Google Website Translator Gadget

wtorek, 17 grudnia 2024

Moneta - produkt

    Nie zauważyłem od kiedy na Allegro w kategorii numizmatyka zaczęło się pojawiać słowo "produkt". 

    W pewnym momencie, w połowie listopada mniej więcej, rzuciło mi się to w oczy i w pierwszym odruchu pomyślałem sobie, że to kolejny stopień na schodach, po których numizmatyka schodzi do Allegrowego podziemia. Zniesmaczenie tym spostponowaniem naszej pasji trwało krótko, bo szybko przypomniałem sobie, że monety rzeczywiście są produktami i to nie byle jakimi. 

    Monety od swych narodzin w VII w. p.n.e. w Lidii były i nadal są produktami wytwarzanymi w procesie można powiedzieć taśmowym. Tyle, że bez taśmy, takiej jaką Henry Ford, twórca koncernu Ford Motor Company uruchomił  1 grudnia 1913 r. w dniu oficjalnego rozpoczęcia montażu Fordów T w zakładach Highland Park w Detroit. 

    Co łączy zakłady Forda z antycznymi mennicami? Oczywiście nie taśma, tylko idea. Idea polegająca na tym, że ustandaryzowany surowiec jest poddawany kolejnym, ściśle określonym etapom obróbki za pomocą ustandaryzowanych narzędzi w celu uzyskania produktu identycznego, na ile to możliwe, z ustalonym wzorem.  

    Dziś będzie o niektórych z tych narzędzi - o puncach i puncenach. Punca i puncen to właściwie to samo. Jedno i drugie jest metalowym narzędziem służącym do nanoszenia znaków (liter, cyfr, ornamentów itp.) na odpowiednio przygotowany element metalowy na przykład w celu jego ozdobienia ale nie tylko. Nas interesują numizmaty, medale i monety. Punce i punceny przez stulecia służyły albo bezpośrednio do produkcji monet albo do wykonywania narzędzi do produkcji monet - matryc i stempli. Różnica polega na tym, że puncą nanosi się pojedyncze litery, cyfry, kropki, kreski itp. a puncenem większe elementy rysunku, np. portrety i herby.

    Pierwsze monety zostały wykonane za pomocą puncenów, z wklęsłym rysunkiem (w Lidii w 640 r. p.n.e.). 

    Awersowa głowa lwa zostałą odciśnięta puncą z wklęsłym rysunkiem. Zagłębienia na rewersie, tzw. quadratum incusum to odcisk wypukłości na "kowadle", na którym umieszczano bryłkę metalu - przyszłą monetę. 

    Gdy w mennicach do użytku weszły stemple pozwalające na odciskanie całości coraz bardziej skomplikowanych rysunków obu stron monet, punce i punceny zaczęły służyć najpierw do wyrobu stempli, później do wyrobu matryc do stempli. I tu nastąpiły kolejne zmiany. Na puncach do stempli umieszczano wypukłe elementy w lustrzanym odbiciu, na puncach do matryc elementy nieodwrócone.

Zestaw punc z cyframi - punce pozytywowe do tłoczenia matryc.

    Wykonawca stempla po przygotowaniu metalowego trzpienia z płaską powierzchnią o zaplanowanej średnicy nanosił na nim zarys rysunku projektu monety. Często cyrklem zaznaczał okrąg, na którym później miał nanosić kolejne znaki legendy. Monety, na których zachował się ślad tego okręgu spotyka się rzadko. Częściej na monetach widoczne są ślady małego otworu - środka tego okręgu, oczywiście widoczne jako wypukłe kropki. 

    Ze względu na to, że dobre odbicie dużego puncenu, np. z portretem władcy wymagało dużej siły, ten element był nabijany ręcznie, młotem tylko na bardzo małych monetach. Na stemple większych nominałów nanoszono go używając prasy. 


Puncen z tarczą herbową z rewersu polskich groszy miedzianych Augusta III.

