Google Website Translator Gadget

sobota, 15 lutego 2020

Johann Friedrich Stieler raz jeszcze.

Wspomniałem w poprzednim wpisie o promocji nowej książki o mennictwie Augusta III, która miała miejsce podczas szóstej już sesji wykładowej przed aukcją GNDM.
Wysłuchałem w Warszawie wystąpienia p. Piotra Anuszczyka. Kilka dni później, już w domu, jeszcze raz obejrzałem wystąpienie udostępnione z resztą wykładów przez GNDM. I dopiero w domu zwróciłem na fragment, w którym autor omawiając tymfa i orta z roku 1753 stwierdził, że stemple do nich wykonał J. F. Stieler. Nie ma na nich sygnatury rytownika, ale analogie rysunku tych monet z nominałami wyższymi, sygnowanymi, nie pozostawiają wątpliwości.
Sięgnąłem po katalog Kahnta i bez większych trudności znalazłem lipskiego tymfa 1753 r. z literą "S" na awersie (nr 685f).
Informacji o Stielerze szukałem już wcześniej i najbardziej rozbudowany jego życiorys znalazłem u Heinricha Kellera w książce "Nachrichten von allen in Dresden lebenden Künstlern" wydanej w Lipsku w 1788 r. czyli dwa lata przed śmiercią Stielera.
Przy okazji krótki wtręt techniczny. 
Czytanie osiemnastowiecznej niemczyzny nie jest rzeczą łatwą, nawet jeśli w grę wchodzi druk. Bardzo się ucieszyłem, kiedy znalazłem w sieci stronę reklamującą się nagłówkiem "Free Online OCR Convert JPEG, PNG, GIF, BMP, TIFF, PDF, DjVu to Text". Wśród rozpoznawanych języków i rodzajów pisma jest "German Fraktur", czyli gotyk albo szwabacha, jak zwykle nazywa się czcionkę widoczną na pokazanej wyżej stronie tytułowej książki Kellera. Bardzo ułatwiło mi to pracę nad "Miedzianymi monetami koronnymi Augusta III". 
Co można wyczytać u Kellera? Otóż tyle, że faktycznie Stieler spędził trochę czasu w Lipsku. Był tam dwukrotnie, najpierw korzystając z gościnności Martiniego i jego przyrodniego syne Meila. Później, od 1749 r. po nieudanej podróży po Europie, ponownie zatrzymał się w Lipsku u Meila, poznał profesora Christsa, uczonego, znawcę antyku i kolekcjonera monet. Za ich rekomendacją zaproponowano Stielerowi wykonanie prób stempli do mennicy, która miała zostać otwarta w Gubinie. Jego praca zyskała uznanie i począwszy od końca 1751, aż do przełomu 755/1756 Stieler był medalierem mennicy w Gubinie. Później wrócił do Drezna, gdzie był jednym z medalierów (razem z Pribusem). O Lipsku, jako miejscu pracy Stielera mowy nie ma. 
Produkcja mennicy gubińskiej w roku 1753 wyniosła około 37 milionów szelągów i ponad milion groszy. Oznaczało to konieczność wykonania niemal tysiąca par stempli (zakładając, że para stempli wytrzymywała bicie 40.000 monet). To wielka ilość, trzy pary stempli dzień w dzień przez cały rok, świątek i piątek. Nawet z pomocnikami, to trudne zadanie. A tu jeszcze te stemple dla Lipska. Większe, bardziej skomplikowane, bo przecież o tymfy chodzi. Widziałem w katalogu Kahnta informacje o stielerowskich stemplach dla Lipska, ale chodziło o monety późniejsze, z lat sześćdziesiątych. Tego tymfa jakoś przeoczyłem. Nie miałem więc powodu by zastanawiać się konfrontować ich z rejestrami mennicy gubińskiej.

