Google Website Translator Gadget

środa, 31 marca 2021

10 groszy 1973, czyli Kremnica albo nie Kremnica

 Fascynująca moneta.

Nic dziwnego, że temat co jakiś czas wraca. Tym razem przypomniany na stronie "Portal numizmatyczny" i prawdopodobnie w związku z tym przypomnieniem, również na forum TPZN. Tam właśnie, użytkownik Piotr_k84 przekazał komentarze, które pojawiły się na jego profilu na Facebooku. Kluczowy fragment brzmi tak:
Moją uwagę zwróciły następujące kwestie: 10 groszy 1973 bez znaku mennicy ma tak samo wykrojone czcionki, jak moneta w wersji ze znakiem. O tyle to ważne, że czechosłowackie emisje monet aluminiowych co do zasady miały inne stemple niż odpowiedniki polskie. Ponadto, gdyby w 1973 roku bilo monety 10 groszowe w Kremnicy, to dlaczego moneta z 1974 roku ma zupełnie nowy wzór czcionek cyfr daty niż ww. moneta z 1973.
Pisząc swój katalog PRL i wcześniej, kiedy w różnych miejscach pisałem o tej monecie, uważnie przyglądałem się jej zdjęciom i porównywałem z sąsiednimi rocznikami, ale nie zrobiłem "tablicy poglądowej". Zdopingowany zacytowanym komentarzem sięgnąłem jeszcze raz do zdjęć. Kolejno 1973 ze znakiem (Warszawa), 1973 bez znaku (Kremnica?), 1974 bez znaku (Kremnica).
Awersy:
Rewersy: 
Zbliżenie na czcionki
Kremnicka dziesięciogroszówka z 1974 roku została wybita w dużym nakładzie, więc stemple musiały się stopniowo zużywać. Ta konkretna moneta (ostatnia po prawej) to standardowy egzemplarz wyłowiony z obiegu, podobnie, jak warszawski egzemplarz z 1973 r (po lewej). Kremnickie dziesięciogroszówki mają dość wyraźne, ozdobne profilowanie dolnych części liter. Na warszawskiej monecie z 1973 r. tego nie widać.  
Nie wiem, które elementy liter zadecydowały, że autor cytowanego komentarza napisał, że 
"10 groszy 1973 bez znaku mennicy ma tak samo wykrojone czcionki, jak moneta w wersji ze znakiem.". 
Ja więcej podobieństw widzę gdy porównuję dziesięciogroszówkę 1973 bez znaku z dziesięciogroszówką 1974 bez znaku, niż z warszawską dziesiątką z 1973 r. Ewentualnych różnic na rewersach wskazać nie potrafię.
Jestem otwarty na rzeczową dyskusję, ale na razie pozostaję przy opinii, że ta niezwykle rzadka, "najdroższa obiegówka PRL" została wybita w Kremnicy.   

W związku z dalszą częścią komentarzy z FB Piotra_k84 muszę jeszcze po raz kolejny wrócić do dwudziestozłotówek z Marcelim Nowotko. Kiedyś już o tych monetach pisałem

Na dziś koniec. Może tylko zareklamuję jeszcze długo wyczekiwany, dziesiąty Biuletyn Informacyjny TPZN. 

Masa ważnych i ciekawych treści. Najnowszy numer i wszystkie pozostałe do pobrania tu.

Zanim podzielę się wynikami analizy stempli "Nowotków", za kilka dni napiszę co nieco o uzupełnieniu do katalogu monet Królestwa Polskiego 1917-18 i kilku innych drobiazgach.

P.S.
Kolekcjonerów zainteresowanych monetami PRL zapraszam do zakupu mojego katalogu.
Najnowsze wydania moich katalogów są stale dostępne w internecie. 
Drukowane egzemplarze można zamówić w dowolnej ilości tutaj.
E-booki są dostępne tutaj 

poniedziałek, 29 marca 2021

Pierwsze czytanie "Technické aspekty vývoje středoevropského mincovnictví do konce 19. století"

Na forum TPZN często zdarzają się wątki, w których toczą się dyskusje na tematy techniczne. Czasem bardzo burzliwe dyskusje. Zwykle powiązane z wątpliwościami, co do oryginalności monety albo z domysłami na temat przyczyn powstania usterek widocznych na monecie. W jednym z takich wątków (mowa w nim była o możliwości i przyczynach pękania złotych monet), Sergiusz Stube z Poznańskiego Domu Aukcyjnego napisał:

mam w sprzedaży fenomenalną czeską książę, o technikach menniczych, defektów bicia, defektów stopów, wiedza absolutnie sekretna, tylko dla orłów, koszt całe 50 zł, plus wysyłka

