Google Website Translator Gadget

piątek, 24 marca 2023

Fenig, czy halerz?

 Najnowszy zakup. Maleństwo, 11,7 mm i tylko 0,4 grama. 

Jak zwykle zabrałem się za dopisanie monety do katalogu zbioru i na etapie podawania odniesień do katalogów... Kahnt 619 - fenig, Kopicki 11168 - halerz. To w końcu co? Fenig, czy halerz?

Zamieszanie w terminologii prawdopodobnie związane jest z podziałami rodu Wettynów. W XV wieku ród podzielił się na dwie linie, ernestyńską i albertyńską (od imion założycieli). Linia albertyńska, choć młodsza, stopniowo rosła w siłę. Tytuł elektorski początkowo był dziedziczony w linii ernestyńskiej. W roku 1547 został przekazany linii albertyńskiej. Stąd tak poszukiwane monety elektorskie Augusta II i jego syna. Linia ernestyńska uległa dalszym podziałom, co doprowadziło do powstania kolejnych księstw, między innymi Saksonia-Weimar, Saksonia-Eisenach i Saksonia-Coburg-Gotha. 

Od 20 stycznia 1534 obowiązywała wspólna ordynacja mennicza, w której najniższą jednostką był fenig o wadze 0,4 grama bity ze srebra próby 0,250. 
27 marca 1549 roku Moritz z Torgau wydał własną ordynację opartą o grzywnę erfurcką, która początkowo odpowiadała kolońskiej, ale później różniła się od niej mniej więcej o jeden gram. Tutaj najniższą jednostką był halerz (1/24 grosza) ważący 0,23 grama srebra próby 0,1875. Wyżej stał fenig (1/12 grosza), 0,4 grama srebra próby 0,243.

Nie wiem z jakiego powodu Kopicki w swoim Ilustrowanym Skorowidzu nazwał omawianą monetę halerzem. Może po prostu przyjął terminologię z wieloczęściowego artykułu M. Gumowskiego publikowanego w WNA w latach 1910 i 1911.

Odpowiedź na pytanie fenig, czy halerz znajduje się na monecie, w centralnej części rewersu. 


Jest tam dziwny znaczek: ₰. To litera "d" zapisana odręcznym pismem gotyckim Deutsche Kurrentschrift.

Dlaczego "d" ma oznaczać feniga? Bo fenig (pfennig) to w prostej linii potomek denara!

Słowo pfennig w znaczeniu denara lub niskonominałowej srebrnej monety pojawia się już w  VIII wieku (zapisywane między innymi jako Penning, Panning , Pfennic, Pfending). Od pfenniga wywodzą się angielski penny (pens), szwedzki penning, fińskie penni, estoński penn i w końcu polski fenig (1917-1918).

Aby odróżnić symbol feniga od litery d, wprowadzono drobną korektę. W literze d końcowy "zawijas" jest skierowany w górę, by umożliwić łączenie z następną literą w wyrazie. Symbol feniga zawsze występuje, jako pojedynczy znak. Nie ma potrzeby łączenia go z jakimś kolejnym, więc "zawijas" skierowano w dół.

Symbol feniga umieściłem w tekście bez trudu, bo można go znaleźć w zestawie symboli walut standardu UNICOD. 

W katalogu zbioru powinien być porządek, dlatego dla mojego nowego nabytku, w polu "nominał" napisałem fenig.


sobota, 11 marca 2023

Gumowski, archeologia, muzea

18 lutego napisałem: "Przegapiłem, że w roku 2021 PIW wydał wybór tekstów Mariana Gumowskiego zatytułowany "Siła do ujarzmienia". Na szczęście pozycja jest jeszcze dostępna i wkrótce trafi na moje biurko."

Mam i przeczytałem uważnie. Książka jest częścią cyklu "pomniki muzealnictwa polskiego", więc siłą rzeczy w zbiorze tekstów prof. Gumowskiego dominuje tematyka muzealna, a nie numizmatyczna. Numizmatyczne i muzealne dokonania M. Gumowskiego omówione zostały w esejach wprowadzających - okres krakowski opisała Diana Błońska, dyrektorowanie Muzeum Wielkopolskim Kamila Kłudkiewicz. Całość - oba wstępy i teksty Gumowskiego czyta się dobrze. Lektura nie przyniosła żadnych informacji, których nie znałbym wcześniej, ale uświadomiła mi, a może lepiej - przypomniała, z jakimi problemami muszą borykać się muzealnicy. Małe sprostowanie - w przypisach do eseju D. Błońskiej znalazłem kilka odnośników do publikacji numizmatycznych, o których nie wiedziałem. Dobrze, bo z reguły takich przypisów brak w publikacjach samego Gumowskiego. D. Błońska napisała o tym tak: 

