Tak się złożyło, że musiałem wczoraj wyjechać służbowo do Warszawy, więc nadarzyła się okazja by kupić katalog w pierwszym dniu po oficjalnej inauguracji sprzedaży. Pierwsza lektura zajęła mi całą powrotną podróż.
Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre. Poziom edytorski znakomity. Dobry papier, oprawa. Znakomite zdjęcia. A co z treścią?
Monety obiegowe, czyli to, co stanowi sedno moich zainteresowań zajmują niewielką część katalogu. To początkowych 60 strony (w tym wstęp i przewodnik po katalogu) oraz umieszczony na ostatnich stronach rozdział "Odmiany stempli monet obiegowych" (6 stron).
I tu pierwsze zaskoczenie. Z jednej strony zawód, że Autor nie pokusił się o dokładniejsze rozpracowanie zagadnienia odmian i wariantów stempli. Z drugiej strony, pierwsza satysfakcja - ja opisałem odmiany, których Parchimowicz nie zauważa (albo uważa za mało istotne?)! Przyznaję, że analiza stempli 20- i 50- groszówek została przeprowadzona wzorowo, co rozszerzyło katalog odmian w stosunku do mojej propozycji i pozwoliło na wysnucie bardzo prawdopodobnych przypuszczeń, co do przypisania odmian do mennic.
Dlaczego opisano warianty rewersu 50-groszówki 1938, które wcale nie są tak oczywiste (mogą wynikać z różnicy siły nacisku prasy przy wykonywaniu stempli, a nie z odmiennego ich rysunku), a pominięto warianty najniższych nominałów z pierwszych lat emisji, których istnienie jest bezdyskusyjne?
Tego u Parchimowicza nie znajdziecie!
Dwa warianty rewersu dwugroszówki 1923
Zwróćcie uwagę na odległość dolnego zakończenia litery Z od E.
Zaskoczenie drugie. Przy znakomitej szacie graficznej, warstwa tekstowa pozostawia niedosyt. Nie ma na przykład informacji, które mogą pomóc w odróżnieniu oryginałów od falsyfikatów na szkodę kolekcjonerów. Jest duże, dobre zdjęcie kluczowego fragmentu pięciogroszówki 1934, ale brak choćby słowa wyjaśnienia, dlaczego akurat tylko ten rocznik takiego zaszczytu dostąpił i na który szczegół trzeba zwracać uwagę, by nie paść ofiarą oszustwa.
Czy oznacza to, że nowy katalog Parchimowicza nie zasługuje na zakup?
Absolutnie nie! Nie żałuję ani złotówki z kwoty, którą wydałem. Kwota niemała, ale... Po pierwsze, z racji własnych doświadczeń, wiem jakie autor poniósł koszty, by katalog mógł się ukazać w takiej, a nie innej szacie graficznej. Po drugie, za pieniądze, za które nie można teraz kupić nawet mocno poobijanej Nike 1928, dostajemy 260 stron opisów i zdjęć monet próbnych i kolekcjonerskich, stempli, matryc i patryc, a także fotokopie legendarnych notatek Gustawa Soubise-Bisiera. O ile nigdy nie miałem zamiaru włączać prób do mojego zbioru, o tyle znajomość ich wyglądu może dać i często daje wiele wskazówek dotyczących monet obiegowych (np. pomogło w ustaleniu, w których mennicach bito poszczególne odmiany niklowych monet z datą 1923). Do tej pory przeciętny kolekcjoner mógł tylko marzyć o dostępie do pełnego zestawu dobrych zdjęć międzywojennych prób.
Przy okazji lektury katalogu kolejny raz uświadomiłem sobie, jak ważne jest dzielenie się swoją wiedzą z innymi kolekcjonerami. Pan Janusz Parchimowicz podkreślił to we wstępnej dedykacji i następującym po niej wstępie do katalogu. O właścicielu jednej z największych polskich firm numizmatycznych napisał tak:
... potrafił wznieść się ponad ogólnie przyjęte zasady nie wystawiania nosa poza własny ogródek.Wcześniej, o latach II RP napisał:
A w tamtych czasach, w odróżnieniu od czasów dzisiejszych, kolekcjonerzy traktowali swoje hobby, jako hobby, chętnie dzielili się swoimi obserwacjami, a ludziom którzy chcieli zrobić coś ciekawego udostępniali swoje zbiory.Trochę to naiwne i nie do końca prawdziwe, zarówno jeśli chodzi o międzywojnie, jak i czasy współczesne.
Faktem jednak jest, że powszechnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, do jakich strat dla polskiej historii i kultury może prowadzić zamykanie i nieupublicznianie posiadanych informacji i dokumentów. Archiwum mennicy warszawskiej przepadło bezpowrotnie w czasie wojny. Istotne dokumenty często są przechowywane w muzeach, prywatnych zbiorach, prywatnych i państwowych archiwach bez sporządzania i upubliczniania kopii. Wystarczy iskra, pęknięta rura, ludzka bezmyślność by zawarte w nich informacje przepadły na zawsze.
Dlatego apelowałem kiedyś na łamach numizmatycznej kafejki Allegro o publikowanie posiadanych informacji. Kiedy dostęp do nich uzyska większe grono, nieuchronnie pojawią się lokalne kopie, które zapewnią, że żadne nieszczęście nie pozbawi przyszłych pokoleń wiedzy o przeszłości.
I na koniec najważniejsze (przynajmniej dla mnie).
Mam wielką satysfakcję, że dysponując niepomiernie mniejszymi środkami i możliwościami, stworzyłem katalog, który w warstwie informacyjnej nie tylko nie jest gorszy od produktu jednego z największych polskich wydawców literatury numizmatycznej, ale w wielu aspektach ma znaczną przewagę. To duża satysfakcja i zarazem motywacja do pracy nad ciągiem dalszym z jednoczesnym wskazaniem na konieczność poprawy szaty graficznej (będzie lepiej, bo przecież kupiłem sobie nową zabawkę) . To jednocześnie powinno być zachętą i dla Was, kochani czytelnicy. Dzielcie się z innymi swoją wiedzą!