Taka zachęta, od takiego Fachowca  - nie mogło być mowy o jakichkolwiek wahaniach. Po kilku dniach kurier dostarczył paczkę, a w niej:

Już po szybkim przekartkowaniu książki stwierdziłem, że pan Sergiusz nie pomylił się w jej entuzjastycznej ocenie. Skrócony spis treści wygląda tak (to nie dokładne tłumaczenie, tylko opis tematyki poszczególnych części):

  • Wstęp
  • Charakterystyka źródeł (pisane, materialne, eksperymentalne)
  • Metale i stopy mennicze
  • Technologia mennicza
    • Półprodukty (stopy, blacha, krążki)
    • Wytwarzanie stempli
    • Bicie monet
    • Obróbka końcowa
  • Narzędzia i maszyny mennicze
  • Wady produkcyjne na monetach (destrukty) i ich przyczyny 
  • Część eksperymentalna - odlewanie i przygotowywanie blach, puncowanie stempli, eksperymentalne bicie brakteatów, analizy metalograficzne
  • Omówienie wyników
  • Bibliografia
Książka, to publikacja dysertacji doktorskiej Jiřího Hány, człowieka nieprzeciętnego.
Jiří Hána, inżynier (inżynieria materiałowa i metalurgia mechaniczna) i pedagog. Z zawodu specjalista d/s BHP i ochrony przeciwpożarowej, biegły sądowy w zakresie numizmatyki. To ostatnie zajęcie absolutnie nieprzypadkowe, bo jest pan Hána autorem wielu publikacji numizmatycznych i pełni ważne funkcje w Czeskim Towarzystwie Numizmatycznym.
Oprócz tego jest autorem bardzo fajnej strony internetowej Numismatika | coinhistory.cz
której częścią jest też jego blog (numizmatyczny oczywiście). O blogu za chwilę, teraz jeszcze co nieco o książce. Zamiast się rozpisywać, pokażę kilka ilustracji i krótko je opiszę.
Ilustracja towarzysząca fragmentowi opisującemu sposób bicia charakterystycznych austriackich półfenigów.
Zdjęcia siedemnastowiecznych maszyn menniczych (taschenwerki).
Wyjaśnienie powstawania niedobić na ręcznie bitych monetach średniowiecznych.
Wyniki eksperymentu polegającego na biciu brakteatów na różnych podkładkach.

To tylko kilka przykładów. Książka jest pełna różnych smaków i smaczków. Wymaga bardzo uważnego czytania i analizowania ilustracji, a najlepiej się ją czyta (te bardziej techniczne fragmenty), jeśli ma się pod ręką odpowiednie monety. Dopiero po lekturze fragmentu rozdziału poświęconego destruktom rozwiały się moje wątpliwości na temat tzw. duchów na monetach - fragmentów rysunku rewersu widocznych na awersie (albo na odwrót). Lata temu dyskutowaliśmy zażarcie na ten temat na cafe Allegro przekonując się nawzajem do swoich racji. Wtedy tylko przypuszczałem, a teraz już wiem, że są dwa typy "duchów", a wywołują je (jak to z duchami bywa) dwa całkiem różne zjawiska. Albo przyczyną jest zderzenie stempli bez obecności krążka menniczego, albo zassanie metalu zbyt cienkiego krążka przez zagłębienia rysunku stempli. Dlatego niektóre "duchy" są wyraźne, mają ostre krawędzie, a inne są tylko miękkim, niewyraźnym odwzorowaniem, niektórych tylko elementów rysunku strony przeciwnej.

Jest to książka, którą trzeba przeczytać nie raz, nie dwa razy, tylko sięgać po nią co jakiś czas, najlepiej, kiedy pojawia się jakiś problem do wyjaśnienia, bo jak wspomniałem, najlepiej czyta się ją, kiedy na stole obok leżą monety. A w przerwach w lekturze książki warto zajrzeć na blog pana Jiřího. 

Teksty są napisane żywym językiem, Autor nie boi się radykalnych opinii o ocen - np. świetna "recenzja" artykułu z periodyku Numismatické listy, zatytułowana "Numismatický diletantismus aneb z komára velbloud". Jest też recenzja książki, która w zamyśle miała opisać życie codzienne w XIV wieku, w której na tablicy mającej pokazać monety tego okresu, nie ma ANI JEDNEJ czternastowiecznej monety "Knihu... jsem si koupil :-(".
Fantastyczną lekturą jest wpis zatytułowany "Sbírám, sbíráš, sbíráme... mince". Zaczyna się takim zdaniem "Sběratelství je psychiatrická diagnóza." Czyż to nie świetny początek? Gdzieś dalej w tym tekście pojawia się jeszcze jedno piękne i prawdziwe zdanie, tym razem to cytat, rada przyjaciela, który wprowadzał autora w arkana numizmatyki: "Bez odborné literatury se nedají sbírat ani kravské zvonce!". Czy mam przetłumaczyć? Cyba nie muszę. 