"Co warte podkreślenia, teksty te potwierdzają dobre oczytanie Gumowskiego i świetną znajomość zagadnień numizmatycznych, nie tylko na poziomie wiedzy o przedmiocie, ale również historiografii tematu ze szczególnym uwzględnieniem współczesnych mu trendów w badaniach naukowych. Mankamentem prac jest natomiast z pewnością swego rodzaju brak rzetelności naukowej i pomijanie w opracowaniu nazwisk autorów, na których pracach bazował. Szczególnie jest to widoczne w artykule o znaczeniu monet, gdzie zupełnie pomija Adama Szelągowskiego i jego monografię Pieniądz i przewrót cen w XVI i XVII wieku w Polsce oraz Bedę Dudíka i jego pracę Des hohen deutschen Ritterordens Münz-sammlung in Wien, z których we własnym tekście korzysta"

Mam osobisty żal do Gumowskiego, że w żadnej publikacji nie ujawnił, skąd zaczerpnął informację o braciach Ludewig, którzy tworzyli stemple miedziaków dla stanisławowskiej mennicy w Krakowie.

We wstępie Błońskiej jest też akapit opisujący kontrowersyjne działania Gumowskiego. Dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, Feliks Kopera docenił numizmatyczną wiedzę i fachowość  Gumowskiego (ledwo dwudziestolatka!) i powierzył mu w 1903 r. opiekę nad gabinetem numizmatycznym muzeum. Po dekadzie świetnej współpracy, przyszedł moment, w którym Kopera stanął przed dylematem. Z jednej strony, cenił Gumowskiego jako numizmatyka, z drugiej, nie akceptował innej jego aktywności. Radził się w tej sprawie innego znakomitego numizmatyka, Wiktora Wittyga. 

"Piszę do Was w sprawie drażliwej, o której nie wiem co sądzić. P. Gumowski urządził sobie handelek monet przy Muzeum Czapskich, nazywa się to, że sprzedaje Redakcja Wiadomości numizmatycznych dla członków zbiory prywatne [podkreślenie w oryginale – D.B.]. Jest to konkurencja naszym dubletom, no i fakt, że handel się prowadzi bądź co bądź przy publicznej instytucji. Co sądzicie o tym? Wy lepiej się znacie na tym, mnie to razi. W ogóle jest zwyczaj aby urzędnicy muzealni nie handlowali dziełami sztuki, nie wiem jak bywa u numizmatyków."

Nie byle jaki problem. Na szczęście dla Gumowskiego, nie przeszkodziło mu to w objęciu posady dyrektora Muzeum Wielkopolskiego. Czy na szczęście dla tegoż muzeum? 

Na tym kończę dziś o Gumowskim, i zaczynam o muzeach, a konkretnie o pewnej części ich zadań (i problemów). 

Muzea żyją. Gromadzą i przechowują dzieła sztuki, zabytki i inne obiekty, zgodnie z założonym profilem (ale też czasem wbrew niemu) by chronić je przed zniszczeniem, udostępniać je zwiedzającym i badaczom. Okazy kupują (raczej rzadko), otrzymują w darze, przyjmują w depozyt i w ostatnich latach bardzo, bardzo często otrzymują "z urzędu", na podstawie decyzji konserwatorów zabytków. To ostatnie najczęściej zdarza się po zakończeniu badań archeologicznych i na koniec napiszę o tym coś więcej. Rzadziej, ale też dość często konserwatorzy kierują do muzeów zabytki z nielegalnych wykopalisk i z przemytu. Efekt jest taki, że muzea zaczynają przypominać góry lodowe. Nad wodą (na wystawach stałych i czasowych) pokazuje się kilkanaście, a może raczej kilka tylko procent "masy", reszta tkwi "pod wodą" - w magazynach. Gdyby chociaż ta podwodna masa była dobrze rozpoznana i skatalogowana, nie było by tak źle. Ale niestety nie jest.