    Po umieszczeniu na stemplu centralnej części rysunku przychodziła kolej na legendę i inne drobne elementy. Jak widać, na pokazanym wyżej puncenie brak Orła i Pogoni, brak poziomych podziałów tarczy, ozdobników umieszczanych po jej bokach i znaku - litery bądź cyfry widocznej na groszach od tarczą. Te elementy ręcznie dobijano na stemplach małymi puncami.
    Następnie przychodziła kolej na legendę. Rytownik układał na warsztacie zestaw niezbędnych punc rozmieszczając je w kolejności w jakiej znaki miały pojawiać się na stemplu. Bardzo często niektóre litery w legendzie powtarzały się. Raz użytą puncę należało wtedy odkładać nie na poprzednie miejsce, tylko w miejsce odpowiadające jej kolejnemu wystąpieniu. Stąd dość często obserwowane pomyłki - poprawki nabijane na omyłkowo umieszczonych znakach. Doświadczeni rytownicy stosowali też zabieg gwarantujący równomierne rozmieszczenie legendy na obwodzie monety; zaczynali nie od jej początku albo końca, tylko od środka dokłądając później kolejne znaki raz z prawej, raz z lewej strony. Autor stempli tego półtoraka tej sztuczki nie stosował i końcówka legendy weszła na koronę.
    Półtoraki Zygmunta III to monety kryjących zagadki, nad którymi rzadko się zastanawiamy. Weźmy na przykład jedną z nich - taki egzemplarz z roku 1625. 
    Na stronie z jabłkiem mamy kilka gwiazdek. Są małe przerywniki legendy, są w herbie podskarbiego. Te w legendzie nabito tą samą puncą. Są jednakowe ale dlaczego w herbie Sas gwiazdki są różne? W herbarzach gwiazdki po bokach strzały zawsze są identyczne. 
    Oczywistą próbą tłumaczenia może być, że herb Sas nabijano jedną puncą, a nie składano z osobnych elementów ale to niczego na dobrą sprawę nie wyjaśnia, bo dlaczego na tej zbiorczej puncy umieszczono różne gwiazdki?

    Wracamy do liter legendy. Trzon puncy musiał być ustawiony prostopadle do linii bazowej, aby dokładnie wyrównać znak. Pochylona litera lub cyfra była znakiem niedoświadczonego rytownika (albo skutkiem pośpiechu, słabego oświetlenia warsztatu, zmęczenia itp. itd.). Tak samo odchylenie puncy od prostopadłości względem powierzchni stempla powodowało nierówną głębokość odcisku litery. W punce uderzano młotkiem o dużej powierzchni dzięki czemu nie trzeba było poświęcać wiele uwagi dokładnemu celowaniu. Uwagi wymagała za to siła uderzenia. Od niej zależała głębokość odcisku puncy w stemplu. Równa wysokość liter na monecie była również znakiem rozpoznawczym doświadczonego grawera. To możliwe, że nabijanie liter legendy powierzano mniej doświadczonym pracownikom, ale uważam, że tak się działo tylko przy wyrobie stempli do wysokonakładowych monet o niskich nominałach. 

    Wydawać by się mogło, że punce odeszły w zapomnienie z chwilą wprowadzenia do menniczej praktyki modeli i maszyn redukcyjnych. Nic podobnego. Jeszcze w XIX wieku, a nawet w początkach wieku XX maszyny redukcyjne były na tyle niedoskonałe, że używano ich tylko do nanoszenia na stemple tylko centralnych elementów awersu i rewersu. Powodem była niska jakość cięcia liter w pobliżu krawędzi stempla. Wyeliminowały to nowsze konstrukcje, szczególnie pantograf Janviera. 
Birmingham Museums Trust - Birmingham Museums Trust, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=39737022

    Przez prawie cały XIX wiek legendy na stemple monet nadal nanoszono puncami poszczególnych liter. Mimo to wyraźnie widać poprawę wyglądu legend w stosunku do monet z poprzedniego stulecia. Porównajmy: 
    Stało się tak dlatego, że rytownicy stempli zaczęli używać punc dostarczanych przez wyspecjalizowanych rzemieślników. W archiwach mennicy zachowała się informacja, że w latach 1816-1824 punce literowe dostarczał do niej niejaki Henry Starr. Po nim dostawcą został Christian Gobrecht, który później został zatrudniony jako grawer w mennicy. Jak widać, rytownicy stempli mogli tworzyć własne punce, ale też moglli je kupować jeśli były łatwo dostępne gdzie indziej. Takim źródłem punc stały się warsztaty produkującymi czcionki drukarskie. Do wyrobu czcionek drukarskich, dla zapewnienia jednakowego wyglądu liter stosowano matryce. Nic nie stało na przeszkodzie by używać takich matryc do wyrobu punc menniczych. 
  