W każdym razie, książka Jiřího Hány jest właśnie przykładem takiej "odborné literatury", dzięki której kolekcjonowanie monet może stać się czymś więcej, niż tylko gromadzeniem monet i odhaczaniem kolejnych pozycji w katalogu - to mam, to mam, tego jeszcze nie mam. To też miłe  zajęcie, ale to wcielenie kolekcjonera nie jest moim ulubionym (przypomniał mi się mój pierwszy referat "Kolekcjoner, czyli kto" wygłoszony u Czapskich w ramach cyklu "Numizmatyka, czyli co"). To już tyle lat...
 

niedziela, 21 marca 2021

Dziękuję!!!

 21 marca 2021 roku około godziny 11 zostałem milionerem. Licznik zaczął wyświetlać siedem cyfr.

Dziękuję wszystkim, którzy do tego się przyczynili. Dzięki Wam mam nadzieję, że pisanie tu ma sens, że komuś pomaga, że kogoś motywuje.

Zbierajcie monety!


sobota, 20 marca 2021

O dwóch takich, co...

 Dzisiejszy wpis będzie o ludziach i zbiegach okoliczności. Na początek zdjęcie dwóch monet.


Monety na tej ilustracji przeskalowałem do jednakowych rozmiarów, bo pokazanie ich obok siebie, przy zachowaniu rzeczywistego stosunku średnic, utrudniłoby oglądanie ich rysunku. Po lewej 20 dolarów wybite w srebrze w 1993 roku dla Tuvalu - średnica 38,6 mm, waga 31,47 grama (uncja). Po prawej 1/4 franka szwajcarskiego z ubiegłego roku, złoto - średnica 2,96 mm, waga 0,063 grama (1/500 uncji).
Co te monety mają z sobą wspólnego? Pierwsza, nasuwająca się odpowiedź - obie upamiętniają wielkich fizyków, twórców rewolucyjnych teorii, które zmieniły widzenie świata i wyjaśniły przyczyny i sposób zachodzenia mnóstwa zjawisk, zaczynając od tych obserwowanych na co dzień, kończąc na takich, o których istnieniu nikomu się nie śniło. 
Łączy tych panów coś jeszcze - kalendarz. 
20 marca 1727 – Zmarł Isaac Newton, 20 marca 1916 opublikowana została Ogólna Teoria Względności Alberta Einsteina (Annalen der Physik 49, 769, „Die Grundlagen der allgemeinen Relativitästheorie”).
Newton nie tylko fizyką się zajmował. Poświęciłem mu już wpis na blogu, koncentrując się na jego wpływie na angielskie mennictwo.  
Nie doszukałem się żadnych informacji świadczących o związkach Einsteina z monetami, numizmatyką, mennictwem. Trudno, nie każdy jest doskonały.

Klika dni temu obchodziliśmy jeszcze jedną rocznicę. Jedną, albo dwie, bo...
Dziwna jest ta Wikipedia. Zwykle bardzo pożyteczna, najbardziej, gdy jest możliwość porównania treści hasła w różnych językach, bo to co my Polacy na przykład uznamy za najistotniejsze, niekoniecznie będzie tak widziane przez inne nacje. Ale nie o tym chciałem pisać. Wracamy do kalendarza. 

17 marca.
Wydarzenia na świecie: 
180 – Kommodus został cesarzem rzymskim.
Zmarli
180 – Marek Aureliusz, cesarz rzymski, filozof, pisarz (ur. 121)

W sumie można by to połączyć w jedno - umiera cesarz, cesarzem w tym momencie staje się jego syn. Naturalny porządek monarchii dynastycznych, a tu na dodatek syn już od czterech lat współrządził z ojcem.
Chyba właściwsze by było, gdyby w dziale "wydarzenia" zapisano 180 - umiera cesarz Marek Aureliusz, cesarzem rzymskim zostaje Kommodus. Zapis w dziale "zmarli" powinien zostać. Nie mnie jednak o tym decydować. Nie udzielam się, jako redaktor na Wikipedii (kiedyś próbowałem, ale okazało się, że mam na to za mało czasu).

