Google Website Translator Gadget

niedziela, 28 września 2014

Oddam pomysł w dobre ręce.

Czasu naciągnąć się nie da. Można próbować (podobno), ale per saldo to się nie opłaca. Te chemikalia niestety mają skutki uboczne.
Naciągnąć się nie da, a tymczasem w głowie kiełkują pomysły, które wydają się niezłe.
Jeden z tych pomysłów spróbuję dziś "sprzedać". Tanio!

Zagrzebuję się coraz głębiej w pracę nad dwoma katalogami. Uznałem, że najwyższy czas sfinalizować temat miedziaków koronnych A3S. To jeden.
Kilka razy obiecałem, że w tym roku postaram się zrobić trzecie wydanie katalogu monet Królestwa Polskiego 1917-1918. To drugi.
Obydwa wymagają mnóstwa żmudnej pracy nad zgromadzonymi przez lata zdjęciami monet. Tu nie da się nic zautomatyzować, przyspieszyć, uprościć. A czasu do dyspozycji mam tyle, ile zostaje z każdej doby po odjęciu godzin snu, pracy na etacie (z dojazdem), prac domowych, zakupów i takich "niepotrzebnych" dodatków, jak życie rodzinne, spotkania ze znajomymi, książki, filmy, rower, bieganie. Parę innych pożeraczy czasu można by jeszcze znaleźć.

Na przykład korespondencja z innymi kolekcjonerami.
Jeden z nich poczuł potrzebę szczegółowego zajęcia się półtorakami Zygmunta III, na początek bitymi w Krakowie i poprosił o ocenę swoich pomysłów na opisanie i przedstawienie poszczególnych odmian i wariantów.
Pan Cezary oczywiście zna katalog półtoraków tworzony pod przewodnictwem Pana Góreckiego na forum TPZN
http://forum.tpzn.pl/index.php/topic,3129.0.html
ale fakt, że ktoś tematem się już zajął, nie oznacza, że nie można zrobić tego w nieco odmienny sposób. Nawiasem mówiąc, katalog Góreckiego został niedawno uznany przez WCN za rzetelną literaturę źródłową
http://wcn.pl/archive/108922?q=108922&number=1
Z Panem Cezarym wymieniłem kilka emaili, pisząc, co w Jego katalogu mi odpowiada, a co zrobił bym inaczej. Jaki będzie efekt końcowy - czas pokaże.

Kolekcjonerzy, widząc niedoskonałości istniejącej literatury numizmatycznej coraz częściej biorą sprawy w swoje ręce i przystępują do zapełniania luk w katalogach. Przykładów, oprócz powyższych, można znaleźć wiele. Zaczynając od stworzonego na cafe Allegro katalogu odmian 10-fenigówki gdańskiej z 1920 r. poprzez katalog odmian talarów R. Janke opublikowany w Przeglądzie NUmizmatycznym, na katalogach niżej podpisanego kończąc.
Autorzy przyjmują różne konwencje prezentowania materiału, różne systemy numeracji, różnie podchodzą do czysto technicznego problemu - przygotowywania ilustracji.

Jak już wspomniałem, ilustracje to bardzo pracochłonny etap opracowywania katalogu. Można oczywiście pójść na skróty i nie przejmować się tym, że na jednym zdjęciu awers jest po lewej, rewers po prawej, a na innym odwrotnie. Że jedne zdjęcia są jasne, inne ciemne, że mają różne rozdzielczości itp. W wyniku otrzymuje się niestety dzieło mało czytelne i po prostu nieestetyczne.
Jeśli zamiarem jest stworzenie katalogu czytelnego i łatwego "w obsłudze" trzeba się pogodzić z koniecznością poświęcenia masy czasu na obróbkę zdjęć - wycięcie zbędnego tła, ujednolicenie układu, rozdzielczości i wielkości zdjęć, ich jasności, kontrastowi itd.
Dobrym przykładem takiego podejścia do tworzenia katalogu jest dostępny (w części na razie) katalog szelągów Jana Kazimierza tworzony przez forumowicza z www.poszukiwanieskarbów.com - polecam lekturę dłuuuugiego wątku http://www.poszukiwanieskarbow.com/Forum/viewtopic.php?f=52&t=103301&hilit=boratynki+kolekcji
(by czytać, trzeba się zarejestrować na forum, ale warto!).