Przeszło mi przez myśl, że ten tymf, to mogłaby być produkcja pod pruską kontrolą, późniejsza, prowadzona w czasie, kiedy Gubin został zamknięty. Krótka wymiana e-maili z P. Anuszczykiem i ten pomysł odrzuciłem. 
Pozostała jeszcze jedna opcja. Możliwość, że Stieler ograniczał się w Gubinie tylko do przygotowania punc, a wyrób stempli powierzano komu innemu - tu nie potrzebny był artyzm, tylko umiejętność pracy z metalem. Zwróciłem uwagę na liternictwo w legendach. Na tymfie pokazanym przez P. Anuszczyka na wykładzie, tymfie oznaczonym T53D.3.e litera T, na awersie i rewersie ma szeryfy w górę. 
Na T53D.3.d na awersie w górę, na rewersie w dół. 
Na ewidentnie gubińskich groszach z 1753 r. też są obie te wersje litery T. To może wskazywać na prawdopodobną obecność w tej mennicy co najmniej dwóch wykonawców stempli dysponujących dwoma nieidentycznymi zestawami punc. Niestety nie dotarłem do imiennego spisu personelu tej mennicy.
Ciekawe, na ile jeszcze natrafimy zagadek i niespodzianek dotyczących mennictwa Augusta III.

niedziela, 9 lutego 2020

Numizmatyczne spotkania.

Dawno, dawno temu, w trzeciej ćwierci XX wieku, jedynymi praktycznie okazjami do spotkań kolekcjonerów monet w szerszym gronie były zebrania organizowane przez oddziały PTA (od 1971 PTAiN). Nie mam dobrych wspomnień z tych spotkań. Atmosferą czasem nie odbiegały od spotkań handlarzy z pchlich targów. Bardzo rzadko zdarzało się, że młody kolekcjoner dostępował zaszczytu wglądu w klaser albo katalogi starszych "kolegów". Tak przynajmniej wyglądało to u nas na prowincji.
Po roku 1991 wiele się zmieniło. Numizmatycy rozstali się (formalnie) z archeologami, powstało PTN. Na zebraniach kół oczywiście nadal monety i literatura zmieniają właścicieli, ale oprócz tego regularnie organizowane są konferencje, sympozja, wykłady, wycieczki. Jest w czym wybierać.
Zaktywizowały się też placówki naukowe i muzealne. Toruńskie Warsztaty Numizmatyki Antycznej i cykl wykładów "Numizmatyka, czyli co" na trwałe weszły w nasze kalendarze.
Na koniec dołączyły firmy numizmatyczne. Najpierw GNDM, później  ANMN, na szczęście nie ograniczające się w doborze tematów do działań marketingowo-reklamowych.
Na szóstą już sesję wykładową GNDM pojechałem łącząc przyjemność z obowiązkiem.
Po załatwieniu spraw służbowych, po odebraniu monety wylicytowanej na ostatniej czwartkowej aukcji WCN i odwiedzeniu Łazienek
dotarłem do Mariotta zwabiony  nie tyle wykładami, co zapowiedzianym drobnym drukiem, wydarzeniem towarzyszącym. Wykłady zdominowała numizmatyka średniowieczna. Wykładowcy znakomici, najlepsi z najlepszych i zawsze trzeba korzystać z okazji ich wysłuchania, ale jak to się mówi, bliższa koszula ciału. Tym razem magnesem była okazja do spotkania z autorem nowej książki.
 Okazało się, że wydarzenie towarzyszące - premiera katalogu "Tymfy i orty Augusta III Sasa 1752-1756" i spotkanie z jego autorem, Piotrem Anuszczykiem też przybrało formę wykładu.
Wykładu na tyle interesującego, że trzeba było zmienić plan sesji, która dla mnie niestety musiała skończyć się zbyt wcześnie. Decydowała godzina odjazdu ostatniego pociągu do domu. Brakło czasu na wykłady W. Garbaczewskiego i M. Woźniaka.
Czasu starczyło tylko na krótką rozmowę autorem katalogu niespodzianki. Niespodzianki, bo nigdzie  wcześniej nie natrafiłem na wzmianki o przygotowywanym opracowaniu tematu tak ciekawego i na dodatek w części zbieżnego z moimi ostatnimi zainteresowaniami.
Mam nadzieję, że 5 czerwca będę miał więcej czasu i wysłucham wszystkich wykładów siódmej sesji "W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz".




Printfriendly