Z czwórki bohaterów dzisiejszego wpisu, trzech jest mi bliskich. Dwóch fizyków, bo kiedyś nieśmiało poszedłem w ich ślady. Niezbyt daleko dotarłem - skończyło się na obronieniu pracy magisterskiej na Uniwersytecie Śląskim. Marka Aureliusza cenię i lubię za "Rozmyślania". Jak nie lubić i cenić kogoś, kto napisał "Z uwagą natężoną słuchaj tego, co się mówi, a rozumem przenikaj to, co się dzieje i co działa." A cóż innego robili Newton i Einstain, jak nie przenikanie rozumem tego, "co się dzieje i co działa".
A Kommodus? Po śmierci został uznany przez Senat cesarzem wyklętym na podstawie uchwały damnatio memoriae. Septymiusz Sever, który uznawał się za adoptowanego syna Marka Aureliusza, zmienił to później, bo jak tu być bratem cesarza wyklętego? Jak to z tą adopcją było, nie bardzo wiadomo. Prawnicy nie takie sztuczki znają, a Septymiusz prawnikiem był. W czasach Marka Aureliusza był prokuratorem stanowym (Advocatus fisci). 
Jak by nie było, Kommodus niezbyt chlubnie  zapisał się w historycznych annałach, co znalazło odbicie w literaturze popularnej i w filmach. W "Gladiatorze" Ridleya Scotta okazał się nawet ojcobójcą. Tak źle chyba nie było, ale to na Kommodusie kończy się dynastia Antoninów - złoty wiek cesarstwa. 

Nic nie dzieje się bez przyczyny.

niedziela, 14 marca 2021

Kupno, sprzedaż, wymiana

W komentarzu do niedawnego wpisu  anonimowy czytelnik napisał między innymi, coś takiego:
Mnie osobiście dziwi fakt że na dość dużym polskim rynku nie powstał jeszcze porządny portal do handlu , wymiany , tylko dla monet, gdzie przysłowiowy Kowalski mógłby wystawić to co ma. Jest wprawdzie Numimarket, ale tam tylko firmy i ceny raczej kosmiczne nawet za wycieruchy.

Zacznijmy od ważnej uwagi generalnej. Oczekiwanie, że ktoś stworzy taki portal "tylko dla monet" jest nierozsądne. Właściciel portalu ponosi koszty związane ze stworzeniem i utrzymywaniem portalu. Jeśli ma to być portal wiarygodny, powinien dawać narzędzia do ochrony użytkowników przed oszustwami. To też kosztuje. Czy dochód z portalu stricte numizmatycznego, na którym "Kowalski" sprzedaje tanio (tego autor komentarza oczekuje jako nabywca) przyniesie odpowiedni dochód? NIE! Poza tym, trzeba pamiętać o jeszcze jednym - taki portal mógłby przeżyć tylko gdyby ilość jego klientów osiągnęła pewną "masę krytyczną". Pamiętam różne próby podważenia hegemonii Allegro. Na przykład dość popularny kiedyś Kiermasz.

Proszę porównać ilość polskich monet dziś na nim oferowanych z ofertą Allegro, czy eBay. Zresztą eBay po wejściu do Polski też spektakularnego sukcesu nie zaliczył. 

Wymiana, szczerze mówiąc, nie jest preferowanym przeze mnie sposobem poszerzania kolekcji. Głównie ze względu na moje zainteresowania - bardzo trudno znaleźć kogoś oferującego to, co mi potrzebne i jednocześnie poszukującego czegoś, co ja zaoferować mogę. Wiąże się to dodatkowo z wymianą wielu, czasem bardzo wielu, wiadomości ze zdjęciami, opisami, porównywaniem stanu zachowania i uzgadnianiem, czy to wymiana ekwiwalentna. Ponieważ jestem leniwy, jak tu kiedyś pisałem, wolę mniej skomplikowane drogi dodawania nowych okazów do zbioru. O nich za chwilę. Teraz jeszcze kilka zdań o wymianie. 

Najłatwiej takie operacje przeprowadza się nie korespondencyjnie, tylko "w realu", na giełdach staroci i na klubowych spotkaniach kolekcjonerskich. Trochę miesza teraz COVID, ale jak słyszałem, niedawne targi w Bytomiu  odwiedziło wiele osób. 

Z wielu postów na forach internetowych zapamiętałem, że możliwość wymiany monet oferują dla swoich użytkowników serwisy Numista oraz MyViMu. Zajrzałem tam, żeby się upewnić.