Z nadmiarem bogactwa można by sobie poradzić. Jest o tym mowa już w cytowanym wyżej liście Kopery. Muzeum Narodowe sprzedawało dublety! Dublety monet w tym wypadku, będących przecież obiektami masowo produkowanymi i powtarzalnymi. Zdarzały się w świecie również mniej oczywiste wyprzedaże muzealne. Na przykład Metropolitan Museum of Art w latach 1928–1929 sprzedało na licytacjach szereg obrazów. Nas interesują monety. 

Do muzeów trafiają skarby - znaleziska gromadne, liczące nieraz po kilkaset albo i po kilka tysięcy monet, a bywają i większe. Opracowanie takich znalezisk - konserwacja, identyfikacja,  skatalogowanie - wymaga odpowiednio kompetentnego personelu, czasu i pieniędzy. Muzea czasem dysponują, ale pieniędzmi i odpowiednim personelem najczęściej już nie. I leżą po magazynach kilogramy monet. Jedyny pożytek z tego, że leżą, to to, że kiedyś być może znajdą się zasoby aby je opracować. Pod warunkiem, że do tego czasu nie zniszczeją, albo nie "zostaną zniknięte" - częściowo, lub całkiem. 

Przyjmuje się, jako zasadę, że skarbów nie traktuje się jako zestawu dubletów. Nawet, jeśli w grę wchodzi kilka tysięcy denarków jagiellońskich, które nie obfitują w odmiany i warianty. Czy to zasada, której pod żadnym pozorem łamać nie wolno, to kwestia dyskusyjna. Skarb w pełni dobrze opracowany, zewidencjonowany, opisany nie dostarczy już żadnych innych informacji. Czy naprawdę bezwarunkowo musi zajmować miejsce w magazynie i pochłaniać środki (na zabezpieczenie przed degradacją, ochronę) i zajmować miejsce, którego brak w każdym muzealnym magazynie?

Skarby, to jedno. A co począć z tymi wszystkimi przysłowiowymi już boratynkami skonfiskowanymi u detektorystów i przemytników? Czy też muszą pozostawać w muzeach? Wszystkie? Nie mówię tu o jakichś wyjątkowych rzadkościach albo ponadprzeciętnie dobrze zachowanych okazach, tylko o "wycieruchach", często niemożliwych do pełnej identyfikacji. Bez "świętego" kontekstu archeologicznego. Co stoi na przeszkodzie by muzea organizowały co jakiś czas "wyprzedaże garażowe" i pozbywały się, nie bójmy się tego słowa, śmieci, pozyskując jednocześnie środki na działalność i zakupy? 


Jak już się tak rozpisałem, to lecę dalej. Przeczytałem niedawno artykuł Marty Garas i Łukasza Trzcińskiego "Badania archeologiczne na dziedzińcu Kolegium Jezuickiego w Chojnicach" opublikowany w 2010 roku w jubileuszowym, 25 numerze Zeszytów Chojnickich. Można go też znaleźć na Academia.edu https://www.academia.edu/3649711/Badania_archeologiczne_na_dziedzi%C5%84cu_Kolegium_Jezuickiego_w_Chojnicach

