Google Website Translator Gadget

niedziela, 28 lutego 2021

Kilka numizmatycznych tematów.

 Dziś kilka tematów w kolejności prawie przypadkowej.

Wystawy.

Warszawa - za dwa tygodnie, w niedzielę 14 marca 2021 w siedzibie PTN na Jezuickiej w Warszawie zostanie otwarta wystawa poświęcona Teofilowi Rewolińskiemu w dwusetną rocznicę jego urodzin. 

Teofil Rewoliński, z wykształcenia lekarz, początkowo wojskowy, po zwolnieniu z armii pracował jako lekarz powiatowy w Siedlcach. Później pełnił obowiązki inspektora sanitarnego w kilku guberniach Cesarstwa Rosyjskiego. Po przejściu na emeryturę zajął się dziennikarstwem, publikował w wielu czasopismach, założył Gazetę Radomską.
Numizmatykom znany jest przede wszystkim, jako autor "Katalogu medali religijnych odnoszących się do Kościoła katolickiego we wszystkich krajach dawnéj Polski". Katalogu opartego na własnym zbiorze liczącym około 1200 sztuk. Oprócz medalików religijnych, Rewoliński kolekcjonował medale historyczne, żetony, medaliony z portretami władców Polski. PTN zachęca do zwiedzania wystawy obiecując, że goście odwiedzający ją w dniu otwarcia otrzymają upominek niespodziankę:-)

Kraków - u Czapskich, bez oficjalnego wernisażu, uruchomiono kolejną wystawę czasową "Gdzie Rzym, gdzie Krym... Mennictwo Złotej Ordy i Chanatu Krymskiego." Trzon wystawy stanowi przeszło 500 monet Złotej Ordy (XIII – pocz. XVI w.), Chanatu Krymskiego (XV-XVIII w.), księstw ruskich zależnych od Złotej Ordy, kolonii genueńskich na Krymie oraz monet Turcji osmańskiej dla Krymu zajętego przez nią w 1475 r. Monety pochodzą z kolekcji prywatnych; Sławomira Liszewskiego i Jacka Budyna oraz ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Kuratorami wystawy są Dorota Malarczyk i Sławomir Liszewski. 


Publikacje

Janusz Parchimowicz - Katalog Monet Polskich 1545-1586 i 1633-1864

Czwarte już wydanie, datowane 2021. Katalog rozpoczynają monety Zygmunta Augusta, kończą monety rosyjskie bite w Warszawie. Szczegółowe omówienie przedstawił D. Marciniak na youtubowym kanale GNDM. Wobec braku wznowień Ilustrowanego skorowidza E. Kopickiego i katalogów z serii KAW, jest to w tej chwili najlepszy z przeglądowych katalogów monet starej Polski. Szkoda tylko, że bez synów Jagiełły i bez Zygmunta III. Pan Marciniak podkreślił poważną jego zdaniem wadę katalogu - brak aktualizacji wycen od poprzedniego wydania. Moim zdaniem, błędem jest w ogóle podawanie wycen w tego typu wydawnictwach. Wyceny w tym katalogu, podobnie jak w innych podobnych, mają niewiele wspólnego z aktualnymi notowaniami rynkowymi. Lepiej zamiast wycen podać oszacowanie stopnia rzadkości. Miejsce zajęte przez wyceny dla kilku stanów zachowania można by przeznaczyć na wskazanie podstawowych odmian o radykalnie różnych stopniach rzadkości - na ich brak również zwrócono uwagę we wspomnianej prezentacji.

Okruchy starożytności. Użytkowanie monet antycznych w Europie Środkowej, Wschodniej i Północnej w średniowieczu i w okresie nowożytnym - praca zbiorowa pod redakcją Mateusza Boguckiego, Arkadiusza Dymowskiego i Grzegorza Śnieżko.

Książka wydana 20 stycznia 2021 przez Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego poświęcona monetom antycznym znajdowanym w średniowiecznych i nowożytnych skarbach w Europie Środkowej, Wschodniej i Północnej. Monografia zawiera teksty naukowców z Polski, Niemiec, Czech, Szwecji i Danii będące próbą zbadania problemu użytkowania monet antycznych na ziemiach Europy wschodniej i Skandynawii. 