Rzeczywiście, jest tam wiele ofert monet na wymianę, jest też możliwość ogłaszania, że czegoś się poszukuje. Nie wiem, jak to działa w praktyce, bo tego nie testowałem, ale widzę, że jest (na Numista) system oceny partnerów wymiany. Może więc jest to dobra oferta dla "Kowalskiego". W mojej ocenie interesująca głównie dla kolekcjonerów współczesnych monet obiegowych i kolekcjonerskich, bo tu łatwiej uzgodnić ekwiwalent. 

Miejsc w sieci, w których można monety kupować i sprzedawać jest zatrzęsienie. Wspomniany w komentarzu Numimarket, to rzeczywiście oferta dla sprzedawców z zarejestrowaną działalnością gospodarczą. "Kowalski", jeśli nie ma firmy, niekoniecznie numizmatycznej, nic wystawić nie może. Może oczywiście kupić i jeśli ma duże zasoby cierpliwości, to za niekoniecznie kosmiczne kwoty. Niektórych tam sprzedających, rzeczywiście lepiej unikać (chyba, że zamiast zasobów cierpliwości, ma się zasoby wolnej gotówki), ale rozsądne oferty też na Numimarkecie są. Wiem, bo trochę monet tam kupiłem, a nie wydaję na monety przesadnie dużo pieniędzy.

Kupować i sprzedawać można na dużych aukcjach, poważnych (i mniej poważnych) firm numizmatycznych. Oczywiście, nie na zasadzie, że sam decyduję o sprzedaży. Trzeba po krótszych lub dłuższych uzgodnieniach podpisać umowę komisową i być gotowym na poniesienie kosztów prowizji.

Bez większych ograniczeń można samodzielnie sprzedawać monety na Allegro i eBay. Też są prowizje, ale o wszystkim decyduje sprzedający - o tym, czy w ogóle ma sens wystawianie czegoś, i jaka ma być cena wywoławcza. Efekty tych decyzji są różne (nick sprzedającego litościwie usunąłem).

Są jeszcze serwisy, które z różnych względów nie cieszą się powodzeniem wśród kolekcjonerów monet. Myślę o OLX i Sprzedajemy.pl. Częściowo tę niechęć rozumiem, w końcu nazwy tych serwisów dość często pojawiają się w mediach w powiązaniu z ostrzeżeniami o oszustach czyhających tam na nieostrożnych klientów, zarówno sprzedających, jak i kupujących. 

Od jakiegoś czasu mam na obu tych serwisach ustawionych po kilka wyszukiwań monet i książek, które chcę kupić. Rzadko, bo rzadko, ale zdarza się, że w wynikach pojawia się coś mi potrzebnego i cena jest akceptowalna. Kilka monet w zeszłym roku na OLX kupiłem. Dla porównania, w tym samym czasie z Allegro trafiło do mnie monet kilkanaście.

Wczoraj postanowiłem spróbować, jak się sprzedaje na OLX i Sprzedajemy.pl. Wystawiłem zestawy złożone z katalogów i kilku monet. 
https://www.olx.pl/oferty/uzytkownik/PhPR/
https://sprzedajemy.pl/oferty-uzytkownika-9111972

Na sześć wystawionych wczoraj ofert, do tej chwili sprzedały się cztery! Jestem pod wrażeniem. Usługa wysyłki z paczkomatu do paczkomatu oferowana przez OLX bardzo mi się spodobała. Ułatwia procedurę zakupu i zmniejsza radykalnie możliwość oszustwa (oczywiście nie zabezpiecza w 100% przed otrzymaniem paczki z inną, niż oczekiwana zawartością, ale całkowitej pewności żaden podobny serwis nie daje). Chyba będę częściej korzystał z tej formy pozbywania się dubletów i monet mi niepotrzebnych.

Cóż jeszcze? Sprzedający, więc oczywiście i kupujący, mogą korzystać z możliwości ogłaszania się na tematycznych forach dyskusyjnych, w mediach społecznościowych i na prowadzonych przez siebie blogach. I to nie tylko w Polsce. 

Podsumowując, Kowalski, jeśli tylko chce i ma trochę czasu, ma mnóstwo możliwości kupowania, sprzedawania i wymiany monet, znaczków pocztowych i dowolnych innych obiektów kolekcjonerstwa. Wystarczy chcieć.

środa, 10 marca 2021

Książki, książki - gdzie to wszystko pomieścić!?

 Kilkanaście lat temu (jak ten czas leci...) moja numizmatyczna biblioteczka wyglądała tak.