 Bardzo ważne jest, by z rozwojem katalogu - a to nieuniknione, gdy katalog jest szczegółowy - utrzymywać numerację. Jeśli chcemy, by katalog był traktowany poważnie, to po prostu konieczność.
A co zrobić, kiedy okaże się, że przyjęty system numeracji z czasem okazuje się po prostu zły (np. uniemożliwiając dodawanie nowych odkryć we właściwe miejsce)? Nie ma rady, trzeba się do błędu przyznać, konieczne zmiany wprowadzić i liczyć na zrozumienie ze strony użytkowników. 

A co z tytułowym "pomysłem w dobre ręce"? Już do tego dochodzę.
Dawno, dawno temu popełniłem tekst KATALOG IDEALNY.
Przeczytajcie, a potem wróćcie, by dokończyć czytanie tego wpisu.

Jesteście z powrotem? No to jedziemy dalej.
Przez jedenaście lat, które upłynęły od opublikowania zachęty do stworzenia katalogu idealnego utwierdziłem się w przekonaniu, że to pomysł dobry. W mojej niemałej biblioteczce numizmatycznej jest wiele katalogów. Znacznie więcej, niż wymieniłem w tamtym felietonie. Na dobrą sprawę, każdy jest inny. Z katalogów polskich najbardziej podobają mi się katalog trojaków T. Igera i katalog popularny Suchanka i Kurpiewskiego. Pierwszy, ze względu na bardzo czytelne przedstawienie wariantów napisowych i niezłe zdjęcia, drugi ze względu na zastosowanie układu nominałowo-chronologicznego, który spodobał mi się od momentu, kiedy dostałem pierwszy katalog Krausego.
Z katalogów obcych - wspomniany właśnie Krause (powód znacie) oraz "Red book" - o nim też kiedyś pisałem, i to nie raz:
https://sites.google.com/site/felietonynumizmatyczne/2005/2005-01
https://sites.google.com/site/felietonynumizmatyczne/2006/2006-41

Biorąc z tych katalogów to, co najlepsze i korzystając z dostępnych dziś cyfrowych systemów dystrybucji publikacji można stworzyć rzeczywiście najlepszy na świecie katalog. Wtedy, w 2003 roku pomysł nie chwycił. Może teraz się powiedzie. Oddaję go za darmo. No prawie.
Zastrzegam sobie tylko prawo do bezpłatnej subskrypcji i miejsce w stopce redakcyjnej, jako autor pomysłu.

Reszta w Waszych rękach.

Byłbym zapomniał o ilustracji.
To jeden z najświeższych nabytków
Nieregularny placek, chyba ołowiany, ważący 5.38 grama. Gładki z jednej strony, na stronie drugiej ma awers pięćdziesięciogroszówki z 1923 r. Przypuszczam, że to próbny odlew z fałszerskiej formy. 50 groszy w latach 20-tych XX w. to był nominał, którego fałszowanie miało ekonomiczne uzasadnienie. Wystarczyło pokryć taki odlew warstewką jasnego metalu i ktoś nieostrożny mógł przyjąć go za dobrą monetę.


niedziela, 7 września 2014

A to co?

Po wakacjach mam wrażenie, że na Allegro jest coraz mniej ciekawych monet (przynajmniej dla mnie). A przecież kolekcja powinna się rozwijać. I co?