Dariusz Marzęta - Katalog szelągów koronnych Zygmunta III Wazy - mennica olkuska

Na razie tylko zapowiedź. Katalog ma być dostępny na początku marca w cenie 48 zł.

Zaskoczenie

Na koniec coś, co mnie zaskoczyło. Jak wiadomo, jedno- i dziesięciogroszówki Królestwa Polskiego z lat 1835-1840 są do siebie bardzo podobne. Mają ten sam rozmiar, takie same awersy i prawie takie same rewersy. 

Nawet w mennicy doprowadziło to kiedyś do pomyłki - w prasie umieszczono stempel rewersu jednogroszówki i stempel awersu dziesięciogroszówki. Tak powstałą ta hybryda.
Porównajcie.
Amatorzy łatwego zarobku szybko zorientowali się, że dorobienie zera na jednogroszówce i pokrycie takiej przeróbki jasnym metalem oznacza dziesięciokrotny wzrost siły nabywczej monety. Jak to zwykle bywa, "dobry" pomysł nie musi oznaczać dobrej realizacji. Powstawały np. takie potworki.
Bywały i ładniejsze, co doprowadziło do propozycji zmiany rewersu jednogroszówek i wprowadzenia zapisu nominału słowami JEDEN GROSZ lub IEDEN GROSZ. Propozycję odrzucono, ale powstały próbne odbitki, bardzo dziś rzadkie i cenne.
Ale dość dygresji. Wracamy do zaskoczenia. W ofercie jednej z niemieckich firm numizmatycznych znalazłem taką monetę.
Po co przerabiać dziesięciogroszówkę na jednogroszówkę?!
Czyżby był to miedziany falsyfikat, który ktoś w desperacji postanowił "uratować", zachowując choć 10% wartości nominalnej?
Moneta mnie intryguje, jest jeszcze dostępna, ale nie wiem, czy 20 euro + wysyłka, to trochę nie za dużo, jak na takiego drapaka.

niedziela, 21 lutego 2021

Krzyżyki i gwiazdki

 Impulsem do dzisiejszego wpisu jest mój niedawny zakup, taki szeląg litewski Zygmunta III Wazy.

Całkiem dobrze zachowany i ładnie wytłoczony, z minimalnym tylko przesunięciem ujawniającym fragment otoku sąsiedniego stempla awersu.

Pierwsza rzecz po umyciu i zeskanowaniu to oczywiście próba jak najdokładniejszej identyfikacji. Zaczynamy od najnowszego katalogu monet Z3W - Kopicki 2007.

Rysunek, jak to u Kopickiego, nieszczególnie precyzyjny, ale od razu widać, że to nie ten wariant, a wzmianki, że ta moneta występuje w więcej niż jednym wariancie też nie ma. Cofamy się chronologicznie o jeden szczebel - Ilustrowany Skorowidz (Kopicki 1995) - sytuacja podobna - numer 3456 charakteryzujący się zapisem rocznika 2 - 3 i brak wzmianki o istnieniu wariantów. Kontynuujemy podróż w czasie. Katalog Kamińskiego - Kurpiewskiego.
Tu jest znacznie ciekawiej. Rysunki też takie sobie, ale są dodatkowe opisy, z których wynika, że mój nowy nabytek, to numer 2004. Na wszelki wypadek rzut oka w jeszcze jeden szczegółowy katalog. Gdy po niego sięgam, zawsze zaczynam od tomu piątego.
Czapski nie zaznaczył wprawdzie, jaki znak rozpoczyna legendę rewersu, ale kombinacja znaków awers/rewers wskazuje na numer 1470. Upewnijmy się więc.
Tu już jest wszystko jasne - na początku legendy rewersu jest...

No właśnie, co to za znak.

Kopicki napisał, że to krzyżyk i takie określenie często pojawia się w opisach aukcyjnych, ale nie jest określeniem jedynym. 

GNDM aukcja 6, lot 90 - Odmiana z krzyżem na awersie.
GNDM aukcja 9, lot 1586 - Odmiana z kwiatkiem na początku legendy rewersu.
GNDM aukcja 5, lot 1413 - Wariant z ... rozetami w legendach.