    Przełom nastąpił na początku XX wieku. W roku 1905 maszyny Janviera kupiły mennice w Paryżu i Londynie. W roku 1906 Janvier trafił do Filadelfii. Do roku 1921 na całym świecie sprzedano 120 tych maszyn redukcyjnych. 

    Punce pozostały w mennicach ale ich użycie zostało drastycznie ograniczone. Podstawowym ich zastosowaniem stało się umieszczanie znaków mennicy na matrycach do stempli. Ostatnimi monetami bitymi w mennicy w Warszawie, na których można zaobserwować różne położenia znaku mennicy świadczące o stosowaniu puncy są dwugroszówki z roku 2009. 
    Dziś cały proces tworzenia stempli menniczych został skomputeryzowany i zautomatyzowany. Rolę rytowników przejęły maszyny CNC. Punce leżą w magazynach ale nadal można ich użyć. Nawet jeśli mają sto i więcej lat.

2 komentarze:

  1. Punce i ich analiza na monetach to w ogóle świetna zabawa ale dla "wytrwałych".
    Warto dodać, że punce w trakcie tworzenia kolejnych stempli się zużywały. Czasem dawało się "naprawić" efekt końcowy np. dobijając jakimś "wycinakiem" dodatkowe kółeczka na stemplu w miejscu wykruszonych ramion krzyża:
    https://onebid.pl/pl/monety-zygmunt-iii-waza-poltorak-bydgoszcz-1614-orzel-3/2092822#img-2
    Takie defekty często pozwalają wytypować odmiany, które powstały najpierw.
    Poza tym analiza charakterystycznych defektów/stylów punc na różnych nominałach jest podstawą "numizmatyki śledczej". Trzeba mieć tylko materiał porównawczy. Sytuacja gmatwa się, gdy nie ma do czego porównywać a źródeł z epoki brak - zabawa z półtorakami sygnowanymi skrzyżowanymi hakami trwa :)
    Ciekawa sprawa - na półtorakach widać czasem "poprawianie" raz nabitych punc. Jak np. drugie O w POLO (z uwagi na różną grubość widać, że było wybite pod lekkim kątem):
    https://archiwum.niemczyk.pl/product/240262/zygmunt-iii-waza-poltorak-1627-bydgoszcz-r4#auction-1
    I teraz nasuwa się pytanie - skoro to "źle" nabite O wydaje się bardzo cieniutkie to jak wyglądała taka punca? Czy była "ostra" i mincerz planując napis na stemplu na początku leciutko je nabijał? A jak wszystko było ok, to poprawiałw tym samym miejscu mocniej aż wchodziły głęboko w stempel. Później przy wybijaniu monety metal krążka wypełniał wolną przestrzeń ale oglądając pod mikroskopem niektóre monety widać jak np. litery czy cyfry "zwężają się" ku górze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, analizowanie tego co działo się na warsztacie rytownika to fascynujące zajęcie, które może (choć niestety nie zawsze) wiele wyjaśnić w sprawie chronologii produkcji poszczególnych odmian/wariantów. Mało tego, taka analiza może dać, i czasem daje, dowody na "ruchy kadrowe" - przenosiny mincerzy między mennicami.
      Co do poprawek na stemplach, myślę, że bywało różnie. Czasem poprawiano ewidentne pomyłki (niewłaściwa litera), a czasem korygowano błędy, np. litere źle nabitą z powodu pochylenia trzpienia puncy. To właśnie taki przypadek, ten półtorak od Niemczyka. To O pod spodem jest cieniutkie na dole i grube u góry.
      Punca musiała być ostra, przynajmniej na początku użytkowania. Nie sądzę, żeby planując rozmieszczenie liter w legendzie bawiono się w dwukrotne ich nabijanie. Wystarczyło naniesienie jakichś plamek (kreda, węgiel...) w miejscu kolejnych liter, tak żeby były równomiernie rozstawione.

      Usuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.

Printfriendly