Jest to sprawozdanie z badań ratowniczych prowadzonych w związku z budową hali sportowej przy Zespole Szkół w Chojnicach. Odkryto wtedy między innymi pozostałości budynku prawdopodobnie z roku 1622, w którym była szkoła i mieszkania dla zakonników. Z kronik wiadomo, że budynek rozebrano po zakończeniu budowy nowego budynku kolegium jezuickiego w 1744 roku. Odkryte podczas badań piwnice budynku zostały wówczas zasypane gruzem pochodzącym z rozbiórki. I teraz coś, czego nie rozumiem. Autorzy piszą: 
"W trakcie badań archeologicznych w obrębie wykopów na dziedzińcu liceum pozyskano łącznie 7571 fragmentów ruchomych zabytków, w tym 2834 ułamki ceramiki naczyniowej, wśród której wydzielono 451 ułamków talerzy fajansowych, 1544  fragmenty kafli piecowych, 163 przedmioty metalowe, w tym 30 przedmiotów brązowych i jeden ołowiany, 970 fragmentów szkła naczyniowego, w tym 174 fragmenty szkła kryształowego, 741 fragmentów szkła butelkowego, 570 fragmentów szkła taflowego, 557 kości zwierzęcych, trzy fragmenty muszli szczeżui, 173 fragmenty polepy i 16 przedmiotów innych, wśród których wystąpiło między innymi siedem fragmentów fajek, dwie kostki domino, połowa ceramicznego ciężarka do sieci."
Znakomita większość tych przedmiotów znaleziono w zasypisku piwnicy. 
W tym miejscu nie wspomniano o monetach, a i monety wówczas znaleziono.  
"W warstwie gruzu, którą można wiązać z rozbiórką XVII-wiecznego budynku jezuickiego i niwelacją terenu, odkryto pięć monet. Nie były to monety o dużym nominale. Wszystkie należy datować na lata 50. i 60. XVII wieku. Znaleziono je w XVIII-wiecznej warstwie gruzu, powstałej po niwelacji terenu po rozbiórce budynku datowanego na XVII wiek. Należy przypuszczać, iż zawieruszyły się one w budynku, np. pod podłogą i zostały zdeponowane następnie w warstwie razem z gruzem rozbiórkowym pochodzącym z tegoż budynku."
Były to cztery boratynki i częściowo nieczytelny szeląg pruski Fryderyka Wilhelma z roku 1654. Trzy razy czytałem opis boratynek i nadal nie wierzę w to, co przeczytałem, biorąc pod uwagę, że autorzy są archeologami i powinni mieć dostęp do fachowej literatury, a w informacjach dla autorów napisano: "Artykuły złożone do „Zeszytów Chojnickich” są recenzowane zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Redakcja przekazuje artykuły do dwóch zewnętrznych recenzentów (których afiliacja jest różna od afiliacji autorów), dobieranych spośród znawców danej problematyki, z zachowaniem zasady podwójnej anonimowości (double blind review), co oznacza, że recenzenci i autorzy nie są informowani o swoich personaliach. Ocenie podlega oryginalność pracy, wartość merytoryczna, wykorzystana baza źródłowa i literatura, a także warsztat naukowy autora. Recenzje sporządzane są na piśmie, a autorzy są informowani o ich wyniku i otrzymują je do wglądu."

To teraz przeczytajcie, co napisano o znalezionych szelągach Jana Kazimierza.
"Dwa z nich należą do typu szelągów koronnych. Zostały one wybite w mennicy w  Ujazdowie pod Warszawą i Krakowie. Na ich rewersie przedstawiona była uwieńczona głowa króla w prawo. Pod nią znajdowały się litery „T.L.B.”. W otoku mieścił się napis: „IOAN.-CAS. REX. (Jan Kazimierz Król). Na rewersie przedstawiono orła, pod nim znajdował się herb Ślepowron. W otoku był napis: „SOLID. REG. POLO” i data wybicia. Moneta została wykonana z miedzi, miała średnicę 16 mm przy masie 1,33 gW  przypadku pierwszej z monet awers był całkowicie starty, przez co nieczytelny. Rewers wykazuje także ślady silnego starcia, jednak można zauważyć na nim orła oraz otok, a w nim datę wybicia 1665(?). Kolejna z monet ma czytelny, acz również wytarty awers, przesunięty w stosunku do krążka w prawy dół. Rewers był dobrze zachowany, lecz odczytanie daty emisji okazało się niemożliwe.
Kolejne dwie należą do odmiany litewskiej, bitej w mennicy w Kownie. Ich awers był  identyczny jak w wersji koronnej. Na rewersie przedstawione było godło herbu Pogoń (czyli jeździec na koniu z uniesionym nad głową mieczem), pod którym znajdował się monogram „HKPL”, a na otoku napis „SOLI. MAG. DVC. LIT.” i rok emisji. Moneta została wybita z miedzi, miała średnicę 15,9 mm przy masie 1,29 g. Pierwsza z monet odkrytych w trakcie badań ma silnie wytarty awers i rewers, przy czym na rewersie widoczna była Pogoń i nieczytelne litery otoku. Druga z monet była zachowana w lepszym stanie, pomimo że nosi również ślady wytarcia. Na awersie widoczna była głowa króla, na rewersie Pogoń i fragment otoku: „MAG. DVC”. W obu przypadkach nieczytelny był rok emisji. "

Podane w tekście średnica i masa monet to nie parametry odkrytych egzemplarzy, tylko dane zaczerpnięte z książki T. Kałkowskiego "Tysiąc lat monety polskiej". Nad informacjami o szelągach koronnych można przejść do porządku. Zastanawia tylko, na jakiej podstawie uznano jedną za wyrób krakowski, jeśli rocznik albo był nieczytelny albo był 1665 (prawdopodobnie). To natomiast, co napisano o szelągach litewskich... Szelągi z Kowna z literami HKPL???