Krzyż, kwiatek, rozeta... 

Rozeta, to motyw często spotykany w architekturze, tu rozeta nad wejściem do katedry wawelskiej. Wybrałem ten przykład, bo wawelska rozeta jest zbudowana na podziale czteroelementowym, a nie częściej spotykanym, sześcioelementowym. 
Jak by nie było, rozeta jest konstrukcją geometryczną budowaną na bazie powtarzających się podziałów koła. To nie to.

Krzyż również nie. Odpada. To ornament na planie krzyża, ale to jedyne do krzyża podobieństwo.

Moim zdaniem, określeniem najlepiej oddającym charakter tego elementu jest "kwiat czteropłatkowy". To element często pojawiający się na monetach. Widzimy go na przykład na trojakach Batorego, trojakach i ortach Zygmunta III. 
Jest i na niższych nominałach. Oczywiście na szelągach, ale też, rzadko, bo rzadko, na półtorakach.

Jak z powyższych przykładów widać, raczej nie można tego elementu wiązać ani z konkretną mennicą ani z osobą. To po prostu ozdobnik, ozdobnik w kształcie czteropłatkowego kwiatka.

Przy okazji. W Katalogu trojaków polskich T. Igera, we wstępach do poszczególnych części znajdują się tabele zawierające "herby i znaki mennicze". W tabeli w części z monetami Zygmunta III takiego czteropłatkowego kwiatka nie ma. Jest bardzo podobny, pięciopłatkowy opisany, jako "znak mincerski mennicy wschowskiej w 1595 r." i są połączone w parę (umieszczane po obu stronach herbu podskarbiego litewskiego) pięciopłatkowe kwiatki, znów opisane jako "znaki mennicy wileńskiej 1591-1593". Mam poważne wątpliwości, czy znaki te można nazywać znakami menniczymi. Moim zdaniem należałoby określać je, jako ozdobniki stosowane w mennicy XXX za panowania YYY. Mogły być oczywiście powiązane z konkretnymi osobami, właścicielami punc służących do wyrobu stempli, ale moim zdaniem nie mamy tu do czynienia ze znakami intencjonalnie identyfikującymi mennicę, czy osobę. 

niedziela, 14 lutego 2021

Dlaczego Harbin, a nie Warszawa?

Staram się być na bieżąco. Mam ustawionych wiele alertów w wyszukiwarkach. Śledzę zapowiedzi nowych aukcji numizmatycznych, kiedy ich katalogi są udostępniane, przeglądam cierpliwie. Rzecz jasna, największą uwagę zwracam na działy, które interesują mnie najbardziej, ze względu na profil mojego zbioru, nie omijając oferty literatury numizmatycznej. Chciało by się napisać, nigdy nie omijając, ale jak się po raz kolejny okazało, kwantyfikatorów wielkich należy się wystrzegać. O co chodzi? 

Chodzi o książkę, o której dowiedziałem się kilkanaście dni temu.

Zauważyłem ją dopiero w ofercie Starego Sklepu, a przecież była oferowana i sprzedana za duże pieniądze już wcześniej.
Tyle bym nie wydał, ale w grudniu 2019 można było kupić na Allegro skromnie wydany egzemplarz za kwotę, której bym nie pożałował, gdybym tylko tę aukcję zauważył.
Z opisów dotychczasowych aukcji wynika, że w tekście znalazły się wyciągi z trzech sprawozdań Mennicy Państwowej (te znam w całości) oraz liczne komunikaty mennicy, z których znam tylko część, a które są bardzo ciekawe. Wystarczy przeczytać na przykład fragment dotyczący złotych monet z Bolesławem Chrobrym, udostępniony na jednym ze zdjęć w aukcyjnym katalogu Starego Sklepu. Być może w tekście nie ma żadnych rewelacji, żadnych faktów, które nie byłyby mi już znane z innych publikacji, ale pewność co do tego mógłbym mieć dopiero po  przeczytaniu "Pieniędzy Polski Odrodzonej" J. Guthkego.