Trochę się od tego czasu zmieniło. Teraz wygląda tak, a to nie jest całość!
Trochę rzeczy ubyło, więcej przybyło i wszystko wskazuje na to, że jeszcze przybędzie, bo... 

Katalog szelągów olkuskich Zygmunta III D. Marzęty, o którym niedawno pisałem, jest już dostępny. 

W sprzedaży pojawiła się długo wyczekiwana książka prof. Borysa Paszkiewicza.

Silesiorum moneta czyli mennictwo śląskie w późnym średniowieczu (1419-1526) z katalogiem monet śląskich, kłodzkich i łużyckich z lat 1327-1526

Dwa w jednym - opracowanie naukowe i katalog. 
Niezbędna pozycja w bibliotece kolekcjonera średniowiecznych monet śląskich. Autor przedstawił aktualny stan wiedzy o tych monetach. Szczegółowy katalog porządkuje chronologię wielu emisji, poprawia niektóre atrybucje, identyfikuje i porządkuje monety śląskie, w tym tajemnicze dotąd, anonimowe halerze oraz monety zgorzeleckie. Dla wielu typów monet, to pierwsza publikacja. 
Na zachętę spis treści:
  • Wstęp: „Istna stajnia Augiasza błędów i zmyśleń”
  • Rozdział I. Między inflacją a deflacją w 2. ćwierci XV wieku
  • Rozdział II. Od Jerzykowego halerza do Matiaszowego grosza, 1455-1484
  • Rozdział III. Drobna moneta w latach 1485-1504
  • Rozdział IV. Złote, białe grosze i halerze stanowe, 1504-1526
  • Ekskurs 1. Brakteaty świdnickie
  • Ekskurs 2. Rzekome półgrosze wschowskie Władysława Jagiełły i Zygmunta Starego
  • Ekskurs 3. Pieforty śląskie i okołośląskie
  • Zakończenie. Silesiorum moneta
  • Aneks 1. Skarb z Pichorowic. Opis badanej próby
  • Aneks 2. Skarb halerzy z nieznanej miejscowości w zbiorach Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu. Opis wstępny
  • Aneks 3. Skarb z nieznanej miejscowości na południe od Wrocławia
  • Aneks 4. Skarb z okolicy Widnawy
  • Katalog monet śląskich, kłodzkich i łużyckich z lat 1327-1526 (obejmuje m.in. Wschowę, Żary i Zgorzelec, fałszerstwa i naśladownictwa)
  • Konkordancja typologiczna
To książki nowe. Kolekcjonerzy, którzy chcieliby uzupełnić swoje biblioteki o pozycje starsze, mają niepowtarzalną szansę. Katalog 38 aukcji PTN, która odbędzie się 13 marca 2021 zawiera 540 pozycji - tylko literatura numizmatyczna i okołonumizmatyczna. Od opracowań ogólnych, poprzez katalogi i szczegółowe monografie aż po katalogi aukcyjne i czasopisma numizmatyczne. Myślę, że każdy znajdzie w tej ofercie coś dla siebie.

Mniej optymistyczna wiadomość dotyczy XVI Międzynarodowego Kongresu Numizmatycznego, który miał się odbyć w Warszawie jesienią tego roku. 
Ze względu na niepewną sytuację związaną pandemią COVID-19, zmieniono jego datę. Kongres odbędzie się w roku 2022 od 11 do 16 września. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że do tego czasu sytuacja się unormuje i będziemy mogli spotkać się tam już w zwykłych warunkach, a przynajmniej przy minimalnych obostrzeniach. Oficjalna strona Kongresu zmieniła adres z 
http://inc2021.pl/ na https://inc2022.pl i tam należy szukać nowych informacji. 

Na koniec sam sobie odpowiem na tytułowe pytanie. Próbuję ostatnio zmniejszyć ilość miejsca zajmowanego przez moją numizmatyczną biblioteczkę. Powoli (bardzo, bardzo powoli) dokonuję selekcji - to co MUSI, zostać na papierze, zostaje, to, z czego wygodniej mi korzystać w formie plików cyfrowych albo kupuję w tej formie (e-booki) albo skanuję, a pozycje drukowane sprzedaję, lub wymieniam na monety. 

Na nie miejsce musi być. 

sobota, 6 marca 2021

Szczegóły i szczególiki.

Klasyka i banał - prawie takie same monety.