Brak w artykule informacji o losie wykopanych obiektów. Z dużym prawdopodobieństwem, bo wzmianki o takim postępowaniu znam z innych podobnych sprawozdań, można przypuszczać, że tkwią w jakimś magazynie. Ile razy od roku 2010 do nich zaglądano? Jakich fantastycznych wiadomości dostarczyć mogą "2834 ułamki ceramiki naczyniowej" odsiane z gruzu, którym wypełniono piwnice po rozebranym budynku? Jak wygląda okresowa inwentaryzacja  (obowiązkowa chyba)? Ktoś te kawałki naczyń liczy? Sprawdza, czy to te same, które wykopano, czy ktoś czegoś nie podmienił? Prostym magistrem fizyki tylko jestem i być może dlatego sensu w gromadzeniu i przechowywaniu takich "zabytków" nie widzę.

niedziela, 5 marca 2023

Zimowo-wiosenna codzienność.

Dla odreagowania szoku po pierwszych tegorocznych aukcjach (CENY?!?) wybraliśmy się nad morze. Kąpać się nie dało. Odstraszała nie tyle temperatura, co wiatr i w konsekwencji fale.

Za to pozasezonowe ceny nadmorskie bardzo łaskawe dla portfela i na dodatek brak tłoku i kolejek. 

Nawdychawszy się jodu wróciłem do domu (czytaj: przed komputer) i dowiedziałem się, że...

Na zamku królewskim w Warszawie 7 i 8 grudnia 2023 odbędzie się konferencja “Emocje odkryć. Stare i nowe znaleziska w numizmatyce.”  organizowana przez  PTN i Zamek Królewski.
Mowa będzie o odkryciach - znaleziskach skarbów i odkryciach w magazynach muzealnych i w prywatnych kolekcjach. 


W Zielonej Górze jutro, czyli 6 marca miejscowe oddziały PTN i NBP otwierają wystawę "Pieniądz Zielonej Góry". Wiadomość taką znalazłem na monetyforum.pl ale na stronach organizatorów o wydarzeniu nie napisano. Może dopiero jutro coś więcej zostanie ujawnione. Poniżej skany ulotki zaprezentowane na ww. forum. 

Jeśli czyta to ktoś z Zielonej Góry, bardzo proszę o dodatkowe wiadomości, najlepiej w komentarzach.

Trwa sezon aukcyjny. Dziś drugi dzień wielkiej aukcji SNMW. Wczorajsze sesje premium potwierdziły, że kolekcjonerom żadne wzrosty cen niestraszne (przynajmniej niektórym). Pięcio- i sześciocyfrowe końcowe kwoty w takiej ilości... 


I tak się zastanawiam - czy to do kolekcji, czy inwestycja, czy może... "pralnia pieniędzy". 
Dziś zaczęło się od falerystyki - zupełnie nie moja działka, po czym kolej przyszła na literaturę fachową. Kilka pozycji mnie zaskoczyło. Wygląda na to, że wartość mojej półki z książkami rośnie szybciej, niż inflacja. Kolekcji chyba też :-), choć dla mnie, to bez znaczenia. Kolekcjonuję, nie inwestuję.

I z tej dziedziny - może nie dokładnie, bo to nie numizmatyczna publikacja, ale jednak katalog - coś co bardzo mi się spodobało. Na 16 aukcji poznańskiego Antykwariatu "Stare Monety Waldemar Matyla" można będzie kupić katalog kolekcji monet, założony w 1873 roku i uzupełniany aż do roku 1929. Rękopis ilustrowany wcierkami ołówkowymi. 

Imponujące! Około 240 stron i jak podano w opisie, jest to siódmy tom katalogu tej kolekcji. Kolekcji, która jak wynika z zapisów, była przechowywana w szafie numizmatycznej i razem z nią przechodziła do rąk kolejnych kolekcjonerów. 

 À propos szafy, nie udaje mi się jakoś znaleźć czasu na spokojne obejrzenie i wysłuchanie wykładu prof. Awianowicza o przechowywaniu monet. Antycznych oczywiście, ale przypuszczam, że będzie to ciekawe i dla kolekcjonera monet nowożytnych, a nawet współczesnych. 


I tak, dzień za dniem, staram się dowiedzieć czegoś nowego o monetach, dokładać nowe pozycje do zbioru i jednocześnie nie zapominać, że na monetach świat się nie kończy.


Printfriendly