Dlaczego tak ważne dla polskiej numizmatyki dzieło powstawało w mandżurskim Harbinie, a nie w Warszawie? Autor we wstępie napisał, że korzystał z pomocy muzeum Mennicy Państwowej i jego kustosza, Władysława Terleckiego. Dlaczego to nie muzeum mennicy , dlaczego nie Terlecki, dlaczego nie  Warszawskie Towarzystwo Numizmatyczne? Dlaczego opracowaniem tak ważnego dzieła zajął się przebywający w Chinach Guthke. Guthke, który, jak we wstępie napisał, miał poważne wątpliwości, czy zdąży zakończyć pracę w jubileuszowym roku 1938, ze względu na powolność korespondencji z odległą ojczyzną?

O autorze nie udało mi się dowiedzieć praktycznie nic. Nie ma o nim wzmianki w pracy J. Strzałkowskiego "Zbiory polskich monet i medali". Dlaczego znalazł się w Harbinie, tego też nie wiem. Mogę tylko przypuszczać, że mógł mieć jakiś związek z Koleją Wschodniochińską. Miasto Harbin (wcześniej używano nazwy Charbin) założył w roku 1898 na miejscu dawnej wioski rybackiej inżynier Adam Szydłowski, który przewodził ekspedycji mającej na celu znalezienie miejsc odpowiednich na stacje planowanej kolei. Szydłowskiemu spodobał się Harbin. Zakupił nieczynną gorzelnię i w jej zabudowaniach zorganizował na siedzibę administracji Kolei Wschodniochińskiej. Miasto szybko się rozrastało, pełniąc rolę silnego ośrodka handlowego. Mieszkańcy wywodzili się z wielu narodowości, działały konsulaty sześciu państw, w tym Polski. W początkowych latach rozwoju miasta przebywało w nim około 10.000 Polaków. W latach 1922 do 1940 ukazywał się w Harbinie Tygodnik Polski. Może z jego lektury uda się dowiedzieć coś więcej o panu Guthke, kiedy tam trafił i czym, poza numizmatyką, się zajmował. W latach 1920–1941 działały tam dwa kościoły i kilka polskich szkół, w tym znane Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza. Pod koniec lat trzydziestych Polacy zaczęli opuszczać miasto. Nie znalazłem żadnych informacji o losach Guthkego. Szkoda, bo warto by wiedzieć coś więcej o naszych poprzednikach.   

Pomimo coraz szerszej dostępności literatury numizmatycznej w formie cyfrowej, wydania drukowane cieszą się niezmiennym, a nawet rosnącym powodzeniem. "Pieniądze Polski Odrodzonej" Guthkego sprzedano w ciągu ostatnich siedmiu lat dwukrotnie za niemałe kwoty. Można je tłumaczyć unikatowością dzieła, jego wcześniejszym zapomnieniem. Czym tłumaczyć, że wydawnictwa nowsze, sprzedają się za coraz większe pieniądze nie zawsze potrafię sobie wytłumaczyć. Na przykład 748 zł za "Monety Zygmunta III Wazy" E. Kopickiego z 2007 r. albo 
2415 zł (!!!) za "Monety Rzeczypospolitej Polskiej 1919-1939" J. Parchimowicza. To przypadki moim zdaniem ekstremalne, ale tu przynajmniej nabywców może tłumaczyć sporadyczność ofert tych pozycji na rynku. Kuriozalne dla mnie jest jednak licytowanie za kwoty czasem wielokrotnie przewyższające cenę pozycji stale dostępnych na rynku. Nie mniej, niż licytowanie monet pospolitych i przeciętnie zachowanych za kwoty odpowiednie dla rarytasów. Niby nie powinno to być moim zmartwieniem, ale jednak jest, bo powoduje to coraz większe problemy z kupowaniem monet po cenach adekwatnych do ich rzadkości i "konserwy". 

Testuję nową strategię zakupową mającą dać mi pewien handicap w walce z "ynwestorami". Wczoraj wydaje się, odniosłem pierwszy sukces. Rezultatem podzielę się, kiedy moneta do mnie dotrze, ale wybaczcie - strategii nie ujawnię.

P.S. 