Jak powszechnie wiadomo, w "prawie takie same", najważniejsze jest słowo PRAWIE. W tym akurat przypadku, łatwo rozwiązać zagadkę i wskazać dwa szczegóły, sprawiające, że te monety nie są identyczne. Wiać to gołym okiem. A co, jeśli różnice są subtelniejsze? Albo jeśli mamy zdjęcia różniące się ułożeniem monety, kierunkiem jej oświetlenia i wpatrywanie się w nie, frustruje tylko zamiast dać odpowiedź. Już mam pewność - ten fragment jest inny, po chwili pojawiają się wątpliwości, oczy łzawią, a ja wciąż nie wiem - identyczne, czy nie.

Czy jest jakiś sposób, by sobie z tym poradzić? Jest! Jak zwykle, wymaga posiadania narzędzia i chwili czasu. Mówiąc w skrócie, zamiast przenosić wzrok ze zdjęcia na zdjęcie, trzeba zmusić te zdjęcia, żeby same wskazały różnice. 

Impulsem do tego wpisu był e-mail, którego autor przypuszcza,  że znalazł trzeci wariant dwudziestogroszówki 1976. Przypuszcza, ale pewności nie ma, bo:

Mnie się już w oczach mieni. Ale proszę zwrócić uwagę na kilka szczegółów:
Daszek jedynki (na przesłanym przez mnie jakby wklęsły – Pana wypukły)
Grubość cyfr (na moim jakby cieńsze)
Znak menniczy (na moim pazur wskazuję na połowę m, u Pana jakby na szczyt)
Nie jestem pewien ale wygląda mi to inaczej 

Oczywiście dostałem zdjęcie tej monety.

Metoda, którą wyżej wstępnie opisałem, do tego zdjęcia da się zastosować, pomimo tego, że monetę sfotografowano pod pewnym kątem. Lepiej by było, gdyby fotografowano ją na wprost (gdyby oś obiektywu była prostopadła do powierzchni monety).

Od czego zacząć? Od narzędzia. Ja używam programu GIMP (bezpłatny), ale wiem, że Photoshop będzie co najmniej tak samo skuteczny, tylko polecenia mogą być troszkę inne.

Najpierw pozbywamy się niepotrzebnego tła. Najłatwiej użyć narzędzia zaznaczanie eliptyczne.

Odwracamy zaznaczenie, usuwamy tło poleceniem "wytnij" i kadrujemy obraz do zawartości. Otrzymujemy coś takiego.
Gdyby monetę sfotografowano na wprost, mielibyśmy koło. Mamy elipsę, na szczęście, niewiele od koła odbiegającą. Możemy więc przeskalować obraz, by wysokość była równa szerokości. Przy okazji ustalamy te wymiary tak, by były takie same, jak na zdjęciu z którym będziemy porównywać. Jeszcze jedna operacja i otrzymamy obraz, który będziemy mogli porównać z wzorcem. Trzeba zadbać o identyczne ułożenie obu obrazów. Wybieramy charakterystyczne punkty, które powinny leżeć na linii poziomej lub pionowej i odpowiednio obracamy obraz.
Teraz mamy już gotowe elementy układanki - dwa, o identycznych rozmiarach  zdjęcia jednakowo ułożonych monet. Czas na finał.

Tworzymy nowy, pusty obraz o takich samych rozmiarach, np 800 x 800 pikseli, do tego obrazu wklejamy przygotowane obrazy z monetami jako nowe warstwy. Z menu FILTRY - ANIMACJA wybieramy polecenie PRZENIKANIE. Ustalamy ilość ramek pośrednich, na przykład 8 i zaznaczamy, że animacja powinna być zapętlona. Tak przygotowany obraz eksportujemy do odpowiedniego formatu (GIF), zaznaczając opcje "animacja" i "powtarzanie". 

Otrzymany animowany obraz można później jeszcze przyciąć, by móc skoncentrować się na kluczowych fragmentach rysunku monety.

Efekt wygląda tak

Prędkość animacji reguluje się parametrem opóźnienia - w tym przykładzie pozostawiłem domyślne 100 ms. I cóż widzimy? Tym razem to nie jest nowy wariant - cyfry daty są identyczne.

Mógłbym na tym skończyć dzisiejszy wpis, ale ponieważ wszystko dookoła wiąże się z sobą i zapętla, jak ta numizmatyczna animacja, jeszcze kilka (?) zdań. Inny mój czytelnik i korespondent, wiedząc, że nie udzielam się na Facebooku, poprosił o opinię w sprawie pewnej dyskusji na grupie zajmującej się miedzianymi monetami Polski królewskiej. Rzecz dotyczyła tej monety,

a pytanie brzmiało tak:

