Wymieniona w tekście wielka lodownia warszawska była przedsiębiorstwem dostarczającym towaru pierwszej potrzeby, na równi z wodociągami. Z nadejściem wiosny, co roku pojawiały się w gazetach ogłoszenia.
Zauważyliście, że najmniejszą ilością lodu oferowaną w ogłoszeniach jest pół puda? To nie przypadek. Pud to rosyjska jednostka wagowa, około 16 kilogramów. Pół puda lodu (nieco ponad 8 kilogramów) zapewniał utrzymanie przez całą dobę odpowiednio niskiej temperatury w domowych "lodówkach" (zwanych lodowniami pokojowymi) - drewnianych szafkach, w których przechowywano mięso i inne łatwo psujące się produkty żywnościowe.
Lodówka- szafka z szufladą na lód (u góry)
źródło - Wikipedia
Co to wszystko ma wspólnego z monetami, z numizmatyką? Jeśli gdzieś w kontekście pojawiają się pieniądze, to zwykle coś wspólnego znaleźć można.
Kogo było stać, zamawiał abonament na codzienne dostawy lodu. Kosztowało to niemało, bo jak w ogłoszeniach czytamy, pół puda dziennie wymagało wydania co najmniej dwa i pół rubla miesięcznie przez co najmniej osiem miesięcy w roku. Dwadzieścia rubli - kawał grosza. Nie każdy potrzebował lodu codziennie. W końcu nie co dzień było w domu mięso. Można było kupować lód tylko wtedy, kiedy był niezbędny. Można było oczywiście płacić gotówką, ale nie było to wygodne. Z innych doniesień prasowych znamy pojawiające się okresowo braki pieniądza zdawkowego na rynku. Nie było czym płacić, nie było czym wydawać reszty. I jeszcze jedno - lód roznosili ludzie niekoniecznie biegli w rachunkach i co tu dużo mówić, nie zawsze uczciwi. Lekarstwem było wprowadzenie bonów, które w przypadku wielkiej lodowni warszawskiej przyjęły formę metalowych żetonów
awers: WIELKA LODOWNIA WARSZAWSKA
rewers: SŁUŻBA LODOWNI POKOJOWYCH / PÓŁ PUDA
mosiądz? - średnica 23 mm, waga 5 gramów
Pojęcie pieniądza zastępczego jest dobrze znane kolekcjonerom.Zwykle nie mamy problemów z rozpoznaniem w metalowym krążku pieniądza dominialnego czy deputatowego. Rzadziej zastanawiamy się jak taki pieniądz funkcjonował w praktyce. Nie mamy wątpliwości, jak wyglądała transakcja, w której wymieniano żeton na określone dobra (piwo, gotówkę, lód, wodę, chleb). Mniej wiemy o tym, jak pieniądz zastępczy trafiał do ludzi. Łatwo opisać to dla pieniądza dominialnego (folwarcznego) - tu żetony były potwierdzeniem wykonania ustalonej pracy. Nie wymagały od nikogo umiejętności pisania i czytania - odpracowałeś dniówkę przy żniwach, masz "pieniądz" - zrobisz z nim, co zechcesz - wymienisz na normalną gotówkę (tak też można było), dostaniesz w mojej karczmie dzbanek okowity albo odbierzesz równowartość w mące, ziemniakach itp.
Przeczytałem gdzieś, że żetony wydawane przez gazownie stosowano w przypadku klientów, którzy "niechętnie regulowali należności". Takim delikwentom zamiast normalnego licznika miano montować licznik wrzutowy - chciałeś gotować albo mieć jasno, musiałeś wrzucić żeton do licznika. Wydaje mi się, że prawda jest nieco inna. Liczniki wrzutowe zakładano po prostu w mieszkaniach na wynajem. Im częściej zmieniali się lokatorzy tym chętniej stosowano takie rozwiązanie. Stosuje się jej zresztą do dzisiaj.
Żetony na określoną ilość lodu, chleba, wody itp pełniły rolę pośrednią między abonamentem, a sprzedażą detaliczną. Abonament z WLW kosztował 3 ruble za pół puda dziennie, co oznaczało dzienny koszt w wysokości 10 kopiejek. Jednorazowy zakup pół puda lodu wymagał wydania powiedzmy 15 kopiejek. Możne było też kupić potrzebną ilość żetonów (każdy gwarantował dostawę pół puda lodu) po 12 kopiejek. Zysk dla wszystkich - klient miał tańszy lód i jak już miał żetony, to nie poszedł do konkurencji!
Czy nie przypomina Wam to żetonów do samoobsługowych myjni samochodowych?