Interesujący fragment na temat przyczyn (skłonności?) przeznaczania dużych kwot na literaturę numizmatyczną znajduje się we wstępie monografii Guthkego:

Możnaby się było jedynie zgodzić, że tablice w wydawnictwie są pewnego rodzaju luksusem, lecz numizmatyka w prywatnym życiu jest również luksusem, wobec czego osoba, zajmująca się numizmatyką, może sobie pozwolić na posiadanie luksusowego wydawnictwa numizmatycznego.      

środa, 10 lutego 2021

Media bez wyboru

Dziś nie będzie nowego wpisu numizmatycznego.

Rząd chce nałożyć nowy podatek, dla zmylenia oczu nazywany daniną. Podatek od reklam, bezpośrednio obciążający firmy medialne, a pośrednio nas wszystkich.

Jutro - wydawcy gazet, stacje radiowe, telewizje, portale internetowe, pojutrze być może przyjdzie kolej na blogerów. Wszystko wskazuje na to, że im bardziej takie podmioty są niezależne od jedynej słusznej partii oraz rządu i są wobec nich krytyczne, tym dotkliwsze będą dla nich proponowane regulacje podatkowe. 

Przeczytajcie uważnie list otwarty polskich mediów do władz Rzeczpospolitej Polskiej i zastanówcie się nad naszą wspólną przyszłością.


sobota, 6 lutego 2021

6 lutego - dzień, jak dzień, ale dla kolekcjonerów...

Nie pamiętam teraz, przy okazji którego tekstu na blogu, jeden z czytelników napisał do mnie, że nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak w siedemnastym wieku zwykli ludzie mieszkający w Polsce dawali sobie radę z przeliczaniem cen na obiegową monetę. Nie dość, że funkcjonowało znacznie więcej niż dziś nominałów monet, to ich wzajemne stosunki były dość skomplikowane i na domiar złego zmieniały się w czasie. W drugiej połowie stulecia pojawił się problem dodatkowy - miedziane szelągi, które traktowano inaczej, niż wcześniejsze, bilonowe. Jakoś sobie z tym nasi przodkowie radę dawali. I nie tylko z tym, bo na rynku funkcjonowała też moneta obca, którą należało przeliczać na polską po bardzo różnych kursach. 

Dla mojego korespondenta najgorsze było, jak sam przyznał, że wszystkich przeliczeń dokonywano na ułamkach zwykłych. Nie weszły jeszcze do powszechnego użytku, łatwiejsze w przeliczeniach, ułamki dziesiętne. Znano je już -  w roku 1617 John Neper zaproponował stosowany do dziś zapis z użyciem kropki oddzielającej część całkowitą od ułamkowej, ale system nominałów oparty na wielokrotnościach trójki skutecznie zapewniał monopol ułamkom zwykłym. 

Neper był Szkotem. W jego ojczyźnie również funkcjonował bardzo skomplikowany system nominałów pieniądza. System, który przetrwał zresztą aż do 15 lutego 1971 roku. Za kilka dni będziemy obchodzić półwiecze decymalizacji funta. Swoją drogą, czy ktoś wie, dlaczego na termin tej operacji wybrano trzeci poniedziałek lutego, a nie początek roku? W każdym razie, do 15.02.1971 r. funt dzielił się na 20 szylingów, albo 240 pensów (szyling liczył 12 pensów). Gdyby były tylko te trzy nominały monet, nie byłoby tak źle, ale oprócz nich bito jeszcze inne monety. Oczywiste - pół- i ćwierśpensówki, trzy- i sześciopensówki, ale też i mniej oczywiste - floreny, półkorony i korony. Ich wartość w pensach lub szylingach znajdziecie np. w Wikipedii.

Dlaczego to dziś piszę o skomplikowanym systemie monetarnym Imperium Brytyjskiego? Do 15 lutego, jak wspomniałem, mamy przecież jeszcze kilka dni. Powodem jest rocznica wprowadzenia jeszcze jednego, jeszcze dziwniejszego nominału - gwinei. 