Chciejstwo!
Wypatrzyłem (i wygrałem) aukcję http://www.allegromat.pl/aukcja164346
Nadzieje rozbudziła moneta pierwsza od lewej w dolnym rzędzie.
Cóż tam może być pod herbami?
Monety dotarły. Okazało się, że...

jest tam H. Niestety. Niestety, bo to nic rzadkiego. Awers też typowy, AUGUSTUS i okrągła, pusta w środku brosza spinająca płaszcz.
Jest jednak coś, co sprawia, że z zakupu jestem zadowolony. Na zdjęciu pokazałem rzeczywisty układ awers/rewers - ta moneta to tzw. skrętka. Destrukt menniczy. A miedziaki Augusta III w zdecydowanej większości bito poprawnie - jeśli pominąć niecentryczne ułożenie krążka między stemplami.

"Nieszczęścia" podobno chodzą parami.
 Tym razem nie był to zakup przypadkowy. Monetę wystawiono, jako destrukt.
Awers wygląda na odbity poprawnie, ale rewers uderzono co najmniej dwa razy. Jak myślicie, czy można ustalić, który to rocznik?
Można, ale trzeba mieć do dyspozycji mnóstwo materiału porównawczego.
Cechy charakterystyczne:
  • W imieniu króla U (a nie V)
  • W legendzie rewersu dwukropki
  • Duża tarcza herbowa
Taka kombinacja pojawia się tylko raz (przynajmniej w materiale, który udało mi się zgromadzić) - w roczniku 1755.


A skoro mowa o zagadkach, to na bardzo interesującą trafiłem na cafe Allegro. Zagadka dotyczy takiego czegoś (zdjęcia z wątku na cafe):

 




Pomijając dziwne dywagacje językowe i mało związane z przedmiotem dyskusji, werdykt allegrowiczów sprowadził się do stwierdzenia, że to zwłoki jednogroszówki z 1923 r. - skutek potraktowania oryginalnej monety jakimś żrącym środkiem.

A rant? Dlaczego jego krawędzie nie poddały się chemikaliom? Nikt się nad tym nie zastanowił.
Po krótkiej korespondencji moneta trafiła tymczasowo w moje ręce. Zważyłem, zmierzyłem. Waży 1,4 grama zamiast 1,5 g; ma średnicę 14,5 mm zamiast 14,7 mm. To nie są duże odchyłki od parametrów emisji.

Jak się ma monetę w ręku, to łatwo można ją porównać z podobną. Porównywanie zdjęć wykonywanych przez różne osoby, różnym sprzętem,  w różnych warunkach nie zawsze się udaje. Ale ja mam na chwilę i tę zagadkę i monetę z własnej kolekcji.
Po zeskanowaniu i złożeniu w jeden obrazek mam
To coś nie powstało przez wytrawienie normalnej, obiegowej monety. Żadne chemikalia nie mogą zmienić w taki sposób kształtu liter. Na przykład O w GROSZ. A gdzie się podziało obrzeże? Pamiętajcie, że rant jest kanciasty, jak w dobrze zachowanej monecie. A tu,, na rewersie, dolny zawijas litery S dochodzi do samej krawędzi krążka. Na zwykłej monecie od krawędzi dzieli go wąski pasek tła i jakieś pół milimetra obrzeża. A przecież średnica jest tylko o 0,2 mm mniejsza.

Wniosek?
To nie zniszczona moneta obiegowa. To coś - żeton, szton do jakiejś gry, próba fałszerstwa (bezsensowna, ze względu na nominał) - wytworzono metodą odlewu (najprawdopodobniej).
Kiedy? Przez kogo? W jakim celu?
Na te pytania odpowiedzi nie znamy i pewnie bez pomocy dokumentów źródłowych nie poznamy.

Moneta (?) wraca do właściciela, a ja pozostaję z przekonaniem, że daleko nam jeszcze do pełnej wiedzy o pieniądzu nieodległych przecież czasów II Rzeczpospolitej. I z przestrogą, by nie ferować radykalnych wyroków bez zastanowienia.



Printfriendly