Są osoby, które twierdzą, że ta moneta to wybryk pracownika mennicy, oraz tacy, którym bliżej to hipotezy, że jest to próba technologiczna stempla. Mnie udało się jedynie ustalić, że takie próby stempli do monet srebrnych robiono właśnie na krążkach miedzianych, przeznaczonych do monet zdawkowych, ale to jedyne informacje, jakie mogłyby uwiarygadniać tę hipotezę. Poniżej fragment z książki:
Zacytowany fragment pochodził z publikacji Walerego Kostrzębskiego, którego najistotniejsza dla sprawy część, to:
Odpowiedziałem tak:
Walery Kostrzębski wiedział, co pisze. W końcu był pracownikiem mennicy w Warszawie - był tam probierzem aż do zamknięcia mennicy. Później brał aktywny udział w życiu numizmatycznym Warszawy. Korespondował z największymi z naszych poprzedników. Wielka szkoda, że jego rękopis katalogu polskich monet nowożytnych zaginął i nie został opublikowany.
Opis testowania ustawienia prasy menniczej na miedzianych krążkach jest logiczny i spójny. Nie mam podstaw by go kwestionować.
Miedziana odbitka złotówki 1767 z inicjałami Sylma jest uwzględniona w Ilustrowanym Skorowidzu E. Kopickiego pod numerem 2354. Jest przy niej informacja, że egzemplarze (albo ten sam egzemplarz, tego nie wiemy) były w kolekcjach Sobańskiego, Mańkowskiego, Jarzębowskiego.
Jest też w tym samym katalogu miedziana odbitka złotówki 1766 ze stopniem rzadkości R6, bez wzmianki o tym, w których zbiorach była.
Obie te monety są też w katalogu Kamińskiego/Kopickiego z serii KAW.
R6 to 7 do 25 znanych egzemplarzy. Trochę dużo, jak na jednostkowe odbitki testowe. Z drugiej strony, intendentem mennicy był wtedy Sylm, a o jego uczciwości nie najlepiej świadczy fakt, że krótko po opuszczeniu Warszawy, zatrudnił się u Fryderyka Wielkiego, któremu służył pomocą w trwającym od lat pięćdziesiątych procederze fałszowania monet państw sąsiednich.
Dlaczego uważam, że te dwie, pozornie tak różne sprawy jakoś się z sobą wiążą? Zacytowany fragment opisujący wykorzystywanie krążków na monety miedziane do ustawiania pras menniczych przed biciem monet srebrnych i złotych pochodzi z pracy Walerego Kostrzębskiego zatytułowanej "Błędne drogi w zbieraniu numizmatów polskich". We wstępie, Kostrzębski umieścił następujące fragmenty ("sklejka" wybranych zdań):
Kostrzębski miał rację. Może Was to dziwić, że ja, w końcu autor katalogów specjalizowanych, wyszukujący odmiany i drobne warianty monet, zgadzam się z opinią o bezsensie poszukiwania "błachostek". Rzecz w tym, by umieć odróżnić błahostkę od szczegółu dostarczającego wartościowej informacji. Pozornie nieistotne drobiazgi, jak na przykład ułożenie piór na szyi orła na dziesięciofenigówkach Królestwa Polskiego z lat 1917 i 1918, albo na rysunek wieńca na rewersach dziesięciogroszówek z lat 1835-1840 pozwoliły na zrekonstruowanie chronologii bicia tych monet. Gdyby nie monety, nie mielibyśmy o niej pojęcia, bo nie zachowały się żadne związane z tym dokumenty.
Jeszcze jeden fragment z Kostrzębskiego.
Z nim zgadzam się bez żadnych zastrzeżeń. 

Aby dzisiejsze tematy ładnie spięły się z sobą, mimo że tyczą spraw bardzo odległych w czasie, wracamy do roku 1976 i aluminiowych dwudziestogroszówek. Dziesięć lat temu też ktoś do mnie napisał, że udało mu się znaleźć trzeci wariant tej monety. Oczywiście były i zdjęcia.
To tylko fragment, ale celowo nie pokazuję całego awersu, bo to co istotne jest na tej części. Moneta została opisana, jako wariant "szóstka w dacie z niższym daszkiem". Rzeczywiście, "daszek" jest tu niższy, ale nie był taki, kiedy moneta opuszczała mennicę. Cyfra została później zniekształcona uderzeniem czegoś twardego. 

Sto kilkadziesiąt lat minęło i nic się nie zmieniło. Nadal tkwi w nas kolekcjonerach potrzeba posiadania okazów wyjątkowych, których inni nie mają. Nadal dążymy do uwiecznienia naszych nazwisk na listach odkrywców. I dobrze, byle tylko pamiętać o zdrowym rozsądku.

Printfriendly