członkiem Wiedeńskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Kilkanaście lat później ok. 1909 roku zapisał się do Krakowskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Publikował, korespondował, budował kolekcję, urządzał w swoim domu wystawy monet dostępne dla publiczności. Kierował żywiecką pocztą, był członkiem Rady Miejskiej w Żywcu, pracował w Komisjach Rewizyjnych, Zarządzie Miasta, w Wydziale Powiatowym i w Komunalnej Kasie Oszczędności i prowadził, jak byśmy dziś powiedzieli, działalność charytatywną. Czy ktoś mu kazał? Ktoś go z tego rozliczał?
Podczas wojny uchronił kolekcję przed rabunkiem i rozproszeniem. Po wojnie zrealizował swój zamiar jeszcze z 1939 roku - darował kolekcję Muzeum Narodowemu.
Sprawdziłem i sam w to nie mogę uwierzyć. W dwustu pięciu postach, które do tej pory opublikowałem ani raz nie pojawiło się nazwisko Boratini. Tak dalej być nie może. Kiedyś napiszę o nim coś więcej, dziś coś w rodzaju kalendarium.
Urodził się przed rokiem 1620, prawdopodobnie w 1617.
W roku 1637, jako "doktor z Wenecji" udał się w naukową podróż do Egiptu. Dwudziestolatek!
Do 1641 roku badał zjawisko wylewów Nilu, wykonał pomiary zabytków egipskich próbując odtworzyć starożytny system miar, ustalił i zapisał współrzędne odwiedzanych zabytków (nie miał GPS).
Po wyjeździe z Egiptu pojawił się w Polsce, ale wkrótce, w 1645 r. ją opuścił udając się przez Węgry do Włoch. Na Węgrzech obrabowano go z cennych egipskich notatek i rękopisu pracy poświęconej udoskonaleniu wagi hydrostatycznej wynalezionej przez Gallileusza. Zwiększenie dokładności tej wagi pozwoliło Boratiniemu na dokładne zmierzenie ciężaru właściwego różnych substancji. W tym samym czasie rozpoczął opracowywanie jednolitego systemu miar. Zajęło mu to około trzydziestu lat. A w międzyczasie?
W 1648 r. wrócił do Polski.
W 1650-tym pojechał do Paryża szukając sponsora dla sfinansowania machiny latającej zdolnej unieść w powietrze człowieka. Miał "tylko" model, w którym mógł latać kot. Nie wyszło, ale z Francji wrócił wzbogacony o umiejętności wykonywania miedziorytów.
1651 - sprowadzał z Wenecji soczewki dla Heweliusza. Sam nauczył się je wytwarzać trochę później i osiągnął w tym wielką biegłość. Zbudował obserwatorium astronomiczne i jako pierwszy zaobserwował plamy na Wenus.
1652 - pracuje jako architekt w Warszawie (Pałac Kazimierzowski, zamek Ujazdowski) i uzyskuje dzierżawę olbory olkuskiej - podatku płaconego w naturze przez olkuskich gwarków.
1654 - udaje się z misją dyplomatyczną do Toskanii równocześnie wykorzystując wyjazd do uzupełnienia wiedzy.
1657 - wraca do Polski, razem z bratem bierze czynny udział w wojnie ze Szwecją.
1658 - obejmuje kierownictwo mennicy krakowskiej (do roku 1661). Ponownie otrzyma ją w 1667 w zarząd na dwa lata razem z mennicą bydgoską. W tym samym roku występuje z projektem emisji miedzianych szelągów.
1659 - tworzy mennicę w Ujazdowie przeznaczoną do miedzianej produkcji szelężnej (do roku 1665). Boratynki bije też w Krakowie.
1660 - osiada na stałe w Polsce, kupuje majątek w Sulgostowie pod Opocznem. Prawdopodobnie jeszcze w tym samym roku organizuje mennicę miedzianą w Brześciu Litewskim.
1662 - podróż do Włoch.
1664 - obejmuje mennicę litewską w Wilnie.
1666 - buduje most na Wiśle (i bierze go w dzierżawę).
1668 - po zamknięciu mennic angażuje się w politykę, nieskutecznie próbując doprowadzić do elekcji Kondeusza. Królem zostaje Michał Korybut.
1675 - publikuje dzieło o mierze uniwersalnej.
1678 - otrzymuje ponownie zarząd mennicy krakowskiej.
1681 (lub 1682) - Tytus Liwiusz Boratini umiera, ale jego spadkobiercy nadal biją w Krakowie monety z jego inicjałami (aż do 1687 r.)
Jako fizyk (z wykształcenia) i metrolog (z zawodu), nie mogę nie wspomnieć raz jeszcze o traktacie Misura universale. Opisał w nim sposób ustanowienia ujednoliconych, odtwarzalnych jednostek miary długości i ciężaru. Jednostką długości miał być metr (tak, ta nazwa to pomysł Boratiniego) będący długością wahadła wykonującego jedno wahnięcie na sekundę. Sześcian o boku równym jednej szesnastej metra napełniony wodą (Boratini podał dokładny przepis dotyczący sposobu pobierania wody w tym celu - deszczówka zbierana w określonych warunkach) miał być jednostka ciężaru.
Winieta karty tytułowej Misura universale
miedzioryt wykonany prawdopodobnie przez Boratiniego.
Co jeszcze?
Takie tam "drobiazgi" - skonstruował wiatrak pompujący wodę, wynalazł mikrometr (przez niektórych nazywany mikromierzem), zaplanował sposób przeprowadzenia pomiaru długości południka ziemskiego metodą triangulacyjną.
W międzyczasie miał sześcioro dzieci.
Czasem mam wątpliwości, czy życiorysy takich osób potwierdzają tezę, że "wystarczy chcieć", czy dowodzą, że same chęci to za mało. Że potrzebne jest coś jeszcze. Iskra boża, odwaga, brak instynktu samozachowawczego? Pewne wydaje mi się jedno - "wystarczy być", to złe podejście do życia (choć czasem przyjemne).