Gwineę, pierwszą brytyjską złotą monetę bitą maszynowo, wprowadzono 6 lutego 1663 roku. Jej poprzedniczką była ręcznie jeszcze bita moneta wprowadzona przez Jakuba I (James I Stuart) -suweren, od części legendy nazywany "unite". Suwerena liczono po 20 szylingów i tak też początkowo liczono nową monetę wprowadzoną przez Karola II. Ponieważ złoto, które posłużyło do bicia tych monet pochodziło z afrykańskiego Wybrzeża Gwinejskiego, przyjęła się nazwa gwinea. Bicie rozpoczęto 6 lutego 1663, ale legalnym pieniądzem gwinea stała się dopiero na mocy proklamacji z 27 marca tegoż roku. Karol II miał problemy z utrzymaniem wartości pieniądza srebrnego. Pisałem o tym pięć lat temu w tekście o Newtonie i Chalonerze. Szybko więc, początkowy kurs 1 gwinea = 20 szylingów, zaczął się zmieniać. Za złoto trzeba było dawać coraz więcej srebra. Samuel Pepys, o nim też trochę było we wpisie o Newtonie, kiedy w 1667 postanowił ewakuować rodzinę z Londynu zagrożonego atakiem Holendrów, postanowił też wymienić na złoto jak najwięcej srebra. W swoim sławnym dzienniku odnotował 13 czerwca 1667 r. że za sztukę złota (gwineę) musiał płacić 24, a nawet 25 szylingów. Po ustabilizowaniu się sytuacji monetarnej, w roku 1717 ustalono stały kurs gwinei na 21 szylingów.  

Złote gwinee bito aż do wielkiej reformy monetarnej w roku 1816. Zastąpiono je suwerenami. Na tym żywot gwinei się nie zakończył. Nadal używano jej, jako jednostki obrachunkowej, równoważnej dwudziestu jeden szylingom. Aż do decymalizacji funta w roku 1971 ceny luksusowych dóbr, biżuterii, antyków, nieruchomości, koni wyścigowych itp. podawano w gwineach. Do dziś, oferty zakupu koni wyścigowych na aukcjach podaje się w gwineach. Kupujący płaci w funtach równowartość gwinei (około 1,05 funta), ale sprzedający otrzymuje tylko tyle funtów ile gwinei zapłacił kupiec. Różnica (5 pensów w każdej gwinei) jest tradycyjną dodatkową prowizją licytatora.

Obchodzimy dziś również rocznicę koronacji Władysława IV. Władysława koronowano  w katedrze wawelskiej 6 lutego 1633 r., dwa dni po pogrzebie Zygmunta III. Wcześniejsza o przeszło dwudziestolecie koronacja na rosyjskiego cara nie doszła do skutku. Nie przeszkodziło to w wyemitowaniu kopiejek Władysława, jako wielkiego księcia i cara Rosji. 

Za Władysława IV bito w Polsce praktycznie tylko monetę grubą - niezmiennie obowiązywał zakaz bicia drobnej monety ustanowiony w roku 1627. Chętni do podziwiania półtalarów, talarów i dukatów Władysława muszą albo dysponować zasobnym portfelem, albo udać się do któregoś z muzeów, od kilku dni znów otwartych dla zwiedzających. Na jak długo otwartych? Tego nie wie nikt, nawet osoby o tym decydujące.

U Czapskich w Krakowie, podczas lockdownowej przerwy przygotowano nową wystawę czasową - "Gdzie Rzym, gdzie Krym... Mennictwo Złotej Ordy i Chanatu Krymskiego." Na wystawie monety z kolekcji S. Liszewskiego, J. Budyna i oczywiście Muzeum Narodowego w Krakowie. Kuratorami wystawy są: Dorota Malarczyk (Gabinet Numizmatyczny) i Sławomir Liszewski.

Trwa aukcja GNDM. Włączyłem na chwilę podgląd aukcji na żywo i mnie zatkało. Licytowano akurat denarki Kazimierza Jagiellończyka. Choć widzę, że ładne (stan oceniony na 2 i 2+), ceny uzyskane mocno mnie zaskoczyły. Nie wiem, czy gdybym miał teraz komuś początkującemu doradzać, którym z okresów naszej historii powinien się zainteresować i zacząć budować zbiór, czy zdecydował bym się doradzać zbieranie polskich monet historycznych. Przy tym poziomie cen za monety pospolite...

Printfriendly